czwartek, 14 marca 2013

Rozdział 35.

Na podwórze wjechał ciemny pick-up. Wybiegłam na zewnątrz chcąc zdać Tymonowi szczegółowe relacje z całej rozmowy.
- Idziemy tam - powiedziałam, zaciągając go siłą w stronę domu. Mówił coś o Albatrosie i jakichś obowiązkach, ale najważniejsze w tej chwili było sprawozdanie. Usiedliśmy przy stole. - Słuchaj. Lonżowałam Tabuna, poszłam do siodlarni, rozmawiałam z Gośką... Nie przerywaj! - rozkazałam, widząc, że otwiera usta, aby coś powiedzieć. - Zapytała się czy, uwaga, może popatrzeć jak ja pracuję z Tabunem - szczególny nacisk padł tym razem na "może popatrzeć" i "ja".
- Czekaj, czekaj. Wolniej. Lonżowałaś Tabuna? A to nie przypadkiem ten mustang co biega po pastwiskach?
- No właśnie ten.
- I Gośka zapytała czy może patrzeć na twoją pracę z nim? - zapytał zaznaczając "twoją" i "nim".
- No tak! Przecież to właśnie powiedziałam!
- Ale ja nie wierzę!
- W co znowu nie wierzysz?
- W to, że w jeden dzień zrobiłaś z nim aż takie postępy i w reakcję Gośki! - krzyknął nagle.
- Aaa no tak. W to można nie wierzyć - potwierdziłam, kiwając głową. - A wiesz co mi jeszcze powiedziała?
- Aż się boję pytać. Co?
- Powiedziała, że Bartek się jej nawet podoba, ale nie dorasta ci nawet do pięt - odparłam z uśmiechem.
- Aha... to fajnie ma. Czekaj... To ona zna Bartka? - zapytał. Znowu pokiwałam głową.
- Ale ty masz kolego powodzenie - stwierdziłam z sarkazmem.
***
Wieczorem o siedemnastej poszłam na łąkę, gdzie czekała na mnie Gośka. Niosłam ze sobą kantar, dwa uwiązy, czaprak i siodło. Gdy byłam tuż przy ogrodzeniu rzuciłam to wszystko na ziemię. Tabun obiegł całe pastwisko i zatrzymał się przy mnie. Wzięłam kantar z uwiązami i weszłam przez bramę. Podeszłam wolno do konia. Kiedy byłam blisko mustang przybliżył się i trącił moją rękę. Wyciągnęłam zza pleców uprząż. Koń patrzył na nią swoimi mądrymi oczami. Nie widząc strachu założyłam ją na jego łeb. Nie protestował. Stał i czekał co będzie dalej. Wróciłam po siodło. Położyłam je obok Tabuna. Na początku lekko się spłoszył. Cofnął się kilka kroków, prychnął, po czym wrócił i zaczął uważnie obserwować nieznany obiekt. Podniosłam "to coś" z ziemi i delikatnie położyłam na jego grzbiecie. Nie odbiegła, nie zaczął szaleć, stał. Grzecznie stał. Zachowywał się tak, jakby ktoś już zakładał mu siodło na grzbiet. Wiedziona tą myślą zapięłam popręg. Najpierw lekko. Widząc, że nic się nie dzieje, ścisnęłam bardziej, dopinając go tak mocno jak przy na przykład Armagedonie. Nawet się nie ruszył. Nie wiedziałam o co w tym wszystkim chodzi. Wiedziałam tylko, że był przyuczony do siodła. Nie myśląc dużo, przełożyłam nogę przez grzbiet. Nadal się nie ruszał. Chwyciłam uwiązy. Zamiast się sprzeciwić on... zgiął szyję w łuk. Z własnej woli przyjął postawę niemal ujeżdżeniową. Dałam mu łydkę. Zareagował natychmiast. Już po pięciu minutach galopowałam. Nie miałam pojęcia o co chodzi, ale postanowiłam, że się dowiem.

**********************************************************************************************
Habemus Papam! Cały wczorajszy wieczór: Dlaczego on nie wychodzi...Niech on już wyjdzie!... Ale by były jaja jakby im się kolory dymu pomyliły!... Chodź Alek wystawimy cię na deszcz, wstawimy telewizor, rozpalimy w kominku żebyś miał dym, a ja wyjdę na balkon w białej sukience i powiem "Habemus Papam!" xD Tak jakoś mi się średnio pisze jak jestem chora, bo synonimów nie mogę znaleźć ;) O no właśnie kontynuować! Ale mi się nie chce. I tak chyba zrozumieliście o co chodzi z Koniowatą, Wojnarem i dwoma Weronikami :D Przecież to takie banalne :P No nic. Jako, że Koniowata wróciła to wróciła i jej miłość do koników (oczywiście Weroniki i Wojnar także je kochają), a razem z nią nudy w domu i robienie filmików na yt xD Dam Wam zaraz link ;D Mówiłam Valerii, że mam niespodziankę - dwa rozdziały to nic. Idę pisać trzeci...^^

1 komentarz:

  1. Też wczoraj czekałam na papieża.... Znaczy każdy czekał. Moje koty, szczury, pies, dziadkowie:)
    A tak to spoko opo;)

    OdpowiedzUsuń