czwartek, 28 lutego 2013

Rozdział 27.

Patrzyłam przez chwilę na dziewczynę, która wlepiała we mnie swoje błękitne oczy.
- O co chodzi? - spytałam ponownie, próbując wymusić informacje na temat chłopaka.
- Tymek kazał przekazać, że jedzie do sklepu i będzie za około trzy godziny. Musi kupić nowe ogłowie Albatrosowi czy coś w tym stylu. - powiedziała w końcu. Napięcie opadło, a ja z powrotem rozluźniłam się, siedząc na grzbiecie klaczy.
- I tyle? 
- Tak. Mówił, żebym po prostu ci powiedziała.
- Jakoś nie chce mi się wierzyć, że zwrócił się akurat do ciebie - stwierdziłam szorstkim głosem. Dziewczyna wzruszyła ramionami, odchodząc. Po chwili na podwórze wjechało zielone autko. Wysiadła z niego Maja i natychmiast skierowała się w moją stronę.
- Kto to? Śmierdzi od niej czymś co chyba miało ładnie pachnieć - usłyszałam gdy tylko znalazła się przy ogrodzeniu. Prychnęłam śmiechem.
- Taka jedna Gośka. Też poczułam te jej "perfumy".
- Ja bym to nazwała trochę inaczej... No nie ważne. Poprowadzisz mi jazdę?
- Weź Niagarę i pojeździj na padoku. I tak już schodzę. Muszę iść do domu, ale poradzisz sobie sama. Wyczyść ją osiodłaj i możesz jeździć.
- Okey. W takim razie lecę do stajni!
Dziewczynka poszła, a ja zaczęłam z powrotem jeździć po ścieżce. Zagalopowałam jeszcze dwa razy, rozstępowałam ją i zamiast zaprowadzić do boksu, wyprowadziłam ją na pastwiska. Pogoda taka wspaniała, że może zostać na zewnątrz nawet na noc.
***
Ucząc się, miałam ochotę zasnąć nad książką. No i co zrobić, żeby podpalić cholerny metal wodą? Mam dość głupiej chemii. Zdecydowanie wolę polski. Ledwo siedząc, usłyszałam szczekanie Rika. Natychmiast poderwałam się na równe nogi. Pies warczał, szczekał, zachowywał się jak nie on. Popatrzyłam na niego z niepokojem. Nagle zrozumiałam o co chodzi. Podeszłam do drzwi balkonowych.
- Psa mi denerwujesz - powiedziałam do stojącego przede mną Tymona.
- Nie moja wina, że jest przewrażliwiony... coś się stało?
- Skąd takie przypuszczenia?
- Wyglądasz jakbyś nie spała całą noc.
- Przecież jest szesnasta.
- Co prawda, to prawda, ale czy ty dopiero wstałaś?
- Tak. Poszłam spać tuż po tym jak wróciłam z przejażdżki na jednorożcu - odparłam, siadając na łóżku i chowając twarz w dłoniach.
- Co cię tak wykończyło?
- Nauka.
- To trzeba cię rozweselić - stwierdził z uśmiechem. Zerknęłam na niego z przerażeniem.
- Co chcesz zrobić? - zapytałam, ale chłopak zamiast odpowiedzieć, skoczył w moją stronę, po czym zaczął łaskotać po bokach. Śmiałam się krzycząc. Próbowałam go odepchnąć, lecz coś marnie mi wychodziło. Kiedy w końcu przestał nadal nie mogłam powstrzymać panicznego śmiechu.
- Nigdy więcej tak nie rób.
- Ale czemu? Patrz jaka jesteś radosna!
- Oj bardzo, bardzo. Tylko wiesz co? Jakoś nie mam ochoty się śmiać widząc w stajni Gosię - mina od razu mi zrzedła. Widząc to chłopak chwycił mnie po bokach. Tym razem jednak nie zaczął łaskotać, a podniósł mnie i wyniósł na balkon.
- W stajni Gośka, na balkonie ja. Jak będziesz miała jej dość wiesz gdzie mnie szukać - uśmiechnął się, stawiając mnie na ziemi. Pokręciłam głową z dezaprobatą, po czym stając na palcach, pocałowałam go. Lepszego zakończenia dnia chyba nie można sobie wymarzyć.

***********************************************************************************************
Ta dam! Weeeee are the chempions, my frieeeeend! Ale mi się nudziło.... jak to kiedyś określiła Valeria, którą bardzo proszę, wybacz mi moje niesłuszne oskarżenia, "wraca Koniowata! Notka za notką, aż nie nadążam." Otóż ja nie nadążam z pisaniem, ale rozdział jest o równo dwudziestej! Bądź ze mnie dumna Valerio kochana! Do widzenia moi towarzysze! Czekam na notki w Waszych opowiadaniach, bo nie ma ostatnio co czytać...^^

środa, 27 lutego 2013

Rozdział 26.

Następnego dnia, tuż po obudzeniu, musiałam zbierać się do szkoły. Na szczęście autobus przyjechał w tym momencie, gdy ja wbiegłam na przystanek. Weszłam do środka i usiadłam na stałym miejscu. Wyciągnęłam z plecaka książkę i zaczęłam znów czytać "Pana Tadeusza". Wciągnięta przez lekturę, nie zauważyłam kiedy usiadł koło mnie Bartek. Dopiero gdy po chwili dźgnął mnie w ramię oderwałam wzrok od czrno-białych kartek.
- Cześć - przywitał się chłopak.
- Hej. I jak tam weekend?
- A dobrze, dobrze. Nie narzekam. A twój? Coś słyszałem o nowych koniach.
- Skąd?
- No nie ważne. Są?
- Są. Trzy quartery i jeden fryz - odparłam lekko zdziwiona. - Ale od kogo ty to wiesz?
- Kolega mi mówił - powiedział nieśmiało.
- A jak kolega ma na imię? - zapytałam, spodziewając się, że usłyszę "Tymon".
- Imię... Wiola.
- Świetnych masz kolegów - stwierdziłam zgryźliwie, patrząc na niego.
- No co? Zadzwoniła, odebrałem, powiedziała, że znalazła nową stajnię, wyrecytowała gdzie, jak się nazywa... No to jak mógłbym nie wiedzieć?
Wysiedliśmy pod szkołą, zmierzając w kierunku budynku. Kto by pomyślał, że plotki rozniosą się tak szybko.
***
Po południu, gdy byłam już w stajni, nabrała mnie ochota na jazdę wierzchem. Pomyślałam, że sprawdzę jak Melodia chodzi bez wędzidła. Założyłam więc kantar, przypięłam dwa uwiązy i wyjechałam na padok. Dopiero teraz da się zauważyć jaką wygodą jest siedzenie w siodle. Jak ja mogłam narzekać, że są twarde! Siedząc na oklep, można się przekonać po co ktoś wymyślił rząd jeździecki.
***
Po zrobieniu krótkiej rozgrzewki przeszłam do kłusa. Po pięciu minutach tyłek bolał mnie niemiłosiernie. Nie chciałam jednak zatrzymywać klaczy. Usiadłam pewniej i czując przypływ nowej energii, dodałam łydkę do galopu. Kobyła natychmiast wykonała polecenie. Jadąc z umiarkowaną prędkością, przemierzałam ścieżkę na niekrytej ujeżdżalni. Po chwili usłyszałam szyderczy śmiech i oklaski. Odwróciłam się automatycznie. Gosia stała, opierając się o ogrodzenie. Podjechałam bliżej.
- Chcesz czegoś? - zapytałam wrogo.
- Chciałabym bardzo dużo rzeczy.
- A ja mam to gdzieś, więc najpierw może powiedz mi po co tu tak sterczysz.
- Chciałam się tylko o coś zapytać.
- O co?
- O Tymona - odparła z prowokującym uśmiechem. Szczerze powiedziawszy już bałam się tego usłyszeć...

************************************************************************************************
Bumti radi, bumti radi, bumti radi, bumti radi, BUM!~muzykalne. Nudziło mi się, siedziałam przed kompem, więc napisałam coś takiego ^.^ Byłam dzisiaj na konikach i... jeździłam na oklep xD Stąd właśnie pochodzi moje natchnienie. Galopowałam sobie bez siodła i był zarąbiście *.* A potem zmieniłam konika. Jeden baranek, drugi baranek, trzeci baranek... ósmy baranek i gleba x.x Nie lubię Bazy. Zdecydowanie wolę Kropkę. Będę znowu w poniedziałek, więc może dodam jakieś zdjęcie. O ile mi koleżanka zrobi. Wspominałam, że jeżdżę bez instruktora? Nie chciało mi się siodłać Shavii, no to na Kropę do Koszyc i za darmo mamy jazdy xD Jak ja lubię tego pana! Zostawiam Was z tym czymś i jak na razie, pa pa...^^

niedziela, 24 lutego 2013

Rozdział 25.

Po wprowadzeniu koni do stajni niestety, ale przypadł mi obowiązek oprowadzenia dziewczyn po stadninie. Zaczęłam od pastwisk, gdzie nie obyło się bez zgryźliwych komentarzy na temat Tabuna. Zdziwił mnie jednak fakt, że odezwała się tylko Gośka. Pokazałam im konie, na chwilę zatrzymując się przy Mozambiku. Chyba udało mi się wzbudzić w nastolatce coś na kształt wyrzutów sumienia. Odwróciła głowę, natychmiast proponując, aby przejść do siodlarni. Jak się okazało w pomieszczeniu siedział Tymon i czyścił siodło. Słysząc dziewczęce głosy podniósł wzrok, mierząc każdą z nastolatek chłodnym spojrzeniem.
- Tymonek! - krzyknęła uradowana Małgorzata. Chłopak popatrzył na nią jak na idiotkę, po czym wyszedł prędko z siodlarni, mając na twarzy wyraz bezgranicznego obrzydzenia. Uśmiechnęłam się pod nosem.
- Widocznie mnie nie pamięta - pocieszała samą siebie.
- Oj nie! On cię pamięta! Tylko wcale się z tego nie cieszy - zburzyłam jej urojenia jednym zdaniem. Zerknęła na mnie oczami, w których przeważała chęć mordu. - To co dziewczyny, może ja pokażę wam resztę, a Gosię zostawimy samą i tak już to wszystko widziała. Weź sobie tą szafkę, którą miałaś wcześniej - "A resztę zabezpieczę kłódkami" pomyślałam, nie dając po sobie poznać, że uważam ją za skończone nic. Jednym skinieniem ręki dałam dziewczętom znak, aby poszły za mną. Gdy zrównały się ze mną krokiem, niemal od razu zaczęły pytać.
- To wy się znacie?
- Tak.
- Nie lubisz jej co?
- Owszem.
- A dlaczego?
- Zapytajcie koleżanki.
- Ty uważasz ją za naszą koleżankę?! - oburzyła się jedna z nich.
- A jest inaczej? - zapytałam z niedowierzaniem. - W ogóle, co ja mogę o was wiedzieć? Nawet się nie przedstawiłyście.
- No tak, wybacz - blondynka widocznie starała się być miła. - Ja jestem Wiola. To Wiktoria - wskazała na brunetkę - A to Wal... Nie lubi kiedy mówi się do niej Walentyna - szepnęła, mówiąc o szatynce.
- Weronika.
- O! Zobacz! W.W.W.W. Jakie my mamy fajne inicjały! - zachwyciła się Wiktoria. Uśmiechnęłam się mimowolnie, choć sądząc po tej uwadze, nastolatka nie była zbyt inteligentna. Odniosłam wrażenie, że całkowicie różnią się od Gośki. To nie były zakochane w sobie, puste lalki. Wbrew pozorom, one były w miarę przyjemne.

**************************************************************************************************
Jebu dup! Takie cuś z mojej głowy wypadło O.O Dziwota, że mi to przyszło na myśl, ale jest ^.^ Hejo! Dziewczyny! Co się z Wami dzieje? Valeria! Szałwia! Hello! No dobra, Valeria, u Ciebie był rozdział w piątek... No, ale kurde! Szałwia! Weź się obudź! Nie pojmuję... No nie ważne, zastanawiam się co będzie dalej i jak na razie zostawiam Was z tym co nabazgrolił mój chory rozum ;D Jeszcze raz dziękuję za tak liczne wejścia na bloga i do następnego razu...^^

Kocham Was!

Moi drodzy, ja się cieszyłam z siedmiuset wejść miesięcznie a tutaj? 1000 przez niecały luty! Jesteście wspaniali! Postaram się dodać notkę jeszcze dzisiaj, a jak na razie do zobaczenia...^^

piątek, 22 lutego 2013

Rozdział 24.

Budzik dzwonił jak oszalały, próbując nakłonić mnie, abym wreszcie wstała. Uderzyłam ręką w głupie urządzenie, zwalając je tym samym ze stolika. Zwlokłam się powoli z łóżka, nie otwierając oczu. Przeszłam przez pokój, nie widząc co robię.Mniej więcej w połowie drogi do okna, ległam jak długa na ziemię. Rozwarłam powieki dopiero, kiedy twarz zetknęła się z podłogą. Pomieszczenie wypełnił mój żałosny jęk. Rozejrzałam się wokół. Panowała kompletna ciemność. Odblaskowe wskazówki zegarka były jedyną widoczną rzeczą.
- Czwarta?! - niemal krzyknęłam wracając z powrotem do łóżka. - Ciekawe jaki psychopata przestawił mój budzik - marudziłam pod nosem wpełzając pod kołdrę. Nie zdążyłam nawet porządnie zamknąć oczy, gdy dobiegł do mnie głuchy dźwięk. Usiadłam, patrząc na miejsce skąd ów dźwięk się wydobywał. Miałam zacząć drzeć się jak opętana, jednak moje plany pokrzyżowała czyjaś ręka, która zakryła moje usta. W całej czerni okalającej pokój dostrzegłam niewyraźne zarysy postaci. Jednym ruchem strąciłam dłoń z twarzy.
- Czy ty chcesz, żebym ja zawału dostała?! - spytałam szeptem, aby nie ryzykować obudzenia innych. Tymon przeciągnął się, ziewając przeciągle.
- Nie chciało mi się jechać do domu, a twój pokój był najbliżej.
- No chyba najbliżej balkonu - odparłam oschle.
- Tak. I właśnie dlatego spałem tutaj. W końcu, komitet powitalny się przyda.
- O czym ty gadasz?
- Nowe konie przyjeżdżają. Która godzina? - zapytał podnosząc zegarek. - Już wpół do?! - krzyknął nagle.
- Cicho, bo jeszcze wszystkich obudzisz - syknęłam przez zaciśnięte zęby.
- Kogo mam budzić, skoro umówiliśmy się przed domem o czwartej! Przecież też byłaś przy tej rozmowie.
- Jakiej roz... To dzisiaj?! - ja również krzyknęłam, przypominając sobie o czterech dziewczynach, które zarezerwowały miejsce w stajni dla swoich arabków.
- Jasne, że dzisiaj! - odparł i zaświecił światło. Jasność poraziła mnie w oczy. Odwróciłam wzrok, aby odgonić uczucie wypalania gałek ocznych. Zerknęłam ukradkiem na ziemię.
- Skąd wziąłeś śpiwór? - spytałam patrząc na podłogę.
- Z auta. Zawsze mam przy sobie.
- Aha, dobrze wiedzieć. Idę do łazienki - powiedziałam, biorąc z szafy pierwsze z brzegu ciuchy i kierując się w kierunku korytarza. Otworzyłam drzwi, uderzając tym samym Patrycję.
- Przepraszam! Nie chciałam - zaczęłam się tłumacząc, widząc jak dziewczyna rozmasowuje nos.
- Nic nie szkodzi. Co ty tu robisz? - pytanie skierowane zostało do Tymona, który wyszedł z pokoju.
- Stoję.
- A skąd się tu wziąłeś.
- Z wczorajszego pikniku. A teraz lepiej wszyscy się trochę ogarnijmy. Za chwilę witamy cztery zadufane w sobie, puste, bogate nastolatki, które na domiar złego są właścicielkami koni. Nie twórzmy nie przyjemnej atmosfery, okey? - popatrzyli na mnie jakbym oszalała. - No co?
- Zadufane w sobie, puste, bogate nastolatki? - powtórzył Tymon.
- Tak. Więc bardzo proszę rozejść się w swoje strony - powiedziałam, wchodząc do łazienki. Przekręciłam zamek, po czym zabrałam się za poranną toaletę. Rozczesałam włosy i związałam je w kucyka z tyłu głowy. Spojrzałam w lustro. Efekt moich starań nie był najgorszy, co nawet mnie ucieszyło. Wyszłam z pomieszczenia.
- Dłużej się nie dało? - usłyszałam na wstępie.
- Schodźmy na dół, bo w końcu nie będzie "komitetu powitalnego".
Zeszliśmy po schodach, trafiając wprost do kuchni. Wlałam wodę do czajnika, siadając na kuchennym blacie z kanapką w ręce. Odetchnęłam z ulgą widząc przez okno, że nikogo nie ma na podjeździe.
***
Rozmowę toczoną przy małym śniadaniu przerwał ryk silnika. Wyjrzałam przez okno.
- Wstawać!
Wybiegłam na dwór, ubierając po drodze buty. Na podwórze wjechał granatowy pickup z przyczepą z tyłu. Z samochodu wysiadły trzy dziewczyny i jakiś mężczyzna, który natychmiast zabrał się za otwieranie rampy. Tymon podszedł bliżej, aby mu pomóc. Dziewczęta zmierzyły go wzrokiem. "Znowu się zaczyna." pomyślałam, przypominając sobie cudowną Gosię. Przewróciłam oczami i przeszłam w kierunku nastolatek.
- Nie zamawiałyście czterech boksów? - zapytałam, zwracając ich uwagę. Wysoka blondynka otaksowała mnie spojrzeniem, po czym odezwała się przymilnym głosem.
- Jest nas czwórka, tylko jednej puder wysypał się na tylnym siedzeniu. Nie w tym rzecz. Jeździmy westernem...
- Zaraz, zaraz, jak to westernem? To jakie macie konie - przerwałam jej w połowie zdania.
- Trzy Quarter horses i jeden fryz - powiedziała w tym momencie, w którym z samochodu wysiadła czwarta z nich. Zmrużyłam oczy, tworząc dwie wąskie szparki.
- Och jak dobrze znów tu wrócić! - stwierdziła odwracając się w moją stronę z uśmiechem. - Dostałaś wiadomość? - zapytała jak gdyby nigdy nic.
- Tą którą zostawiłaś w szafce? Owszem.
- To dobrze. A jest gdzieś Tymon? - zaciekawiła się cały czas wpatrując się w moją twarz. Zerknęłam w kierunku przyczepy. Chłopak właśnie szedł w naszą stronę, jednak gdy zauważył z kim rozmawiam, odwrócił się na pięcie i odbiegł do stajni.
- Nie wiem - odparłam wymijająco.
- Nie wiesz? Czyli już z tobą zerwał? Mówiłam.
- Nie zerwał. Co więcej, ciekawe rzeczy mi powiedział, wiesz? Przy okazji, módl się żeby cię Jacek nie zauważył.
- Jacek? Ach! Ten blondyn? Jego koń był beznadziejny. Poszedł już na mięso?
- Nie, ale dzięki tobie spędza całe dnie w boksie - syknęłam patrząc jej prosto w oczy. Zarumieniła się lekko, odwracając wzrok. Ciekawiło mnie co zamierza zrobić tym razem...

************************************************************************************************
Uuuu Gosia wróciła! Podoba Wam się mój pomysł? ;D Zobaczycie jak się akcja rozwinie... Gośka razy cztery xD Ja bym na miejscu Weroniki opancerzyła wszystkie konie :D Wybaczcie, ale moja chora wyobraźnia podsuwa mi tak różnorakie rzeczy, że już sama nie wiem co będzie dalej... Pewnie kolejny skumulowany atak na Tymona, a do tego coś z rządzą władzy ^.^ Zobaczymy co z tego wyniknie, może nawet Tymonek sobie coś umyśli... Nawet ja tego nie wiem. Valeria, wiem. Miało być przed dwudziestą, ale Flicka mi się ściągała i nie mogłam wejść na neta :( Dziewczyny! Czytelniczki moje drogie, co się z Wami kuźwa dzieje?! Kiedyś po pięć komentarzy, a ostatnio... jeden. No wiecie co? Chyba się obrażę, a do tego, na moich ukochanych blogach, również robi się coraz ciszej. Raz tam także nie ma komentarzy, dwa notki są coraz krótsze i rzadsze :| Boję się co będzie dalej... Do zobaczenia...^^

poniedziałek, 18 lutego 2013

Rozdział 23.

W drodze do stajni sięgnęłam po jabłko, leżące w koszyku na ganku. Zjadłam połówkę, a drugą otrzymała Melodia. Uśmiechnęłam się, widząc jak klacz z zadowoleniem macha łbem. Po chwili, skocznym krokiem podeszła do mnie, jak zawsze uśmiechnięta Maja.
- Cześć - przywitała się w pełni okazując swoje błękitne oczy.
- Hej, no to co Niagara gotowa?
- Jasne! A mogę pojeździć na parkurze? Patrz tylko jaka pogoda! - zachwyciła się, wykonując zgrabny piruet. Spojrzałam na podwórze. Rzeczywiście, grzechem byłoby zostać na hali.
- Wyprowadzaj ją - powiedziałam, machnąwszy ręką w stronę drzwi. Dziewczynka klasnęła dwa razy i odbiegła w stronę boksu kobyłki.
- Przepraszam! - rzuciła za sobą zgrabnie wymijając Tymona, który zmierzał właśnie w moją stronę.
- Co to było? - zapytał wskazując za siebie. Jego mina wyrażała zdziwienie połączone z rozbawieniem.
- To była radość po zezwoleniu na jazdę na zewnątrz. No właśnie! W taką pogodę nie wywiniesz się od terenu. Po zimie mam ochotę na pławienie.
- Przecież jest środek lutego...
- I prawie trzydzieści stopni! Zgódź się, proszę. Taki koniec zimy może się drugi raz nie powtórzyć, a ja chcę korzystać póki mogę! - wyrzuciłam szybko nie dając mu dokończyć zdania. Popatrzył na mnie pytającym wzrokiem, tak jakby szukając podpowiedzi. Wreszcie widząc moje proszące spojrzenie westchnął i się zgodził. Uśmiechnęłam się szeroko, nie mogąc się doczekać terenu.
- No dobra, jest gotowa - oznajmiła Maja, prowadząc Niagarę za wodze.
- W takim razie wyprowadź ją na parkur, a ja zaraz tam przyjdę.
Dziewczynka skierowała się na zewnątrz, lekko pociągając za wodze. Odwróciłam się z powrotem do Tymona.
- To kiedy ten teren?
- A kiedy skończysz jazdę?
- Za jakąś godzinkę, może trochę później.
- Okey, to spotkajmy się pod bramą o dwunastej. Muszę iść, stajenne obowiązki wzywają.
- Do zobaczenia w południe - pocałowałam go szybko, po czym odbiegłam w stronę padoku, gdzie Maja zaczęła stępować.
- Zaczęłam bez ciebie, bo myślałam, że chwilę ci zejdzie.
- Przyszłam najszybciej jak się dało. No dobra, skoro mamy jazdę na zewnątrz, to ustawię drążki, kawaletkę i potem może sobie trochę poskaczesz - powiedziałam, biorąc się do wykonania wcześniej wspomnianych czynności. Szybko uporałam się z zadaniami, czekając aż dziewczynka przejdzie do kłusa. Kiedy wreszcie to nastąpiło, mała natychmiast wydała polecenia łydkami, kierując się na pierwsze drągi. Po czterokrotnym przejechaniu, postanowiła najechać na kawaletkę. Wykonała ćwiczenie pięć razy, po czym zaczęła skakać. Najpierw mały krzyżak, później dwie stacjonaty, potem niewielki mur, a na koniec płotek.
- No dobra, widzę, że Niagarze idzie coraz lepiej... szczerze powiedziawszy, dziwię się, że skacze więcej niż metr... w końcu jest arabem.
- Arabek to też koń! A ona jest najwspanialsza - uśmiechnęła się głaszcząc białą szyję klaczy. Nagle i mi zrobiło się przyjemnie widząc jej przywiązanie do kobyłki.
***
Równo w południe spotkałam się z Tymonem pod bramą. Wyjeżdżając miałam nadzieję, że jak najszybciej dostaniemy się nad jezioro. Niemal od razu przeszłam w galop. Melodia chętnie wykonywała wszystkie polecenia. Wydawało się, że czuje każdy nawet najmniejszy ruch i starała się robić wszystko o co ją poproszę. Najwidoczniej czuła, że po zimie w końcu czeka na nią jakaś miła odmiana.
Po mniej więcej piętnastu minutach byliśmy na miejscu. Rozsiodłaliśmy konie, położyliśmy siodła i ogłowia na piasku, po czym z końmi u boku, weszliśmy do jeziora. Najpierw chlapaliśmy konie, aby przyzwyczaiły się do w miarę ciepłej wody. Po chwili Melodia i Albatros wbiegli głębiej zostawiając mnie i Tymona niedaleko brzegu. Zerknęłam ukradkiem na chłopaka. Udając, że chcę oprzeć głowę na jego ramieniu, wepchnęłam go do wody. Chłopak cały mokry podniósł się z dna, a kiedy podałam mu rękę, aby pomóc wciągnął mnie za sobą. Popatrzyłam na niego ze złością w oczach. Nie  po to podwijałam bryczesy, żeby je zmoczyć. Wstałam idąc w kierunku "plaży". Zanim dotknęłam piasku, poczułam, jak Tymon chwyta mnie w pół.
- Nie zrobisz tego! - krzyknęłam widząc, że zmierza z powrotem do jeziora.
- Założymy się? - uśmiech czułam nawet go nie widząc.
- No ej... Nie zrobisz mi tego prawda? Jak ja cię kocham Tymonku, nie rób mi tego.
- Może gdybym to słyszał częściej... - westchnął powoli. - Ale na twoje nieszczęście słyszę to pierwszy raz... więc musisz mi to wybaczyć - powiedział, po czym puścił mnie. Wpadłam wprost do wody, pod nogi Melodii. Klacz nachyliła głowę patrząc na mnie i najwidoczniej sprawdzając co się stało. Wstałam, odgarniając włosy z twarzy. Oj pożałuje, nie dziś to kiedy indziej.

********************************************************************************************
Hejoł! Ale jestem zmęczona :O Leżę i kwiczę po prostu... Taki głupi rozdział stworzyły moje jebnięte myśli, więc taki przeniosłam na klawiaturę ;D Fajnie jest oglądać filmiki ze Slenderem jak zaraz mam iść spać xD Polecam serdecznie! Po oglądnięciu dwóch już się przestałam bać... a było tak fajnie drzeć mordę razem z chłopakiem, który nagrywał xD A co do mojej mordy... nie wiem czy zauważyliście, ale dodałam moje zdjęcie :D Jeszcze z dość długimi włosami, no ale trudno... Ja to ja :) No i specjalnie dla Valerii Bartek! Nie znalazłam nikogo ładniejszego, więc jest taki i na razie się nie zmieni. Muszę powiedzieć, że ostatnio wpadłam w horrorową manię i bez przerwy oglądam horrory, game play'e ze Slendera... i gram w Slendera ^.^ No tak więc kończąc miłym akcentem, spadam, aby jeszcze trochę pograć i do końca zrujnować moją psychikę...^^

niedziela, 17 lutego 2013

Look!

Biorąc przykład z Valerii, dodałam zdjęcia dla głównych bohaterów ;D Mam nadzieję, że się nie obrazisz... W każdym bądź razie, miałam zamiar dodać również Bartka, ale stwierdziłam, że żadne już zdjęcie mi się za bardzo nie podoba :P Jestem wybredna <szyderczy śmiech> Zapraszam więc do ponownego oglądnięcia zakładki "co nieco o bohaterach" i przy okazji informuję, iż rozdział pojawi się prawdopodobnie dopiero w środę choć może i wcześniej...^^

PS Walczę z sobą, więc pomóżcie! Dodać także zdjęcie autorki? :P

sobota, 16 lutego 2013

Na jednym taggu się nie skończyło - Valeria

No wiesz! Wywnioskowałam, że masz mnie za szuję 'o' Chyba się obrażę!


1. Co robiłaś wczoraj koło południa?
Byłam w cholernej szkole -.-

2. Twoja ulubiona rasa konia?
SP i Czysta krew arabska <3 Poza tym lubię jeszcze wielkopolaki.

3. Jaki masz dzwonek w telefonie?
Coldplay - Every teardrop is a waterfal <3 Moja ukochana!

4. Czy jesteś za biciem koni przy pracy z nim?
O.O JA?! O.O
Nie! Preferuję alternatywne metody, takie jak join-up czy T-touch! Nawet jeżdżę bez bacika!

5. Czy popierasz przemoc?
Nie.

6. Czy tolerujesz homoseksualizm?
Jestem osobą tolerancyjną, więc tak. Moja koleżanka twierdzi, że gej to najlepszy przyjaciel dziewczyny xD

7. KFC vs. Mc'Donalds

Mc'Donalds po KFC kiedyś rzygałam =.=

8. Jaki jest twój ulubiony serial/film?
Serial - Rozdzinka.pl
Film - wszystkie o koniach i Hachiko

9. Czy lubisz czytać?
Tak, na poniedziałek mam przeczytać siedem książek, więc muszę się w końcu za to wziąć xD

10. Co cenisz w moim opowiadaniu?
Fabułę, bohaterów... Wszystko :D

Dobra foch mi minął, nie umiem się na Ciebie długo gniewać...^^

piątek, 15 lutego 2013

Rozdział 22.

Siedziałam w pokoju, próbując się uczyć, ale niestety nie było to łatwe. Bez przerwy przyłapywałam się na myśleniu o Tymonie, Bartku i tych wszystkich walentynkowych niespodziankach. Zerknęłam na kopertę, leżącą na moim biurku. Przypominając sobie tą chwilę, kiedy dziewczyny rozdawały kartki, stwierdziłam, że nie mam nawet szans na jakąkolwiek naukę. Wyszłam na balkon, chcąc nacieszyć się wczesną wiosną. Oparłam się o barierkę, patrząc na zachód słońca. Stałam tak chyba z dziesięć minut, aż nagle moje rozmyślania przerwał koszyk, wpadający na podłogę tarasu. Odwróciłam się gwałtownie, aby zobaczyć Tymona, próbującego wgramolić się przez dość wysokie ogrodzenie. Mimowolnie się roześmiałam, kiedy upadł, potknąwszy się o wcześniej wrzucony koszyk. Podeszłam do niego i pomogłam mu wstać.
- Co ty tu robisz? - zapytałam przez lekki śmiech.
- Urządzam piknik - odparł jakby była to czynność codzienna.
- Na moim balkonie?
- No a gdzie? Skoro jesteś tu, to dlaczego miałoby być gdzie indziej? - spytał rozpakowując zawartość koszyka na wcześniej ułożony koc. - Zapraszam drogą panią - powiedział machnąwszy zachęcająco ręką. Usiadłam na ziemi, biorąc w dłoń, jedną z kilku babeczek.
- Sam piekłeś? - zdziwiłam się, patrząc na muffinki.
- Nie ja... piekarnik! Jesteś dziewczyną! Powinnaś wiedzieć takie rzeczy - sarkazm w głosie czuć było na kilometr, ale pomimo wszystko, udawałam oburzenie.
- No wiesz? Ja jestem z nowej epoki, w której zamiast piekarników używa się cukierni! - stwierdziłam odwracając wzrok, po czym oboje wybuchnęliśmy śmiechem. Przyznam, że miło było oglądać zachód słońca, w tak nieoczekiwanych okolicznościach. Zastanawiało mnie tylko co takiego wymyśli, kiedy okaże się, iż skończyły mu się pomysły na zaskakiwanie...
***
Obudziłam się patrząc na datę w kalendarzu. 16... Sobota! Nareszcie! Nadszedł upragniony weekend. Wyjrzałam przez balkon. Na podjeździe stały cztery samochody. Jeden Tymona, drugi wujka trzeci Aśki, a czwarty... Czyje może być to zielone cinquecento? Kurde, no ale co ona tu robiła? Przetarłam twarz dłonią zerkając w dół. Tymonowi najwyraźniej pomysły się nie skończyły. Pod balkonowymi drzwiami leżał nieduży bukiet tulipanów. Nacisnęłam klamkę, aby wziąć kwiaty. Wypadła z nich mała karteczka.
"Kiedy byłem na straganie, rzuciły mi się w oczy.
Pomyślałem'A dlaczego by nie kupić?'
No i kupiłem. Taki wiosenny prezent,
Tymon.
PS Melodia czeka."
Popatrzyłam na zegarek. O matko! Wpół do dziesiątej! Ubrałam się szybko, umyłam i zbiegłam na dół, bez śniadania popędziłam do stajni.

***************************************************************************************************
Dzisiaj bardzo krótko. Jutro nie będę miała możliwości korzystania z neta. Sorry, cześć...^^


[edit 16.02.2013] Jednak znalazłam chwilę, więc się wytłumaczę. W poniedziałek mam konkurs z polskiego, na który muszę przeczytać fragmenty siedmiu książek i narysować mapę wymyślonej przeze mnie krainy fantasy... Słabo mi to idzie, głownie z powodu, że o konkursie dowiedziałam się wczoraj -.- No cóż, muszę wziąć się do roboty! Idę po moją ogromną kartkę papieru oraz biorę moje wysłużone kredki w garść...^^

Taggów ciąg dalszy - Spirit

Ulubiona dyscyplina jeździecka?

Skoki. Zdecydowanie tak :D



2. Lubisz książki i filmy o koniach?
Och wręcz kocham! Czytam każdą książkę o koniach jak wpadnie mi w ręce między innymi cały Heartland przeczytany i teraz męczę wydawnictwo o wydanie brakujących pięciu części -.- Ej no przepraszam, mogą mnie zablokować, a nawet zgłosić, mam to gdzieś! Męczę ich od października, bo gdzie kuźwa pozostałe pięć części?! Co tydzień jedna wiadomość i wystarcza xD Filmy mam już wszystkie zaliczone ;D Nawiązując do Twego nicku, właśnie skończyłam oglądać Mustanga z Dzikiej Doliny po raz... nie wiek który, ponieważ zgubiłam się przy osiemdziesiątym (Nie, ja nie żartuję.)

3. Najbardziej znienawidzony przedmiot w szkole?
Odkąd uczy nas Chudoba - przyroda :P

4.  Jakiś inny sport oprócz jazdy konnej?
Dużo by wymieniać, ale między innymi piłka ręczna, siatkówka i lekko atletyka, a tak właściwie, to skoki wzwyż :D Trzecie miejsce klas czwartych i pierwsze miejsce klas szóstych ^.^

5. Od kiedy interesujesz się końmi?
Od dziecka, a jeżdżę konno od trzech/czterech lat... nie jestem pewna.

6. Mieszkasz w domu czy mieszkaniu?
W obszernym domu na wsi. Jak będę miała jutro dostęp do neta, to wkleję zdjęcie widoku z okna :D

Dziękuję, do widzenia, sprawa zakończona...^^

Taggujemy!

Jako że połowa drugiego sezonu już była, a ja nadal nikogo nie z taggowałam, to muszę naprawić błąd ^.^ No to tak:

1. Ostatnio przeczytana książka.
2. Filmy vs. książki.
3. Miasto czy wieś?
4. Jaki był Twój dzisiejszy przedmiot na czwartej godzinie?
5. Ulubiona maść konia?
6. Co sądzisz o alternatywnych metodach pracy z koniem?

Tagguję:
Valerię
Bez Imienną
Sydney
Natiszkę
Spirit
Szałwię

Nikt więcej i tak nie odpowie. Kolejny rozdział wstawię prawdopodobnie jeszcze dzisiaj, ale pewności nie mam. Do widzenia, dziękuję i czekam na odpowiedzi...^^

czwartek, 14 lutego 2013

Rozdział 21.

Wysiadłam z autobusu w pośpiechu. Przez całą drogę czułam na sobie czyjeś spojrzenie. Biegiem skierowałam się do szatni. Otworzyłam swoją szafkę, niemal uderzając przy tym jakąś dziewczynę obok. Wrzucałam książki do plecaka rozglądając się wokół. Niedaleko stał Bartek uparcie czegoś szukając. Spojrzałam za siebie. Wszystko było tak jak zawsze i jedyną rzeczą jaka przyciągnęła moją uwagę był fakt, że przy pustej zazwyczaj szafce stał jakiś chłopak w kapturze. Co chwilę zerkał do środka, a potem znów odwracał wzrok w drugą stronę. Odprowadziłam go spojrzeniem, gdy  zatrzasnął drzwiczki i odszedł w inną stronę. Patrzyłam jeszcze przez chwilę na korytarz, w miejsce gdzie przed chwilą zniknął. Kogoś mi przypominał, szkoda tylko, że nie wiedziałam kogo. Zamknęłam szafkę, po czym skierowałam się do klasy. Wchodząc moją uwagę przykuły wszechobecne serduszka. Spojrzałam na kalendarz. 14 lutego... Walentynki! Zapomniałam. No oczywiście, skleroza nie boli. Usiadłam na miejscu obok Caro. Zaczęłam rozpakowywać książki z plecaka. Po chwili poczułam lekkie dźgnięcie w plecy. Odwróciłam się.
- Wiesz może kto to? - zapytał Bartek, ruchem głowy wskazując na chłopaka widzianego przeze mnie w szatni.
- Nie mam pojęcia - odparłam powoli, wpatrując się w osobę, której twarz była całkowicie zasłonięta przez kaptur. Rozprawialiśmy kim dana osoba może być, ale zostałam zmuszona do zakończenia dyskusji, przez dzwoniący dzwonek. Nauczycielka weszła do klasy z dziennikiem w ręce.
- Zanotujcie w zeszytach temat - powiedziała, podchodząc do tablicy. - No dobrze, w takim razie... - zaczęła, ale przerwało jej pukanie do drzwi. Do klasy weszły dwie dziewczyny, ubrane na czerwono. W rękach trzymały pudełko z posegregowanymi walentynkami.
- Możemy rozdać kartki? - zapytały chórem.
- Oczywiście, tylko w miarę możliwości, sprężcie się.
Dziewczyny chodziły po klasie, wręczając walentynek. Kiedy myślałam, że skończyły, jedna z nich podeszła do mnie.
- Weronika? - spytała.
- Tak, to ja.
- W takim razie proszę - i wręczyłam mi malutki stosik kartek. Zaczęłam przeglądać jedna po drugiej. Większość od "Anonimów", trzy od koleżanek i jedna od... Bartka. Odwróciłam się patrząc na chłopaka. Zakrył twarz dłońmi. Odwróciłam się z powrotem. Zaczęłam po kolei oglądać każdą walentynkę. Szczególnie zainteresowała mnie jedna. Czysta technika. Z wierzchu czarna, a w środku czerwona, kartka z trójwymiarowym napisem "LOVE". Na dole był podpis "Anonim z ostatniej ławki." Rozejrzałam się po klasie. Trzy rzędy ławek. W dwóch ostatnich siedziały dziewczyny, ale w jednej... był tajemniczy chłopak w kapturze. Dziewczyny wyszły z klasy, a polonistka wróciła do lekcji.
- No dobrze, w takim razie kontynuując temat ostatniej lekcji... - zawiesiła na chwilę głos. - Gościmy dzisiaj jednego z nielicznych laureatów olimpiady polonistycznej, nie znaczy to jednak, że jesteś wyjątkowy. Bardzo cię proszę, zdejmij kaptur.
Cała klasa odwróciła się, aby zobaczyć kim jest nieznany gość. Chłopak wykonał polecenie, ukazując tym samym twarz. Kilka dziewczyn zaczęło chichotać, paru chłopaków wcale nie zwróciło na niego uwagi, Bartek coś zaklął, a ja zaniemówiłam z uśmiechem rozszerzając oczy. "Co tu do cholery robi Tymon?! Anonim z ostatniej ławki się znalazł." Spojrzał na mnie, uśmiechając się pod nosem. Nauczycielka wróciła do lekcji, ale jakoś nie miałam ochoty w niej uczestniczyć.
***
Na następnej przerwie pierwsze co zrobiłam, to podbiegłam do chłopaka i rzuciłam się mu na szyję.
- Czemu nic nie powiedziałeś?
- O niespodziankach się nie mówi. Proszę - powiedział i wyciągnął spod bluzy małą różę. Wzięłam do ręki kwiatek, po czym pocałowałam chłopaka.
- No to widzę, że nie mam szans - usłyszałam za sobą czyjś głos. Odwróciłam się szybko. Przede mną stał Bartek szczerząc zęby w uśmiechu.
- Najwyraźniej - odparł Tymon mierząc go szyderczym spojrzeniem. Coś czułam, że pomimo miłej niespodzianki, to będzie długi dzień.
***
Po lekcjach wyszłam na szkolne podwórze skąpane w lekkiej, słonecznej poświacie. Skierowałam się na przystanek, jednak Tymon chwycił mnie za rękę.
- Gdzie ty idziesz? - zapytał nonszalancko.
- Na autobus.
- To po co ja się męczyłem?
- O co chodzi? - spytałam niepewnie.
- Chodź to zobaczysz - odparł ciągnąc mnie delikatnie za sobą. Dotarliśmy za szkolny budynek, a moim oczom ukazały się Melodia i Albatros. - Siodła są w szopie - powiedział kierując się do starej, małej konstrukcji. Stałam jak wryta. Klacz podeszła do mnie i trąciła pyskiem, jakby pytając "Co się z tobą dzieje?" Tymon wręczył mi siodło i ogłowie. Szybko uporałam się z siodłaniem i razem z chłopakiem wyjechaliśmy na drogę, tym samym wyprzedzając autobus, który był pełen ludzi, patrzących na nas ze zdziwieniem.

***********************************************************************************************
Biutiful rozdział, jak to zwykła powiadać kochana koleżanka :D Aleee się rozpisałam! A najlepszy jest fakt, ze za pięć minut mam angielski na drugim końcu miasta xD Zawsze tak samo! Spodobał mi się ten odcinek i poproszę o szczerą odpowiedź na pytanie, co na początku myśleliście o chłopaku w kapturze? xD Aż jestem ciekawa :3 Uuu Walentynki! Sześć kartek trafiło w moje ręce i jedna od nieznanego nadawcy O.O Dobił mnie tekst "Ty mój słodziutki KONIKU! <3" ;D Moje koleżanki chciały mnie dowartościować... za to je kocham :D No bo w końcu, od czego są przyjaciele! Wojna Tymon vs. Bartek rozpoczęta. No i teraz muszę dużo pisać o Tymonie, bo... mi się tylko zdaje czy Wy wszystkie wolicie Bartka? Okey ja muszę kończyć, z wiadomych przyczyn ;D Kolejny rozdział postaram się dodać jutro, ale sama nie wiem jak wyjdzie, jak na razie życzę miłych Walentynek i pa pa...^^

środa, 13 lutego 2013

Rozdział 20.

Wyszłam z autobusu, na przystanek, gdzie czekał na mnie "mój książę na swym rumaku". Tak jak wczoraj, podałam mu rękę i wskoczyłam na grzbiet.
- Skąd ty wiesz, o której ja kończę?
Chłopak odwrócił się w siodle i spojrzał na mnie szczerząc białe zęby.
- Nadal nie pamiętasz, że rynna prowadzi na twój balkon? - zapytał z sarkazmem w głosie. Przewróciłam oczami i korzystając z okazji, w końcu twarz miał zwróconą ku mojej, pocałowałam go.
- Widzę, że zabawa w małpę ciągle ci się nie nudzi - stwierdziłam patrząc na niego pobłażliwie. Uśmiechnął się jeszcze raz, po czym odwrócił się z powrotem w kierunku głowy konia. Od razu zagalopował, chyba wiedział, że spodobała mi się jazda za jego plecami. Albatros zarżał radośnie, machnąwszy łbem.
- Chyba ma dzisiaj strasznie dużo energii. Co powiesz na teren? - zapytałam z nadzieją, nawet od tyłu dostrzegłam wahanie. - Zobacz jaka pogoda! Nie gadaj, że nie chcesz jechać!
- Siodłaj Melodię - odparł po chwili, przyspieszając do jeszcze szybszego biegu. Uśmiechnęłam się szeroko i zanim koń na dobre się zatrzymał, ja już biegłam przez stajnię. Wpadłam do siodlarni, rzucając się na szafkę. Jednym zamaszystym ruchem otworzyłam ją na oścież, wyciągając z niej mój ekwipunek. Kask, rękawiczki, sztyblety, chapsy założyłam od razu. Ściągnęłam z haka ogłowie, po czym podeszłam do stojaka biorąc siodło. Okręciłam się w kółko i wyszłam żwawym krokiem w kierunku boksu klaczy. Rzuciłam cały rząd na ziemię. "Muszę podziękować Aśce za codzienne czyszczenie." pomyślałam patrząc na błyszczącą sierść kobyłki. Podział obowiązków był następujący: Tymon - karmienie, pojenie, Jacek - sprzątanie w boksach, Aśka - czyszczenie koni. Kiedy miałam wolne pomagałam Tymkowi w pojeniu, a jeżeli zostało jeszcze coś do roboty, to ja tą pracę wykonywałam. Trzeba przyznać, że byłam bardzo chętna do pomocy - a na pewno przy koniach. Nie rozmyślając więcej, osiodłałam klacz i wyszłam z nią na zewnątrz. Wsiadłam na grzbiet. Widząc, że jazda wreszcie nie odbędzie się na hali, kobyłka od razu ruszyła żywym kłusem. Przytrzymałam ją, aby Tymon mógł się ze mną zrównać. Gdy byliśmy już w lesie przeszliśmy w kłus. Jak zawsze miło było anglezować u boku chłopaka. Po chwili galopowaliśmy żywo, poprzez "odśnieżony" las.
- Może pojedziemy nad jezioro? Chcę zobaczyć czy lód się już roztopił.
- Jasne. Jak ja dawno nie próbowałem przejechać przez tą "malutką górkę"- westchnął z uśmiechem, który od dłuższej chwili nie schodził z jego twarzy. Dojechaliśmy do wielkiego wzniesienia i zaczęliśmy się wspinać na skarpę. Gdy byliśmy już na drugiej stronie, naszym oczom ukazał się jeszcze jeden jeździec na koniu... Jakiś tak znajomy. Galopował w pół siadzie, nabierając prędkości. Na nasz widok zwolnił, po czym przeszedł do kłusa, a potem do stępa. Podjechał bliżej i zdjął kask.
- Bartek?! - krzyknęłam na całe gardło. - Ty jeździsz konno?! Czemu nic nie powiedziałeś?
- Bo nie pytałaś -  odparł z uśmiechem, zerkając w bok. - O, Tymon.
- Bartek... - zmierzył chłopaka chłodnym wzrokiem.
- To... to wy się znacie? - zapytałam zdezorientowana.
- Można tak powiedzieć. No dobra ja... będę się zbierał - powiedział zakładając kask z powrotem. Odprowadziłam go wzrokiem, po czym zwróciłam się do Tymona.
- Możesz mi wytłumaczyć co to było?
- Otóż był to Bartek.
- A może tak coś czego nie wiem?
- Stare znajomości. Jeszcze z czasów kiedy jeździłem na zawody.
- Jeździłeś na zawody? - nie kryłam zdziwienia.
- Tak, ale jeszcze w tedy miałem Blood'a. Złamał nogę i trzeba było go uśpić - stwierdził z bólem w głosie. Nagle zaczęłam żałować, że o cokolwiek pytałam.
- Wracajmy do domu, napatrzyłam się już - powiedziałam, zawracając w drugą stronę.

**********************************************************************************************
Rozdział nudny, głupi, beznadziejny - zero akcji.Wybaczcie, ale to przez to, że całą wenę zachowuję na jutrzejszy rozdział, walentynkowy rozdział ;D Ojj następny będzie najlepszy, po prostu najlepszy... a nie najlepszy już był xD Valeria! Kiedy nowa notka?! Ja tu od zmysłów odchodzę! O Vero nawet nie wspominam, bo już nie mam siły, ale zostały jeszcze Sydney i Natiszka oraz, znowu, Szałwia! Czy oprócz Valerii, Spirit i Bez Imiennej, tylko ja prowadzę bloga regularnie? No cóż, bywa do jutra...^^

poniedziałek, 11 lutego 2013

Rozdział 19.

Wstałam w dziwnie dobrym humorze. Przez chwilę zastanawiałam się co się stało, obudziłam się przed zadzwonieniem budzika z uśmiechem na twarzy. Aż się przestraszyłam. "No cóż przynajmniej zyskam kilka dodatkowych minut." Szybko się ogarnęłam, po czym zeszłam na śniadanie, przeskakując po dwa schodki w dół. Zrobiłam dwie kanapki z szynką i na obu ułożyłam uśmiechnięte "buźki" z pomidora i rzodkiewki. Popatrzyłam na moje dzieło.
- Co się ze mną dzieje? - zapytałam szeptem samą siebie. Zjadłam obie kromki, czekając na gotującą się wodę. Kiedy usłyszałam gwizd czajnika, pobiegłam wesoło na koniec kuchni, wyciągnęłam z szafki fioletowo zielony kubek, włożyłam do niego owocową herbatę i zalałam wodą. Usiadłam na blacie. Stukając nogami w drzwiczki szafki czekałam aż lekko różowy napój się zaparzy.
- Ale ta herbatka ładnie komponuje się z kubkiem - powiedziałam, przypatrując się napojowi. - Jestem nienormalna - stwierdziłam, próbując się opanować, ale niestety nie mogłam. Dobry humor przyszedł i nie odchodził. Wypiłam szybko gorący, owocowy napój, wkładając do niego słomkę. Poparzyłam sobie język, ale kij z tym. Napisałam kartkę, żeby domownicy nie martwili się, iż mnie nie ma o tak wczesnej, jak dla mnie, porze. Wzięłam kurtkę, ubrałam grube buty, czapkę, szalik, rękawiczki, otworzyłam drzwi i... wróciłam z powrotem do przedpokoju. Zdjęłam wszystko, po czym wymieniłam każdą z rzeczy na wiosenną. Śnieg stopniał całkowicie, a na zewnątrz roznosił się przyjemny zapach nadchodzącej wiosny... Ach wiosna i lato, dwie ulubione pory roku. Wyszłam na dwór, kierując się w stronę przystanku. Wsiadłam do autobusu, który nadjechał dziesięć minut później.
- Co się stało? - zapytał kierowca, zerkając na mnie. Chyba pierwszy raz przyszłam punktualnie.
- W sumie, sama nie wiem - odparłam z uśmiechem. Pan Roman uniósł brwi. Szepnął pod nosem coś o "dziwnych nastolatkach" i zwolnił hamulec. Usiadłam na wolny miejscu, patrząc przez okno. Gdy zatrzymaliśmy się na następnym przystanku, tak jak wcześniej przewidziałam, dosiadł się do mnie Bartek.
- Hej - przywitałam się automatycznie.
- Cześć. Mi się tylko zdaje czy dzisiaj jesteś w dużo lepszym nastroju niż wczoraj? - spytał zawadiacko unosząc jedną brew.
- Chyba tak. Chcesz dalej poznawać szkołę?
- To nie pokazałaś mi jeszcze wszystkiego?! Przecież wlokłaś mnie za sobą przez około godzinę!
- I pokazałam ci dopiero połowę... Coś zmieniłeś?
- O co chodzi?
- O wygląd, coś jest inne, jestem pewna - powiedziałam, mrużąc oczy i taksując go wzrokiem. Nagle wytrzeszczyłam gałki oczne. - Ty masz włosy! - niemal krzyknęłam, jednak w towarzystwie szkolnym, było to tak normalne, że nikt się nawet nie odwrócił.
- O wow! A wiesz, że wczoraj też miałem?
- No, ale pod full capem! Chociaż grzywkę i tak było widać. Mam dość spostrzegawcze uwagi nie sądzisz?
- Bardzo!
- I nie masz słuchawek! W ogóle czego słuchasz? - "Błagam tylko nie rap, tylko nie rap!"
- Zależy od nastroju.
- A zazwyczaj czego?
- Rock, a częściej alternatywa.
- Alternatywa zawsze najlepsza. Chociaż zwykle wolę brit pop... To przez Coldplay - dodałam po chwili. Ciekawe czy wie o czym mówię. - Czekaj, ale przecież full cap...
- Nie pasuje do rocka, wiem - przerwał i powiedział dokładnie to co miałam zamiar wyrecytować.
- No to ulubiony zespół poproszę.
- Red Hot Chili Peppers i Nirvana. A ty oprócz Coldplay czego słuchasz?
- Różnie, Red Hot'sów też czasem się zdarza, a dzięki "Mustangowi z Dzikiej Doliny" odkryłam, że Bryan Adams ma cudny głos, chociaż muzyczka bardzo spokojna. Wysiadamy - stwierdziłam zabierając torbę i wychodząc z autobusu. Bartek szedł tuż za mną. Skierowaliśmy się do szatni. Od razu podeszłam do mojej szafki. Jak się okazało chłopak miał swoją cztery miejsca dalej. Uśmiechnął się do mnie, a ja odwzajemniłam gest. Wsadziłam do plecaka książki do polskiego oraz matematyki i razem z kolegą poszliśmy pod klasę.

***
Długa przerwa, ukochane wytchnienie. Wzięłam kanapki i przeszłam do szkolnego ogrodu. Dopiero luty, a już zero śniegu i świecące słońce. Usiadłam na ławce, znajdującej się pod wierzbą, która jak na razie, miała tylko kilka młodych listków. Wyciągnęłam z plecaka "Pana Tadeusza". Lektura drugoklasisty w liceum... wspaniale. "Nie narzekaj w trzeciej klasie będzie 'Dżuma'!" upomniał mnie jakiś głos w głowie. W sumie wolę czytać o nieudanych romansach jakiegoś Tadeusza niż o epidemii śmiertelnej choroby. Czytając o idiocie próbującym poderwać swoją ciotkę nie zauważyłam, że ktoś kucał przy moich nogach.
- "Pan Tadeusz" - Bartek przeczytał tytuł książki, wstając, a tym samym wyrywając mnie z tragicznego zaczytania. - Przypomniałaś mi, że trzeba to wypożyczyć.
- Nie bój się wcale nie jest złe. Tylko tytułowy "Tadzio" jest ślepym debilem - stwierdziłam, po czym oboje wybuchnęliśmy panicznym śmiechem.

***********************************************************************************************
Ta dam! Piękny rozdział, jeden z nielicznych, który mi się podoba ;D A teraz pięć kluczowycz słów pisanych od wielkich liter: Dziękuję Wam Moi Kochani Czytelnicy! Od piątku przybyła AŻ TRÓJKA nowych, nieznanych mi dotąd ludzi *.* Nie wszyscy komentują (chodzi mi tuta o nieznaną Wam dziewczynę), ale dziękuję za to, że jesteście, co mówię również do moich wiernych obserwatorów i członków bloga ;* Dzięki, dzięki, dzięki! Zapraszam na blogi w liście "Polecam...^^" Skoro każdy z Was lubi czytać o koniach i innych perypetiach głównych bohaterów, to gwarantuję, że każde z tych opowiadań jest niezwykle interesujące :D Czy ktoś zauważył, że jest nowa zakładka u góry? Następny rozdział postaram się dodać jeszcze jutro, ale prawdopodobnie ukaże się dopiero w środę. Jak na razie życzę szybko topniejącego śniegu i do zobaczenia...^^

PS Anka jak miło, że znów jesteś! ;*
PS2 Valeria, a ja uparcie będę czekać na Twoje komentarze <3
PS3 Spirit i Bezimienna, jak się doczepiłam do Waszych blogów to się nie odczepię ^.^
PS4 Próbowałam, ale nie umiem, czekam dalej na notkę u Vero...

[edit 1 minut later] Ale mi ten rozdział długi wyszedł, nie sądzicie? o.O

piątek, 8 lutego 2013

Rozdział 18.

Otworzyłam oczy niechętnie, uciszając budzik. Powoli zwlokłam się z łóżka. Poczłapałam zaspana do szafy, wybrałam ciuchy, poszłam do łazienki, żeby się trochę ogarnąć. Gdy stamtąd wyszłam wyglądałam dużo lepiej, ale pomimo wszystko nadal było widać wszechogarniające mnie zmęczenie. W drodze na dół o mało co nie zabiłam się na schodach. Zjadłam szybko śniadanie, wzięłam plecak z przedpokoju, ubrałam buty, kurtkę, czapkę, szalik i wyszłam na zewnątrz, kierując się w stronę przystanku. Kiedy autobus stanął wreszcie obok, wsiadłam do niego i zajęłam miejsce przy oknie. Na następnym postoju dosiadł się do mnie tajemniczy chłopak. Wysoki brunet w full capie, zasłaniającym pół twarzy. "Te czapki mnie prześladują... Pomyśleć, że kiedyś sama w czymś takim chodziłam." pomyślałam, ukradkiem zerkając na młodzieńca. W tym samym momencie on popatrzył na mnie. Uśmiechnął się lekko, unosząc nieznacznie daszek oraz podnosząc brwi. Ja również się uśmiechnęłam, po czym odwróciłam głowę. Nadal czułam na sobie jego spojrzenie. Nagle muzyka, dobiegająca z jego słuchawek całkowicie ucichła.
- Jestem Bartek - powiedział szarmancko. Kto by pomyślał, że osoba nosząca jeansowe rurki, dresową bluzę i full capa wie w ogóle co słowo "szarmancja" oznacza...
- Weronika.
- Chodzisz do piątki? - zapytał.
- Tak, druga klasa, biol-chem.
- W takim razie dobrze, że cię znam, bo jestem dokładnie w takiej samej sytuacji.
- Zapisałeś się do naszej klasy? W takim razie życzę powodzenia. Wielu podobnych do ciebie tu nie ma.
- Może nie z wyglądu, ale kto wie, charaktery mogą być zbliżone.
- No cóż... zależy - odparłam niepewnie. Wbrew pozorom, wydawał się bardzo elokwentny oraz uprzejmy.
- Rozumiem, że chodzi ci o fakt, iż na głowie mam full capa?
- Co? Nie... to znaczy w sumie... może trochę, ale bardziej o... ogólne wrażenie - nie wiedziałam co powiedzieć. Starałam się dokładnie dobierać słowa, tak aby go nie urazić.
- Ciekawe, bo ja odniosłem wrażenie, że mimo ogólnego wrażenia, jesteś osobą dość... czy ja wiem... zakręconą - powiedział śmiało. Uniosłam brwi.
- Ja? Zakręcona? Oj nie znasz mnie jeszcze.
- Może i nie, ale osoby melancholijnie machające rękami uważane są za zakręcone - stwierdził, a ja uświadomiłam sobie, że przez cały czas wykonuję niekontrolowane ruchy rękoma. Wsadziłam je szybko do kieszeni. "Wspaniałe pierwsze wrażenie"
***
Jak się okazało Bartek chciał, abym oprowadziła go po szkole. Po wykonaniu prośby, wsiedliśmy do autobusu i pojechaliśmy do domów. Wysiadł jeden przystanek bliżej niż ja. Gdy pojazd zatrzymał się na następnym postoju, spojrzałam przez okno, a zaskoczona ciekawym widokiem wybiegłam na zewnątrz. Stanęłam jak wryta patrząc na Tymona, siedzącego na Albatrosie.
- Zapraszam za mnie - powiedział z uśmiechem podając mi rękę. Chwyciłam ją, oparłam nogę w strzemieniu i wskoczyłam na zad konia.
- Jesteś niesamowity - szepnęłam chwytając go w pasie i przytulając się do jego pleców.
- Chciałbym to słyszeć częściej - westchnął chłopak.
- W takim razie częściej przyjeżdżaj na przystanek.
- Zapamiętam. Trzymasz się jakoś?
- Raczej.
- No to galopujemy! - zawołał Tymon przechodząc ze stępa w galop wyciągnięty. Pisnęłam zaskoczona i chwyciłam go jeszcze mocniej. Śmiałam się czując wiatr we włosach. Po chwili wyprostowałam plecy wczuwając się w rytm konia. Niech mówią co chcą. Jazda konna, to najwspanialsza pasja na świecie.

*******************************************************************************************
Udało się! Dodałam jeszcze dzisiaj! Napracowałam się trochę, więc mam nadzieję, że docenicie moje starania :D Rozdział mógł być nawet wczoraj, ale stwierdziłam, że będę cierpliwa i zaczekam na co najmniej dwa komentarze ^^ Co się dzieje?! Czy wszyscy mają dość pisania?! Najpierw Vero, potem Szałwia, która na szczęście już wróciła, później Sydney i Natiszka... Jezu, proszę, niech oni piszą dalej! U Sydney i Natiszki przynajmniej są ze trzy słowa, że nie wiedzą kiedy następna notka, a Vero?! Mam dość czekania, w końcu już minął miesiąc! Rozumiem może coś się stało, może nie ma czasu, ale to dzięki niej zaczęłam pisać i... bez niej jest tak dziwnie... pusto :( No cóż, niestety nie mam na to wpływu, do zobaczenia...^^

wtorek, 5 lutego 2013

Rozdział 17.

Wjechałam stępem na halę. Zatrzymałam się na środku, gładząc szyję klacz. Kiedy Tymon wszedł na ujeżdżalnię, natychmiast  poleciały łańcuszki rozkazów.
- Najpierw dziesięć minut stępa na rozgrzanie, potem pięć minut kłusa w tym dwie przekątne i jedna zmiana kierunku przez środek, w tym czasie ja ustawię przeszkody i powiem kiedy masz przejść w galop.
- Jasne. Na wszelki wypadek dodam jedną pół woltę - powiedziałam, ruszając. Najwolniejszy chód jak zawsze najnudniejszy. W kłusie zaczęłam się lekko skupiać, ale dopiero patrząc jak chłopak rozkłada przeszkody rozpoczęłam prawdziwą jazdę. Wolta za woltą, zmiany w kłusie, przekątne, wszystko na raz.
- No dobra, to skacz - powiedział. Na moją reakcję nie trzeba było długo czekać. Niemal od razu podjechałam do pierwszego krzyżaka, następnie dwie stacjonaty, płotek, mur, kolejny krzyżak, jeszcze jedna stacjonata i tor przejechany.
- Mówiłam, że jest w formie.
- W takim razie jeszcze cztery razy, a potem powoli kończymy.
Nie zwlekając wykonałam polecenie. Niestety w ostatniej partii, Melodia zrzuciła dwie z trzech stacjonat.
- Jest już zmęczona. Przestępuję ją i odprowadzę do boksu - stwierdziłam tonem nie przyjmującym sprzeciwu. Tymon kiwnął tylko głową. Po dziesięciu minutach stępa odprowadziłam kobyłę na stanowisko. Ponieważ zbliżała się już piętnasta, wróciłam do domu z ideą zjedzenia czegoś oraz wieczornej nauki. Na szczęście zostałam odwiedziona od ponurych planów, pomysłem chłopaka. Na pizzę zawsze znajdę czas. Poszłam, więc na górę, żeby się przebrać. Adidasy, jeansowe rurki, bluzka w paski, zielona bluza, na wierzch kurtka, torebka, błyszczyk i jestem gotowa. Zbiegłam po schodach na dół. Samochód czekał przed domem.
- No ile można się przebierać? - usłyszałam gdy tylko wsiadłam do środka.
- Jestem dziewczyną. Potrzebuję odrobinę więcej czasu.
- "Odrobinę"? Też się przebrałem i siedzę tu już dobre dwadzieścia minut.
- To trzeba było wejść do środka - zaśmiałam się. Pokręcił tylko głową, przewrócił oczami, po czym ruszyliśmy. Wysiedliśmy pod pizzerią "Maranto". Biały budynek z zielonym napisem, ulokowany był na dole starej kamienicy, zbudowanej na końcu długiej ulicy. Obok stało kilkanaście sklepów oraz stoiska gdzie sprzedawane były obwarzanki. Przyznam, że w tej części miasta jeszcze nie byłam.

Po zjedzeniu niemałej pizzy Tymon odwiózł mnie pod sam dom, pożegnał się i odjechał, a ja... wyszłam na górę z zamiarem nauki. Przeczłapałam po pokoju, wyciągnęłam książki z szafki i usiadłam przy biurku. Uczyłam się... sama nie wiem ile, ale w końcu znużenie wzięło górę, więc poszłam spać.

*************************************************************************************************
Ahoj! Czyli standardowe przywitanie Krecika :3 Zdążyłam napisać rozdział w... dwadzieścia minut o.O Mój Boże chyba pobiłam rekord xD He he jak fajnie czasami być w samorządzie szkolnym :D Mówię serio są jakieś plusy, na przykład fakt, iż zostaliśmy zwolnieni ze wszystkich lekcji, bo zmarła była dyrektorka szkoły, no i trzeba iść na jej pogrzeb... chociaż w sumie sama nie wiem co gorsze, siedzenie na lekcjach czy spędzenie niemal całego dnia na cmentarzu. No nie ważne. Dzisiaj z koleżankami czekałyśmy przez godzinę na taką jedną Angelikę, a gadając śmiałyśmy się jak skończone idiotki ;D Prawie cały czas jacyś chłopcy z liceum się na nas gapili... a kiedy poszli kawałek dalej my zaczęłyśmy się śmiać jeszcze bardziej i rozmawiać o tym, który z nich był najładniejszy xD No ale okazało się, że oni sobie wcale nie poszli i... jeden do nas podszedł, po czym... zacytuję: "Dziewczyny mam do was sprawę. Widzicie moi koledzy są nieśmiali, a chcieliby wasze numery." Ja nie wytrzymałam, odwróciłam się, zasłoniłam twarz ręką i zaczęłam się śmiać. Zaś Martyna z Magdą... rozjebały system... "Nie mam komórki. - A nie pamiętasz numeru? - Nie mam komórki, bo jestem za biedna." Jezu... Ja tam dosłownie się dusiłam xD No okey muszę lecieć, pa pa, nie wiem kiedy uda mi się wstawić nowy rozdział, do zobaczenia...^^

niedziela, 3 lutego 2013

Rozdział 16.

Otworzyłam lekko oczy. Zamrugałam kilkakrotnie, wzdychając. Spojrzałam na budzik, który bezustannie dzwonił. Uderzyłam w niego ręką, mając dość okropnego dźwięku. Zerknęłam na kalendarz. Poniedziałek... Opadłam z powrotem na poduszkę. Przetarłam twarz dłonią i niechętnie zwlekłam się z łóżka. Gdy tylko stanęłam na podłodze, ległam jak długa na ziemię. Dopiero kiedy spróbowałam się podnieść zdałam sobie sprawę, że nadal jestem w sukience i szpilkach. Widocznie po powrocie byłam zbyt zmęczona, żeby zrobić cokolwiek.
- Kto wymyślił imprezę w niedzielę? - zapytałam samą siebie. Po chwili rozległo się pukanie. - Proszę - powiedziałam niechętnie. Drzwi otwarły się, a do pokoju weszła... Patrycja. No i to pytanie w mojej głowie "Co ona tu robi?!"
- Usłyszałam huk to pomyślałam, że sprawdzę co się z tobą dzieje.
- Wszystko okey. Potknęłam się tylko.
- Skąd u ciebie taki strój? - spytała patrząc na mnie w zdziwieniu.
- A to jeszcze ze wczoraj. Byłam z Tymonem na imprezie.
- Dobry lokal?
- Basteja.
- No to wszystko wiem.
- Odwiedzasz?
- Czasem, ze znajomymi. Znam tam Ankę. Dziewczyna za kasą. Dla towarzystwa zawsze soczki darmowe do piwa - odparła z uśmiechem.
- To ja również wszystko wiem. A teraz muszę cię przeprosić, bo idę pod prysznic - stwierdziłam zdejmując buty i wstając z ziemi. - Tak dla pewności, to dzisiaj koniec ferii?
- No tak. Poniedziałek. A co?
- To... Ty zostajesz na dłużej?
- A no tak zapomniałam ci powiedzieć, będę do końca roku, ponieważ rodzice wyjechali do Norwegii jakaś praca czy co to tam jest. No, a wujek zgodził się na "przetrzymanie" mnie do czasu powrotu - wyrecytowała, a mi odjęło mowę. Ucieszyłam się, ale nie do końca wiedziałam co powiedzieć.
- To świetnie - wydusiłam w końcu z uśmiechem. - Przynajmniej będzie ktoś oprócz Tymona do kogo będę się mogła odezwać.
- Też się cieszę, że zostaję. No dobra, leć już pod ten prysznic, bo do szkoły nie zdążysz.
- Racja - kiwnęłam głową, rzuciłam szpilki na podłogę, wzięłam ciuchy z szafy i wybiegłam z pokoju.
***
O trzynastej autobus zatrzymał się na moim przystanku. Przeszłam pośpiesznie przez jezdnię, później przez bramę, do domu, po schodach na górę, zastawiłam plecak w kącie, przebrałam się i wybiegłam do stajni. Na wejściu w oczy rzucił mi się Tymon, stojący przed boksem Albatrosa.
- Tymek! Mordo ty moja! - krzyknęłam cytując Konrada i podchodząc bliżej.
- Nie przypominaj.
- Nie mów, że ci się nie podobało - powiedziałam i stanęłam na palcach, aby go pocałować.
- Szczerze powiedziawszy byłaś tam jedyną normalną osobą.
- Przesadzasz.
- No nieważne, w każdym razie, przypominam, że masz zawody za dwa tygodnie.
- No tak.
- To teraz siodłaj Melodię i poprowadzę ci trening.
- Pasowałoby ją najpierw wyczyścić.
- Wyczyściłem, a teraz idź po siodło.
Nie protestując poszłam do siodlarni, wzięłam rząd. Osiodłałam klacz, po czym wyjechałam na halę.

************************************************************************************************
O mój Boże, Valeria spójrz jak wcześnie! Znalazłam chwilę to napisałam ;) Nie chce mi się opisywać jazdy, więc tego nie zrobię. Trening jakich wiele, to po co o nim pisać? Pomimo wszystko mam nadzieję, że rozdział się podobał :) Już trzeci tydzień nie ma Nera... ja tu od zmysłów odchodzę! Pewnie już nie żyje. Tak zgaduję, ale niestety cała rodzina tak twierdzi... a na wiosnę do lasu już chodzić nie będę, bo się boję, iż zwłoki zobaczę... tak jak kiedyś ktoś mądry wyrzucił zdechłego psa w worku... Boże, myślałam, że zejdę na zawał kiedy zobaczyłam spleśniałego, już zielonkawego na oko owczarka niemieckiego... A do tego ten smród x.x Nigdy więcej, no chyba, że mi się humor poprawi ;D No okey, zrobiłam co miałam zrobić, więc do zobaczenia...^^

sobota, 2 lutego 2013

Rozdział 15.

Jechaliśmy drogą przez kolejne dwadzieścia minut. W końcu zatrzymaliśmy się na parkingu lokalu "Basteja". Budynek wydawał się być nowy, choć słyszałam, że stoi tu już od dawna. Sądząc po ciemno czerwonych ścianach oraz ogromnym, neonowym szyldzie, całość sprawiała wrażenie wczoraj wybudowanej.
- Raz kozie śmierć - odezwał się wreszcie Tymon, otwierając drzwi z mojej strony. Wysiadłam z samochodu, poprawiając sukienkę.
- Aż tacy fajni ci twoi koledzy?
- Świetni - wycedził przez zaciśnięte zęby z przekąsem. Chwycił moją dłoń i skierowaliśmy się do środka. Większego tłumu chyba w życiu jeszcze nie widziałam. Cała sala była przepełniona, na dość obszernym piętrze, również roiło się od przeróżnych osób. Spojrzałam na chłopaka, miał on na twarzy wymalowane takie samo zdziwienie jak ja.
- Spotkanie klasowe? - spytałam, przekrzykując muzykę.
- Widocznie wbiło kilka dodatkowych osób. - ledwo usłyszałam odpowiedź. Jedyne co zauważyłam w tym całym zamieszaniu prócz otaczającej mnie młodzieży, to wielki ekran, gdzie wyświetlane były teledyski lecących akurat piosenek. "Masakra..." pomyślałam rozglądając się wokół. Po chwili podszedł do nas jakiś facet.
- Tymek! - krzyknął tak głośno, że chyba usłyszelibyśmy to z drugiego końca sali. - Mordo ty moja, Tymeczku kochany! - wymieniał chłopak po kolei, a ja parsknęłam śmiechem, odwracając głowę w drugą stronę.
- Kondzio, wcale się nie zmieniłeś.
- A co tu się zmieniać! Czasy ciężkie, to życie ostatnio bez eksperymentów!
- Doprawdy?
- No! A kim jest twoja towarzyszka? - zapytał zerkając na mnie. - Witam panią serdecznie.
- Witam - odparłam tłumiąc śmiech. Uścisnęłam jego rękę.
- Konrad jestem.
- Weronika.
- Skąd ty ją stary wziąłeś? Ja nadal szukam, a ktoś taki by się przydał - stwierdził chłopak. Tymon zasłonił twarz i pokręcił głową.
- Jesteśmy tu pięć minut, a ty już z takimi tekstami?
- A na co czekać? A no właśnie, zapomniałbym. Zapraszam uprzejmie za mną.
- Fajnego masz kolegę - szepnęłam, gdy za Konradem weszliśmy do cichego korytarza, gdzieś w środku budynku. Skręciliśmy w lewo, potem prosto, później w prawo, prosto i doszliśmy do dużego pokoju, w którym stali ludzie, w wieku zbliżonym do Tymona. Wszyscy ubrani w smokingi lub suknie. Kilka osób podeszło, przywitało z chłopakiem, przedstawiło. Reszta nie zwróciła nawet na nas uwagi. Po chwili rozbrzmiała muzyka. Piosenki niektóre wolne inne szybki leciały po kolei.  Wszyscy, niemal bez wyjątku zaczęli tańczyć. Po wielu namowach nawet Tymona udało się przekonać. Wieczór mijał szybko i te cztery godziny, upłynęły niczym dziesięć minut.

**********************************************************************************************
No proszę bardzo! Wyczekiwany długo wieczór w końcu został opisany :D Mam nadzieję, że podobał się Wam rozdział, choć przyznam szczerze mało serca w niego włożyłam. Napisanie zajęło mi... może pół godziny. Pomimo wszystko jestem nawet zadowolona. He he rozmawiałam dzisiaj z Kacprem przez facebook'a i okazało się, że już nie ćpa... Co nie zmienia faktu, iż nadal pali, a picie ogranicza xD Popadam w złe towarzystwo, ale ja jestem silna! Nie piję, nie palę i nie ćpam! Alkohol jest nie dobry, palenie niszczy płuca, a do tego nie lubię dymu, a narkotyki... wolę chodzić, nie latać ;) No, ale to tak na marginesie... Hue hue hue Tymon to moja ulubiona postać w opowiadaniu, no po prostu mój ideał xD Nieważne, w każdym razie, do jutra...^^

piątek, 1 lutego 2013

Rozdział 14.

Osiodłaliśmy konie i ruszyliśmy w teren. Aż do bramy wszystko szło idealnie. No właśnie aż do bramy... Po wjeździe na drogę, Niagara stanęła w miejscu, postawiła uszy na sztorc i zaczęła rozglądać się na boki.
- O nie - szepnęła Maja. Po chwili udało się jej ruszyć, po czym przeszliśmy do kłusa. Kobyła cały czas była spięta. Wymieniliśmy z Tymonem porozumiewawcze spojrzenia.
- Maja jeździłaś z nią w terenie?
- Tak, zachowuje się tak tylko przy szosie. Potem jest dobrze. To wszystko przez ten wypadek. Pamięta go i boi się wszystkiego co z nim związane. Nawet asfaltu.
- Czyli rozumiem, że jak wjedziemy do lasu będzie dobrze?
- Powinno tak być... Nie wiem sama zobaczę - powiedziała z pewnością w głosie. Niestety dopiero po wjechaniu w leśną gęstwinę zaczęły się serie baranków. Dziewczynka mocno trzymała się w siodle, ale nie zmieniało to faktu, że i tak się o nią martwię. W końcu, kto wie co się z nią stanie gdy spadnie z grzbietu?
Ze względu na okoliczności, teren, który miał trwać co najwyżej dwie godziny, trwał... nieco ponad pół. Wróciliśmy szybko do domu, a ja postanowiłam od razu zabrać się za przygotowania do wieczornego wyjścia. Poszłam do pokoju i zamknęłam za sobą drzwi. Usiadłam na chwilę na łóżku, rozglądając się po pokoju. Mój wzrok zatrzymał się na wieszaku, a tak dokładnie na wiszącym nań full cap'ie. Wstałam, zdjęłam czapkę, rozsiadłam się z powrotem na pościeli oraz zaczęłam obracać przedmiot w rękach.
- Stare dzieje - szepnęłam patrząc na fioletowy daszek. - Dawno i nie prawda. - stwierdziłam, odrzucając ją w kąt. W każdym razie nie miałam czasu na rozmyślania, skoro trzeba się ogarnąć. Podeszłam szybko do szafy, zerkając krytycznie do środka.
- Wizytowe? To sobie wybrali.
- Brak sukienki? - zapytał jakiś głos od strony drzwi. Zerknęłam przez ramię kto to. Tak jak myślałam, stały tak Mary i Suzana.
- Jakbyś zgadła. Mam ze trzy, ale takie... sama nie wiem.
- Pokaż - rozkazały równocześnie opadając na łóżko. Zaczęłam wyciągać po kolei. Pierwsza, prosta czarna z odsłoniętymi plecami, kończyła się na kolanach. Druga była ciemno fioletową bombką na górze wykonaną z jeansu. Jako trzecia, "poszła" kreacja u góry biała, na dole czarna. Żadna z nich jak na mój gust nie była wystarczająco elegancka.
- Ubrałabym czarną.
- Ja też - słowa Suz potwierdziła druga z koleżanek.
- Czyli pierwsza?
- Tak.
- No dobra, w takim razie zostały już tylko: fryzura, buty, makijaż i dodatki - stwierdziłam z przekąsem i poszłam pod prysznic. Po mniej więcej dziesięciu minutach wróciłam do pokoju z ręcznikiem na głowie. Dziewczyny pomogły mi z fryzurą i makijażem, a resztę wykonałam sama. To wszystko zajęło trzy godziny, zanim się spostrzegłyśmy pod domem stał samochód Tymona. Po chwili chłopak wszedł do środka i zdziwiony stanął w futrynie.
- Aż tak źle? - spytałam niepewnie.
- Źle? Wyglądasz... cudownie! - powiedział, otwierając szeroko oczy.
- No cóż nie tylko ty się zdziwiłeś. Raz zmieniłam buty do gnoju na szpilki... wolę te do gnoju. - dodałam patrząc krytycznie na obuwie. Cokolwiek, ktokolwiek nie powie, sztyblety są o wiele wygodniejsze.
- A szkoda. Do kogo jak kogo, ale do ciebie pasują idealnie.
- Śmiem wątpić - negowałam strój, podchodząc bliżej. - Lepiej już chodźmy.
- Racja, spóźnimy się. Pozwolisz? - zapytał wyciągając rękę.
- Oczywiście - odparłam podając dłoń. Wyszliśmy z domu, wsiedliśmy do samochodu i wyjechaliśmy na główną drogę.

*******************************************************************************************
Cokolwiek nie powiecie; mi się rozdział nie podoba. Nie mam weny :\ Wybaczcie, ale jutro dodam kolejną beznadziejną notkę... takie życie.
Boże, najpierw mi odwalało, a teraz histeryzuję... Co ja wyprawiam? To chyba z nudów. Huehuehue moja babcia zauważyła wczoraj, że mnie kolega odprowadza i już cała rodzinka wie, iż niejaki Kacper mnie odprowadził :D Genius. Plotki, plotki, plotki wszędzie. No i na dodatek twierdzi, że ten oto chłopak jest kulturalny, ponieważ się jej "ukłonił"... Czy osobą kulturalną można nazwać kogoś kto klnie na każdym kroku, pije, pali i ćpa... Kuźde szósta klasa i takie rzeczy o.O Nera nie ma. Idę, pa pa, do jutra...^^