sobota, 16 marca 2013

Rozdział 40. - ostatni

Chcąc, żeby było tak jak ostatnim razem na początek podziękowania:
- Valeria - ... Nie wiem co napisać. Naprawdę. Jesteś od niemal samego początku, komentujesz i wspierasz :) Jedyne co przychodzi mi do głowy to jedno wielkie DZIĘKUJĘ ;* Dodatkowo poprawiłaś mi humor tymi trzema godzinami na GG xD Mam nadzieję, że będziesz ze mną do końca ;D
- Vero - Wiem, nie komentujesz, prawdopodobnie, nawet tego nie czytasz, ale w każdym razie, dziękuję za inspirację i za uświadomienie mi niektórych błędów ;) Podsumowując, czytając Twojego bloga zrozumiałam jaka potrafię być głupia :*
- Sydney F. - To dla Ciebie zrobiłam tą zakładkę z końmi! A wiesz czemu? Bo Cię lubię, szanuję i Ci dziękuję ^.^ Jak mi się fajnie zrymowało
- Anek - Mój Anek, tak się podpisujesz, więc nie powiem tym razem Anka ;D Tobie również jestem w cholerę wdzięczna za te wszystkie komentarze!
- Bez Imienna - No kuźwa jesteś od tak niedawna, a ja Cię tak lubię... Dlaczego? Bo tak. Używasz słowa hardcorowe w swoim opowiadaniu praktycznie co notkę, nienawidzę tego, ale i tak masz u mnie dużego plusa za osobowość ;) Wybacz, nie zabiję Gośki. Przyda się :D
- Spirit - Thank you very much! Napisałabym jeszcze coś, ale choroba mi nie pozwala myśleć, a tym bardziej tłumaczyć ;D
- Szałwia - Zły człowieku, czemu Cię nie ma? Byłaś najwcześniej i chyba trochę Ci się już to całe czytanie znudziło ;) Ważne, że komentowałaś wcześniej i dziękuję za wsparcie :*
No i wszyscy obserwatorzy i komentatorzy, których pominęłam, niech wiedzą, że wszystkim niezwykle dziękuję ;* To tylko dzięki Wam ten blog nadal istnieje. No dobra, a teraz nie zamulając dłużej - długo wyczekiwana notka:

**********************************************************************************************
Około dziesiątej oba konie "załadowane" zostały do przyczepy, a ja z Tymonem siedzieliśmy w kabinie.
- Wzięłaś wszystko? - zapytał zapinając pas.
- Owszem. Siodło, czaprak, ogłowie, kantar, uwiąz, ochraniacze, sprzęt do czyszczenia na wszelki wypadek i strój razem z kaskiem. - wymieniłam zawartość bagażnika, licząc na palcach. - Czyli wszystko.
- No to jedziemy.
Pick-up wjechał na główną drogę, ciągnąc za sobą wielką przyczepę. Zawody miały się odbyć w miejscu, oddalonym od stadniny o mniej więcej dwadzieścia kilometrów. Czyli czekało nas około pół godziny drogi, znając uliczne korki.
***
Jak się okazało drogi były niemal nieprzejezdne i zamiast jechać wcześniej wspomniane trzydzieści minut, dotarliśmy na miejsce w przeciągu pełnej godziny. Wysiadłam z samochodu, marudząc.
- To było chyba najdłuższe dwadzieścia kilometrów w moim życiu - stwierdziłam, przeciągając się.
- Pójdę po twój numer, a ty wyprowadź Melodię.
- Okey, pojadę z nią na parkur. Mógłbyś się zająć Tabunem? - zapytałam, wchodząc do przyczepy, aby wyprowadzić klacz.
- Taa, da się zrobić - odparł niechętnie.
- Jak nie chcesz, to ja mogę, tylko pasowałoby się przygotować.
- Nie. Ja się nim zajmę, a ty przygotuj Melodię.
- Okey - powiedziałam cofając kobyłę na rampę. Kiedy Tymon poszedł po numer, ja zdjęłam ochraniacze i derkę, zamieniając je na siodło oraz uzdę. Wskoczyłam na jej grzbiet, ruszając w stronę parkuru treningowego. Przy bramce nie było kolejki. Widocznie portier stojący na bramce skutecznie odstraszał tłumy.
- Dzień dobry, ile za dwa przejazdy?
- Dycha - odparł szorstko. Wyciągnęłam pieniądze z kieszeni bryczesów. Facet zgarnął je łapczywie i otworzył szlaban. Wjechałam stępem. Po pięciu minutach najechałam na pierwszą przeszkodę. Klacz skakała nienagannie. Poklepałam ją i po chwili przerwy wróciłam do drugiego przejazdu. Wszystko byłoby idealnie gdyby nie fakt, że zahaczyła o drąga. Przeszłam do kłusa, aby się trochę uspokoiła. Gdy zaczęłam już stępować nagle odezwał się portier.
- Panienko! Kobyłka ci kuleje! - krzyknął ze swojej budki. Po tej uwadze zeszłam z konia i oprowadziłam ją w koło. Rzeczywiście. Lewa tylna dochodziła tylko za innymi. Zeszłam natychmiast z parkuru i skierowałam się ku przyczepie. Tymon siedział na rampie i głaskał Tabuna między uszami, poprawiając mu grzywę. Gdy podeszłam od razu spojrzał na mnie ze zdziwieniem, widząc, że zdejmuję siodło.
- Co ty robisz? - zapytał.
- Kuleje.
- Kuleje?! Ale już wszystko jest załatwione! Nie możesz się teraz wycofać! - powiedział, tak właściwie niemal krzyknął.
- Ale kto powiedział, że się wycofuję?
- Chcesz jechać na kulawym koniu? - zdziwił się chłopak. Popatrzyłam na niego wzrokiem pełnym dezaprobaty, po czym przeniosłam spojrzenie na mustanga.
- Nie.
- Tak - odparłam z uśmiechem.
- Co ty spadłaś z Melodii na treningu? Chcesz startować na mustangu, który nie skakał?
- Skąd wiesz? Był nauczony podstawowych figur ujeżdżeniowych to może i skacze.
- Nie masz już nawet czasu na trening, daj, pójdę oddać numer.
- No chyba cię coś boli! Nie zamierzam teraz rezygnować, skoro mogę jechać na innym koniu! - krzyknęłam, kończąc siodłanie Tabuna. Tymon otworzył usta, widząc moją stanowczość, po chwili jednak na jego twarzy pojawił się wielki uśmiech.
- No to jedź i wygraj! - powiedział z entuzjazmem. Przełożyłam nogę przez siodło.
- Żebyś wiedział, że wygram. Tylko pilnuj Melodii - rzuciłam jeszcze przez ramię stępując w stronę padoku, na którym odbywały się zawody. Klasa N była pierwsza, a ja byłam czwartym zawodnikiem. Sędziowie siedzieli już na miejscach, a pierwszy zawodnik podjeżdżał do stacjonaty. Nie szło mu najlepiej. Szarpał konia na pysku, przez co wierzchowiec za późno wyskoczył i strącił poprzeczkę. Najgorzej jednak było przy ostatnim okserze. Kary wybił się za wcześnie i przednimi nogami uderzył w oba drągi. Jeździec zaczął go okładać batem po słabiźnie, choć jego przejazd i tak się już zakończył. Noty były niskie, w przeciwieństwie do czasu i punktów karnych. Pokręciłam głową. Tacy jeźdźcy nie powinni być dopuszczani do zawodów. Po kolejnym jeźdźcu zrozumiałam, jak bardzo się denerwuję. Wzięłam kilka głębokich wdechów, tak dla rozluźnienia. Po chwili z powrotem stałam się oazą spokoju.
- Numer cztery, na koniu Melo... przepraszam, na Tabunie proszony na parkur - oznajmił głos wydobywający się z głośnika. A nie łaska wypowiedzieć imię i nazwisko? Stępem wjechałam przez bramę, która zaraz się zamknęła. Zatrzymałam się na środku i skłoniłam głowę. Jurorzy zaczęli coś szeptać do siebie, kiedy ja zaczęłam galopować w koło. Mustang najwyraźniej nie odczuwał strachu czy też stresu ze względu na publiczność. Widać czuł się tak jak na swoim pastwisku. Podjechałam do pierwszej przeszkody. Dodałam łydkę, zrobiłam pół siad i na wszelki wypadek klepnęłam lekko bacikiem. Tabun wzbił się w powietrze i po kilku sekundach znalazł się na ziemi... Bez zrzutki! Odetchnęłam z ulgą, galopując dalej. Wiedziałam, że aby mieć jak najlepszy czas muszę mocno ściąć zakręt za krzyżakiem. Ogier przeskoczył bezbłędnie, a ja od razu po przeszkodzie skróciłam wodzę, docisnęłam mocniej zewnętrzną łydkę i zamiast zakręcić... koń wykonał zwrot na zadzie, po czym z powrotem przeszedł w galop. Nie mogłam w to uwierzyć. Nie było nawet możliwości, żeby ktokolwiek, skręcił szybciej. Z uśmiechem pokonałam cały tor. Gniadosz nie zawahał się nawet przy ostatnim okserze. Spojrzałam na tablicę, pokazującą wyniki. "4:21, 0 pkt. 9.0,  8.1,  10.0,  9.8" Jak na razie były to najlepsze noty, ale w końcu, byłam czwartym zawodnikiem. Wróciłam do przyczepy w radosnym uniesieniu. Tymon z Melodią czekali obok. Chłopak smarował nogę klaczy, a ja bez słowa zsiadłam z konia i przywiązałam go do koniowiązu. Dopiero wtedy Tymon zauważył, że już wróciłam.
- Już koniec? - zapytał. Nie mogąc zdobyć się na żadne słowa usiadłam tylko na rampie i zasłoniłam twarz. - Nie płacz! Na pewno nie było aż tak źle! - zaczął mnie pocieszać. Podniosłam głowę.
- Źle?! Zero karnych, cztery dwadzieścia jeden i świetne noty! - krzyknęłam radośnie rzucając się mu na szyję. - Wykonał zwrot na zadzie! - dodałam, widząc zszokowanie na jego twarzy. Zaśmiałam się, a potem opowiadałam mu o przejeździe, czekając na zakończenie zawodów.

***
Słysząc w głośnikach, że konkurs skoków klasy N zakończy się za dziesięć minut, z powrotem osiodłałam Tabuna i pojechałam na parkur. Stanęłam w szeregu obok innych koni. Rozglądałam się wkoło szukając wzrokiem Tymona, który zginął gdzieś w tłumie. Nie dano mi jednak zbyt dużo czasu na szukanie, bo na środek wyszedł przewodniczący jury, ogłaszając wyniki.
- Biorąc pod uwagę noty, czas i punkty karne oraz styl jazdy, po wielu obradach sędziowie stwierdzili, iż trzecie miejsce zajmuje numer ósmy na koniu Fernende. Drugie miejsce otrzymuje numer siedemnasty na koniu Terracotta. No i pierwsze miejsce oraz wyjazd na trening skokowy do Ameryki wygrywa... - tu przewodniczący zrobił efektowną przerwę. - ... Numer czwarty na Tabunie! - krzyknął mężczyzna. Moje oczy rozszerzyły się do nienaturalnych rozmiarów. Wygrałam. Jadę do Ameryki! Kiedy to do mnie dotarło wjechałam na środek stając obok mówcy. Wręczył mi puchar, rozetę i bilet, po czym pogratulował. Podziękowałam z uśmiechem i wróciłam do przyczepy. Takiego zwrotu wydarzeń się nie spodziewałam. Nadal do mnie nie docierało, że na mustangu wygrałam zawody, a za trzy dni jadę z nim do Ameryki. Trzeba przyznać, nie mogę się doczekać.

*************************************************************************************************
W taki oto sposób zakończył się drugi tom "Horses meaning of life". Dziękuję Wam za wytrwałość, jesteście wspaniali! Męczyłam się z tym rozdziałem przez ostatnie cztery godziny :) To chyba najdłuższy z rozdziałów, które pisałam i jestem z siebie dumna ^.^ Jeżeli nadal macie ochotę czytać moje wypociny, zapraszam Was na trzeci sezon, który rozpocznę jeszcze w tym tygodniu :D Jak na razie ja się żegnam i z całego serca Wam DZIĘKUJĘ ;* Do zobaczenia...^^

6 komentarzy:

  1. A mnie jeszcze bolą palce po wczorajszym czatowaniu :D Pomijając fakt, że dzisiaj tak mi zdrętwiały że omal ich sobie przypadkiem nie ucięłam, ale mniejsza. Nie poznaję się.
    Ja czułam że ona pojedzie na Tabunie i wygra. Nie przypuszczałam tylko, że wygraną będzie bilet do Ameryki. Powiedz mi prosze, że weźmie ze sobą Tymona, bo jeszcze się tam jakiś chłopak pojawi i co?
    Miło mi słyszeć te podziękowania. Moje takie OGROMNIASTE pojawią się na samym końcu sezonu 4, który będzie też ostatnim sezonem na tamtym blogu.
    Poza tym cholernie długo czekałam na ten rozdział i fakt, że wygląda on tak a nie inaczej jeszcze tylko bardziej mnie raduje [heh Borussia wygrała 5:1 mimo nie za dobrego początku].
    Rozdział zajebisty i czekam na kolejny tom *.*

    OdpowiedzUsuń
  2. Przewidziałam to! Moje zdolności medium zaczynają rosnąć. Nie mogę się doczekać kiedy zaczniesz kolejny tom pisać. :)

    OdpowiedzUsuń
  3. super ! głupio mi to powiedzieć ale... prawie się poryczałam przy podziękowaniach ^^ no cóż.. bywa;) nie moge sie doczekać kolejnej notki mam nadzieje że Weronika wyjedzie do Ameryki z Tymonem ♥
    pozdrawiam ,anek;)

    OdpowiedzUsuń
  4. Ha, wiedziałam że Melodii coś będzie, nie żebym jej źle życzyła czy coś takiego, po prostu to wiedziałam. Nie spodziewałam się tylko jednej malutkiej rzeczy. Jedzie do Ameryki?! A co z Tymonem (chyba, że go ze sobą weźmie) Co ona tam będzie robić, oprócz trenowania skoków. Jakie przygody ją tam spotkają.
    Mam nadzieje, że następny tom będzie niedługo :)

    OdpowiedzUsuń
  5. Koniowata szybciej pozostało 30 miut a właściwie 29 #do końca tygodnia:O

    OdpowiedzUsuń
  6. [10-cio minutowy aplaus. Wreszcie oklaski cichną i...] SUPER!!!!!!!!!!!!!!!!! [fala publiczności] W życiu nie domyśliłabym się takiego zwrotu wydarzeń. Wera na mustangu wygrywa prestiżowe zawody i jedzie do Ameryki :D
    Dzięki za podziękowania i proszę dalej. Bis! [krzyknął ktoś z tłumu]. xD
    Już będzie czwóreczka... nie wiem, co ja zrobię, jak skończy się ten blog... Wypadałoby Ci tylko od razu zakładać drugiego bloga. Ja nie prosze, ja żądam ( xD ).
    Mam nadzieję, że przedostatni sezon będzie równie cudowny i biorę się za czytanie nowych notek (bo mam małe zaległości). Skomentuje dopiero ostatnią z czytanych notek, ale każdą po drodze oznakuję jako fantastyczną :D

    OdpowiedzUsuń