wtorek, 26 maja 2015

Zwięźle, krótko i na temat...

Czyli przykro mi, ale prawdopodobnie w tym tygodniu nie będzie rozdziału. Jutro egzamin próbny z bierzmowania, czwartek angielski, piątek szlify w pytaniach na BOR, sobota nauka w praktyce, czyli jak mierzymy tętno konia i w niedzielę egzamin. Jak widzicie, kompletny zapieprz.
Do tego krótka prośba LINK do niedzieli ma być tip-top, a ja nic nie umiem, dlatego hej, proszę o pomoc!
Gadu-gadu: Koniowata | 44801083
email: koniowata31@gmail.com
Twitter: plitslyhy
Wattpad: plitslyhy
Dziwnie się czuję, prosząc Was o to, ale potrzebuję, żeby ktoś mnie sprawdził XD Więc, moje drogie panie, jeśli Wam się nudzi, pisać, pytać, cokolwiek, naprawdę, apeluję o wsparcie!
Nie wyszło tak krótko, jak wyjść miało, ale co mi tam. Miłego wieczoru i trzymajcie kciuki do końca tygodnia! xx

poniedziałek, 18 maja 2015

Rozdział 23.

W kilku krokach pokonałam odległość dzielącą mnie od szafki ze sprzętem do wyjścia z siodlarni. Z pełnym rzędem na rękach przekroczyłam próg i skierowałam się wgłąb korytarza. Chyba nigdy nie panował tam taki tłok. Wszędzie rozprzestrzeniły się chmary ludzi. Najwyraźniej nowa współwłaścicielka postanowiła zorganizować coś w rodzaju dni otwartych.
- Przysięgam, jeśli jeszcze jedno dziecko zapyta, czy może nakarmić koniki, szlag mnie trafi - mruknął Tymon, pojawiając się przy mnie znikąd i odbierając siodło. Prychnęłam cicho w odpowiedzi na jego słowa.
- W ramach odskoczni możesz pobawić się w mojego osobistego trenera i ustawić ładny parkur dla Tabuna - uśmiechnęłam się, na co chłopak jedynie przewrócił oczami. Odłożył sprzęt przy boksie ogiera i ponownie odwrócił się w moją stronę.
- Wykorzystujesz mnie - stwierdził, podchodząc do mnie coraz bliżej. - Nawet mnie dziwi, że w żadnym stopniu mi to nie przeszkadza - rozbawienie było słyszalne w jego głosie, mimo że starał się zachować chociażby pozory powagi. Pokręciłam głową i po raz kolejny zerknęłam w jego oczy. Ich zieleń wciąż przyprawiała mnie o ciarki.
- Dziwnym trafem, mi to nawet pasuje - zmarszczyłam lekko brwi i już otwierałam usta, by dodać coś jeszcze, kiedy mój rozmówca zamknął je pocałunkiem. Subtelnie, trzeba przyznać.
- Nie sądzisz, że powinnaś przygotować sobie konia? No wiesz, za chwilę na hali ktoś postawi profesjonalny parkur, tak przynajmniej przeczuwam - powiedział, odsuwając się ode mnie z cieniem uśmiechu. Takiego Tymona lubiłam najbardziej, zdecydowaniem.
- Byłabym już w połowie siodłania, gdyby pewien nachalny szatyn nie postanowił mnie zaczepiać.
Prychnął, słysząc moje słowa, jednak nawet nie zaszczycił mnie odpowiedzią. Po prostu posłał mi kolejne spojrzenie i odszedł w kierunku ujeżdżalni, ponownie zostawiając mnie samą wśród nieznajomych. Czereda kompletnie obcych ludzi kręciła się w kółko obok boksu Tabuna i nie byłam pewna czy czekają na to, aż w końcu przygotuję go do jazdy, czy większą sensację wywołała scenka z Tymonem. Prawdopodobnie oba przypuszczenia były w pewnym stopniu prawdziwe.
Z cichym westchnieniem zabrałam się do pracy. Pobieżnie przeczesałam gniadą sierść zgrzebłem, wyskrobałam kopyta i zabrałam się za siodłanie. Po kilku minutach koń był w pełni gotowy do jazdy, więc wraz z nim opuściłam boks. Co kilka sekund musiałam prosić innych o przejście, bo najwyraźniej nie domyślali się, że nie miałam zdolności teleportowania się, a oni zastawiali cały korytarz. Właśnie w takich momentach chciałam zabić Karolinę.
Zanim dotarłam na halę, poinformowałam czwóro dzieci, które robić miały za moją prowizoryczną widownię, gdzie mają iść. Upewniwszy się, że zrozumieli moje polecenie i udali się do siodlarni, przeszłam na ujeżdżalnię, gdzie Tymon powoli odchodził od zmysłów, co chwilę kopiąc piach i nucąc coś pod nosem.
- Wreszcie - mruknął, wyrzucając ręce w powietrze. - Czekam tu pieprzone pół godziny. Od kiedy siodłanie zajmuje ci więcej niż pięć minut?
- Odkąd wszędzie kręcą się tłumy - westchnęłam, po czym bez zbędnego gadania chwyciłam wodze, wsunęłam stopę w strzemię i przerzuciłam nogę ponad grzbietem. Wyprostowałam się, zapięłam kask i docisnęłam łydki, dając ogierowi znak do ruszenia.
- Widzę, że masz niezłą widownię - zaśmiał się, ruchem głowy wskazując na okno, wychodzące z siodlarni. Jakim cudem z czwórki obserwujących zrobiło się nagle dwunastu? I dlaczego trzy czwarte z nich było płci żeńskiej? - Oni do mnie machają. Mam im odmachać, czy co? Nie znam ich.
- Machaj, niech się cieszą - prychnęłam, skupiając całą swoją uwagę z powrotem na Tabunie i na zadaniach, które wymyślił nam szatyn. Drągi i cavaletti ustawione zostały w kilku miejscach, cała pozostała przestrzeń zapełniona została dwunastoma przeszkodami. Pozostawione między nimi kręte ścieżki okazały się naprawdę wymagające. Przez chwilę zastanawiałam się nawet, czy mój chłopak postanowił pozbawić mnie życia.
- Czemu one piszczą? - zapytał nagle Tymon. Popatrzyłam na niego, jednak on ze zmarszczonymi brwiami wpatrywał się w szybę. Łał, te wszystkie laski naprawdę się wczuły. Zdzierać sobie struny na widok mojego narzeczonego... Miały tupet, lafiryndy.
- Myślisz, że jak przejadę to całe zakręcone coś bezbłędnie, to chociaż na chwilę oderwą od ciebie oczy?
- Och, brzmisz, jakbyś była zazdrosna. Skarbie, wzrokiem mnie nie rozbiorą - posłał mi uśmiech, jednak wcale mnie to nie pocieszyło.
- Może i nie, ale chyba chcą spróbować - burknęłam, popędzając Tabuna do kłusa. Kilka okrążeń, cavaletti, drągi, krzyżak i galop. Parę przejść do stępa i w końcu mogłam zaczynać prawdziwą jazdę. Najazd, skok, zakręt, wszystko w idealnej synchronizacji i niemal perfekcyjnych odstępach. Nie musiałam robić niemal nic, ogier sam palił się do pracy. No, przynajmniej do czasu. Nie minęło pięć minut, gdy po przeszkodach pojawiło się wierzganie. Baranki, wspinanie, zarzucanie zadem; ogierowi chyba nad wyraz przeszkadzało moje towarzystwo. Pomimo wszystko nie dałam się zrzucić. Wyjątkowo oprócz konsekwencji medycznych, jakie mógł nieść ze sobą upadek, towarzyszyło mi również poczucie, że wzrok kilkunastu osób skierowany był wprost na mnie.
Kiedy gniadosz postanowił zatrzymać się tuż przed przeszkodą, mnie naszła ochota, by nie puścić mu tego płazem. Usiadłam głębiej w siodle, przesunęłam nogi za popręg i skróciłam gwałtownie wodze. W reakcji otrzymałam kolejnego dęba, jednak po chwili zadzierając głowę najwyżej jak potrafił, wycofał się, a dokładnie o to mi chodziło. Ponownie przyłożyłam łydki, tym razem zmuszając konia do przejścia w galop. Zarzucił łbem parę razy, parskał jak głupi, ale koniec końców, uspokoił się.
Zjechałam z wolty z powrotem na krętą ścieżkę i kontynuowałam przerwany przejazd. Zostały tylko trzy przeszkody, więc dla czystej frajdy pokonałam cały tor po raz kolejny. Osiemnaście skoków i po zabawie. Krótko, ale jakże skutecznie.
- Czy mogę się wreszcie ubiegać o miano króla parkurów? - zapytał Tymon, podchodząc do mnie, gdy przeszłam do stępa.
- Raczej mistrza ich układania - prychnęłam, popuszczając kilka dziurek w popręgu. Położyłam wodze na szyi Tabuna, dając mu tym samym pełną swobodę, co natychmiast wykorzystał, wyciągając szyję.
- Mistrz, król, obojętne, najważniejszy jest sam tytuł, reszta to tylko zbędne formalności.
- Zależy o jakich formalnościach mówisz - wytknęłam, na co on od razu przytaknął. Zbędne formalności, chyba udziela mu się niezbyt przyjemny humorek Karoliny. Moja nowa misja brzmiała uratować go przed zarazą. Jedyne, czego mi brakowało, to narzeczony żartujący w stylu tej lafiryndy.
Zeszłam z konia i wspomagając się maślanym spojrzeniem, poprosiłam chłopaka, by odprowadził ogiera do stajni. Sama miałam na głowie czwórkę bachorów. Może to zbyt mocne określenie. Więc inaczej, miałam na głowie czworo nastolatków i najmniejszej ochoty, aby wdawać się z nimi w jakiekolwiek interakcje.
Mimo wszystko, zgodnie z poleceniem wielmożnej królewny, posłusznie zjawiłam się w siodlarni, by wraz z całą swoją czeredą udać się do przydzielonych im koni. Początkowo cała żeńska część mierzyła mnie z wyraźnym niesmakiem, jedynie chłopiec wpatrywał się jak w jakiś obrazek, jednak postanowiłam nie zwracać na to uwagi. Zaprowadziłam ich prosto na koniec korytarza i powiedziałam co i jak. Gdy oni zajęli się kopytnymi, ja usiadłam na snopku siana i obserwowałam wszystko z boku.
- Kto to ten koleś z ujeżdżalni? - zapytała jedna z dziewczynek, których imion za cholerę nie pamiętałam. Jej przesadnie "niewinny" ton przywodził mi na myśl samą Karolinę. Boże, czyżbym spotkała jej o kilka lat młodszą wersję?
- O wiele dla ciebie za stary, przesadnie wredny i wyjątkowo uroczy Tymon - odpowiedziałam, zerkając na blondynkę z uśmiechem, na co ta się skrzywiła.
- Myślałam, że wredota i urok się wykluczają.
- Nie w jego przypadku - odparłam od razu, sprawiając, że kąciki jej ust uniosły się lekko ku górze. Widząc to, zmrużyłam lekko oczy.
- Ciekawa jestem, czy wie, że się w nim podkochujesz. - Zdusiłam w sobie śmiech. O cholera, czy ona naprawdę planowała podejść do mojego narzeczonego i powiedzieć mu, że go kocham? Śmiało, młoda! Nic nie stało na przeszkodzie!
- Taa, myślę, że zdążył to zauważyć - mruknęłam pod nosem, starając się zachować pozory nieco skrępowanej i nieśmiałej. Po tryumfie wymalowanym na jej twarzy stwierdziłam, że chyba wyszło mi wprost idealnie.
- Nie myślałaś może, że warto go o tym poinformować? No wiesz, tak całkiem poważnie, powiedzieć mu to prosto w twarz albo chociaż przez pośrednika.
- Jeśli chcesz nim być, nie krępuj się, wyświadczyłabyś mi tym przysługę - zasłoniłam pierścionek drugą dłonią, uśmiechając się delikatnie w kierunku blondyny. W jej przypadku wszystkie stereotypy o kolorze włosów okazały się trafne.

****************************************************************************************************************************
Jako że ostatnio zawalam na całej linii, myślę, że należą Wam się nie tylko przeprosiny, ale również wyjaśnienia. Przejdźmy więc do rzeczy.
Po pierwsze, nie cierpię tego mówić, ale nie mam za grosz czasu. Przychodzę ze szkoły, pożeram coś w biegu i natychmiast wychodzę na dodatkowe zajęcia; to matematyka, to angielski, to ruchome treningi. Zwyczajnie nie ma mnie w domu.
Po drugie, skupiam się na zupełnie czymś innym, staram się bowiem wybić choć w niewielkim stopniu na wattpadzie, na którym, jak już nie raz wspominałam, o zgrozo, piszę fanfiction. Nie wierzę sama, że to robię, ale wczułam się w to opowiadanie i przyznam szczerze, że jest niezwykle miłą odskocznią od pisanego od dwóch i pół roku HMOL.
Po trzecie, odznaka. Nawet nie zajrzałam do tych pytań, nic nie umiem, a egzamin czeka mnie 31 maja.
Po czwarte, szkoła. Oceny i inne pierdoły. Opuściłam się w nauce i trzeba poprawiać.
Po piąte, podejście. Do jeździectwa, do koni, do wszystkiego, co z tym związane. Nic nie wygląda w tej kwestii tak samo jak wyglądało jeszcze rok temu. Wszystko się rozlazło i spieprzyło, razem z tym blogiem. Jeżdżę teoretycznie regularnie, a praktycznie ominęłam dwie jazdy i teraz będę miała przez to przesrane. Mam trenerkę, jeżdżę w tereny i wiecie co? Zaczynam podchodzić do tego bardziej ze strony umiejętności niż pasji. I wcale mi to nie pasuje.
No i to chyba tyle. Przedstawiłam Wam zaledwie kilka powodów z całej ich masy. Powiedziałabym, że to dosłownie ocean różnych argumentów mówiących za tym, bym zawiesiła bloga. Mimo wszystko, obiecałam tyle razy, że doprowadzę to do końca, że muszę to zrobić. Już tyle razy pytałam Was, czy będziecie i tyle razy potwierdzaliście swój udział, że nie zamierzam upewniać się po raz kolejny. Dziękuję Wam z całego serducha. Ja i mój czerwony beret. 💕

PS Wybaczcie mi, proszę, że tak krótko :(
PSS Wiem, że mówiłam, że skończę ten tom do końca czerwca, ale prawdopodobnie przeciągnie się do lipca. Ups XD

piątek, 8 maja 2015

Rozdział 22.

Obudziłam się nie za sprawą deszczu, uderzającego o dach, ani budzika. Przez chwilę nie mogłam określić, co tak właściwie mi nie pasowało, dopóki nie poczułam, jak Tymon wiercił się, leżąc na moim brzuchu. Przewróciłam oczami, wzdychając ciężko i starając się wygramolić spod jego ciała. W odpowiedzi otrzymałam jedynie niezadowolony jęk i zacieśnienie uścisku na mojej talii. Zaśmiałam się cicho, starając się odsunąć go od siebie, jednak moje próby na niewiele się zdawały. Nie reagował na żaden gest z mojej strony, najwyraźniej za wszelką cenę chcąc pozostać w łóżku.
- Rusz się wreszcie, skończony leniu - burknęłam, uderzając go lekko w głowę. Po raz kolejny mnie zignorował i jedyną reakcją na mój ruch okazał się niezrozumiały pomruk. Westchnęłam ciężko, zastanawiając się, co właściwie miałam do zrobienia. Po pierwsze, choć nie chciałam, musiałam znaleźć Karolinę i ponownie omówić z nią całą tą sytuację, która w moich oczach była zupełnie absurdalna. Jak mogła w ogóle pomyśleć, że zgodziłabym się wystawić Melodię do szkółki? Może i niekiedy odczuwałam zawroty głowy spowodowane jej niegdysiejszym urazem, jednak rozumu mi nie odebrało.
Z trudem przekręciłam się na bok, sprawiając, że Tymon niemal spotkał się z ziemią. Niestety, zdążył podeprzeć się na materacu, wciąż leżąc na mnie. Naprawdę był ciężki, mógłby schudnąć, nie obraziłabym się.
- Chcesz mi połamać żebra? - zapytałam, starając się raz na dobre wygramolić spod jego ciężaru.
- Pyta osoba, która przed chwilą prawie zrzuciła mnie na ziemię, bardzo logiczne - prychnął, w końcu przemieszczając się na drugą stronę łóżka. Odetchnęłam z ulgą i natychmiast się podniosłam, chcąc uniknąć kolejnego ataku na moją osobę. Podeszłam do szafy, aby wybrać ciuchy. Choć normalnie zajmowało mi to mniej niż minutę, tego poranka postanowiłam przywiązać do tego większą wagę. Dlaczego? Głównym powodem była pogoda, która wcale nie zachęcała do opuszczania ciepłego wnętrza domu. Do tego dochodził fakt, że w stajni czekała farbowana, zdecydowanie zbyt bogata idiotka.
- Dlaczego nie możemy jeszcze pospać? - dotarł do mnie naburmuszony głos. Przewróciłam oczami, ponownie odwracając się w jego stronę. Wciąż leżał w połowie okryty kołdrą, przyciskając brodę do poduszki. Mrużył oczy nie tyle ze zmęczenia, co przez grzywkę, nachalnie opadającą na jego czoło. Wyglądało na to, że był zbyt leniwy, by chociażby sięgnąć do swojej twarzy. Z cichym westchnieniem i lekkim uśmiechem na twarzy podeszłam do niego i nachyliłam się nad łóżkiem, aby odgarnąć jego włosy.
- Nie zamierzam dzisiaj spać, mam za dużo do załatwienia w związku z niebieskowłosą zdzirą - zauważyłam, a w odpowiedzi otrzymałam niezadowolony jęk; coś w stylu skrzypiących drzwi. Pokręciłam głową i ponownie położyłam się na chwilę, tylko po to, żeby złożyć krótki pocałunek na jego usta. Zanim jednak zdążyłam się ponownie podnieść z miejsca, on zaskoczył mnie kompletnie, zawisając nade mną i przygważdżając moje ręce do materaca.
- Wolisz jej towarzystwo niż moje? - Zaśmiałam się, widząc jego obrażoną minę. Udawana zazdrość w jego wykonaniu zdecydowanie potrafiła rozbawić. Szczególnie, gdy kierował ją do tak absurdalnego przykładu.
- Tak, zdecydowanie wolę spędzać czas z cholerną dziunią, która chciała dać mojego konia do pieprzonej szkółki. Jak w ogóle mogłeś pomyśleć, że kiedykolwiek wybrałabym ciebie zamiast jej? Masz chyba zawyżone mniemanie o sobie, mój drogi - powiedziałam, wiercąc się pod jego uściskiem, zdecydowanie nie podobało mi się, gdy coś, w tym wypadku ktoś mnie krępował.
- Dziwisz się? Skoro moja narzeczona wciąż zapewnia mnie o tym tak często, nie może być inaczej - położył nacisk na "narzeczona", na co przewróciłam oczami.
- Nie wątpię, w końcu kręci się przy tobie tyle kobiet... można być zazdrosnym - przekrzywiłam lekko głowę, mierząc się z jego zielonymi tęczówkami. Nie minęło kilka sekund, gdy nachylił się i złożył na moich ustach pocałunek.
- Tyle kobiet, a ja wybrałem skończoną zazdrośnicę - mruknął cicho, a ja korzystając z jego nieuwagi, wyrwałam rękę z uścisku i uderzyłam go w ramię, czego natychmiast pożałowałam. Tym gestem zaburzyłam bowiem jego równowagę, przez co runął na mnie, ponownie przygniatając mnie swoim ciężarem. Zaśmiałam się cicho, jednak po chwili przerodziło się to w istne darcie i błaganie o litość, gdy w ramach odwetu zaczął mnie łaskotać. Ile on miał lat? Dwadzieścia trzy czy trzynaście?
- Przepraszam, że przeszkadzam! - usłyszeliśmy wysoki jazgot dochodzący spod drzwi. - Ale tak się składa, że praca wzywa. Na pieprzenie będziecie mieli czas potem, teraz do stajni, pierwsi klienci przyszli, ty zajmiesz się starszymi, Tymon niech weźmie młodszych, wierzę w jego cierpliwość bardziej niż w twoją hipokryzję.
- Ja tu jestem, nie musisz mówić o mnie w trzeciej osobie - odezwał się chłopak, siadając i mierząc wzrokiem Karolinę. Ona z kolei zaplotła ręce na piersi i zwilżyła wargi, uparcie próbując zatrzymać spojrzenie na twarzy szatyna i nie spuszczać oczu na jego nagi tors.
- Świetnie, więc wszyscy znają swoją rolę, bierzcie się wreszcie do roboty - burknęła i zerkając na nas po raz ostatni, opuściła pokój.
- Nie wiem czy się śmiać, czy płakać - skwitowałam tą sytuację westchnieniem, po czym bez ociągania wstałam z miejsca, aby wreszcie przygotować się na resztę dnia. Dnia, który zapowiadał się wyjątkowo paskudnie.

- Czyli twoim zdaniem mam z nimi jechać w teren, żeby sprawdzić ich umiejętności? - powtórzyłam słowa Karoliny w formie pytania, nie będąc pewną, czy na pewno dobrze wszystko zrozumiałam. Do grupy, którą mi przydzielono, należały cztery osoby: trzy koleżanki, które obgadywały wszystko i wszystkich oraz chłopak, wywalający język na widok jakiejkolwiek przedstawicielki płci przeciwnej. Zastanawiałam się, czy był świadom, że żadna z przedziału dziewiętnaście - dwadzieścia dwa nie była zainteresowana marnymi podrywami szesnastolatka z trądzikiem.
- Wszyscy potrafią galopować, więc w czym problem? - wyrzuciła ręce w górę, przerzucając kolejne strony w swoim notesie.
- A sprawdziłaś, czy rzeczywiście to umieją?
Dziewczyna spojrzała na mnie, zamykając gwałtownie terminarz i wspierając dłonie na biodrach. Oto właśnie zapowiedź bezsensownego wykładu.
- Dlaczego miałabym im nie wierzyć? Cała grupa jednogłośnie stwierdziła, że chce jechać w teren, więc twoim zadaniem jest sprawić, żeby w teren pojechali. Tyle w temacie.
- Więc co mam według ciebie zrobić? Załatwić sobie różdżkę i nauczyć ich jeździć w kilka sekund? Może jeszcze wysuszyć podłoże i przekazać deszczowi, że ma przestać padać? W takim razie zapraszam, możemy tańczyć, śpiewać i błagać, żeby skończyło lać, wtedy rozpatrzę wyjazd poza ujeżdżalnię na poważnie. Nie jestem cudotwórcą - warknęłam, a na jej twarzy pojawił się krzywy uśmiech. Nie wiedzieć czemu, nagle naszła mnie ochota, aby raz a porządnie pokazać jej, że nie będzie rządzić wszystkim i wszystkimi. Wolałam jednak zostawić to na później i nie robić afery, gdy wokół znajdowało się tyle ludzi.
- Mówisz, że nie jesteś cudotwórcą; z jednej strony ci wierzę, gdybyś nim była, nie wyglądałabyś tak. Z drugiej jednak, jakimś cudem nosisz na palcu pierścionek od obiektu westchnień całej okolicy, więc użyj swojej mocy jeszcze raz, może i teraz to załatwi sprawę - prychnęła i choć jej uwagi zapewne miały mnie urazić, jedynie mi pochlebiały. Przeszkadzał jej mój wygląd? Świetnie! Mi jej widok również działał na nerwy, więc byłyśmy kwita. Co do drugiej części jej wypowiedzi... Sama zastanawiałam się, co tak właściwie skłoniło Tymona do oświadczyn. Ba! Co w ogóle popchnęło go do rozpoczęcia związku ze mną.
Na samą myśl o naszym pierwszym pocałunku na mojej twarzy zakwitł delikatny uśmiech, co najwyraźniej zdenerwowało koleżankę naprzeciwko.
- I co się szczerzysz?
- Nawet nie wiesz, jakie to przyjemne uczucie, wiedzieć, w ilu aspektach życia mi zazdrościsz. Powinnaś w końcu coś ze sobą zrobić. Proponuję znaleźć innego Tymona - zaśmiałam się pod nosem, po czym prężnym krokiem opuściłam siodlarnię, kierując się w stronę boksów, umieszczonych na końcu korytarza. O zgrozo, już z daleka zobaczyłam te trzy dziewuchy.
- Dobra, ludzie, żadnego terenu - klasnęłam radośnie w dłonie, zwracając na siebie uwagę całej dzieciarni.
- A to kto? - A do tej pory myślałam, że tylko Karolinę stać na tak zbulwersowany ton bez żadnej większej przyczyny.
- Ktoś, na kogo nie powinnaś się patrzeć w taki sposób - mrugnęłam do blondynki, na co ta parsknęła śmiechem. - Dodatkowo jestem waszym instruktorem, opiekunem na czas pobytu w stajni, jedną z właścicieli oraz osobą, która powie wam, że nie potraficie myśleć, jeśli chcecie jechać w taką pogodę gdziekolwiek poza halę. Na jeździe będą jeszcze dwie dziewczyny, wy siodłacie konie, Inga, Igra, Randbor i Śmiałek, podzielić się jak kto chce, nie ingeruję - powiedziałam i machnęłam ręką, aby w końcu się rozeszli.
- Ty naszą instruktorką? - Czyli jednak dzieci potrafiły być bardziej irytujące niż myślałam. Ile ona miała lat? Dwanaście? Może trzynaście? - W takim razie najpierw nam pokaż, czego możesz nas nauczyć, wyciągnij maksimum, o ile w ogóle masz własnego konia.
Niby słownictwo miała w miarę bogate, ale okazała się znacznie głupsza niż przewidywałam. Czy ja przed chwilą nie mówiłam, że jestem współwłaścicielką?
- Na hali za dwadzieścia minut, bez koni, dawno nie trenowałam, dobrze, że mnie do tego motywujesz. Co do konia... Mam do wyboru dwa, wolicie oglądać pracę na płaskim czy skoki?
- Po co o to pytasz? To raczej oczywiste, że ciekawiej się patrzy na parkury - dziewczyna wywróciła oczami, kiedy ja za wszelką cenę starałam się utrzymać uśmiech na swojej twarzy.
- Wspaniale, w takim razie Tabun - mruknęłam bardziej do siebie niż do nich i nie odzywając się więcej, wróciłam do siodlarni po sprzęt. Zapowiadała się ciekawa jazda.

************************************************************************************************************************
Czyli kolejne przeprosiny! Przecież tak dawno tego nie robiłam, trzeba nadrobić, cnie. Więc:
Przepraszam, że rozdział jest jaki jest.
Przepraszam, że nie było mnie pierdolone 11 dni.
Przepraszam, że kompletnie to zlałam.
Przepraszam wszystkich, którzy mimo wszystko czekali, czekają i być może czekać będą.
Ogólnie, miałam strasznie dziwny tydzień. Zacznijmy od tego, że w piątek byłam w terenie i notkę miałam napisać po nim, ale jak poszłam spać, to pierdolę od 17 do 14:30 XDD Porter mnie porządnie przećwiczył (bo konie z ADHD są ekstra), więc zakwasy były gwarantowane c: Zobaczymy, czy jutro pojadę, czy nie, bo jeszcze nic nie wiem.
Poniedziałek konkurs, wtorek angielski, środa znajomi, czwartek angielski, a dziś piątek i sama nie wiem, kiedy mi ten tydzień minął, przysięgam. Postaram się dodać coś w weekend, ale zobaczymy, jak to wyjdzie.
Poza tym, hej! Tak dawno nie opisywałam jazdy, wypada to w końcu nadrobić, prawda? :D
Kocham Was tak samo mocno jak zawsze ❤