niedziela, 13 marca 2016

Rozdział 29.

Podniosłam się na równe nogi i otarłam czoło wierzchem dłoni, z dumą zerkając na swoje dzieło. Korzystając z niespotykanie pięknej, marcowej pogody, postanowiliśmy wypuścić konie na padoki i odświeżyć boksy, przez co od trzech godzin siedziałam w stajni z pędzlem w dłoni, smarując bejcą każdy drewniany element. Musiałam przyznać, że po raz pierwszy sprawiało mi to taką przyjemność. Prawdopodobnie miał z tym coś wspólnego fakt, że malowanie we własnej stajni okazało się o wiele przyjemniejsze niż gdziekolwiek indziej.
Delikatne promienie słońca wpadały do środka przez otwarte drzwi, z radia sączyły się tak pozytywne piosenki, że miejscami zastanawiałam się, jakim cudem jeszcze mnie od nich nie zemdliło, a ja sama miałam w sobie tyle energii, że najchętniej z miejsca pomalowałabym cały budynek, który, jakby na to nie spojrzeć, wcale renowacji nie potrzebował. W końcu, remont ogólny przeszedł nieco ponad pół roku temu, gdy trafił w nasze ręce od poprzednich właścicieli. Na szczęście, w rolę mojego głosu rozsądku wcielił się Tymon, kucający przy ostatnim stanowisku. Gwiżdżąc, nakładał ostatnie warstwy preparatu, przy czym w ogóle nie zwracał uwagi na to, co właściwie działo się wokół niego. Wydęłam usta, raz za razem przenosząc spojrzenie z chłopaka na podwórze i z powrotem.
- Tymon - zaczęłam, podchodząc do niego od tyłu i nachylając się, by móc objąć go za szyję. Podniósł lekko głowę i spojrzał na mnie z szerokim uśmiechem, którego wręcz nie mogłam nie odwzajemnić. - Nie miałbyś może ochoty na teren? Jest taka ładna pogoda, nie każmy im się męczyć na ujeżdżalniach.
- Kochanie - westchnął, odwracając się przodem w moją stronę i podnosząc się z miejsca. Stanął przede mną, sprawiając, że automatycznie musiałam unieść głowę. - Wiem doskonale, co chcesz zasugerować i osobiście mam kilka "ale" co do wyjazdu na Tabunie, bo znając życie, to właśnie na nim chcesz jechać, mam rację? - zapytał, unosząc lekko brwi. Kilkukrotnie otworzyłam usta, próbując wydobyć z siebie jakikolwiek protest, jednak, cóż, niestety, miał rację. Znowu. Ostatnimi czasy cały czas miał tą cholerną rację i, jakby tego było mało, non stop mi to wytykał.
- No ale co poradzę, że Melodia nie sprawdza się w trasie tak dobrze jak on? To samo tyczy się Flocka. Gdybyśmy byli u wujka, mogłabym wziąć Malagę albo Armagedona, ale w tej sytuacji... Nie mam wyjścia, muszę jechać na Tabunie - wzruszyłam ramionami, jednak sądząc po minie chłopaka, wcale go to nie przekonało. - Och, no proszę cię, Tymon! Nie rób problemów tam, gdzie ich nie ma!
- Czy w tym roku nie mieliśmy się skupić na interesach, treningach i tak dalej?
- Jeden dzień przerwy przecież nikogo nie zbawi - stwierdziłam, zaplatając ręce na piersi. Niestety, gówno to dało. Podobnie jak poprzednie próby w ciągu kilku minionych dni. - Dobra, zapomnij - burknęłam, wyplątując się z jego uścisku i ze znacznie mniejszym entuzjazmem niż parę minut wcześniej, zgarnęłam z podłogi pędzel i zaczęłam nakładać kolejną warstwę bejcy.
Wiedziałam, skąd wynikały jego pobudki pod tytułem "wolałbym nie jechać w teren", bo w końcu, jakby na to nie spojrzeć, mało który wyjazd nie kończył się wypadkiem albo dla mnie, albo dla niego. Coś w stylu złośliwości rzeczy martwych. A właściwie, to zwyczajne zrządzenia losu.
Wracając, mimo że miałam świadomość, jakiej reakcji mogłam się spodziewać po Tymonie, nadal próbowałam. Nie dlatego, że chciałam zrobić mu na złość, a dlatego, że zwyczajnie nudziły mnie ciągłe treningi. Nie działo się na nich zupełnie nic, nie licząc pojedynczych baranków. Szczerze mówiąc, powoli traciłam cały swój zapał i właśnie dlatego potrzebowałam jakiejkolwiek odmiany. Niestety, nie zapowiadało się na to, bym mogła się nią nacieszyć w najbliższym czasie.
- Idę je sprowadzić z pastwisk, bierz rzędy - usłyszałam za sobą głos Tymona, na dźwięk którego od razu wyprostowałam plecy i odwróciłam głowę w jego kierunku. On jedynie posłał mi nikły uśmiech, po czym bez słowa ruszył w stronę wyjścia. Na jego nieszczęście, w jednej chwili stałam się dziwnie podekscytowana i nim zdążył jakkolwiek zareagować, z piskiem wskoczyłam mu na barana. Zachwiał się lekko, zupełnie nieprzygotowany na taką reakcję, jednak, dzięki Bogu, jakimś cudem udało mu się ustać na nogach.
- Dziękuję! Mówię ci, to będzie najlepszy teren w twoim życiu! - stwierdziłam, cmoknęłam szybko jego policzek, po czym zeskoczyłam z powrotem na ziemię, by w podskokach udać się do siodlarni.

Gdy oboje byliśmy już gotowi do wyjazdu, a w stajni pojawiła się Aśka, wreszcie mogliśmy wyruszać. Szczerze mówiąc, cieszyłam się jak dziecko przed świętami, a mój dobry humor zdecydowanie udzielał się Tabunowi, który szedł znacznie chętniej niż zwykle i, o dziwo, nie oglądał się na boki, jak to miał w zwyczaju. Poluzowałam wodze, pozwalając mu wyciągnąć szyję i wydłużyć chód dokładnie w tak, jak mu pasowało. Nie ograniczałam go z żadnej strony, wyciągnęłam nawet stopy ze strzemion, jednak musiałam szybko się zreflektować, gdy za plecami usłyszałam niezadowolone chrząknięcie Tymona.
Co do szatyna, on jechał na, a jakżeby inaczej, Albatrosie i mógł mówić, co tylko chciał, ja i tak widziałam, że mimo wszystko, i jemu brakowało terenów. Treningi mają to do siebie, że są naprawdę fajne, ale do czasu. Później zwyczajnie się nudzą, a jazdy z niewątpliwej przyjemności w jednej chwili stają się niezbyt pożądanym obowiązkiem. I nieważne, ile spraw przeważałoby za jazdą na padoku, oderwanie w formie wyjazdu poza ośrodek było dokładnie tym, czego potrzebowaliśmy. Szczególnie późnym marcem, gdy pogoda dopisywała pierwszy raz od dobrych kilku tygodni, jazda na ujeżdżalni byłaby grzechem. Nie sposób bowiem przepuścić okazji, by zobaczyć budzącą się do życia przyrodę; leniwie zieleniejące się drzewa, powoli kwitnące polne kwiaty, ptaki zaczynające śpiewać. To wszystko tworzyło niezastąpioną atmosferę i doskonale wiedziałam, że gdybyśmy jej nie wykorzystali, plułabym sobie w brodę przez następny rok.
- Jeśli zostawię cię w tyle, bardzo mi przykro - zaśmiałam się, czując, jak gniadosz raz za razem stawiał kilka nerwowych kroków kłusem.
- Nie daj mu poczuć wiosny; nie zamierzam szukać cię po rowach - westchnął chłopak, kręcąc głową. Spojrzałam na niego z dezaprobatą, na co on jedynie zaczerpnął głębszy oddech, starając się powstrzymać od kolejnych komentarzy.
Postanawiając nie reagować na jego komentarze, ścisnęłam boki ogiera łydkami, od razu przechodząc do kłusa. Na moich ustach automatycznie rozciągnął się uśmiech, jeszcze szerszy niż do tej pory. Przez chwilę wydawało mi się nawet, że w tym roku to ja poczułam wiosnę bardziej niż konie.
Skróciłam nieco wodze, chcąc mieć lepszą kontrolę nad sytuacją, szczególnie wtedy, gdy wjechaliśmy pomiędzy drzewa. Słońce przedzierało się delikatnie przez wciąż nagie korony drzew, rzucając cienie na leśne ścieżki, które przecinaliśmy jedna za drugą. Raz za razem rozglądałam się na boki, starając się jakimś cudem nie zgubić w otoczeniu, którego wciąż nie poznałam tak dobrze, jakbym chciała. Mimo wszystko, nie zamierzałam zwalniać. Nie po to namawiałam Tymona na teren, żeby snuć się stępem, prawda?
Widząc przed sobą jedną z kilku dłuższych prostych, zatrzymałam Tabuna, by zaczekać kilka chwil, aż szatyn wreszcie nas dogoni. Albatros niewątpliwie był dobry w wielu aspektach, jednak na pewno tracił na dłuższych dystansach. W sumie, na krótszych również.
- Wiedziałeś, że mamy tutaj taką ładną, długą i prostą ścieżkę? - Wyszczerzyłam się, widząc, jak na moje słowa od razu kręci głową. - Raz ci nie zaszkodzi, mnie tym bardziej. Uważaj na gałęzie! - wrzasnęłam i zaraz potem pogoniłam gniadosza do galopu.

*****************************************************************************************************************************
Mówiłam, że będzie do końca tygodnia! I w sumie, to sama sobie nie wierzyłam, ale hej! Dałam radę! Rezygnując przy okazji z matematyki i referatu na religię, ale no proszę, trzeba ustawić sobie odpowiednie priorytety, prawda?
W każdym razie, witam Was bardzo serdecznie po prawie półrocznej przerwie. Szczerze mówiąc, mam ochotę sobie samej strzelić w twarz za to, jak bardzo niesłowna i nieobowiązkowa jestem. Aż mi wstyd, naprawdę. Fakt faktem, że mój czas jest ograniczony do zasadniczego minimum, bo jestem zajęta pięć dni w tygodniu + weekendy, ale to żadna wymówka. Skoro kiedyś dawałam radę...
No i przepraszam Was bardzo za to powyżej, ale naprawdę, wyszłam z wprawy! XD Trzeba na nowo wyrobić sobie styl, pomyśleć chwilę nad tym co dalej, no wiecie sami.
A tymczasem nie będę Was już zanudzać, kto jest ciekaw, co się u mnie dzieje, tego zapraszam na mojego drugiego bloga :) Piszcie koniecznie, Misie, co tam u Was, dawajcie znać, że nadal tu jesteście! Kocham Was i dziękuję Wam za wszystko! xx

czwartek, 10 marca 2016

Cześć?

Heja, wszystkim! Zamierzam się teraz płaszczyć i prosić o wybaczenie, na które wiem, że nie zasłużyłam. Naprawdę, bardzo, bardzo mi przykro, że tak to wyszło. Chciałam dobrze i, ech, nie pykło, niestety.
Mimo to, chyba niektórzy z Was mnie już znają i wiedzą, że jestem jak wrzód i nie da się mnie tak łatwo pozbyć. Mam tydzień zawalony jak jasna cholera. Od października praktycznie codziennie piszę sprawdziany, testy, kartkówki, wypracowania i inne pierdoły, od których marzę, żeby uciec. W dodatku po lekcjach czekają na mnie ukochane korki z matmy i angielskiego, a jakby tego było mało, wracam do roboty, jeśli o konie chodzi. Sezon się zaczyna.
A skoro jeżdżę i ogólnie mam kontakt z końmi, to głupio, żebym nie miała kontaktu z jedną z rzeczy, które miały największy wpływ na moje życie. Uwierzcie, nigdy nie myślałam, że powiem, że blog jakkolwiek ukształtował mój charakter, ale prawda jest taka, że zrobił to jak niemal nic innego. Nie licząc jeździectwa, od którego to wszystko się zaczęło.
W każdym razie, sprawa ma się tak - do końca siódmego tomu i zarazem do końca HMOL zostało dwanaście rozdziałów. Nie mnie, nie więcej, równe dwanaście. I zamierzam napisać je do 10 lipca. Tak, wiem, to długa perspektywa, ale uwierzcie, nie mam czasu.
Dlatego startujemy od tego tygodnia. Do niedzieli pojawi się rozdział 29., a o kolejnych będziecie na bieżąco informowani.
A kto chce jako tako wiedzieć, co u mnie słychać, jest mile widziany na moim drugim blogu, tym bardziej prywatnym :) O tutaj daję Wam linka
Kocham Was najmocniej na świecie. Dajcie koniecznie znać w komentarzach, czy nadal tu jesteście. Choćby krótkie "cześć" albo w ogóle dajcie mi znać, co u Was słychać :D
Do usłyszenia!

PS Muszę się na nowo przyzwyczaić do Bloggera, ale wiecie co? Mam swój cel - na początek, czas nadrobić wszystkie zaległości czytelnicze.
PSS Dodatkowe podziękowania dla Diega aka mojego słoneczka, które kopie mnie w dupę, żebym wreszcie zebrała się do roboty, tak, jak ona to zrobiła dobre kilka dni temu. PROMOCJA