wtorek, 31 grudnia 2013

BOŻE, BOŻE, SERPENTYNY D:

TAG, W MOIM POKOJU WISZĄ SERPENTYNY. SPAJDERMEN MNIE NAWIEDZIŁ D:

TAKŻE!
Szalonego, genialnego sylwestra, zachlajcie się Picoollo i wytrwajcie do rana :3

Z notką jednak nie zdążyłam, ale mam pierwsze zdania, więc w końcu to skończę.

NAJWAŻNIEJSZY PUNKT!
NIE PO TO WALCZYŁAM O BLOGA...
NIE PO TO SPIERAŁAM SIĘ Z NIKKI...
NIE PO TO TYLE CZASU CZEKAŁAM...
ŻEBY BYĆ JEDYNĄ CZYTELNICZKĄ!

Kurwa, nawet mnie to zaczyna wpieprzać. Tyle Was komentowało notkę z zawieszeniem, tyle chciało, żeby Nikki odwiesiła bloga, a nagle co? Jestem jedyną czytelniczką!

TAKŻE WCHODŹCIE TU DO CHOLERY I CZYTAJCIE. AMEN.

 DZIĘKUJĘ ZA UWAGĘ :*

PS Dopóki tam nie będzie 5 komentarzy, ja nie wstawię NICZEGO ♥

środa, 25 grudnia 2013

Rozdział 13.

Dlaczego nic nie widać, czemu mgła dotarła nawet do domu? Te dwa pytania krążyły po mojej głowie, a ja nie mogłam nic na to poradzić. Siedziałam skulona na podłodze w dawnym domu, byłam młodsza o jakieś cztery, pięć lat. Nagle do mnie dotarło, to nie mgła. To dym. Przytknęłam do ust kant rękawa, zanim zdążyłam rozkaszleć się na dobre. Nie wiedziałam co mam robić. Nigdy nie przykładałam wagi do tego, co mówili rodzice, zawsze myślałam, że dam sobie radę, jednak nie tym razem. Rozglądałam się rozpaczliwie, łapiąc każdy pojedynczy oddech. Nie wierzyłam, że to się dzieje naprawdę, a co najgorsze, że nikt nawet nie wie, że to ma miejsce. Ogień zaczął dostawać się do pokoju od strony drzwi, jedyną ucieczką był balkon. Byłam na drugim piętrze, więc żadne z rozwiązań nie wydawało się szczególnie dobre, wolałam jednak wyskoczyć przez barierkę, mając nadzieję, że wpadnę w jakąś zaspę, niż zginąć w płomieniach. Pozostała tylko jedna kwestia, co z rodzicami? Znalazłam się w nienaturalnej sytuacji. Przecież to nie nasz dom się palił. Przecież to nie moje życie było zagrożone... O co więc chodziło? Otrząsnęłam się i podbiegłam do drzwi balkonowych. Bezsilnie próbowałam je otworzyć, coś blokowało klamkę. Miałam więc jedną drogę - korytarz. Nie zdobyłam się na odwagę, nie przekręciłam klucza. Wiedziałam, że i tak po chwili ogień je pochłonie. Zamknęłam oczy i czekałam, kiedy nagle powietrze przedarł przeraźliwy krzyk...

Obudziłam się. Poderwałam się natychmiast i rozejrzałam. Nie mogłam uspokoić oddechu. Po moich policzkach zaczęły spływać łzy. Łkałam w poduszkę, nawet nie zastanawiałam się, co się stało, po prostu leżałam płacząc. Nie minęła minuta, kiedy poczułam na sobie czyjś uścisk. No tak, na materacu obok spał Tymon, to, że go obudziłam, było całkowicie zrozumiałe. Odwróciłam się twarzą do niego i wtuliłam się w jego piżamę. Objął mnie mocniej i czekał, aż przestanę ryczeć. Dokładnie tego potrzebowałam.
- Powiesz mi co się stało? - zapytał cicho, kiedy wreszcie choć trochę doszłam do siebie.
- Znowu ten sam, głupi koszmar - odparłam ochrypłym głosem i położyłam głowę na poduszce. Pocałował mnie w czubek głowy i pogłaskał ręką po plecach. Już wstawał, chciał iść się z powrotem położyć, kiedy pociągnęłam go za rękaw. Wystarczyło, że na mnie zerknął i od razu zrozumiał o co mi chodzi. Wziął swoją kołdrę, po czym położył się obok mnie. Przytuliłam się do niego i po chwili zasnęłam.

Obudziło mnie pukanie do drzwi. Otworzyłam lekko oczy i zakryłam głowę poduszką. Było ciemno, tak czy siak nic nie widziałam. W końcu w styczniu, o piątej na zewnątrz jest środek nocy. Ktoś nacisnął na klamkę i włączył światło. Mrużąc powieki, wychyliłam się. Zaczekałam chwilę, aż oczy przyzwyczają się do światła i podniosłam się nagle na rękach w  takim tempie, jakby od tego zależało moje życie.
- Patrz kurde, nie widzisz jej przez kilka miesięcy i nagle co? Nie dość, że najwyraźniej wszystko pamięta, to jeszcze śpi z jakimś kolesiem, niezły zwrot akcji - powiedziała dziewczyna oburzonym wzrokiem. Spojrzałam na całą trójkę, jakbym widziała ich pierwszy raz w życiu i pokręciłam z niedowierzaniem głową.
- Przyjechać tu bez zapowiedzi, w trakcie obozu jeździeckiego, obudzić mnie z samego rana i jeszcze wytykać co zrobiłam, a czego nie... Wy to macie tupet - zauważyłam zgryźliwie, nadal nie mogąc pozbierać się po szoku wywołanym nagłym pojawieniem się Amy, Willa i Tymka w moim pokoju. Usiadłam na skraju łóżka, patrząc na nich z niedowierzaniem, po czym wstałam, podbiegłam i rzuciłam się im na szyję. Dziewczyna zapiszczała cicho, więc natychmiast odsunęłam się, aby ją uciszyć.
- W tym domu śpi jakieś dwadzieścia osób, nie radzę krzyczeć - powiedziałam szeptem, a ona spojrzała na mnie, najwyraźniej niewiele rozumiejąc. - Obóz, mówiłam.
- Dwadzieścia osób? - zdziwiła się, mrużąc lekko oczy.
- Biorąc pod uwagę Tymona, Aśkę, Jacka, Gośkę, Karolinę, wujka i mnie, jest dziewiętnaście... Zaokrągliłam trochę - uśmiechnęłam się, siadając z powrotem na pościeli. - A teraz błagam, oświećcie mnie, co robicie w Polsce, w moim domu o piątej.
- Mieliśmy być wczoraj, koło dziewiętnastej, ale przez pewną osobę uciekł nam samolot - stwierdziła, patrząc na Tymka z ironicznym uśmiechem.
- Mój jakże kochany Siwy uznał, że ponowne wejście na pokład statku jest niezbyt ciekawym pomysłem - westchnął, kiwając lekko głową.
- Musieliśmy jechać do portu i szukać idioty po wszystkich molach - prychnął Will,  unosząc brwi.
- Macie szczęście, że nie uciekł do lasu - powiedziałam sarkastycznie, przez co Amy nie powstrzymała śmiechu, budząc Tymona, który przeciągnął się sennie, otworzył oczy i dosłownie zamarł, widząc w pokoju trójkę ludzi.
- Dzień dobry - koleżanka znów wyszczerzyła zęby.
- Dobry, powiadasz. No cóż, pobudka w miarę, nie szczędzicie człowiekowi szoku od rana - stwierdził i znowu położył głowę na poduszce.

**********************************************************************************************************
Dzień dobry! Tak, bardzo dobry! Rozdział... Cóż... PODOBA MI SIĘ. Mówię to pierwszy raz od listopada. Moi drodzy, ta notka bardzo, ale to bardzo mi się podoba! W końcu napisałam coś dobrego! Wreszcie! To znaczy... Nie wiem, czy Wam się spodoba, ale jak na mój gust... Wena mi wróciła :D Jezu, jaram się jak idiotka :P Tak poza tym święta mijają w miarę dobrze, dowiedziałam się, że dostanę konia, jeżeli dostanę się na weterynarię [*] Oprócz tego, na pasterce mnie łapali, bo prawie zleciałam ze schodów w kościele (nowe organy są tak bardzo głośne...), a dzisiaj rano po pobudce nie mogłam otworzyć oka. Podniosłam płytę, czytam tytuły piosenek i nagle moje odbicie... Zerwałam się, patrzę w lustro "Kuźwa... Jestem dzwonnikiem z Notre Dam!" O co chodzi? Nie mam pojęcia. Moja powieka spuchła, poczerwieniała i zasłoniła oko. Już jest lepiej i tylko dlatego wzięłam się za dokończenie xd Brat przyszedł do domu i takie "O, Weronika, widzę, że cię pająk użarł" :> Bardzo miłe uczucie. Tak trochę boli, ale żyję C: Także, no. Z mojej strony to chyba tyle, życzeń sylwestrowych Wam nie składałam, bo chyba do tego czasu napiszę jeszcze jedną notkę! No i wiedzcie, że bardzo się cieszę, że mogłam spędzić kolejne święta i w domu i na bloggerze :) Taa, popadam w sentymenty, więc jeszcze raz wesołych świąt i do usłyszenia! :D

PS Wybaczcie proszę, że nie komentuję Waszych rozdziałów, ale mam mega zaległości. Chyba z 20 notek! :/

poniedziałek, 23 grudnia 2013

Życzenia :*

Miśki moje najukochańsze!
Jako, że ostatnio mam wybitnie mało czasu na komputer, a jeśli już tu jestem, to nie mam najmniejszej ochoty pisać, to niestety notki brak. Pocieszę Was tym, że mam połowę i wyjątkowo mi się podoba :D

W każdym razie, nie po to włamałam się na komputer brata, żeby Wam to powiedzieć. Chciałam to zrobić w dopisku pod rozdziałem, ale skoro nie jest skończony, napiszę to tutaj.

Życzę Wam wszystkim Wesołych Świąt, szczęścia, radości, a przede wszystkim dużo, dużo koni i sukcesów jeździeckich :*

Rozdział na pewno pojawi się po świętach, na razie niestety nie mam możliwości go dokończyć :/ Poza tym, moi drodzy bardzo serdecznie dziękuję Wam za 25,000 wejść! Jesteście niesamowici :D ♥

Muszę kończyć, więc jeszcze raz życzę Wam udanych świąt i do zobaczenia :*

sobota, 21 grudnia 2013

Rozdział 12.

Kiedy wszystkie konie były oporządzone i stały w boksach, oblegane przez dzieci, ja poszłam do domu, zapytać wujka o sprawę Anety. Ona i jej matka upierały się, żeby jeździła w grupie zaawansowanej, ale fakt, że porwała się na skoki za wcześnie i teraz tylko psuje konia, nie czyni z niej wspaniałego jeźdźca. Przebiegłam przez podwórze otworzyłam drzwi i zaniemówiłam. Przede mną stał Bartek. Co jeszcze dziwniejsze, rozmawiał z Sylwią. Patrzyłam to na jedno, to na drugie, nie wiedząc za bardzo co powiedzieć.
- O proszę, widzę, że w końcu wróciłeś - odezwałam się w końcu, mając na twarzy cień uśmiechu.
- W końcu musiałem. Equator za długo stoi w boksie - stwierdził, zakładając kurtkę.
- W takim razie, idź do konia, ja lepiej pójdę pomóc wujkowi - wskazałam szybko ręką na schody, po czym ruszyłam w ich kierunku, nie zwracając uwagi na to, o co właściwie chodzi. Dopiero na piętrze stanęłam i oparłam się plecami o ścianę. Miałam mieszane uczucia. Nic mnie z Bartkiem nie łączyło, ale w mojej głowie nadal widniała dziwna sytuacja, kiedy wyszłam ze szpitala.
- Trzeba się ogarnąć - szepnęłam do siebie i nacisnęłam na klamkę gabinetu wujka. "I gdzie on do cholery jest", pomyślałam, po czym zamknęłam drzwi, wyszłam na korytarz i zderzyłam się z Tymonem.
- Coś ty taka rozkojarzona? - zapytał, odsuwając się o kilka kroków.
- Próbuję znaleźć wujka, ale najlepiej mi to nie wychodzi, jak widać - odparłam, przewracając oczami.
- A widziałaś, że łaskawca Bartek postanowił nas odwiedzić? - ironia w jego głosie była nadzwyczaj wyczuwalna.
- Taa, spotkałam go na dole z Sylwią - stwierdziłam beznamiętnym głosem.
- Pewnie teraz chlubi się Equadorem - prychnął, kręcąc głową.
- Chodź lepiej na dół, zaraz obiad trzeba podać - westchnęłam, objął mnie ramieniem i zeszliśmy po schodach. Facet od kateringu znów przyjechał w ostatniej chwili. Rozłożył swoje dwie torby i zaczął rozdawać każdemu po zupie i drugim daniu. Wszystko wykonywał niezwykle radośnie, jakby nie marzył o robieniu czegokolwiek innego. Uśmiechał się do każdego, a potem wszedł za barek, włączył muzykę i gwiżdżąc pod nosem, przecierał po kolei każdą szklankę. Usiedliśmy przy stole z Tymonem i razem z innymi zjedliśmy posiłek.

- Jutro teren! - krzyknęłam do osób z mojej grupy, kiedy zaczęli rozprężać konie. Sylwia popatrzyła na mnie z ukosa.
- No w końcu, Kemirek już się nie może doczekać, w domu jeździmy w tereny praktycznie co drugi dzień - Aneta przewróciła oczami, klepiąc wałacha po szyi. Westchnęłam ciężko i przetarłam oczy.
Po kilkuminutowym rozprężeniu kazałam wszystkim przejść w galop na prawo i zrobić koło po prawej stronie ujeżdżalni, ja w tym czasie ustawiałam dość ciasny parkur dla Sylwii, Laury i Oskara oraz nieco łatwiejszy dla dwóch pozostałych. Po czterech kółkach w galopie powiedziałam, aby pierwsza osoba najechała po kolei na stacjonatę, okser, szereg krzyżak - mur i znowu okser. Wszystko ustawione mniej więcej na metr dwadzieścia. Dziewczyna stanęła na chwilę, patrząc krytycznie na parkur.
- Serio? - westchnęła, dodała łydkę do galopu i zaczęła przejazd, kończąc go oczywiście bez żadnej zrzutki. Po kolei przejechali nad przeszkodami, po czym przyszła kolej na Anetę i Magdę.
- Krzyżak, stacjonata, krzyżak, okser - pokazałam palcem na wszystko po kolei, a pierwsza z nich popatrzyła na mnie z prawdziwym oburzeniem.
- Przecież to ma jakieś sześćdziesiąt centymetrów - prychnęła z wyrzutem.
- Przeskoczysz to, to może pogadamy - powiedziałam i skinęłam ręką w kierunku przeszkód. Przewróciła oczami i najechała z kłusa na pierwszą z nich. Krzyżak przeskoczyła bez zrzutki. Kemir zawahał się przed stacjonatą, ale pomimo wszystko wybił się w ostatniej chwili.
- Dodaj mocniej łydki i skróć mu wodze - powiedziałam, uważnie obserwując cały przejazd. Pierwszą przeszkodę w szeregu strącił, do drugiej w ogóle nie podszedł. Zatrzymał się z galopu, przez co Aneta przeleciała nad drągiem bez konia. Podbiegłam do niej, ale zanim zdążyłam chociażby kucnąć, ona poderwała się z ziemi jak oparzona i podnosząc ręce do góry, zarzekała się, że nic jej nie jest. Miałam na ten temat inne zdanie, ale stwierdziłam, że zostawię to na później. Usiadła z powrotem w siodle i ruszyła stępem. Magdzie poszło o wiele lepiej niż ostatnio. Tym razem jechała na Indze, która w takich parkurach miała wprawę godną mistrza, więc dziewczynka nie musiała zbyt wiele robić. Wystarczył delikatny półsiad, aby klacz sama przeleciała nad wszystkimi przeszkodami. Po skończonym przejeździe kazałam im rozstępować konie i odprowadzić je do stajni. Gdy to zrobili wróciliśmy do domu na kolację. Chwilę czekaliśmy na resztę, a posiłek zaczęliśmy dopiero, kiedy wszyscy siedzieli przy stołach. Wstałam nieco wcześniej, aby włączyć film. Połowa ludzi zasiadła przed telewizorem, a druga, w tym ja, Tymon, Aśka i Jacek, rozeszliśmy się po pokojach, żeby nacieszyć się własnym towarzystwem.

************************************************************************************************************************
PRZEPRASZAM. Tak, wiem. Znowu Was muszę przepraszać. Wena kurde na minusie. Gówno kompletne znowu wyszło z mojej całej pracy, nie umiem już pisać :/ Szczerze, przydałaby mi się przerwa. Jeszcze NIGDY nie miałam takiego zastoju! Masakra. Niedługo po prostu się zesram od tego uporczywego myślenia "Co tu wpisać?" albo "I co kuźwa teraz?". Jestem w dupie. Zero pomysłów, zero weny, zero akcji. Tylko ja to kurde ja i jak przestanę chociażby na chwilę pisać, to wiem, że później mi się nie będzie chciało, no ale z drugiej strony kiedyś rozdział zajmował mi ok. pół godziny, ten pisałam od środy! D: CO SIĘ ZE MNĄ DZIEJE?! Pomóżcie mi jakoś :<

Tak odchodząc od tematu - ostatnio zleciałam z Kropki. Wybiła mi się przed wskazówką, przeskoczyła stacjonatę, a ja wypadłam z siodła i siedziałam na szyi XD Odepchnęłam się, żeby usiąść z powrotem, ale ona schyliła głowę i... zjechałam :P Tak najogólniej - miałam wodze między nogami, ona poderwała łeb, a ja jeb na twarz :> Kocham tego konia ♥

PS Przepraszam za powtórzenia, starałam się jak mogłam :c
PSS PISZECIE ZA SZYBKO! Nie wyrabiam nawet z czytaniem :/
PSSS Filmik ze skoków na Kropu XD Nie umiem jeździć, ale ok :P

(Nie chciało mi się montować ~ komentuje Olka :3)

sobota, 14 grudnia 2013

Rozdział 11.

- Pobudka! Koniec spania! - wydarła się Aśka, a jej głos rozniósł się po całym domu. Była siódma, zaczęliśmy rozkładać talerze na śniadanie, czekając, aż facet z kateringu przyjedzie na podwórze. Na szczęście, zjawił się w ostatniej chwili. Zostawił dwie wielkie torby z jedzeniem na kanapie i poszedł za barek. Dwanaście osób zbiegło z góry i usiedliśmy przy stole. Wszyscy oczywiście gadali grupami. Złożyło się tak, że akurat dzisiaj prowadzę dwie jazdy skokowe, bo co? Bo Tymon ma do oporządzenia pozostałe sześć koni, które nie chodzą pod siodłem, a potem objechać co najmniej trzy. Aśka z kolei stwierdziła, że musi pojeździć na Cykadzie, bo tydzień nie chodziła, wieczorem jechać do sklepu, a Jacek nawet nie raczył jeszcze przyjechać. Może to nawet lepiej. Poszłam do stajni wcześniej niż wszyscy. Konie były nakarmione, napojone, a w boksach leżała nowa ściółka. Okazało się, że wstanie o północy nie było dobrym pomysłem, więc z Tymonem zrobiliśmy wszystko jeszcze przed piątą. Od razu skierowałam się do siodlarni. Jeżeli każdy z uczestników zacząłby nosić wszystko osobno i po kolei, to nie wyrobilibyśmy się z jazdą do południa. Przenosiłam siodła, kantary z uwiązami i ogłowia z siodlarni do boksu danego konia. W oczekiwaniu na grupę zaczęłam czyścić Melodię, jednak przestałam już po kilku minutach, ponieważ do stajni wbiegła czereda nastolatków. Niemal siłą uspokajałam cztery osoby, przekrzykujące się, kto będzie jeździł na Śmiałku. Grafik zrobiliśmy już na szczęście poprzedniego dnia, więc na wałacha wsiadła najmłodsza z uczestniczek. Powiedziałam wszystkim naprędce jakie konie mają czyścić i poszłam do siodlarni. W pomieszczeniu Sylwia z Karoliną przepychały się, próbując utorować sobie dostęp do szafek.
- Możecie się w końcu uspokoić? - zapytałam, dusząc krzyk. Obie popatrzyły na mnie jak na kogoś niespełna rozumu. - Czy któraś z was łaskawie wyjaśni mi, gdzie byłyście w nocy?
- No chyba w domu. Gdzie miałybyśmy być? - prychnęła Karolina, zakładając ręce na piersi.
- Nie wiem, gdzie byłyście, ale koło pierwszej waszych koni w stajni nie było, a kiedy nagle dziwnym trafem wróciły, jeden był oblepiony błotem po szyję, a sprzęt drugiego był w nie lepszym stanie. Ostrzegam, że jeszcze raz pojedziecie sobie w teren bez naszej wiedzy, to wylatujecie obie - powiedziałam miłym głosem, uśmiechając się półgębkiem.
- Skarbie, ja tu nie jestem na obozie - zaśmiała się niebieskowłosa, patrząc na mnie z pogardą.
- Złotko, to nie znaczy, że nie mogę cię zwolnić - odparłam, a na jej twarzy automatycznie pojawił się grymas niezadowolenia.
- Nie moja wina, że chciała się ścigać - wzruszyła ramiona, odwracając wzrok.
- Słucham? - oburzyła się. - Chyba ci się w dupie poprzewracało! - krzyknęła, a ja ledwo co powstrzymałam śmiech.
- A tobie poglądy, dziecko kochane. Nie próbuj zwalać winy na mnie, przyszłam zobaczyć co u koni, a to tobie przyszedł do głowy ten chory pomysł.
- Śmiem wątpić. Z tego co pamiętam, stałaś sobie jakby nigdy nic w boksie Elvisa, potem poszłaś do Hodita i zaproponowałaś wyścig, mam rację? A tak przy okazji, nie robicie mi łaski, że tu jestem. Równie dobrze mogę jechać do domu, mam to gdzieś - stwierdziła, wzięła sprzęt i wyszła.
- Tak, jasne, zwalaj winę na mnie! - wrzasnęła za nią Karolina. - Co ta młodzież ma we łbach- westchnęła, kręcąc głową.
- Niemniej nasrane niż ty - odparłam, uśmiechnęłam się lekko i poszłam na halę, aby przygotować drągi przeszkody.

Po dokładnym rozprężeniu, cały pięcioosobowy zastęp przeszedł do kłusa. Prowadziłam jazdę Sylwii, Oskarowi, Laurze, Anecie i dwunastoletniej Magdzie. Pierwsza trójka radziła sobie najlepiej. Zaraz po nich plasowała się Magda i na samym końcu Aneta na swoim hucule. Anglezowała za wysoko, odbijała się w galopie jak piłka, nie umiała wysiedzieć nawet kilku foule.
- Aneta, Magda, Oskar do środka. Sylwia, Laura, galop na prawo, najazd na krzyżaka, wolta, stacjonata i szereg - wydałam polecenia, pokazując palcem, na każdą kolejną przeszkodę. Pierwsza jechała Sylwia, za nią Laura. Wykonały wszystko niemal idealnie, bez zawahania. To samo mieli zrobić Oskar i Magda. Chłopak również wykonał wszystko bardzo dobrze, ale dziewczynka odłożyła łydki przed szeregiem i Inga najzwyczajniej stanęła przed przeszkodą. Na koniec zostawiłam hucuła. Kemir szedł jak zawsze chętnie i pewnie, ale Aneta nie umiała dobrze oszacować odległości między przeszkodą, przez co wybili się za wcześnie, zrzucając oba drągi w krzyżaku. Patrzyłam krytycznie na to, co robi nastolatka. Wjeżdżając na woltę nawet nie pomyślała o tym, żeby użyć dosiadu czy łydek. Po prostu ciągnęła za wodze, nic więcej. Po strąceniu stacjonaty, powiedziałam, żeby odpuściła sobie szereg. Wszyscy ponownie mieli zagalopować, a potem rozstępować konie. Po minie Sylwii widziałam, że jazda nie sprawiła na niej najmniejszego wrażenia.

*********************************************************************************************************
PRZEPRASZAM! Bardzo, bardzo Was przepraszam, że tyle czasu nie pisałam :< Nie mam za grosz weny, ochoty, ani siły na bazgrolenie. Ostatnio wszystkie notki są do dupy i nie potrafię z tym nic zrobić, kompletnie :c Na koniach ostatnio byłam jakieś trzy tygodnie temu, a fakt, że dzisiejsza próba ogarnięcia drugiej stajni nie wypaliła, wcale nie motywuje do pracy, naprawdę :/ Ostatnio w ogóle nie mam kontaktu z końmi i dzisiaj tylko postałam sobie przy nich przez dziesięć minut. Nic więcej :c Sram marchewką kuźwa. W trzy dni zjadłam 27 D: Uzależniłam się ;-; No cóż, bywa. Ostatnio mam jakąś cholerną depresję i nic mi nie pomaga. No trudno. Zostawiam Was z tym gównem i traumą po dopisku. Dobranoc :<

niedziela, 8 grudnia 2013

Nice, nice, very nice.

24,000.
Zaczynam.
Się.
Was.
Poważnie.
Bać.
Serio, tak maksymalnie zaczynam się bać i o siebie, i o Was, bo jeśli dojdziecie do 25,000, to to świadczyć będzie o uzależnieniu. Jestem przerażona, ale dam Wam wolną rękę.
DZIĘKUJĘ, KURDE! :* JESTEŚCIE CUDOWNI ♥♥♥

piątek, 6 grudnia 2013

Rozdział 10.

Nie mogłam spać. Świadomość, że w moim domu śpi dwanaście nieznanych mi osób, plus Gośka, Aśka, Jacek, Karolina i Tymon u mnie na materacu, nie dawała mi spokoju. Wstałam mniej więcej o pierwszej i od razu spojrzałam na ziemię. Chłopak spał jak zabity, więc miałam nadzieję, że moje kroki go nie obudzą. Stąpałam najdelikatniej jak potrafiłam, niestety to nie wystarczyło.
- Gdzie idziesz? - usłyszałam za sobą zaspany głos. Stanęłam wpół kroku, zastanawiając się nad wymówką.
- Do łazienki - walnęłam pierwszą lepszą lokację. Odwrócił głowę i popatrzył na mnie, mrużąc oczy.
- Taa, jasne, uważaj bo uwierzę - prychnął, siadając i przecierając oczy. - Dzięki za pobudkę - dodał uprzejmym głosem. - Jest pierwsza, czy mnie oczy mylą?
- Nie mylą - odparłam, opierając się o futrynę drzwi.
- W takim razie, miło, przynajmniej się nie spóźnię - westchnął, a ja przewróciłam oczami i zeszłam na dół. Zrobiłam po trzy kanapki dla nas obojga i zaparzyłam herbatę. Tymon zszedł kilka minut później. Usiadłam na blacie, a on obok mnie. Zjedliśmy w ciszy, popiliśmy gorącym napojem i założyliśmy kurtki oraz buty. Wyszliśmy na zewnątrz i skierowaliśmy się do stajni. W sumie nie miało to najmniejszego sensu, bo na karmienie było jeszcze o co najmniej cztery godziny za wcześnie, ale jak się drzeć i kłócić o nic, to chyba lepiej na poddaszu niż w domu pełnym śpiących ludzi.
- Idziesz zobaczyć co u podopiecznych? - zapytał z nutą sarkazmu w głosie, wskazując głową na boksy.
- Pytanie - prychnęłam i ruszyliśmy w wskazanym kierunku. Przechodziliśmy korytarzem w półmroku. Nie chcieliśmy budzić koni nagłym światłem, więc zdaliśmy się na blask księżyca, wpadający przez okna. Nic więc dziwnego, że dosłownie zgięłam się w pół, nabijając się na otwarte drzwi boksu Hodita.
- Co do cholery? - syknęłam przez zęby, prostując plecy i chwytając się za obolały brzuch.
- Zaskoczyć cię?
- Da się jeszcze bardziej? - warknęłam z ironicznym, wymuszonym uśmiechem.
- Owszem, Elvisa też nie ma - powiedział od razu idąc do siodlarni.
- Kogo? - nie skojarzyłam faktów. W końcu była pierwsza nad ranem, a ja zwijałam się z bólu.
- Siwego Sylwii - odparł, a ja natychmiast się ożywiłam. Przez chwilę stałam jak wryta, szukając odpowiednich słów, do mojej wypowiedzi.
- Co za... Nieodpowiedzialne idiotki! - krzyknęłam i natychmiast wzięłam sprzęt Melodii. Przeczesałam ją z grubsza igiełką, aby nie obetrzeć jej przez przypadek na siodle i popręgu. Razem z Tymonem skończyliśmy siodłanie w tym samym momencie. Wyprowadziliśmy konie i już po paru minutach galopowaliśmy po lesie.
- Idealna pora na przejażdżkę - zauważyłam zgryźliwie.
- Pełnia, gwiazdy, uznaj to za romantyczną wyprawę w świetle księżyca - zaśmiał się, przez co nawet ja nie wytrzymałam i prychnęłam gorzkim śmiechem.

Minęła godzina, a poszukiwania nie przyniosły najmniejszego skutku.
- Pewnie pojechały okrężną drogą - stwierdziłam, zatrzymując Melodię i stając w miejscu.
- Pewnie masz rację - westchnął i przeciągnął się. - To co wracamy? - zapytał bez wyrazu, jakby w ogóle nie obchodziło go to, co się dzieje.
- Jak ty możesz być taki spokojny? - oburzyłam się.
- Normalnie, znając życie to już wróciły i teraz śmieją się z nas, że pojechaliśmy za nimi.
Cóż, może. Innego wyjścia nie miałam. Musiałam mu przyznać rację. Nie było sensu dalej szukać. Nawet nie wiadomo było, czy pojechały tu, na pastwiska czy jeszcze gdzieś indziej. Pokręciłam głową i ruszyliśmy z powrotem.

- Zabiję je - wysyczałam przez zaciśnięte zęby. - One umrą. Obie. Na raz. Powieszę je na strunie od fortepianu.
- Idealna opiekunka - prychnął Tymon, a ja spiorunowałam go wzrokiem. Nie wiem co go tak bardzo śmieszyło. To nie było śmieszne. Gdy wróciliśmy, konie stały jak gdyby nigdy nic. Problem w tym, że właścicielki nie zadały sobie nawet trudu rozczyszczenia błota, które przylegało ściśle do nóg.
- Policzę się z nimi rano - warknęłam i poszłam do siodlarni odłożyć sprzęt.

***************************************************************************************************
Piszę to od dziewiętnastej, ale ok xd BOŻE! Podoba mi się! :D Jestem wykończona, tak na maksa. Cały dzień chodziłam w czapce Mikołaja. Ludzie do mnie na ulicy "Ho ho ho!" i moje "Hoł hoł" albo "Szczęść Boże" :> Darmowe czekolady od RDN małopolska, dziękujemy :P Ogólnie, dość dziwnie to wyglądało, kiedy zaczęłam się drzeć na faceta w stroju "Ty marna podróbo!", no ale cóż, taka moja natura xd Brodę miałam trochę z dupy, ale trudno c; Do tego wszechobecny Ksawery, tak bardzo umilał mi czas, że dzisiaj już trzy razy prądu nie miałam :> W kawiarni koleżanka zaczęła z nim gadać "Ksaweryyy! Uspokój się wreszcie!... Czekajcie, on mi odpowie... O! Słyszałyście?!... To było takie 'szuuuuu'" ♥ Ekspedientki patrzyły się na nas jak na idiotki, ale nieważne ^^ No i na koniec taki miły akcent, czyli ja w mojej słynnej czapce! :D HOŁ HOŁ HOŁ :*


poniedziałek, 2 grudnia 2013

Rozdział 9.

Pierwsza jazda za nami. Z mojej grupy większość osób radziła sobie w miarę dobrze. Sylwia, Oskar i Laura jeździli wręcz idealnie. Niektórzy mieli problem z kłusem ćwiczebnym, inni z półsiadem. Co dziwne, najgorzej poradziła sobie Aneta - dwunastolatka, która przyjechała z własnym hucułem. Jej galop wysiadywany był tak tragiczny, że aż szkoda mi było patrzeć na konika, który za maksymalnie pół roku będzie miał zapewne nie lada problemy z grzbietem. Cały czas odbijała się od siodła, jak worek ziemniaków. Nie wysiedziała nawet dwóch foule. Sama wsiadłam pod koniec na wierzchowca, aby sprawdzić, czy nie zależy to przypadkiem od niego. Jednak się myliłam. Koń nosił idealnie, nie podbijał niemal wcale. Dziewczyna upierała się, że skacze ponad metrowe przeszkody. Miałam przeczucie, że nawet jeśli, to nie Kemir, a ona leci nad przeszkodą, i to tak dosłownie. W każdym razie, oddałam jej konia na rozstępowanie i wyszłam z ujeżdżalni, mówiąc, że mają dziesięć minut, a potem konie rozsiodłać, sprzęt odnieść i do domu na kolację.
- Z kim ja żyję - westchnęłam, widząc Tymona w siodlarni.
- Aż tak źle? - zapytał, unosząc brwi.
- Większość nawet okey, ale ta cała Aneta nie powinna mieć konia. Nie umie wysiadywać, półsiad ma strasznie niestabilny, noga wpada jej w strzemię, ale twierdzi, że wykonuje "dosiad odciążający", szkoda tylko, że w kłusie - prychnęłam i od razu uciszyłam się, słysząc, że zaczęli już sprowadzać konie z hali. - Pójdę tam, może komuś przyda się pomoc - powiedziałam i skierowałam się na korytarz.
- Gdzie dać sprzęt? - zapytała któraś z obozowiczek, trzymając na rękach siodło, które zasłaniało jej pół twarzy.
- Prosto, w lewo i do którejś z szafek - odparłam, ciesząc się nagle, że wujek zakupił kiedyś piętnaście na jakiejś promocji. Przez kilkanaście minut chodziłam wte i wewte, cały czas pomagając obozowiczom rozsiodływać konie, zaledwie parę osób radziło sobie z tym bez problemu. Przeszłam przez korytarz, zatrzymując się przy Elvisie. Ogarnęłam wzrokiem jego zgrabny łeb i posturę. Był koniem zdecydowanie skokowym.
- Ale on jest piękny! - usłyszałam za sobą znajomy krzyk. Odwróciłam się, aby zobaczyć wymalowany na twarzy Gośki zachwyt.
- Dziękuję - odparła Sylwia z lekkim uśmiechem. Zostawiłam je same, idąc do siodlarni i mijając Karolinę.
- Może tak byś pomogła innym, skoro sama nic nie robisz? - zapytała oskarżycielskim tonem, przez co odwróciłam się z powrotem.
- Jestem tu jako osoba wypoczywająca i trenująca, nie pomoc stajenna - prychnęła, zamierzając odejść. Nastolatka chwyciła ją jednak za rękę. - Puść mnie - warknęła Sylwia, patrząc z ukosa na dłoń, trzymającą jej ramię.
- Pomóż młodszym, nie wszyscy wiedzą tyle co ty - uśmiechnęła się przymilnie, jednak tym jeszcze bardziej ją zdenerwowała.
- Widać po tobie - burknęła, szarpnęła za rękę i wyszła ze stajni, zostawiając Karolinę w kompletnym oszołomieniu.
- Idziemy do niej? - zapytałam szeptem Gośkę.
- No ja na pewno - oburzyła się niebieskowłosa, jednak zatrzymałam ją wpół kroku.
- Pomóż młodszym, skoro taka mądra jesteś - powiedziałam, po czym przeszłam przez podwórze i weszłam do przedpokoju. Otrzepałam buty ze śniegu, założyłam pantofle i wbiegłam na górę po schodach. Zapukałam do jednego z pokoi, który zajęła sobie cała trójka z pomorza. Usłyszałam krótkie "proszę", wiec natychmiast nacisnęłam na klamkę. Sylwia siedziała na łóżku, wykładając ciuchy z torby, Laura leżała na łóżku, podrzucając co chwilę piłeczką, a Oskar rozmawiał przez telefon.
- Przyszłaś prawić kazania, mówiąc, że nie powinnam się tak do niej odzywać? - spytała, mierząc mnie wzrokiem.
- Jeżeli o nią chodzi, to możesz mówić co ci się podoba, sama za nią nie przepadam. W każdym razie, za chwilę kolacja, więc możecie już schodzić - stwierdziłam i wyszłam z pokoju. Chwilę po mnie weszła tam Gośka z uśmiechem na pół twarzy. W kuchni rozłożony stół zajmował trzy czwarte pomieszczenia, w którym i tak było mało miejsca. Rozłożyliśmy talerze i czekaliśmy, aż reszta dzieci wróci ze stajni. Daliśmy im jeszcze chwilę na ogarnięcie i zawołaliśmy wszystkich na jedzenie. Cały dwunastoosobowy tłum zbiegł z góry. Wszyscy zajęli miejsca, a głos zabrała Aśka.
- Zanim zaczniemy, mam do was prośbę. Mamy ze sobą spędzić pełne dwa tygodnie, więc trzeba się poznać. Każdy, co do jednej osoby ma się przedstawić i powiedzieć ile ma lat, jasne? - zapytała, a przez gromadę poniósł się pomruk niechętnie wyrażający zgodę.
- Aneta, dwanaście lat, właścicielka Kemirka - zamrugała oczami, a ja przypadkowo wymieniłam spojrzenia z Sylwią.
- No dobrze, jeśli chcecie możecie mówić jakie konie się wam najbardziej podobają lub które są wasze - dodała Aśka niechętnie. Wszyscy zaczęli przedstawiać się po kolei. Na początku najmłodsze, siedmioletnie Wiktoria i Emilka, na końcu szesnastoletnia Daria, właścicielka ogiera andaluzyjskiego Blowing Wind. Jak się spodziewałam, już jej głos sprawiał wrażenie wyższości. Coś czułam, że jej nie polubię.

*********************************************************************************************************
Wybaczcie, że rozdział jest tak cholernie beznadziejny :< Pisałam go od wczoraj i muszę powiedzieć, że to moja kompletna porażka :/ Przepraszam Was, że wstawiam tutaj takie gówno, ale pisałam pod nie lada presją, dziękuję, serio :* Na razie na naszych blogach pojawiają się notki, które są niemal identyczne, ale obiecuję, że następne będą się od siebie kompletnie różnić :) No nic, nie mam już weny nawet na dopisek, więc do zobaczenia :*

niedziela, 1 grudnia 2013

Info takie se małe :>

Zabijecie mnie tymi nominacjami xd
Notkę Liebster Blogger Awards usuwam i przenoszę da zakładki, którą zaraz jakoś ogarnę i to właśnie tak odpowiem na te wszystkie czterdzieści pytań ;__; Dziękuję :*

sobota, 30 listopada 2013

Wy jesteśta niepoczytani.

Taa... No więc 23,000... Was coś kuźwa boli. Popieprzeni wszyscy jesteście, że chce Wam się tu wchodzić, nie, żebym miała coś przeciwko, ale kurde, 23,000 to wcale niemało! Cóż, po wczorajszej rozmowie z Nikki tylko się upewniłam, że nie liczyłam nawet na połowę z tego, ale jak się okazało, przewyższacie moje ambicje ;* Miśki moje, kocham Was ♥

PS Zaraz nominacje :D

piątek, 29 listopada 2013

Rozdział 8.

- Ferie czas zacząć! - obudził mnie przeraźliwy krzyk Gośki. "Czemu ona ma pokój obok?", szepnęłam w duchu i zakryłam głowę poduszką. - Wstawaj, idiotko! - dotarł do mnie stłumiony krzyk. Tak czy siak zabrakło mi tlenu, więc musiałam wynurzyć twarz. Wzrok automatycznie przeniosłam na zegarek. Piąta. Na zewnątrz było ciemno.
- Czy ty chcesz mnie zabić? - warknęłam, mierząc ją nienawistnym spojrzeniem. - Wróciłam do domu koło pierwszej, a ty mnie zrywasz cztery godziny później?
- Pierwsi obozowicze przyjadą o dziesiątej, trzeba jeszcze wszystko przygotować - powiedziała, wyszarpując jaśka spod mojej głowy.
- Bez poduszki też spać mogę - prychnęłam, przewracając się na drugi bok.
- Ale bez kołdry będzie trudniej - wrzasnęła mi do ucha i ściągnęła całą pierzynę, po czym w podskokach wybiegła z pokoju, zostawiając mnie w kompletnym oszołomieniu. Rzuciłam się jeszcze raz na łóżko, ale po chwili wstałam i przebrałam się. Przechodząc korytarzem po raz kolejny zajrzałam do pięciu, idealnie sprzątniętych pokoi. Nie było tu nawet grama kurzu. Wszystko zostało odświeżone, wyczyszczone i sterylnie zabezpieczone. "W pierwszym dniu zrobią tu taki syf, że dziewczyny się nie pozbierają", pomyślałam, przypominając sobie, z jakim zapałem Aśka, Gośka, Maja i Michalina sprzątały pomieszczenia. Weszłam do łazienki i szybko się umyłam. Rozejrzałam się wokół.
- Nawet tu będzie brudno - mruknęłam do siebie i skierowałam się do kuchni na śniadanie. Gośka rozprawiała o czymś z Aśką, która wyjątkowo zdawała się być zainteresowana wszystkim, co mówi.
- Dobranoc - powiedziałam na powitanie, a koleżanki spojrzały na mnie jak na nienormalne. Usiadłam przy stole i położyłam głowę na rękach.
- Dzień dobry. Jak się spało? - zapytała Małgosia, trzepocząc rzęsami.
- Nie wkurzaj mnie. Gdzie moja kołdra?
- Ta gdzie poduszka - odparła ze śmiechem.
- Czyli? - stałam się podejrzliwa, gdy tylko usłyszałam poprzednie zdanie.
- Czyli wietrzą się na balkonie - prychnęła, wzruszając ramionami.
- To z czego tak rżysz?
- Pragnę przypomnieć, że mamy środek zimy, a na dworze sobie tak subtelnie śnieżek prószy - westchnęła i przybrała rozmarzony wyraz twarzy. Oczy automatycznie powiększyły mi się dwukrotnie. Zerwałam się z miejsca i zaczęłam obchód. Pościel była jedna, balkonów pięć. Pierwszy - nie, drugi - również, trzeci - także brak, czwarty - bingo! Zgarnęłam pierzynę z barierki i zaniosłam do pokoju. Była niemal całkowicie mokra, a, skoro niosłam ją na rękach, ja również. Przewróciłam oczami i po raz drugi przebrałam się. Nie miałam ochoty złapać zapalenia płuc. Zbiegłam na dół i wpadłam na Tymona, który właśnie zamierzał wejść na górę.
- Witam - powiedział z uśmiechem.
- Dobry - odparłam o pocałowałam go.
- I jak tam kołdra? - zapytał, patrząc na mnie z góry.
- Mokra - westchnęłam i pociągnęłam go za sobą do kuchni. Zalałam herbatę i zrobiłam kanapki. Po zjedzeniu niemal natychmiast narzuciliśmy na siebie kurtki, czapki, szaliki, założyliśmy buty i wyszliśmy na dwór. Naciągnęłam kaptur na głowę i dalej brnęłam przez, jeszcze, nie odśnieżony chodnik. Tymon otworzył drzwi do stajni zaledwie na kilka centymetrów, tak, żebyśmy mogli wejść. Wpuścił mnie pierwszą, po czym wszedł za mną. Ponownie nacisnął klamkę, tym razem zamykając stajnię, aby nie wiatr nie wdarł się przynajmniej tu. Zaświeciłam lampy, a konie, zdziwione nagłą pobudką, wystawiły głowy z boksów.
- Zaczyna się codzienna rutyna - mruknęłam pod nosem i zabrałam się za rozrzucanie siana.

***
Zgodnie z zapowiedzią, pierwsi obozowicze zaczęli przyjeżdżać już o dziesiątej. Jako komitet powitalny wystawiliśmy Gośkę i Aśkę, bo to one najlepiej prezentowały się w tej roli. Mnie to nie cieszyło, podobnie jak Tymona, Jacka, Karolinę i całą resztę, tylko one dwie podchodziły do tego w taki sposób. Mi i Tymonowi przypadło oprowadzenie po stajni i odpowiadanie na pytania związane z końmi.
Około jedenastej w stajni pojawiły się dwie siedmiolatki, jedna jedenastolatka, trzy dwunastolatki, trójka dzieci z warmińsko-mazurskiego i jedna szesnastolatka, która wyglądem i zachowaniem przypominała Karolinę.
Na samym końcu w granicach godziny czternastej, gdy wszyscy byli już po obiedzie, wreszcie doczekaliśmy się ostatnich trzech osób z pomorza.
- Przepraszamy za spóźnienie, mieliśmy problemy z jednym z koni - powiedziała na wstępie jakaś blondynka, wyskakując z samochodu.
- Nie szkodzi, to tylko trzy godziny - odparł Tymon z sarkazmem w głosie, przez co lekko kopnęłam go w łydkę.
- Wybaczcie. A, i w końcu mamy dwa konie - machnęła ręką, sięgając po kantary.
- A jeśli mogę spytać, czemu? - zdziwiłam się. Wynikało z tego, że brakuje nam jednego wierzchowca.
- Jeden tylko się podbił - stwierdziła z ironią i weszła do przyczepy.
Spojrzałam na dwie pozostałe osoby, które właśnie wysiadły z pojazdu, po czym przeniosłam wzrok na chłopaka.
- Trzeba do jutra załatwić nowego konia - szepnęłam niemal niesłyszalnym szeptem, tak, żeby zrozumiał tylko on. Kiwnął głową i poszliśmy pomóc przy wyprowadzaniu. Do wymiany zdań przeszliśmy, gdy konie stały już na ziemi.
- Weronika, Tymon - powiedziałam, podając rękę po kolei każdemu z nich.
- Oskar, Laura, Sylwia - przedstawiła całą trójkę, ściskając moją dłoń.

****************************************************************************************************
NIE WIERZĘ, ŻE SIĘ NIE ZORIENTOWALIŚCIE XD Już po prostu kłamałyśmy na chama, byle tylko przeciągnąć to trochę w czasie :P Boże, Nikki, jesteśmy genialne ^^ Mam nadzieję, że się nie obrazicie, chciałyśmy Wam zrobić taką, wielką niespodziankę, jako, że oba nasze blogi skończyły już roczek, a ja w sumie nie zrobiłam nic wyjątkowego :< TAK, NIKKI, SYDNEY, JA POCZUŁAM SIĘ JAK MENDA, KTÓRA NIC NIE DAJE TYLKO WYMAGA ;_______; Trzeba było to jakoś nadrobić, a i ja i Nikki chciałyśmy już od jakiegoś czasu napisać coś razem :D MOI DRODZY, TERAZ JESTEŚCIE  ZMUSZENI DO CZYTANIA BLOGA, DO KTÓREGO LINK ZAWSZE JEST PO LEWEJ, U GÓRY :***
Pochwalę się może od razu, że w środę pojechałam sobie na koniki i skakałam 90 cm xd Wielkie osiągnięcie, nie ma co, no, ale po ponad półrocznej przerwie jest wielki postęp :D Fajnie się za którymś razem wylądowało na szyi Kropki i przegalopowało tak parę kółek w galopie (y) Potem wsiadłam na Niagarkę, która przeszkodę miała kompletnie w dupie. Rozpędziła się do, no kuźwa, prawie cwału, ja robię półsiad, a ona co? A ona taranuje stacjonatę i galopuje dalej :> Genialny koń. No nic, bardziej się nie rozpisuję, na razie :)

wtorek, 26 listopada 2013

Pośmiejcie się ze mnie, pozwalam XD

Uwierzcie, jest się z czego śmiać, mój tragiczny dosiad, cztery wyłamania, skoki po półrocznej przerwie i szkoda, że wyciszyłam jeden z klipów, bo usłyszelibyście rozmowę
"- Wera! Sikać mi się chce!
- Cudownie!
- Ale ja się na serio zaraz zleję!"
Plus, umrę, bo się na mnie znowu uweźmie (<- nie jestem przekonana, czy to słowo jest poprawne gramatycznie) dziewczyna, która dzierżawiła Kropkę, to ten ciemnokasztanowaty koń z 4:19, bo już kiedyś miałam lipę, że na niej jeździłam :P Nie uczę się na błędach :D
Także, no. Zapraszam do oglądania! :*

poniedziałek, 25 listopada 2013

Rozdział 7.

Ostatnie dwa miesiące minęły jak z bicza. Święta spędziliśmy w gronie rodzinnym, bez żadnych znajomych, tylko ja, wujek oraz wspomnienia rodziców i zmarłej cioci. Łza w oku zakręciła się niejednokrotnie, ale przeżyliśmy, a to plus. Sylwestra z kolei nie spędziłam u siebie, a u Oli, właścicielki stadniny kłusaków. Zaprosiła całą naszą ekipę. W styczniu każdy spinał się obozem, pomimo tego, że od listopada wszystko było dopięte na ostatni guzik. Pod koniec grudnia zaskoczył nas chwilowy brak śniegu, który już po kilku dniach zrewanżował się na tyle nagłą śnieżycą, że wszyscy znajomi, lubiani czy też nie, musieli zostać na noc u nas. Jak na złość znalazła się w śród nich Karolina. Przepatrzyła wszystkie moje płyty, po czym stwierdziła, że słucham beznadziejnej muzyki i z samochodu przyniosła krążek Nicki Minaj. Słysząc z salonu po raz szósty "Starships", stwierdziłam, że więcej nie wytrzymam. Zebrałam osoby, które wolą, nieco inny gatunek i poszłam z nimi do pokoju. Włączyliśmy Imagine Dragons i graliśmy w karty.
Wracając jednak do wydarzeń nieco ważniejszych. Obozowicze mieli przyjechać za kilka dni, więc to, co działo się na podwórzu, w domu i w stajni, przerastało wszelkie granice absurdu. Każdy zderzał się z każdym, wszyscy biegali jak nienormalni. Konie aż błyszczały, wyglądały jak z plastiku, boksy zostały całkowicie odnowione, podobnie, jak większa część stajni. Czas jednak niewiele zmienił w moich poglądach. Pogodziłam się z myślą obozu, jednak jedyne, co mi przeszkadzało, to fakt, że ja mam uczyć. Tego mi tylko brakowało. Instruktorzy - ja, Tymon, Aśka, Jacek, Gośka, Karolina. Czwórka z nas do skoków, dwie do ujeżdżenia. Co prawda Gosia przerzuciła się na skoki, jednak Ekler sprawdzał się również w ujeżdżeniu, więc nie było większego problemu. Pięcioro obozowiczów miało przyjechać z własnymi końmi.
- Zaraz cała ściółka przemoknie - usłyszałam za plecami.rozbawiony głos Tymona. Dopiero to wyrwało mnie z zamyślenia.
- Co? - zapytałam nieprzytomnie.
- Zakręć węża, gapo - zaśmiał się i sam podszedł do kranu. Wiadro, do którego nalewałam wody, było przepełnione po brzegi, nawet nad to.
- Ostatnio jestem strasznie roztargniona - zauważyłam, wychodząc z kałuży.
- Zdążyłem się zorientować. Porywam cię w teren, co ty na to? - uniósł pytająco brwi i zwinął szlauch za mnie.
- Jeszcze pytasz - prychnęłam, po czym od razu skierowaliśmy się do siodlarni po sprzęt. Po kilku minutach byliśmy gotowi. Owinęłam szyję ciaśniej szalikiem i dopięłam kurtkę na guzik przy szyi.
- Załóż jeszcze kaptur i będziesz Eskimosem -  zażartował, a ja zmierzyłam go wzrokiem.
- Nie moja wina, że śnieg nie jest ciepły - warknęłam i przyspieszyłam do kłusa. Albatros po chwili mnie dogonił, więc przeszłam w galop, rzucając tym samym wyzwanie. Chłopak od razu zrozumiał o co chodzi. Przyłożył łydki i biegliśmy obok siebie. Kilka metrów dalej zobaczyłam powalone drzewo. Spojrzeliśmy na siebie i oboje kiwnęliśmy głowami. Przeskoczyliśmy czysto, choć nie bez problemów. Konie trochę się ślizgały, więc od razu po lądowaniu zatrzymaliśmy je.
- Dobry skok - pochwalił mnie, ściągając lekko wodze.
- I nawzajem - uśmiechnęłam się i poklepałam kobyłę po szyi.
- Co? Wracamy? - zapytał, wskazując głową w kierunku domu.
- Pewnie, nie wiem, jak tobie, mi humor znacznie się poprawił - powiedziałam i ruszyliśmy stępem w drogę powrotną.

**********************************************************************************************************
Dzisiaj naprawdę krótko, bo rozdział pisany na szybko, ale obiecuję solennie, że następny będzie dłuższy, musi xd Chyba se strzelę w ósemce początek obozu, a potem się już rozkręci. Jak widzicie, skok czasowy się pojawił, musiałam, choć nie chciałam :< No nic, kończę, jutro do szkoły na 7:30 :/ Moje drogie, do zobaczenia! :*

sobota, 23 listopada 2013

Rozdział 6.

Przygotowania do obozu zaczęte. Wszyscy oprócz mnie, Tymona i Gośki biegali w kółko, co chwilę coś przestawiając, poprawiając, malując i naprawiając.
- Jak tak dalej pójdzie, to wszystkim żyły popękają - westchnął chłopak któregoś razu, gdy minął nas Jacek, niosąc na rękach zepsute drzwi od starego boksu. Musieliśmy, to znaczy oni musieli, my się w to nie angażowaliśmy, odgruzować trzy dawno nieużywane stanowiska, ponieważ ktoś chciał przyjechać z własnymi końmi.
- Chociaż trzy osoby, nie będą koni tępić - powiedziałam z przekąsem, usłyszawszy tą wiadomość.
- Chociaż trzy osoby, będą umiały jeździć - dodał z lekkim westchnieniem.
- Nie wiadomo, może się okazać, że gówno umieją, a konie mają - warknęłam, a przez myśl przeszło mi wspomnienie Gośki, otępiającej Royal Blacka rollkurem. Swoją drogą, zaczęło mnie zastanawiać, co się z nim stało.
- Jesteś strasznie sceptycznie nastawiona - stwierdził Tymon, patrząc na mnie z ukosa.
- Dziwisz się? Tu nie miało być żadnej szkółki, a tym bardziej obozu! Ale co? Ale Karolinka sobie upieprzyła coś w główce i wszyscy nagle stają na baczno... - nie pozwolił mi dokończyć. Zamiast tego podniósł mnie i przerzucił sobie przez ramię. - Puść mnie - powiedziałam stanowczo, jednak on zaprotestował lekko podskakując. - Dziękuję - dodałam, chwytając się za szczękę, którą uderzyłam w jego plecy.
- Jak będziesz spokojna, to cię odstawię - zaśmiał się i szedł dalej. Po chwili napotkałam zdziwiony wzrok Mai, kiedy przeszliśmy przez drzwi stajni. Wymusiłam na sobie uśmiech.
- Widzisz co się dzieje? Uważa się za pełnoletniego, a zachowuje się, jakby miał dziewięć - prychnęłam, co skończyło się kolejnymi skokami. W końcu jednak musiał się zatrzymać. Szkoda tylko, że zrobił to na hali.
- Miałam czyste sztyblety - mruknęłam, patrząc na piach, który przylepił się do czarnej skóry. - Dzisiaj chyba jest dzień "Wyprowadźmy Weronikę z równowagi".
- Chyba przesadzasz - powiedział, rozglądając się wokół.
- Jeżeli spotka mnie dzisiaj jedna, jedna, jedyna miła rzecz, to cofnę to co mówiłam - stwierdziłam, kładąc prawą rękę na sercu.
- Trzymam cię za słowo - przewrócił oczami. - Zaczekaj chwilę - dodał i wybiegł na korytarz. Podniosłam głowę, widząc, że na ujeżdżalni jest ciemniej niż zwykle. Okna, które były na dachu całkowicie zasłoniła gruba warstwa śniegu. Na ten widok zapięłam kurtkę pod szyję, a przez moje ciało przeszedł dreszcz. Odwróciłam się, słysząc dźwięk kopyt. Tymon przyszedł z Tabunem w jednej ręce i Albatrosem w drugiej.
- Mam rozumieć, że humor ma mi poprawić jazda? - zdziwiłam się, patrząc na niego z zawodem.
- Nie narzekaj, tylko wsiadaj - uśmiechnął się i rzucił mi kask. Pokręciłam głową z dezaprobatą, ubrałam podany mi przedmiot i poklepałam ogiera po szyi. Włożyłam nogę w strzemię i odbiłam się od ziemi, siadając w siodle. Ruszyłam stępem w przeciwną stronę niż Tymon. Jechałam dalej nawet nie myśląc jej zmienić, ale w końcu to on ustąpił. Odwróciłam się i spojrzałam na niego, unosząc brwi.
- Za łatwo odpuszczasz - prychnęłam.
- Nie, po prostu wiem, że ty jesteś jeszcze bardziej uparta - odparł z uśmiechem.

***
Jazdę skończyliśmy po godzinie. Słońce już powoli zachodziło. Dzień był coraz krótszy, więc jedyne, co miałam ochotę robić, to pójść do domu, zamknąć się w pokoju,wskoczyć pod kołdrę i czytać książkę z herbatką w ręce. W drodze do domu Tymon objął mnie ramieniem, a ja wtuliłam się w jego ciepłą kurtkę. Szliśmy tak przez chwilę w ciszy, aż mój wzrok przykuła zaspa. Taka ładna, biała, śnieżna zaspa. Nie mogłam się powstrzymać. Udałam, że się potykam, a kiedy chłopak, próbował mnie złapać, ja stanęłam na nogach, on się poślizgnął i zarył twarzą w puch. Stałam na środku próbując hamować śmiech, nawet mi to wychodziło.
- Niczego lepszego wymyślić nie mogłaś, prawda? - zapytał, otrzepując śnieg z włosów. W tej samej chwili zgięłam się w pół i prawie sama wylądowałam obok niego. Kiedy w końcu wstał, pierwsze, co zrobił, wziął mnie na ręce i zaniósł do domu. Postawił mnie dopiero w przedpokoju, zdjęliśmy buty i poszliśmy do salonu.
- To co oglądamy?
- Nie mam pomysłu - stwierdziłam i pierwszy raz od kilku minut przestałam się śmiać.
- Dobrze, że ja mam - powiedział i wyciągnął z kieszeni pendrive'a.
- Tymon zawsze przygotowany - westchnęłam, rozkładając koc.
- Oczywiście - odparł i znów sięgnął do bluzy. Tym razem wyjął portfel, a z niego dwa bilety. - Dzisiaj pierwsza część, jutro druga - uśmiechnął się, opadając na kanapie obok mnie. Pokręciłam głową.
- Jesteś niepoczytalny.
Pocałował mnie, a na ekranie pojawił się napis "Igrzyska Śmierci".

*******************************************************************************************************
Wybaczcie mi końcówkę, musiałam.
BOŻE!!! WPUŚCILI MNIE! NIE SPRAWDZALI WIEKU! BYŁO GENIALNIE! CHCĘ JESZCZE RAZ! ♥♥♥
Ten film przebił WSZYSTKO! Nie oglądałam NIGDY niczego lepszego! Szkoda, że siedziałam obok gimbów, które lały z wszystkiego, nawet jak kurde Gale oświadczył, że Dwunastki nie ma :< Boże, moment, kiedy zmiechy wyszły - zawał na trzy sekundy xd Johanne rozbiera się w windzie - mina Katniss bezcenna, całe kino w śmiech ^^ GENIALNIE! Serio, ejj, chyba pójdę jeszcze raz :p No nic, zostawiam Was z tym marnym bazgrołkiem i do zobaczenia ;*

środa, 20 listopada 2013

JESTEŚ ZWYCIĘZCĄ! XD

Gratuluję 22,000 ;* Nie mówię tego do siebie, tylko do Was, w końcu ta liczba, to Wasza praca, Wasze odwiedziny ;) Nie wiem, jak będzie z notką w tym tygodniu, bo mam karę na komputer XD Tak, znowu :P No nic dziewczyny, dziękuję, że jesteście ze mną i do usłyszenia! ;*

PS WSZYSCY CZEKAMY NA PIĄTEK ♥♥♥
PSS To 200 notka na blogu! o.O Ale to szybko zleciało ♥

sobota, 16 listopada 2013

Rozdział 5.

Nigdy w życiu, nie widziałam tylu pijanych ludzi, co tego wieczoru. Nie jestem pewna, ale chyba wujek nieco przesadził z alkoholem. Sam nie pił, ale w całej sali było tyle butelek, że dosłownie nie dało się ich zliczyć.
- Czyś ty oszalał? - warknęłam do niego, gdy spotkałam go po raz pierwszy od gonitwy.
- O co chodzi? - spytał, jak gdyby nigdy nic.
- Ja raczej nie mogę cię rozliczać, ale za dużo wódki, o wiele, wiele za dużo - syknęłam przez zęby, wytrącając przypadkowo kieliszek komuś za mną. Odwróciłam się, a przede mną zobaczyłam, w pełnej okazałości, Tymona, któremu najwyraźniej nadmiar alkoholu nijak nie przeszkadzał. Wręcz przeciwnie.
- Nawet ty? - zdziwiłam się, patrząc na mokry rękaw jego koszuli.
- Pełnoletniość to taki fajny przywilej - westchnął beztrosko i pomachał do jakiegoś mężczyzny za nim.
- Niestety, nie dam ci się nim nacieszyć - odparłam, chwyciłam go za rękę i wyciągnęłam na zewnątrz. Dobrze, że nie zdążył się za bardzo upić, bo nie zamierzałam go wlec po ziemi.
- Przecież wystarczy dla wszystkich, ty też się możesz napić - powiedział wesoło.
- Raczej nie skorzystam. Jeżeli mam tak słabą głowę jak ty, to wolę nawet nie sięgać po kieliszek - stwierdziłam, przewracając oczami.
- Nie przesadzajmy, nie jest ze mną aż tak źle - zaśmiał się, a ja tylko pokręciłam głową i poszłam do domu.
- Miłego spania nad siodlarnią! - zawołałam, przy okazji rzucając mu koc z przedpokoju. Wbiegłam po schodach na górę i opadłam na łóżko. Przez jakiś czas patrzyłam w sufit, aż w końcu zasnęłam, nawet nie wiedząc kiedy.

Obudziłam się wcześniej niż zwykle. Coś wyrwało mnie ze snu, nie wiedziałam tylko co. Spojrzałam na swoje bryczesy. Wieczorem nawet nie zawracałam sobie głowy ściągnięciem sztybletów, także cała pościel była w błocie. Miło. Usiadłam na skraju łóżka i dopiero wtedy otworzyłam oczy. Gdy tylko to zrobiłam, wydarłam się najgłośniej jak umiałam. Przede mną, na mojej podłodze, w moim pokoju, leżał nieznany mi facet, śpiąc. Zasłoniłam usta dłonią, nie chcąc go obudzić. Najciszej jak umiałam przeszłam na korytarz i na palcach zbiegłam na dół. Szkoda, że sztyblety uniemożliwiały mi bezgłośne poruszanie. Ba! Tupały przy każdym kroku. Zamknęłam za sobą cicho drzwi i skierowałam się do stajni. Miałam nadzieję, że w siodlarni została moja kurtka, bo nie chciałam wracać po nią do domu. Odetchnęłam ciężko, włożyłam ręce do kieszeni, a przede mną pojawił się obłoczek pary.
- Widzę swój oddech, zima się zbliża - szepnęłam do siebie, idąc pewnie po ścieżce. Odsunęłam drzwi budynku i wmaszerowałam do środka. - Jezu - westchnęłam ponownie, gdy byłam w siodlarni. Potłuczone kieliszki, wszędzie śmieci, rozlany bigos, butelki po alkoholu, wszystko to, czego nie powinno tu być. Otworzyłam drzwi w ścianie i weszłam po schodach do niegdysiejszego pomieszczenia na siano, które po kilku miesiącach istnienia stajni zostało przeniesione na dół. Tymon leżał w śpiworze na kilku snobkach słomy, więc podeszłam do niego, nachyliłam się i cmoknęłam lekko w policzek. Otworzył jedno oko i uśmiechnął się.
- Ty to jednak umiesz sobie zorganizować nocleg - zaśmiałam się, wstając. Przeciągnął się, ziewnął i zerwał na równe nogi.
- Nie spało się tak źle, jak myślałem - powiedział i zeszliśmy na dół. Tymon postawił wodę na herbatę, a ja skierowałam się na korytarz, zgarniając przy okazji kurtkę. Założyłam ją, zapięłam zamek i wsunęłam ręce do kieszeni, idąc między boksami. Jakiś koń po lewej zarżał, więc odwróciłam się do niego i ku swojemu zdziwieniu, zobaczyłam srokacza. Potrząsnął głową, a zza niego wyłonił się przeuroczy właściciel.
- Witam serdecznie w dniu następnym - przywitał się, dotykając ronda kapelusza.
- Co ty tu robisz? - zapytałam, kompletnie zdezorientowana jego obecnością.
- Czyszczę konia, nie widać? A tak poza tym, dzisiaj załatwiłem wszystkie formalności i zostaję u was - uśmiechnął się, niby szarmancko, choć wyglądało to bardziej na arogancję.
- Cieszmy się i radujmy - mruknęłam i wróciłam do Tymona. - Pan, który mi ukradł lisa przeniósł się w jedną noc do nas do stajni - stwierdziłam, siadając na blacie. Chłopak podał mi kubek gorącej herbaty. Zacisnęłam na nim palce, rozkoszując się ciepłem.
- Przebolejemy to, czy będziemy go traktować jak Karolinę? - zapytał pół żartem, pół serio.
- Nie, myślę, że jakoś to przeżyję - westchnęłam i oparłam się o jego ramię, kiedy usiadł obok.
- O co ci wczoraj chodziło? - pytaniem przerwał chwilę ciszy, a ja podniosłam głowę, patrząc na niego pytającym wzrokiem. - Chodzi mi o to, czemu się tak wkurzyłaś, kiedy zobaczyłaś, że piłem - prychnął, a ja wzruszyłam ramionami.
- Nie wiem, jakoś tak... Zdziwiłam się i tak impulsywnie - powiedziałam i zaśmiałam się. - Chyba nigdy w życiu moje wytłumaczenie nie było bardziej bezsensowne - pokręciłam głową, ubolewając nad własną głupotą.
- Też mi się tak wydaje - odparł i przytulił mnie. Wypiliśmy herbatę i poszliśmy do koni ze sprzętem. - Teren?
- Nie ma mowy - zaprzeczyłam żwawo. - Za zimno, żeby myśleć. Proponuję trening na hali. Przyda się i Melodii i Albatrosowi - stwierdziłam, a on spojrzał na mnie z obrażoną miną. - Sam mówiłeś, dopiero, kiedy będzie cieplej - obroniłam się jego własnymi słowami, genialnie. Wyczyściliśmy konie i wyprowadziliśmy je na halę. Wsiedliśmy w tym samym czasie i razem szacowaliśmy średnią wysokość wszystkich widocznych przed nami przeszkód. Wszystkie około metra. Najwyraźniej ostatnio skakała Maja.
- To dla nich będzie gimnastyka, a nie skoki - Tymon chyba stracił resztki entuzjazmu.
- To zejdź z konia i je podwyższ - powiedziałam, przewracając oczami.
- Nie chce mi się - odpowiedział z uśmiechem.
- Mi też nie, więc gimnastyka musi wystarczyć - stwierdziłam i zeszłam z Melodią na ścianę. Po kilku minutach stępa zaczęliśmy kłusować. Paręnaście kolejnych okrążeń i do galopu. Dwie lotne na rozgrzewkę, przekątne i na przeszkody. Parkur, mimo, że niski ustawiony był bezbłędnie. Idealne odległości w szeregu, na drągach, przy pojedynczych stacjonatach, wszystko wymierzone co do centymetrów. Melodia skakała chętniej niż zwykle, widocznie niskie pierdoły były dla niej miłą odmianą. Trzy przejazdy, jak zawsze, chwila kłusa i rozstępować trzeba. Po jeździe od razu odprowadziliśmy konie, odnieśliśmy sprzęt i skierowaliśmy się do domu. Gdy szliśmy chodnikiem, zdziwienie na mojej twarzy było nie do opisania.
- Jezu, śnieg - szepnęłam, patrząc przed siebie. Wtedy przypomniałam sobie jeszcze jeden szczegół. - W tył zwrot. Ja do pokoju nie wejdę.
- Bo? - zdziwił się chłopak, patrząc na mnie i najwyraźniej niczego nie rozumiejąc.
- Bo nie mam ochoty zobaczyć jakiegoś faceta na podłodze - odparłam.
- Czy ja o czymś nie wiem? - spytał przez śmiech.
- O tym, że wczoraj, po imprezie, ktoś upatrzył sobie moje panele jako łóżko - powiedziałam, a czując na twarzy coraz więcej zimnych płatków śniegu, zawróciłam do stajni.

**********************************************************************************************
Proszę bardzo, taki masakrycznie długi rozdział, pisany dzisiaj przeze mnie cały dzień, od dwunastej.
Muszę Was rozczarować, rozwodu nie będzie, jak się okazuje, nie zdradzam klasyka z westernem, więc wszystko zostaje po staremu. Dziękujmy mojej koleżance za wbicie mi tego do głowy (tak dosłownie, przewróciła mnie na ziemię, walnęła moją głową o złączenie podłogi ze ścianą i wydarła się "Nie zostawisz Musli, nie będę sama jeździła na obozy klasyczne!"). Także, no. Dzisiaj nawet byłam na jeździe i mogę z czystym sumieniem powiedzieć, że zapomniałam jak się anglezuje XD Serio, to nie żart, nie mogłam anglezować przez pierwsze minuty kłusa i tylko ta myśl "jak to się kurde robiło?" :P Ale to przez zmianę butów, bo w termobutach nie jeździłam od roku ;) Masakra, zimno, błoto... brr. Miałam na sobie rajstopy, bryczesy, skarpety, termobuty, golf, polar, kurtkę, szalik i dwie pary rękawiczek i i tak było mi zimno! No, ale dałam radę. Za tydzień jazdy nie będzie, bo w piątek idę do kina na 18:00. Boże. IGRZYSKA! :D Ale masakra, jaram się jak nienormalna! *.* Także do zobaczenia moje Miśki, do następnego rozdziału :*

poniedziałek, 11 listopada 2013

Rozdział 4.

Na dźwięk trąbki wszyscy ruszyliśmy galopem. Po kilkudziesięciu minutach stępa po łące tylko na to czekałam. Melodia pędziła jak oszalała, wyprzedzając wszystkie konie. Przede mną biegł lis - wujek na Armagedonie, a za i obok mnie, niczym stado rozszalałych byków, inni uczestnicy. Rozglądnęłam się wokół, na szczęście żadnego konia z żadną kokardką. I dobrze. Powoli doganiałam wujka, Armagedon, jak to on, szybko się męczył. Po chwili biegłam na równi z nim. Wyciągnęłam rękę po futro, już je dotykałam, gdy z drugiej strony ktoś szarpnął i lisa nie było. Zdezorientowana spojrzałam na chłopaka w kapeluszu, mniej więcej w moim wieku. Uśmiechnął się do mnie, po czym gwałtownie skręcił i zatrzymał konia. Zrobiłam coś podobnego, tyle, że w drugą stronę i mniej efektownie.
- Uchroniłem cię przed ucieczką za rok! - zawołał, cały czas się śmiejąc. Popatrzyłam na niego z dezaprobatą.
- Nie trzeba było. Dałabym sobie radę - odparłam z wymuszonym uśmiechem.
- Michał - przedstawił się, podając mi rękę.
- Weronika - uścisnęłam dłoń, a obok usłyszałam charakterystyczny dźwięk aparatu.
- Uwiecznione! - krzyknęła kobieta, w której rozpoznałam redaktorkę gazety. - To chyba będzie twoja kolejna okładka, mała. Jest się czym chwalić.
- A tym razem da się mnie rozpoznać, czy znów zasłoniły mnie czyjeś włosy? - zapytałam zgryźliwie, mierząc ją wzrokiem.
- Nie, myślę, że jest w porządku. Czyżbyś była nie w humorze?
- Od razu coś zaznaczę. Przyjęcie jest dla uczestników gonitwy i osób zaproszonych przeze mnie lub mojego wujka, inni wstępu nie mają - syknęłam, przyspieszając do kłusa. Nawet nie zorientowałam się, kiedy drogę zajechał mi srokacz, którego przed chwilą zostawiłam w tyle.
- Czyżbyś nie lubiła tej jakże miłej pani? - spytał z wyraźną ironią.
- Najwyraźniej - co dosyć dziwne, nie usłyszałam tego ze swoich ust, a z Tymona, który właśnie stanął obok nas. - Może pojechałbyś do Wioli, co? Z nią na pewno znajdziesz więcej tematów do rozmów - dodał ze sztuczną miłością w głosie. Michał bez słowa nachylił skrawek ronda kapelusza i odjechał w swoją stronę.
- Dziękuję za wybawienie z tej bezsensownej dyskusji - westchnęłam, odprowadzając znajomego wzrokiem.
- Kto to w ogóle był?
- To był jakże miły chłopak, który sprzątnął mi lisa sprzed nosa, pod pretekstem, że nie chce, żebym się męczyła za rok uciekając - warknęłam i przewróciłam oczami.
- Za rok zgarniesz futerko - spróbował mnie pocieszyć, nachylając się w bok i przytulając mnie.
- Pięknie! - dobiegło mnie z tyłu. Odwróciłam się i zobaczyłam kogo? Przemiłą panią redaktor. - Chyba jednak znów nie będzie widać, że to ty, chyba, że ktoś rozpozna twoje plecy - zaśmiała się, a ja odwróciłam się do przodu.
- Nie wie pani, że nie staje się za koniem? Któryś na przykład może się wystraszyć i kopnąć - stwierdziłam i ostentacyjnie cofnęłam Melodię o kilka kroków. Kobieta natychmiast wykonała kilka niezdarnych ruchów w tył, po czym legła na trawę. - Ostrzegałam - uśmiechnęłam się przez ramię i razem z chłopakiem wróciliśmy do stajni. Rozsiodłaliśmy konie i weszliśmy do stajni, aby odnieść sprzęt.
- Piękna walka! - krzyknęła na powitanie Maja, przytulając mnie. - Ale mogłeś już odpuścić, wiesz? - nie zwróciła się tutaj do mnie, na szczęście, bo z tego co wiem, "Weronika" to rodzaj żeński, więc "mogłeś" nijak tu nie pasuje. Po chwili wszystko stało się jednak jasne, ponieważ na kanapie, obok Wioli, Wiktorii i Walerii siedział niejaki Michał.
- Mogłem, mogłem, ale nie chciałem - powiedział i zdjął kapelusz, ukazując ułożone na żelu jasne włosy.
- Może i lepiej. Nie chciałoby mi się uciekać - prychnęłam, wsunęłam siodło na wieszak i wyszłam z siodlarni. Widocznie będę musiała przetrwać jeszcze imprezę z jego osoba.

********************************************************************************************************
Jestem wredna, wiem. Jezu, serio, jestem cholernie zdołowana. Dziękuję Ever, ale od razu pytam. Słyszałaś o Monty'm Robertsie? Wyobraź sobie, że on, jeżeli już jeździ, to robi to w stylu westernowym. Widziałaś kiedyś jak zajeżdża konie? Wątpię, z kolei pan, który udostępniać mi będzie konia na jazdy przeszedł kurs Horsemanship. Jeśli myślisz, że to coś złego, bardzo proszę, jednak wątpię, żeby "człowiek, który rozumie konie" był w stosunku do nich brutalny. Dziękuję również za wsparcie ze strony Sydney, Norki i kilku innych osób :) Zaznaczę, że klasyka nie porzucam! To, że będę jeździła westem, nie znaczy, że czasem nie usiądę w siodle angielskim. Z Nikki pogadałam i mam nadzieję, że nie jest już obrażona :> Tak więc, no. Jeździć klasykiem mogę, kiedy tylko mi się zachce, ponieważ moja dobra przyjaciółka ma konia, może nawet i na Musli czasem wsiądę, kto wie? Właśnie to mnie najbardziej boli, że będę musiała ją zostawić :< Do zobaczenia :)

PS Bardzo dziękuję za 21,000 wejść ;*
PSS Anonimko, której nazwy na bloggerze nie pamiętam, daj mi link, bo znaleźć nie mogę xd

niedziela, 10 listopada 2013

Rozdział 3.

Ruszyłam galopem, natychmiast wyprzedzając znacznie Albatrosa. Jednak nie odjechałam zbyt daleko, ponieważ już po chwili był na równi ze mną.
- Oszczędzaj siły na Hubertusa! - zawołał Tymon, na skutek czego od razu zatrzymałam Melodię.
- Kiedy jest?! - krzyknęłam za nim. Zawrócił Albatrosa i podjechał do mnie kłusem.
- Jutro, a kiedy? Zawsze druga sobota listopada. Startujesz? Wpisowego płacić raczej nie musisz - prychnął, zwalniając i stając koło mnie.
- Jeśli ma się skończyć tak, jak rok temu, to nawet wolę nie przekraczać linii startu - powiedziałam, kręcąc głową. - Co to, to nie. Jedna śpiączka rocznie zdecydowanie mi wystarczy, a już ich chyba z cztery zaliczyłam.
- Z tego, co wiem, kopiącego Rona nie będzie. Znaleźli sobie nową stajnię - odparł, znów ruszając do przodu.
- No, to może się skuszę - westchnęłam, przewracając oczami i przykładając łydki do stępa.
- W takim razie, dzisiaj już zero galopu, wracamy i podwójna dawka owsa - zawyrokował i ponownie odwrócił konia na zadzie.
- Co? Nie. Nie ma nawet mowy - syknęłam i chwyciłam go za kaptur, kiedy przejeżdżał obok.
- Chcesz mnie udusić? - oburzył się, gdy po chwili odzyskał i oddech i równowagę.
- Ostatnio teren był krótszy niż kiedykolwiek, tego rekordu pobić nie pozwolę.
- Spójrz na to z innej strony, jutro zaliczysz dwa... trzy tereny za jednym razem!
- Doprawdy? - zdziwiłam się, patrząc, jak rozmasowuje szyję.
- Tak. Dojazd na łąkę, na której będziemy ścigać lisa, gonitwa, a potem dojazd z powrotem do stajni - uśmiechnął się, choć doskonale wiedział, co ja o tym myślę.
- Mi to nie wystarczy - mruknęłam z obrażoną miną.
- Oj tam, oj tam. Może jakoś przeżyjesz - puścił do mnie oczko i ruszył do przodu. Bez przekonania zrobiłam to samo i już po kilku minutach byliśmy na miejscu. Odstawiliśmy konie do stajni, przykryliśmy je derkami, po czym oboje poszliśmy do domu. Kiedy byliśmy na górze, opadłam na łóżko, a on obok mnie.
- O której jest ta gonitwa? - zapytałam w końcu, odwracając głowę w jego stronę.
- Fajna z ciebie współwłaścicielka, skoro nawet takich rzeczy nie wiesz - zaśmiał się, a ja spojrzałam na niego z dezaprobatą. - Jedenasta. Będę w stajni na ósmą, tobie również radzę. A teraz przepraszam, muszę jechać do domu.
- Przecież jest dopiero siedemnasta - sprzeciwiłam się, wstając chwilę po nim.
- Tak, ale muszę przygotować się psychicznie na Huberta - odparł, niby na poważnie. Pokręciłam tylko głową i zeszłam z nim na dół, aby odprowadzić go do samochodu.

***
Strój galowy nie był obowiązkowy, więc jedyne, co wyciągnęłam z szafy, to pierwsza lepsza para bryczesów, bluzka polo i jakaś marynarka. Po śniadaniu od razu skierowałam się do siodlarni. Wzięłam skrzynkę ze sprzętem i poszłam do boksu Melodii.
- Witam panią z sąsiedniego boksu - usłyszałam obok, gdy tylko stanęłam na słomie.
- Dzień dobry. Jak idą przygotowania? - zapytałam Tymona, kiedy z uśmiechem czyścił kopyta Albatrosa.
- W miarę dobrze, aczkolwiek powoli - odparł, prostując plecy. Wzięłam się za czesanie grzywy, lecz po chwili stwierdziłam, że lepiej zostawić to na koniec. Sięgnęłam po gumowe zgrzebło i zamaszystymi ruchami przerzedzałam sierść klaczy. Gdy skończyłam czyszczenie, było dobrze po dziesiątej. Odniosłam szczotki i wzięłam rząd. Wróciłam do Melodii i osiodłałam ją. Wyszłam na podwórze, zgarniając przy okazji kask i rękawiczki.
- Jedziemy?
- Pewnie - stwierdziłam, siadając w siodle. Po kilku minutach stępa, przeszliśmy do kłusa, a z niego do galopu. Nie wiedziałam za bardzo gdzie jedziemy, ale na szczęście Tymon znał dokładną lokację. Kiedy byliśmy na miejscu zaskoczyła mnie liczba jeźdźców. Dwa lata temu było nas około dziesięciu, no, może piętnastu. Tego dnia, liczba zebranych przekraczała czterdzieści. A, co jeszcze dziwniejsze, gapiów było dwa razy tyle.
- Przypomnij mi, organizujemy jakąś imprezę? - szepnęłam do chłopaka, jadącego obok.
- Oczywiście - odparł, wyprzedzając mnie o kilka kroków.
- Czyli wieczór z kowbojami - westchnęłam, rozglądając się wokół. Same kapelusze. Czemu? Żebym ja to wiedziała.

*******************************************************************************************************
Poryczałam sobie trochę, bo Król Lew i śmierć Mufasy jest tak bardzo wzruszająca. Teraz patrzę, jak Simba wychodzi zza skały pośród piorunów i leje Skazę po mordzie. Fajna bajka (y) Wczoraj był Hubertus, więc mam wenę. ZA-JE-BI-ŚCIE! Genialnie. Z takim jednym małym "ale" przez które opowiadanie może, ale nie musi, kategorycznie się zmienić. Dlaczego? No cóż, osoby, z którymi gadałam na gg, lub które czytają mojego drugiego bloga, już zapewne wiedzą. Otóż... Ogłaszam wszem i wobec, że moja "kariera skokowa" jest kategorycznie zakończona, ponieważ od soboty przerzucam się na western :) Dziwne? Jak najbardziej. Pomimo wszystko, od jedenastej do dwudziestej drugiej siedziałam w towarzystwie kowboi, a do stylu przekonała mnie jedna krótka rozmowa; "W jeździe chodzi o przyjaźń, między koniem, a jeźdźcem, a tej więzi raczej się nie zdobędzie, skoro przy skoku metr dwadzieścia, na nogi konia spada sześćdziesiąt ton ciężaru, nie sądzisz?" Co prawda takie ciekawostki wiedziałam z obozu, ale jakoś nie zawracałam sobie tym głowy. Poza tym, jechałam wczoraj na westernowym siodle i muszę przyznać, że było cudownie. W cholerę wygodne, koń idealnie wyczulony na łydki i mięciutki w pysku i grzeczny, nawet pomimo tego, że jechaliśmy za ciągnikiem, a ja nie mogłam anglezować, przez za długie strzemiona :D Od soboty przestawienie, miejmy nadzieję, że dam radę ;) Także, no, na razie :*

PS Jutro nie ma opcji na notkę, dużo nauki :/

piątek, 8 listopada 2013

Rozdział 2.

Obudziłam się i od razu wiedziałam, że zaspałam. Słońce przebijało się niemrawo przez chmury, z których bezustannie deszcz lał się strugami. Przeciągnęłam się sennie, wstałam, ubrałam się, umyłam, zjadłam śniadanie i wyszłam do stajni.
- Hej - mruknęłam, opadając na kanapę w siodlarni.
- Wiesz która jest godzina? - Zapytała Karolina oskarżycielskim tonem.
- Jak znam życie, gdzieś koło jedenastej, czuję to podskórnie - prychnęłam, zamknęłam oczy i strzeliłam z palców. - Wytłumaczysz mi łaskawie, co to za pomysł z tym obozem?
- O! Czyli już wiesz? - Od razu zeszła z tonu.
- Jak najbardziej. Czy ja się niejasno wyraziłam, mówiąc, że nie prowadzimy szkółki i nie będziemy tego robić?
- Jasno, ale szkółka, a obóz, to dwie różne sprawy - westchnęła pobłażliwie, przewracając oczami.
- Pewnie, dzieci będą tępić konie jedynie przez dwa tygodnie, a nie przez cały czas - warknęłam i spiorunowałam ją wzrokiem.
- Oj tam, od razu tępić. Każdy kiedyś jeździł w szkółce.
- Nie pleć bzdur, jeździłam w prywatnej stajni, Tymon tutaj, Aśka i Jacek też. Gośka miała jakiegoś kucyka i na nim się uczyła, Maję szkoliła jej mama, a Michalinę Maja. Żadne z nas nie jeździło w szkółce, poza tobą, rzecz jasna - stwierdziłam zgryźliwie.
- I zobacz, opłaciło mi się! Jeżdżę lepiej niż każde z was - ucieszyła się, doprowadzając mnie do szału.
- To wracaj do szkółki szkolić się dalej, a moją stajnie zostaw w spokoju - wysyczałam przez zęby i wyszłam na korytarz. Skrzynka ze zgrzebłami leżała przy boksie Melodii, najwyraźniej zostawiona tam przeze mnie poprzedniego dnia. Wzięłam się za czyszczenie, cały czas rozmyślając o tym całym obozie. Znając życie, to dzieci będą chciały same wybrać dla siebie konie, a my będziemy się musieli na to zgodzić. Pocieszenie tylko w tym, że prawdopodobnie nie przyjedzie zbyt dużo osób. Najwyżej pięć, sześć... albo dwanaście. Jedno jest pewne, nie dam żadnego z prywatnych koni. Jeżeli dopisze mi szczęście, może nawet uda mi się przekonać wujka, że to ja powinnam rozdzielać konie między dziećmi. W końcu, pomimo mojej chwilowej amnezji już wszystko idealnie pamiętam. Inga, Śmiałek i Armagedon dla początkujących, Cirrus, Irga, Cwał i Bajka dla bardziej zaawansowanych, a dla umiejących dobrze jeździć nadaje się cała reszta. Poklepałam po łopatce klacz, która skubała moją kieszeń w nadziei na smakołyki. Uśmiechnęłam się, znów biorąc do ręki kopyto, aby wyskrobać je dokładnie.
- Jakie zacięcie - usłyszałam za sobą, więc szybko odwróciłam głowę. Przez własne włosy zobaczyłam, co raczej jasne, Tymona.
- Musi być czysta, jeśli chcę na niej jeździć - odparłam, przechodząc do tylnych nóg.
- A chcesz?
- Pytasz, jakby było to coś nienormalnego - powiedziałam przez śmiech. - Mój koń, to jeździć muszę.
- Źle sformułowałem zdanie. Ogólnie miałem na myśli, czy chcesz jechać ze mną w teren.
- Jasne, muszę zaczerpnąć bardzo dużo świeżego powietrza. Najpierw wujek mówi, że obóz organizujemy, potem Karolinka wywodzi się przy mnie jakie to szkółki są wspaniałe i żebym nie przesadzała z tym tępieniem na łydki, a przed chwilą jeszcze się zastanawiałam ile gnojków może tu przyjechać - ostatnią część zdania dosłownie wysyczałam przez zęby.
- Jeszcze chwila i pomyślę, że nie chodzi o sam fakt obozu, tylko o to, że nie lubisz dzieci - prychnął, wywracając oczami.
- Nie zgadłeś, ani jedna ani druga teza nie są prawidłowe. Chodzi o sam fakt, że ktoś, kto w umiejętnościach jeździeckich nie dorównuje nawet Karolinie, będzie miał możliwość wożenia dupy na Melodii, Tabunie, Flocku, Albatrosie albo jakimkolwiek innym koniu, na którego nie jest gotowy - warknęłam, puszczając gwałtownie kopyto, które z głuchym stukiem upadło na nie zbyt grubą warstwę słomy. Popatrzyłam ze smutkiem na kobyłę i przytuliłam się do niej.
- Nie wyolbrzymiaj tak wszystkiego. Jestem pewien, że konie będą rozdzielone z tych stajennych - powiedział, po czym otworzył boks, podszedł do mnie i objął. - Ale dasz się namówić na ten teren?
Spojrzałam na niego z dezaprobatą.
- Czy ty chcesz mnie dobić? - zapytałam, wtulając się w jego bluzę.
- Pewnie, tylko o tym marzę - odpowiedział z ironią. - To jedziemy?
- Czyść Albatrosa - odparłam i skierowaliśmy się do siodlarni, po jego sprzęt i mój rząd.

**************************************************************************************************
PRZEPRASZAM!!!
Bardzo Was przepraszam :< Wiem, że notka miała się pojawić w środę i zaczęłam ją pisać we wtorek, ale okazało się, że musiałam się uczyć na czwartkową fizykę, a co gorsza, miałam wczoraj zebranie. Najdziwniejsze jest to, że mama nawet nie była zła! Pani jej nagadała, jaka to ja zdolna jestem, jaka jestem aktywna na lekcjach, jak to pięknie piszę, jakie to ja mam bogate słownictwo i jak to się jej mój styl pisania podoba xd Nawet nie przejęła się tymi kilkoma dwójami, paroma jedynkami... Tak to ja się wspaniale uczę :P Jezu, jak się cieszę, że moja wychowawczyni, nie dość, że jest lajtowa, to jeszcze polskiego uczy :D Nienawidzę matematyki. Nienawidzę, nie toleruję, nie cierpię, nie ogarniam i pierdolę kuźwa. Jeszcze do tego mam tak beznadziejną nauczycielkę, że tylko pożałować, naprawdę. Sama robi wszystkie działania, do tego na kalkulatorze, zgłaszałam się dzisiaj całą lekcję, bo lubię figury płaskie, to nie dość, że mnie nie zapytała, to jeszcze się na mnie wydarła, że rzekomo całą lekcję jej przeszkadzam w prowadzeniu lekcji -.-' Jutro na Hubertusa, chociaż jeszcze negocjuję z mamą, po jutrze chyba notka i poniedziałek wolny, to może też coś dodam ;D Tak więc, no. To chyba tyle, pa pa :*

PS JA CHCĘ DO TEGO HOTELU :C JEZU, ON JEST GENIALNY. Serio, posłuchajcie to ogarniecie xd
PSS Jezu, płaczę trzech obserwatorów do trzydziestu :'D

poniedziałek, 4 listopada 2013

Rozdział 1.

Zatrzymałam Melodię na szczycie wzgórza, które prowadziło nad jezioro, czekając, aż Tymon mnie dogoni. Klacz wyrwała do przodu, a chłopak nie chciał przemęczać Albatrosa, który w końcu nie tak dawno przeszedł przez operację. Odwróciłam się w ich stronę, czując na twarzy powiew listopadowego wiatru. Uśmiechnęłam się, widząc, jak stępuje w naszą stronę.
- Nie wyrywaj następnym razem, bo w życiu cię nie dogonię - powiedział, kręcąc głową.
- To nie ten sam koń - stwierdziłam, klepią ogiera po szyi.
- Dużo się zmieniło, ale myślę, że po jakimś czasie wszystko wróci do normy - odparł, chwytając mnie za rękę. Spojrzałam na niego i mimowolnie się zaśmiałam. Nie do wiary, że jeszcze niespełna tydzień temu, nie wiedziałam kim jest. Zadrżałam z zimna, kiedy kolejny podmuch przedarł się przez moją kurtkę.
- Wracamy? - zapytał, wskazując głową w stronę stajni.
- Przecież dopiero przyjechaliśmy - zaprotestowałam, a on popatrzył na mnie z dezaprobatą.
- Za zimno na teren, jedźmy, bo oboje będziemy chorzy.
- Też mi argument - prychnęłam, ale pomimo wszystko zawróciłam klacz. - To co, galop?
- Pewnie - zanim zdążył to powiedzieć oba konie ruszyły obok siebie. Na miejscu byliśmy już po kilku minutach. Rozsiodłałam Melodię w stajni, dałam jej marchewkę i odprowadziłam ją do boksu. Poszłam do siodlarni z naburmuszoną miną, aby odnieść sprzęt.
- Zdecydowanie za krótki teren - powiedziałam do Tymona, który właśnie stał przy stojaku, odwieszając siodło Albatrosa.
- Nie przesadzaj, jak będzie cieplej, to pojedziemy na dłużej.
- Mam rozumieć, że na następny teren mam czekać do wiosny?! - oburzyłam się, naśladując ton Karoliny.
- Może i dłużej - zaśmiał się, podszedł bliżej i mnie pocałował. Przerwało nam chrząknięcie od strony drzwi.
- Nie chcę wam przeszkadzać, ale czy ktoś łaskawie wyjaśni mi, co się dzieje? - dobiegł nas głos niebieskowłosej, na którą natychmiast spojrzałam z pogardą.
- Nie wszystko musisz wiedzieć - stwierdziłam i wyszłam na korytarz razem z chłopakiem. - Ona jest bardziej wścibska, niż by się mogło wydawać.
- W pełni się zgadzam, szkoda tylko, że to my musimy się z nią użerać - westchnął, gdy weszliśmy do domu. Tym razem to ja stanęłam na palcach, żeby go pocałować. Po chwili uśmiechnęliśmy się do siebie i skierowaliśmy się do salonu.
- Wujek?! - niemal krzyknęłam, na widok mężczyzny, czytającego na kanapie gazetę.
- Najwyraźniej - odparł, składając magazyn i zdejmując okulary. - Też się cieszę, że cię widzę - dodał po chwili zgryźliwie.
- Jak było na targach? - zapytałam, siadając obok z Tymonem.
- Nic nowego. Przebijali każdą stawkę. W Warszawie paru handlarzy nie dało za wygraną, w Krakowie to samo. Zdzierali niesamowicie - pokręcił głową ze zrezygnowaniem. Nie było go w domu od połowy września, nie licząc dnia, gdy przywiózł Shadow'a, więc zdziwiły mnie zarówno jego obecność, jak i fakt, że nie przywiózł żadnego nowego konia.
- No cóż, nie każde zwierzę ma tyle szczęścia, co na przykład Tabun - uśmiechnęłam się i poklepałam go po ramieniu, wstając.
- Aha, Weronika, co do Tabuna, jak myślisz, mniej wprawni jeźdźcy daliby sobie na nim radę?
- Raczej wątpię, jest dość delikatny na pysku i twardy w łydkach - odparłam i zastanowiłam się przez chwilę. - A czemu pytasz?
- Mam plan zorganizować obóz jeździecki - powiedział pewnym tonem, a mnie zamurowało.
- Co zrobić?! - wrzasnęłam na cały głos.
- Słyszałaś. Karolina mnie namówiła - stwierdził ze stoickim spokojem. Patrzyłam na niego, jakbym dostała porządnego kopniaka. Czekałam aż mój mózg powoli przetworzy informacje.
- W takim razie masz pewne - zaczęłam i zawiesiłam głos - że nie pojeżdżą ani na Melodii, ani na Tabunie, ani na Flocku, ani na Albatrosie - warknęłam i wbiegłam po schodach na górę. Usłyszałam za sobą krótkie "Na razie", gdy zatrzasnęłam drzwi. Padłam jak długa na materac i przycisnęłam do twarzy poduszkę. Po chwili rozległo się pukanie i cichy skrzyp.
- Co jest? - spytał Tymon, siadając obok i przytulając mnie.
- Nie chcę tu żadnego obozu. Żadnych dzieci, żadnej szkółki. Ja chcę spokoju - szepnęłam zrezygnowana, opierając głowę na jego nogach.
- Też bym chciał, ale dopóki jest tu nasza koleżanka, nie mamy co o tym marzyć - westchnął i położył się obok mnie. - Ale chyba jakoś trzeba to będzie przeboleć, co? - zadał pytanie, próbując mnie pocieszyć swoim uśmiechem. Udało mu się.
- Co racja to racja. Może dam radę - mruknęłam, przewracając oczami. Oboje się zaśmialiśmy, wstaliśmy, a ja podeszłam do biurka, żeby włączyć jakąś muzykę. Chwyciłam dwie płyty w dwie ręce i pokazałam chłopakowi, unosząc pytając brwi. Wskazał na tę po prawej, więc włożyłam ją do wieży i usiadłam z powrotem na pościeli ze smutną miną. Trącił mnie lekko łokciem, jednak widząc, że nic to nie dało zaczął mnie łaskotać. Nic nie mogło mnie bardziej rozbawić.

************************************************************************************************************
Stęskniliście się? Ja również xd W sumie, nie mieliście za bardzo okazji, żeby zatęsknić, w końcu to tylko dwa dni, ale pomimo wszystko, ja bez bloga żyć nie mogę. Koleżanka z klasy miała już dosyć moich wywodów na temat tego co się wydarzy w tym tomie i kazała mi się dzisiaj wziąć do roboty, także jestem z powrotem :D Nie dam Wam wytchnienia, jestem okropna :< Mam nadzieję, że się nie obrazicie ;) Dodam, że jestem człowiekiem po dwóch zawałach. Otóż dziś pierwszy zawał przeżyłam, kiedy tusz kreślarski rozlał mi się w torbie. Drugi, kiedy poszłam ją wyprać. Spotkałam dziewczynę, przez którą pół roku nie jeździłam. Serce mi na chwilę stanęło, masakra. Przerażenie kompletne, a ona co? Uśmiecha się i mi macha D: Ja tu kuźwa stoję, pewna, że mnie tak nienawidzi, że zaraz mi wpieprzy, a ona co? A ona se macha, kurde. Koleżanka mnie zaciągnęła na lekcje, ale spotkałam ją na przerwie, powiedziałam, że jeszcze raz ją przepraszam, za taką jedną głupią sytuację z koniem, a ona się zaczęła śmiać, powiedziała, że nic nie szkodzi i też mnie przeprosiła :x Szok. No, nieważne, zostawiam Was z tym, co tu wyskrobałam w pół godziny i do zobaczenia w... środę? Tak, sądzę, że w środę :*

niedziela, 3 listopada 2013

Głowa mnie ze szczęścia boli :'D

20,000
NIE WIERZĘ.
UMIERAM.
PADAM.
NIE WSTAJĘ.
Czy Wy jesteście poczytalni?! Jezu, kiedyś, nie tak dawno, marzyłam, żeby mieć 10,000 i 5 komentarzy pod notką. Potem, żeby mieć 15,000 i 8 komentarzy... Muszę przestać marzyć, bo się za często spełnia. Jesteście wielcy, niesamowici. Który już raz Wam to mówię? Nie wiem. Przestałam liczyć. Chyba dwudziesty piąty xd No cóż, w takim razie MUSZĘ pisać tom szybko, bo widzę, że nawet bez notki tu wchodzicie ;) Nawet nie wiecie ile to dla mnie znaczy :* Do usłyszenia! ♥

PS Patrzcie, fajnego bloga znalazłam :D LINK

sobota, 2 listopada 2013

Rozdział 40. - ostatni



Niechże tradycji stanie się za dość! Czyli podziękowania jak zawsze na początek :)



- Nikki – Boże, dziękuję, że jesteś, że czytasz, że komentujesz, że piszesz ze mną na GG. Dziękuję, że cały czas mnie wspierasz, od pierwszego tomu. Bardzo Cię proszę, nie mów nigdy, że Twoje rozdziały są do dupy, bo za każdym razem mam Ci ochotę wpieprzyć :) Po przeczytaniu tego rozdziału masz mi napisać komentarz, wejść na GG i opieprzyć mnie za wszystkie błędy, niedociągnięcia i obgadać tajny plan :*


- Sydney – Tobie również dziękuję za wszystkie komentarze, za to, że czytasz i że po prostu jesteś. We dwie z Nikki wspieracie mnie od samego początku i bez Was to opowiadanie by nie istniało, bo wymiękłabym już przy pierwszych rozdziałach :) Tylko dzięki Wam na początku znalazłam siłę, aby pisać dalej.


- Oligator – Jezu, mam bekę z Nimfy xd "To ja - Oligator :) :) :)" Pomimo wszystko, kuźwa, Twoja obecność na tym blogu działała na mnie jak coś, co kompletnie rozpieprza system swoją zajebistością xd Jakoś nie wyobrażam sobie braku Twoich komentarzy ;D


- Norka – Ja czytam Twojego bloga, Ty czytasz mojego, ja komentuję Twoje notki, Ty komentujesz moje. Takich czytelników uwielbiam, nie ma to jak zasada „oko za oko, ząb za ząb” c; Muszę powiedzieć, że bardzo lubię Twoje komentarze. Taki pozytywny akcent (zresztą, tak jak wszystkie inne), zazwyczaj krótki, ale zawsze ;)

- Universe - W sumie czytając Twoje komentarze czuję się trochę nieswojo. Mam taki zwyczaj, że się odwdzięczam, a w Twoim przypadku, nie wiem gdzie mam to zrobić! Weź mi podeślij kiedyś link do swojego bloga, jeśli go założysz, lub już masz ;) 


- Amazonkaaa – Nawet nie wiesz, jaka byłam na Ciebie na początku wpieprzona. Naprawdę, użyłabym innego słowa, ale nie wypada. Kiedy zaczęłaś pisać swoje opowiadanie… Jezu, jaki facepalm. Taki kop w dupę, jakiego w życiu nie przeżyłam. W tym momencie, kiedy przeczytałam pierwsze z Twoich notek i zauważyłam, że nawet niektóre imiona są podobne do moich, byłam tak podminowana, że miałam ochotę wywalić komputer przez okno. Na szczęście się powstrzymałam, i dobrze, bo potem zaczęłam pisać ze zdwojoną werwą, a złość kompletnie minęła. Dziękuję za zdenerwowanie mnie w odpowiedniej chwili :)


- Anonimka – Kiedy przeczytałam Twój pierwszy komentarz, moją reakcją był płacz. Naprawdę. Akurat miałam jakiś beznadziejny dzień, przychodzę do domu, patrzę i ryczę. Słowa „Kocham Twoje opowiadanie” są w niektórych momentach tak ważne, że tylko przeglądam komentarze szukając ich między wersami. Tego dnia, nawet nie musiałam tego robić. Niektóre rzeczy po prostu rozwalają człowieka od środka w pozytywnym sensie. Kiedy czytam „Kocham tego bloga, nadrobiłam wszystkie części w cztery dni” mam ochotę drzeć się ze szczęścia.

Szałwia - Bardzo mi miło, że Cię tu nie ma od... września? Sierpnia? Nie wiem. Miłe. W każdym razie, byłaś na moim blogu pierwsza, więc zgrzeszyłabym, gdyby cię tu nie było ;)

Spirit - Oj Spirit, Spirit, gdzie jesteś? Tęsknię kurde za Twoimi komentarzami i ogólnie, za Twoją obecnością :< Weź wróć no, czekam :>

Vero - To dzięki niej powstało to opowiadanie, a ja byłam do Komunii, więc nie chcę nagrzeszyć. Dziękuję za inspirację, tylko węźże pisz u siebie :<



Fakt, że liczba obserwatorów wzrosła w kilka dni z 19 na 25 był tak szokujący, że od razu wzięłam się do roboty i… Rozdział, co dwa dni, komentowanie przychodzi z większą chęcią, czytanie blogów staje się przyjemniejsze. Dziękuję WSZYSTKIM osobą, które kiedykolwiek zajrzały na mojego bloga, skomentowały rozdział, lub, chociaż go przeczytały. Nawet nie wiecie, ile to wszystko dla mnie znaczy. Sami rozumiecie, iż wymienienie kilkunastu osób nie jest możliwe, bo zajęłoby mi więcej miejsca niż sam rozdział, jednak, jeśli ktoś czuje się źle z tym, że go tu nie ma, proszę napisać komentarz, na pewno dodam kilka słów :)


ZAPRASZAM DO CZYTANIA!


************************************************************************************************************
 

- Co ty do mnie powiedziałaś? – Zapytała Gośka, najwyraźniej nie dowierzając w moje słowa.

- Stwierdziłam, że do Tymona najbardziej ze wszystkich pasujesz ty.

- Słyszałam, ale miałam nadzieję, że to było złudzenie. Ty nie wiesz, co mówisz – powiedziała, kręcąc głową.

- Do tej pory wydawało mi się, że jestem w pełni świadoma swoich słów, wytłumaczysz mi, czemu nawet to poddajesz pod wątpliwości? – Spytałam, marszcząc brwi.

- Naprawdę chcesz wiedzieć? Słyszałam, że Tymon miał ci powiedzieć o tym, co było kiedyś – odparła, uparcie wpatrując się w swoje kolana.

- Widzisz go gdzieś, bo ja nie. Obojętne, kto mi to powie, ważne, żebym wiedziała. Będziesz na tyle miła?

- Skoro chcesz…

- Wykrztuś to w końcu – warknęłam, po chwili ciszy.

- Dobra, to nie ja do niego pasuję – westchnęła i zawiesiła głos, patrząc w przestrzeń. – Tylko ty – dodała w końcu, a ja wybuchłam śmiechem.

- Serio? Raczej mam inne zdanie – prychnęłam, ale mój humor najwyraźniej jej się nie udzielił.

- No to lepiej niech się zmieni. Jesteś jedyną osobą, z którą jeździ w tereny, z którą spędza dziennie więcej czasu i z którą ma bardzo dobre kontakty – wyliczyła na palcach.

- Taa, uwierz mi, wcale się o te kontakty szczególnie nie starałam.

- No właśnie. I to go najbardziej boli. Ciągle nie rozumiesz? – Zapytała, a ja tylko pokręciłam głową. – No to ci wytłumaczę, po prostu, przed śpiączką to ty z nim chodziłaś – uśmiech automatycznie znikł z mojej twarzy, z kolei pojawił się na jej.

- Co takiego?

- To, co słyszałaś.

- Raczej pamiętałabym, że miałam chłopaka – oburzyłam się, ale nie minęło kilka sekund, gdy dotarło do mnie, że nie pamiętałam nikogo ani niczego, więc nawet to było możliwe.

- No, widocznie masz słabszą pamięć niż myślisz – odparła, wstała i wyszła. Siedziałam jeszcze chwilę w siodlarni, próbując poskładać wszystkie myśli w całość, jednak jedyne, co osiągnęłam, to ból głowy. Nie czekając wróciłam do domu, wzięłam prysznic i z mętlikiem pod czaszką zasnęłam.



Upał, upał, upał. Co robię? Ryczę w pokoju? Dlaczego? Tak to jest, jak z ust przyjaciela usłyszysz, ze jesteś debilną. Czasem jednak, płacz pomaga. Wieczorem, gdy już nieco się uspokoiłam poszłam do stajni po bluzę. Weszłam do siodlarni, niestety, nie tylko ja.

- O! Dobrze, że jesteś już myślałem, że poszłaś do domu.
- Miałam taki zamiar - odparłam nawet na niego nie zerkając.
- Wera przepraszam.
- To twoja strategia? Najpierw mnie obrażasz a później przepraszasz – stwierdziłam, chociaż dobrze wiedziałam, że już nie jestem zła.
- Nie! No coś ty przecież wiesz.
- A więc jeszcze raz. Co miałeś mi do powiedzenia? - spytałam żartobliwie, choć sądząc po wyrazie jego twarzy on raczej tego nie zauważył.
- Przepra...
- Cicho... Słuchaj - staliśmy chwilę w bezruchu.
- Deszcz - szepnął chłopak. Oboje wybiegliśmy na korytarz. Niebo zaszło chmurami i lały się z niego strugi wody.
- Przeprosiny przyjęte! – krzyknęłam, aby usłyszał coś podczas szalejącego wiatru. Uśmiechnął się w odpowiedzi.
- Chodź!
Wbiegliśmy w potok ciepłego deszczu. Zaczęłam krzyczeć przez śmiech. Goniliśmy się, co chwila lądując na ziemi. W pewnym momencie podszedł do mnie.
- Tymon? - zapytałam szeptem czego nie usłyszał. Popatrzyłam się w jego ciemne oczy. Nie mogłam oderwać wzroku. Zanim zorientowałam się, co się dzieje chłopak nachylił się i mnie pocałował. Staliśmy tak jeszcze chwile aż w końcu on odsunął się i uśmiechnął. Nie mogłam w to uwierzyć. Jedyne, na co się zdobyłam to podobny uśmiech. Chłopak wydawał się trochę zawiedziony.
- Cześć - powiedział i odszedł w stronę samochodu. Po chwili zrozumiałam jednak, co się dzieje. Pobiegłam za nim i wtuliłam się w jego przemoczoną bluzę.



Obudziłam się. Nie mogłam uwierzyć w to, co przed chwilą widziałam w swoich snach. Oddychałam ciężko, nie mogłam się uspokoić. Byłam bliska płaczu. Nie pamiętałam go. Nie pamiętałam nikogo. W jednej chwili, przez jeden sen, wróciło wszystko. Moje dawne zdanie o Gośce, o Tymonie, pamiętałam wszystko. Co do jednej rzeczy. Każdy szczegół. Kiedy pierwszy szok minął, wstałam, ubrałam się, umyłam i wybiegłam do stajni. Nikogo nie było. Cudownie. Wykonałam większość pracy, gdy na podjeździe pojawiły się pierwsze samochody. Jednak osoby, z którą wyjątkowo pilnie musiałam porozmawiać, nigdzie nie było. Zaklęłam pod nosem, kiedy Karolinka minęła mnie z lisim uśmieszkiem, zarzucając włosami. Po jakimś czasie podeszła do mnie Gośka.

- Szok minął? – Zapytała na powitanie.

- Wiesz co, dziękuję, że mi powiedziałaś. Przy okazji przypomniałam sobie, że jeździłaś na Melodii na rolkurze i złamałaś Mozambikowi nogę. Przydatne informacje, nie?

- I po co ja się odzywałam – westchnęła, przewracając oczami.

- Masz szczęście, że nie mam ci niczego za złe. Najważniejsze, że moje stare poglądy wróciły – stwierdziłam, zaplatając ręce. – Nie wiesz, kiedy przyjeżdża Tymon?

- Powinien już być – odparła, rozglądając się wokół.

- Widocznie on ma inne zdanie. No nic, idę pojeździć – powiedziałam, po czym skierowałam się do siodlarni. Wzięłam rząd i poszłam do Tabuna. Naprędce go wyczyściłam, osiodłałam i wzięłam na halę. Ustawiłam kilka przeszkód i wskoczyłam na grzbiet. Rozstępowałam go i w kłusie zaczęłam przejeżdżać przez drągi. Po jakimś czasie zagalopowałam, najeżdżając na pierwszą przeszkodę. Ogier wyjątkowo mocno ścinał zakręty. Niemal wypadłam z siodła, gdy zaliczyłam pierwsze wyłamanie. Pociągnęłam lekko za wodze, aby przywołać go do porządku, usiadłam mocniej w siodle i znów najechałam na tą samą stacjonatę. Tym razem pokonał ją bezbłędnie.

Po dwukrotnym przejechaniu całego toru, postanowiłam skończyć jazdę. Kilka minut stępa i zsiadłam. Odprowadziłam konia do boksu, sprzęt odniosłam do siodlarni i poszłam na pastwiska, aby nalać wody do koryt. Kiedy wszystkie cztery były pełne, wróciłam do stajni. Stanęłam w drzwiach wejściowych, a żołądek przewrócił mi się do góry nogami. Tymon rozmawiał właśnie z Karoliną, ale ja raczej nie miałam ochoty na to patrzeć.

- Ty skończony debilu! – wrzasnęłam i stanęłam pomiędzy nimi.

- Mówisz do mnie? – zdziwił się, unosząc brwi. – Co takiego zrobiłem?

- Doskonale wiesz co – warknęłam i usłyszałam, że dziewczyna znacząco odchrząknęła.

- Gdybyś nie zauważyła, właśnie prowadzimy dyskusję.

- Gdybyś nie zauważyła, moja dyskusja jest o wiele ważniejsza, więc łaskawie spieprzaj, już dosyć namieszałaś – powiedziałam, patrząc na nią przez ramie.

- O co ci chodzi, pytam po raz drugi – wciął chłopak.

- Nie tu – odparłam krótko, chwyciłam go za rękę, zaciągnęłam do siodlarni, otworzyłam idealnie zamaskowane drzwi i po schodach wyszliśmy na poddasze, pełne siana. Opadłam na jedną z bel, a on poszedł w moje ślady.

- Powiesz mi wreszcie, czemu przerwałaś jakże uroczą rozmowę z Karoliną?

- Jak mogłeś mi nic nie powiedzieć?! – wybuchłam, patrząc na niego, jakbym miała ochotę go udusić.

- O czym?

- O wszystkim! O tym, że Gośka wcale nie jest taka, jaka mi się wydawała, o tym, że wyjechałam do Ameryki na trening, że byłam w Anglii, bo Tabun się zgubił i… O tym, że byliśmy razem – dodałam ciszej. Chłopak spojrzał na mnie ze zdziwieniem pomieszanym zarówno ze strachem jak i ulgą.

- Skąd wiesz? – zapytał z westchnieniem.

- Gośka mi powiedziała, wczoraj. A z tego co pamiętam, ty miałeś to zrobić. Zapomniałeś chyba, że jest już drugi, a pierwszego miałam się wszystkiego dowiedzieć.

- No tak, nie zapomniałem, gdyby rzeczywiście tak się stało, to nie brałbym urlopu – prychnął. – Bardzo jesteś zła?

- Przed chwilą miałam ochotę cię powiesić, ale teraz, wolę tego nie robić – powiedziałam i przytuliłam się do niego. Objął mnie czule, zaciskając palce na mojej bluzie.

- Nawet nie wiesz, jak mi ciebie brakowało – szepnął, po czym puścił mnie, aby po chwili nachylić się i mnie pocałować.

- Mam pewną teorię. Jeśli Karolina się dowie, że znowu jesteśmy razem, to udusi zarówno mnie jak i ciebie, więc może pojedziemy w teren? – zaproponowałam z uśmiechem, kiedy się od siebie odsunęliśmy.

- Dobry pomysł, chociaż, jak znam życie, czatuje na nas w lesie – zaśmiał się, chwycił mnie za rękę i wróciliśmy do stajni, aby przygotować konie do wyjazdu.
- Tak przy okazji, ty to się chyba bawisz w jakiegoś Romeo, co? Wejść do mnie przez balkon w środku nocy i rozmontować zamek w drzwiach, tylko po to, żeby mnie pocałować? Mogłeś sobie darować, naprawdę - powiedziałam, kiedy wjechaliśmy między drzewa.
- Nie wiem o czym mówisz - odparł, próbując ukryć uśmiech.
- Taa, jasne. Uważaj, bo uwierzę, tylko się strachu przez ciebie najadłam - niby się oburzyłam, ale on wiedział, że nie robię tego na serio. Popchnął mnie lekko, po czym oboje zaczęliśmy się śmiać.


************************************************************************************************************
KONIEC!

Tomu czwartego oczywiście, przede mną jeszcze, co najmniej, dwa C: Moi drodzy, chciałam Wam serdecznie podziękować, za całe cztery tomy, które jesteście ze mną. Bez Was niczego bym nie zdołała napisać. Dziękuję za wsparcie, komentarze, liczną obserwację oraz, w szczególności, za to, że wytrwale czytacie te moje bazgroły :* Kiedy zaczynałam to pisać, nawet nie przyszło mi do głowy, że będę miała przyjemność robić to dla tak wspaniałych czytelników jak Wy i będę to zaznaczać do znudzenia! Jesteście cudowni ♥ Muszę powiedzieć, że nie wiem, jak dobiliście do takiej liczby wyświetleń, w końcu już niedługo 20,000! Cieszę się jak nienormalna! Na piąty tom będziecie musieli chwilę zaczekać, ponieważ mam w planach (nie tylko ja) WIELKĄ niespodziankę :D Ktoś wie na czym będzie polegała, ale lepiej niech się nie odzywa xd

PODSUMOWUJĄC:

Dziękuję za:

· Wspólnie spędzone cztery tomy

· Wytrwałość

· Czytelnictwo

· Około 20,000 wejść

· WSPARCIE

· Łzy szczęścia z mojej strony.



Do zobaczenia niebawem! :*