sobota, 22 lutego 2014

Rozdział 20. - W agonii docieram do połowy.

Pobiegłam do stajni najszybciej jak umiałam, chociaż wiedziałam, że i tak jest już za późno. Moja jazda teoretycznie trwała od dziesięciu minut, ale co mogłam poradzić, skoro budzik nie zadzwonił, Tymon mnie nie obudził, a obozowicze tak czy siak mieli mnie gdzieś. W drodze uczesałam niechlujnego kucyka i zgarnęłam jabłko zamiast śniadania. Wpadłam na korytarz i natychmiast skierowałam się na halę. Szatyn siedział na środku, na przyniesionym przez siebie plastikowym krześle, chwiejąc się w przód i w tył, i obserwując, co robią stępujący jeźdźcy.
- Mógłbyś mnie budzić, na przyszłość - powiedziałam, a on zaskoczony przewrócił się na plecy wraz ze stołkiem. Elvis skoczył w bok, jednak Sylwia pewną ręką natychmiast nakierowała go z powrotem na ścianę.
- Stwierdziłem, że nie ma cię co budzić, tak ładnie spałaś - uśmiechnął się, wstając. - Raz na tydzień chyba możesz pospać dłużej, co? - zapytał i otrzepał się z piachu.
- Pewnie, szczególnie, że jestem opiekunką na obozie - w myślach te słowa wydawały absurdalne, a kiedy je wypowiedziałam w akompaniamencie prychnięcia Sylwii, okazało się, że zabrzmiały jeszcze gorzej. Puściłam dziewczynie wesołe spojrzenie, po czym znów zwróciłam się do chłopaka.
- W każdym bądź razie, ja mam prowadzić jazdę, więc spadaj czyścić Albatrosa, bo jedziemy w teren - warknęłam przyjaźnie, na co cała grupka spojrzała na mnie ze znudzeniem. - I obiecuję, że tym razem pozwolę wam pogalopować i poskakać. Możecie być pewni. - mruknęłam, przewracając oczami, szczególnego entuzjazmu nie oczekiwałam i nie dostałam. - Zakłusujcie wreszcie, po piętnastu minutach stępa są już raczej rozgrzane. Kilka okrążeń, za chwilę przyjdę z Melodią i pojedziemy - powiedziałam i wyszłam z hali. Od razu skierowałam się do boksu klaczy, biorąc po drodze skrzynkę z jej szczotkami.
- Wstałaś lewą nogą? - dobiegło mnie z sąsiedniego boksu.
- Wstałabym, ale mnie nie obudziłeś - odparłam i odsunęłam zasuwę w drzwiach. Nawet się nie zorientowałam, kiedy chłopak stał za mną i obejmował mnie w talii.
- Mam cię przepraszać, bo chciałem, żebyś się wyspała? - zaśmiał się, obracając mnie twarzą do siebie. Popatrzyłam na niego z dezaprobatą.
- Tak, dokładnie za to masz mnie przeprosić - westchnęłam, wzruszając lekko ramionami.
- Przepraszam. Może być? - uśmiechnął się, a ja kiwnęłam głową od niechcenia.
- Ujdzie - przewróciłam oczami, pocałowałam go, po czym odwróciłam się i zabrałam za czyszczenie kobyły.
- Widzę, że twoja złość mija równie szybko, jak się pojawia - prychnął, wracając do ogiera. Po kilku minutach oba konie były czyste, więc wróciliśmy na ujeżdżalnię, aby zgarnąć wszystkich i ruszyć do lasu. Niemal natychmiast wyjechaliśmy kłusem na ścieżkę. Tym razem jechałam jako druga, za Tymonem, a zamykał Oskar. Nawet nie zorientowałam się kiedy przeszliśmy do galopu. Odwróciłam się, aby sprawdzić, jak szło Anecie i Magdzie, o resztę nie musiałam się bać. Dziewczynki radziły sobie całkiem nieźle, pierwsza, pomimo, że w grupie nie radziła sobie kompletnie na ujeżdżalni, w terenie tak czy siak, szło jej bardzo dobrze. Panowała nad hucułem, nie dawała mu wyrywać ani zwalniać. Magda w sumie nie musiała robić nic, poza trzymaniem się w siodle. Inga doskonale znała wszystkie ścieżki, wiedziała, gdzie można galopować, a gdzie skakać. Biegła swobodnym tempem, nie zwracając uwagi na to, że Melodia rwie się jak nienormalna. W istocie moja klacz miała zdecydowany nadmiar energii. Kiedy znów spojrzałam w przód, Tymon odwrócił się do mnie, a z ruchu ust wyczytałam "uważaj na gałęzie". Zaśmiałam się i przytaknęłam. Skręciliśmy w lewo, wprost na teren wycinki drzew. Zwolniliśmy najpierw do kłusa, potem do stępa, aż w końcu zatrzymaliśmy się przed powalonymi pniami. Poklepałam klacz po nieco spoconej szyi. Słońce świeciło niezwykle mocno, jak na drugą połowę stycznia, a ona nadal miała na sobie zimową sierść.
- Przeszkody do wyboru, każdy jedzie osobno, jak chce, pierwsza Aneta - powiedziałam, wskazując zachęcająco na konary. Nie chodziło mi o to, że chcę ją wyróżnić, w końcu, jakaś świetna nie była, chodziło głównie o to, żeby mieć ten przejazd już za sobą. Wybrała kilka nisko położonych drzew i na koniec jedno nieco wyższe. W sumie przeskoczyli pięć przeszkód. Następną zaprosiłam Magdę, która pojechała dokładnie tak, jak poprzedniczka. Trzeci było Oskar, który wymyślił sobie bardziej skomplikowany i wyższy tor. Wszystko się udało, więc po nim jechała Sylwia. Naprowadziła Elvisa najpierw na kilka niskich pieńków, co potraktował jako cavaletti, a po nich naprowadziła go na dwie przeszkody o wysokości ponad metra. Koń przeskoczył bez najmniejszego zawahania. Zwolniła do kłusa natychmiast po przeskoczeniu ostatniego drzewa i ze znudzoną miną wróciła do szeregu, a Tymon stwierdził, że kolej na niego. Przejechał całość, omijając zaledwie kilka konarów. Skinieniem ręki zasygnalizował, że ja również muszę spróbować. Westchnęłam i przeskoczyłam parę wyższych pni, tylko po to, aby Melodia się wyżyła i jechać dalej.

Po galopach na ścierniskach i czterokrotnym przeskoczeniu tego samego rowu melioracyjnego, postanowiliśmy wrócić do stajni. Nie zwalnialiśmy, bo obiad prawdopodobnie czekał już na stole. Na ostatnich pięciuset metrach kazałam zwolnić do stępa. Konie trzeba było jeszcze przestępować po sporym wysiłku. Wszyscy odprowadziliśmy wierzchowce do boksów, po czym mieliśmy iść na posiłek, ja jednak, postanowiłam zajrzeć jeszcze do Malagi. Klacz zastrzygła uszami, gdy tylko pojawiłam się w drzwiach. Podeszła do mnie, żując siano i trąciła rękę łbem. Uśmiechnęłam się i pogłaskałam ją po głowie.
- Młoda, coś czuję, że świetnie będzie na tobie jeździć - szepnęłam, pocałowałam ją w chrapy i planując resztę dnia, ruszyłam przez podwórze.

*******************************************************************************************************
Jestem beznadziejna, tyle w temacie. Czwarty tom - notka co drugi dzień, chęci za dwóch. Piąty tom - gówno mi się  chce, jedna notka na tydzień. Czy tylko mi się zdaje, że to do mnie wyjątkowo niepodobne? ;-; Ej, dobra, miałam motywować, nie dołować. Przepraszam Was wszystkich za ten cholerny brak aktywności, ale niestety nie mam na to zbytniego wpływu, jeżeli chcę jechać do Włosani, muszę mieć świadectwo z paskiem, a na razie idzie mi dość krucho :/ Laski moje kochane, obiecuję Wam, że nadrobię zaległości. Nie mogę dokładnie wyznaczyć daty i godziny, no bo same rozumiecie, że nie jest łatwo to wszystko pogodzić, ale w końcu to zrobię, przysięgam. Mój pies się czai na moje nogi. Wczoraj byłam przy koniach, nie jeździłam, ale trudno, fajnie było pobiegać przez drągi, pobalansować i zlecieć z odwróconej ławki i skakać do gówna. Kocham życie. Moja błękitna kurtka cierpi, a Olka skacze do kupy. KC wszystkich, pa pa pa :** ♥

piątek, 14 lutego 2014

Rozdział 19.

Aneta galopowała po padoku, co jakiś czas zmieniając kierunek lub wyjeżdżając na koła. Nie miała najmniejszego problemu, jeśli chodzi o lotne albo wyciąganie chodu. Nie umiała jedynie zbierać, ale wszystko da się opanować. Ustawiłam kilka przeszkód na wysokości około metra. Kazałam najechać na stacjonatę, później na szereg skok-wyskok i znowu na stacjonatę. Pokonała tor cztery razy, bez najmniejszego zawahania. Nie chciałam podnosić poprzeczki, w końcu to hucuł, ale jednak jakoś trzeba było jej to utrudnić. Przyniosłam kilka dodatkowych drągów. Ustawiłam wskazówki przed szeregiem i dodałam jednego krzyżaka dwie foule dalej. Aneta popatrzyła na mnie ze zdziwieniem.
- No co? Raczej dasz sobie radę - powiedziałam, wzruszając ramionami.
- Może, ale jeszcze nie skakałam takich przeszkód - stwierdziła, spoglądając na parkur.
- Jak ci coś nie pójdzie, to zbierzemy cię z ziemi i pojedziesz jeszcze raz, a teraz bez gadania, zapraszam do skoków - odparłam i skinęłam ręką zachęcająco. Z małą pomocą palcata przeszła do galopu, wyjechała koło i ruszyła na drągi. Na szczęście wałach sam domyślił się o co chodzi, bo gdyby nie to, przez swój niepotrzebny chwilowo półsiad wyleciała na szyję z własnej winy. Nachyliła się trzykrotnie, przelecieli nad płotkami i znaleźli się przed ostatnią stacjonatą. Aneta ponownie uniosła się w strzemionach, a ja skwitowałam czysty przejazd uśmiechem. Kazałam powtórzyć to samo jeszcze dwa razy, zwracając uwagę, żeby na wskazówkach siedziała w siodle. Wysłuchała rad i za kolejnym podejściem było o wiele lepiej. Na koniec powiedziałam jej, żeby rozstępowała konia i zaprowadziła go do stajni. Pokiwała głową, więc zostawiłam ją i poszłam do stajni. Pierwsze, co rzuciło mi się w oczy, to pusty, wysprzątany na błysk boks z tabliczką "Malaga". Zmarszczyłam brwi, za dużo nowości. Najpierw Karolina, potem obóz, później tor, a teraz kolejny nowy koń. Wujek oszalał. Nie chciałam go chwilowo widzieć, o szczegóły wypytam później.

Czas mijał wyjątkowo powoli. Pogoda, jak na końcówkę stycznia, była cudowna. Siedziałam na parapecie okna, patrząc na stajnię, skąpaną w promieniach słońca. Śniegu nie było już zbyt dużo, widoczna była jedynie plucha, towarzysząca roztopom. Błoto dało się zauważyć wszędzie. Aśka wyprowadzała Shadow'a, był osiodłany, najwyraźniej postanowiła w końcu zacząć na nowo przyzwyczajać do jazdy. Usiadła w siodle i lekko docisnęła łydki, to wystarczyło, żeby koń ruszył żywym stępem. Wjechała na padok i po kilku okrążeniach zakłusowała.
- Ładnie chodzi, co? - usłyszałam za sobą zmęczony głos.
- Jasne, dobry zakup - odparłam, odwracając się w stronę wujka. - Co to za Malaga?
- Kolejny koń do twojej opieki. Przynajmniej na jakiś czas - dodał, kiedy posłałam mu oburzone spojrzenie.
- Nie sądzisz, że mam już za dużo na głowie? - zapytałam oskarżycielskim tonem. - Mam trzy własne konie, nie potrzebuję następnego.
- Cztery to nie taka znowu duża liczba - zaśmiał się ochryple. - Wiesz, ja mam ich prawie trzydzieści...
- A zajmujesz się dwoma. Reszta jest albo prywatna, albo przeznaczona do jazd dla osób z zewnątrz, ewentualnie do dzierżawy lub sprzedaży - prychnęłam, zaplatając ręce na piersi.
- Czyli co, rozumiem, że mam konia odesłać tam gdzie był? - uniósł pytająco brew.
- A gdzie był? - zapytałam, zerkając na niego z ukosa. Zazwyczaj nie był taki... Zdawkowy.
- Na targu, żadna nowość - westchnął ze złośliwym uśmiechem. Doskonale wiedział, że tyle wystarczy, żeby mnie przekonać.
- Jeżeli to cię wujaszku uszczęśliwi, to mogę się zająć tym koniem, ale najpierw muszę ją zobaczyć, kiedy będzie?
- Za góra dwie godziny, szykuj się - powiedział, zacierając ręce. Pokręciłam głową i z powrotem usiadłam na oknie. Spojrzałam na padok akurat w momencie, kiedy Shadow przechodził energicznie nad drągami. Aśka poklepała go po szyi i oddała wodze. Przeszła na chwilę do stępa, po czym zbierając konia, dodała łydki do galopu. Wałach natychmiast zrobił to o co go proszono, a blondynka skierowała go na niskiego krzyżaka, pozostałego z jazdy Anety. Koń wybił się z ogromnym zapasem i gdyby nie fakt, że dziewczyna wykonała dużo głębszy półsiad, niż powinna, to prawdopodobnie leżałaby na ziemi. Po przeszkodzie ściągnęła wodze, zwalniając najpierw do kłusa, a później do stępa. Pogłaskała Shadow'a po szyi i łopatce, a pod dom podjechał ciemny Land Rover z przyczepą. Szybko zerwałam się z miejsca, zbiegłam po schodach i wypadłam przez drzwi frontowe na chłodne powietrze, w momencie, kiedy Tymon z Jackiem zaczęli otwierać rampę.
- Weź uwiąz i ją wyprowadź - powiedział któryś z nich. Z liną w ręce otworzyłam boczne drzwi i weszłam do środka przyczepy. Od razu rzuciła mi się w oczy jej nietypowa maść i jedno rybie oko. Co gorsze, od razu dało się zauważyć, że jest źrebna. Przewróciłam oczami. Nie dość, że będę się musiała zajmować nią, to jeszcze młodym. Cudownie, tylko tego mi było trzeba. Wycofałam ją, naciskając ręką na pierś i zaprowadziłam do boksu. Widać było, że miała zaufanie do ludzi. Nie musiałam nawet trzymać postronka, aby szła tuż za mną. Poklepałam ją po boku i odpięłam kantar.
- Piękna, co? - zapytał wujek z progu stajni.
- Jasne, tylko czemu nie wspominałeś, że jest ciężarna? - uśmiechnęłam się ironicznie, nie odrywając wzroku od kobyły.
- A czy to ma jakieś znaczenie? - westchnął, odwracając się na pięcie i ruszając w stronę domu. - Termin ma w połowie lutego - rzucił przez ramię i machnął ręką.
- Takie, że będę miała na głowie pięć koni - szepnęłam do siebie, kręcąc głową ze zrezygnowaniem. Usłyszałam na chodniku stukot kopyt, więc ignorując obowiązek rozdania kolacji, postanowiłam potowarzyszyć Aśce przy oporządzeniu konia na jeździe. Niewątpliwie fascynujące zajęcie, które niestety chwilowo musiało wystarczyć.

********************************************************************************************************
AŁA. Pisałam końcówkę rozdziału z wybitym godzinę temu palcem, który sama sobie chwilę temu nastawiałam. To dla Was moi drodzy. Rozdział mi się wyjątkowo podoba, Malaga mnie natchnęła i to właśnie ona miała być tą niespodzianką, bo Melodia była, jest i będzie wielkopolakiem c: Mój pies wszędzie sra i sika, więc proszę się nie dziwić, że nie mam czasu napisać rozdziału ;-; Do tego potwierdzę, że jestem suczą, która obiecała nadrobić zaległości i gówno zrobiła, bo przywiozła do domu szczeniaka, przepraszam, ale no kurde, została sama w boksie, obok osła... Musiałam ją wziąć .-. Także, ten, tego, bardzo Wam dziękuję za to (prawie) 30,000 wejść i zamierzam podkreślać póki jestem w stanie, że to tylko i wyłącznie Wasza zasługa, bo jeżeli chodzi o to, kiedy, kto zagląda na mojego bloga, to na szczęście nie mam na to żadnego wpływu :3 Tak, wiem, coraz trudniej zrozumieć o co mi chodzi, ale ból w moim szanownym palcu staje się wyjątkowo uporczywy ;-; Dziękuję bardzo za uwagę i do usłyszenia :*

środa, 12 lutego 2014

Nie mam weny, za to mam coś innego c:

Pewnie już wszyscy macie mnie w dupie, nie dziwię się xd Nie piszę, nie komentuję, nie ma mnie po prostu. Nie mogą jedynie narzekać Sydney, Nikki, Amazonka i Lou, do której dam linka, kiedy będę na kompie. Przepraszam Was wszystkich, ale Mela zabiera 3/4 mojego wolnego czasu. Mela, no właśnie, niektórzy wiedzą o kogo chodzi, inni nie. Prostuję od razu, że to nie koń, mam psa, a tak dokładnie dwumiesięczną suczkę owczarka belgijskiego. Chodzi takie coś po domu, włazi pod nogi i sra :3 Korzystam właśnie z okazji, że śpi po spacerze ;-; Napiszę, kiedy tylko wena przyjdzie, a na razie musicie się zadowolić zdjęciem Meli (marne pocieszenie, wiem) :* Powiem jednak, że bloga nie zaniedbuję, bowiem wczoraj zmieniłam wszystkie zdjęcia koni na wiosenne, czeka tam na Was również pewna niespodzianka, mam nadzieję, że zorientujecie się o co chodzi, więcej o tym w następnym rozdziale c: ENJOY :D
PS Tak niewiele do 30,000 :')

czwartek, 6 lutego 2014

Rozdział 18.

- Dodaj łydki równo z palcatem i pójdzie! - wrzasnęła Karolina, kiedy Kemir po raz kolejny odmówił zagalopowania.
A co robiłam przez ostatnie kilka minut? - zapytała dziewczynka, przechodząc do stępa. - Trudno, dzisiaj nie pogalopuję - stwierdziła i poklepała konia po szyi.
- Masz robić to, co grupa, chyba, że chcesz, żeby cię przenieść do początkujących - warknęła niebieskowłosa, pobłażliwie wykrzywiając twarz.
- Nie galopuj jak nie chcesz, wieczorem poprowadzę ci indywidualną jazdę - powiedziałam, a Aneta lekko się do mnie uśmiechnęła. - Gdyby były jeszcze jakieś wątpliwości, to pamiętaj, Karolinko, że decyzje podejmuję ja. A teraz was zostawię, skaczcie sobie dalej - ukłoniłam się ostentacyjnie i opuściłam halę, kręcąc głową. Na zewnątrz świeciło słońce, stwierdziłam więc, że nie mogę przepuścić takiej pogody. Nie chciało mi się jechać w teren, nie samej. Tymon miał jazdę, a przyjaciele z Anglii pojechali na zakupy, więc zostałam tylko ja. W sumie, wziął mnie taki leń, że nie miałam nawet ochoty na siodłanie. Wyczyściłam Melodię, usiadłam na snopku siana i patrzyłam, jak przeżuwa siano. W końcu, po kilku minutach wpadł mi do głowy pewien pomysł. Wróciłam do siodlarni, wzięłam z szafki cordeo i wróciłam do klaczy. Założyłam sznur na jej szyję i wskoczyłam na grzbiet. Wyjechałam na podwórze, schyliłam się, aby otworzyć bramę i zamknąć ją za sobą, kiedy już byłam na padoku. Rozstępowałam kobyłę i przeszłam do kłusa. Starałam się jak najdokładniej wyjeżdżać narożniki, robiąc przy okazji wolty, półwolty i serpentyny. Po kilku okrążeniach wyciągnęłam krok i dodałam łydki do galopu. Nie musiałam czekać nawet sekundy na reakcję. Natychmiast przyspieszyła. Jadąc po kole puściłam cordeo i oparłam ręce na kolanach. Popracowałam trochę łydkami, a Melodia zgrabnie wydłużyła chód.
- Rozłóż jeszcze ręce na boki i będziesz jak trzy czwarte nastolatek jeżdżących konno - usłyszałam roześmiany głos Tymona spod ogrodzenia. Ostentacyjnie zrobiłam to, co mówił, przyklejając sobie na twarz sztuczny uśmiech.
- Muszę tak robić częściej, wyszło po prostu idealnie - zaczęłam się zachwycać sama sobą, aby go jeszcze bardziej rozbawić, udało się, po chwili oboje śmialiśmy się jak nienormalni.
- Wybacz, że muszę ci zepsuć zabawę, ale pasuje kończyć, zaraz obiad - westchnął, opierając się o ogrodzenie.
- Rozstępuję ją i zsiadam - odparłam, ponownie chwytając się sznura i zwalniając.

- Szykujcie konie, za dwadzieścia minut jazda - powiedziałam, wchodząc do pokoju Sylwii, Oskara i Laury. Kiwnęli głowami, a ja wyszłam na korytarz, kierując się do innych pokoi.
- Weronika! - usłyszałam za sobą, więc odwróciłam się na pięcie.
- Słucham?
- Chciałam ci podziękować - wydukała Sylwia, a ja uniosłam brwi, nie dowierzając w to, co słyszę.
- Dowiem się chociaż za co? - zapytałam, wzruszając ramionami.
- Bo wczoraj, kiedy Piekielna się przewróciła, kompletnie spanikowałam. Dziękuję, że nam pomogłaś - uśmiechnęła się od niechcenia.
- Nie ma za co, Karolinie się zachciało obozu, to ja muszę pilnować spraw obozowiczów, taka kolej rzeczy - stwierdziłam, rozglądając się po ścianach.
- Swoją drogą, musi wam być dość trudno żyć z nią na co dzień.
- Jest. Lepiej idź przygotować Piekielną do jazdy. Ja wam ustawiam parkur, więc raczej się nie przewrócicie - prychnęłam i odeszłam w inną stronę. Poinformowałam resztę, że mają się zbierać, po czym poszłam ustawiać przeszkody, dla grupy na hali, dla Anety na padoku.

***********************************************************************************************
Czuję się spełniona ;-; Tak, jestem i żyję. Nie dodawałam niczego od ponad tygodnia... Dżizas, co się dzieje? D: NA SZCZĘŚCIE przychodzi wybawienie. Co tym wybawieniem jest? Otóż... Wiosna. Halo, taka pogoda, takie ferie, że co drugi dzień na konie c: Pieprzyć, że mam przerąbane, znowu :> Dla jazdy na oklep na kantarze było warto B) Poza tym, uczyłyśmy konia prosić, wyszło lajtowo, nawet się (poniekąd) kłaniała XD Nie mogę się doczekać spotkania z pewną osobą, która ma mi ochotę wpieprzyć ♥♥♥ Ogólnie, w sobotę mam jazdę westową, a w poniedziałek padł pewien koń, ale nie chce mi się już o tym pisać, więc odsyłam ponownie TUTAJ. Cieszę się, że nadal jesteście i obiecuję, że do końca tego tygodnia nadrobię WSZYSTKIE zaległości na blogach :3 Tak dawno mnie u Was nie było, że aż się stęskniłam ♥ ;-; No i to chyba tyle, także ten, do miłego, mam nadzieję, usłyszenia :*
 (Niagara z Olą, która zażyczyła sobie zamaskowanie, chociaż nie widać twarzy :3)
 I think, it’s time to work on Tumblr xd
On the photo - Ola with Niagara.

PS Oligator, Ty to wiesz, jak zmotywować do działania XD
PSS 32 obserwatorów... Wbijać do mnie, robię imprezę ;-;

Greeeeeen again :3

BŁAGAM ZIELEŃ O NATCHNIENIE! D:
No więc tak, wiem, jestem beznadziejna, bo od ponad tygodnia NICZEGO nie dodałam ;-; Boże, jeszcze nigdy nie miałam takiego zastoju :/ Dzisiaj na 100% będzie rozdział, jak nie, to przygotujcie pochodnie, wbijajcie do Pogórskiej i mnie zlinczujcie, pozwalam :3 Niestety na brak notki złożyło się naprawdę dużo rzeczy po pierwsze telefon, przez który już prawie w ogóle nie ma mnie na komputerze, po drugie poprawa ocen do ostatniego dnia, po trzecie odsypianie poniedziałkowe, po czwarte śmierć konia, o czym możecie poczytać tu, po piąte wtorkowy wyjazd do miasta na lodowisko i konie (znowu mam przerąbane), po szóste środowe lenistwo, przesrałam cały dzień i po siódme dzisiejsze wyjście do lasu, na konie. No. Koniec tego dobrego, trzeba się wziąć za robotę. Trochę weny mam, naprawdę małą odrobinę, ale myślę, że rozdział się z tego wyskrobie. Chyba nie macie nic przeciwko, żebym rozpuściła trochę śniegu w opowiadaniu, co? Będzie mi się naprawdę o wiele łatwiej pisało, bo u mnie już go prawie w ogóle nie ma i się cieszę z wiosny :D Także ten, jem dalej chrupki z glutaminianem sodu i biorę się do pisania, czekajcie na rozdział, miśki (o ile chcecie go w ogóle zobaczyć) c;