niedziela, 2 sierpnia 2015

Rozdział 27.

Kilka ważnych informacji w dopisku, może się spodobają :)

Patrzyłam na Tymona z czystym szokiem wymalowanym na twarzy. To był kompletny absurd. Dom. Kupił dom. Nawet nie musiał odpowiadać, po jego minie mogłam poznać, że zgadłam. Po raz kolejny omiotłam wzrokiem cały plac i mimo wszystko nie mogłam powstrzymać uśmiechu. Trawa wyglądała na świeżo skoszoną, a ogrodzenie odnowione, podobnie zresztą, jak elewacja całego budynku. Biała elewacja idealnie komponująca się z czarnym dachem i mahoniowymi drzwiami i oknami. Jedna ściana przysłonięta została przez rozłożystą wierzbę, której koronę raz za razem rozwiewał gwałtowny podmuch wiatru. Słońce przebijało się delikatnymi promieniami przez chmury, odbijając cień lasu na ziemi. Cała sceneria wyglądała wręcz bajkowo, jak wyjęta z kadru jakiegoś filmu.
Odwróciłam się ponownie w kierunku chłopaka, obdarzając go szerokim uśmiechem. Czułam rumieniec na policzkach, bo, nie oszukujmy się, cała ta sytuacja poruszyła mnie bardziej niż cokolwiek, co miejsce miało w przeciągu ostatnich kilku miesięcy. Czy to przez nagły wzrost ciśnienia, czy też przez kompletną mieszankę przeróżnych emocji, sama nie wiedziałam, czy miałam ochotę rzucić się na Tymona z pięściami za to, że zrobił coś tak głupiego, czy raczej zamknąć go w uścisku i nie puszczać, dopóki sam by się nie wyrwał. Złość mieszała się ze szczęściem, a ono z kolei przeradzało się w niepewność. No bo, do jasnej cholery, skąd on w ogóle wytrzasnął pomysł, żeby kupować dom?
- Oszalałeś, wiesz o tym, prawda? - zapytałam, zaplatając ramiona na piersi. I mimo, że starałam się ukryć ekscytację tym wszystkim, moje próby spalały na panewce, bo nie byłam w stanie powstrzymać maniakalnego uśmiechu.
- Stwierdziłem, że chociaż raz zrobię coś więcej - odparł, podchodząc kilka kroków w moim kierunku. Uniosłam głowę, cały czas śledząc jego roziskrzone tęczówki. - A że akcja z Karoliną rozwinęła się tak, a nie inaczej... Nie pozostało mi nic innego, jak niespodziankę ujawnić trochę wcześniej.
- W takim razie, mam propozycję - powiedziałam, splatając nasze palce i stając na czubkach stóp. - Daj mi wreszcie te klucze i chodź mi pokazać, co jest w środku.
W odpowiedzi szatyn jedynie nachylił się delikatnie, aby złożyć krótki pocałunek na moich ustach, po czym odsunął się i pociągnął mnie za sobą w stronę domu. Gdy stanęliśmy przed drzwiami, od razu odblokował zamek i nacisnął na klamkę.
Jedynym, co na chwilę powstrzymało mnie przed wejściem do środka, były buty. Widząc kremowe ściany i lśniące panele w przedpokoju, jakoś opuściła mnie chęć przekroczenia progu w upapranych sztybletach.
Przechodząc przez kolejne korytarze, z minuty na minutę mój zachwyt rósł coraz bardziej. Wnętrze utrzymane było w kolorach beżu, popieli, zieleni i żółci. Każdy pokój był dopracowany w najmniejszym calu. Meble sprawiały wrażenie, jakby zostały wykonane specjalnie na miarę, co w sumie było całkiem prawdopodobne. Nawet oświetlenie wyglądało idealnie. Nieprzesadzone żyrandole komponowały się z wystrojem pokoi, a kinkiety w kuchni i łazienkach dopełniały całości, zdobiąc ściany swoją prostotą.
Największe wrażenie wywierała jednak sypialnia. Była podobnych rozmiarów do salonu, mniej szykowna, bardziej przytulna. Sporych rozmiarów łóżko stało na środku przeciwległej do drzwi ściany, a po obu jego stronach znajdowały się stoliki nocne. Od ogółu odcinał się kufer u stóp ramy i dwie ciężkie szafy, wbudowane we wnęki po obu stronach pomieszczenia. Co jednak najbardziej przyciągało uwagę, to zdjęcia. Trzy ściany pomalowane zostały na zielono, jednak ta za wezgłowiem łóżka była szara, od jednego do drugiego końca przysłonięta przez masę fotografii, o istnieniu których nie miałam bladego pojęcia. Przeszłam przez cały pokój tylko po to, by dokładniej się im przyjrzeć. Naprawdę nie wiedziałam, kto był ich autorem, choć miałam swoje podejrzenia, skierowane głównie w kierunku Aśki, a ich słuszność potwierdziła się, gdy zauważyłam zdjęcie, przedstawiające mnie, siedzącą na lotniskowej ławce. Zaśmiałam się, stwierdzając, że wyglądałam jak kompletna sierota z kartką i wypisanym na niej swoim imieniem. Rozczochrana, zmęczona, obstawiona bagażami, nieco przygnębiona i na pewno zniecierpliwiona.
- Jak się podoba? - głos Tymona ledwo dotarł do moich uszu. Szok na chwilę przysłonił mi rzeczywistość, nie pozwalając odróżnić niektórych emocji, mieszając wszystko w jedną, niezgrabną całość.
- Jest... - zamilkłam na chwilę, nie potrafiąc wydobyć z siebie ani słowa. Raz jeszcze rozejrzałam się wokoło, mając nadzieję, że to wszystko nie zniknie tak nagle, jak się pojawiło. - Jest pięknie - wydusiłam w końcu. - Cudownie, idealnie - kąciki moich ust unosiły się coraz wyżej, gdy machałam głową wte i we wte, chcąc wyłapać wzrokiem każdy najmniejszy szczegół.
- Nawet nie wiesz, jak miło mi to słyszeć. - Zatrzymałam wzrok na chłopaku, tylko po to, aby zobaczyć radość, malującą się na jego twarzy. - Niestety, muszę cię zmartwić, to nie koniec zwiedzania - pokręcił głową, jakby rzeczywiście było mu z tego powodu przykro, po czym ponownie chwycił moją dłoń i pociągnął z powrotem w stronę głównego korytarza.
Znów wyszliśmy na zewnątrz, jednak nie skierowaliśmy się do bramki, a na tyły domu. Zrównałam się krokiem z chłopakiem, nie chcąc zostawać ani kroku za nim. Ciekawość powoli zżerała mnie od środka, kiedy prowadził mnie w kierunku lasu. Buty co chwilę zapadały się w namokniętym przez deszcze gruncie, sprawiając, że wędrówka wydawała się coraz bardziej mozolna. Mimo to nie zatrzymywaliśmy się.
- Tak właściwie, gdzie mnie ciągniesz? - zapytałam, zerkając na niego kątem oka. Spojrzał na mnie pobłażliwie, dając mi do zrozumienia, że moje starania nic nie dadzą. Westchnęłam pod nosem, już bez słowa kontynuując spacer.
Po kilku minutach, Tymon został w tyle na kilka kroków tylko po to, żeby zasłonić mi oczy, choć jego dłonie były tak duże, że ostatecznie obejmował trzy czwarte mojej twarzy. Miałam ochotę skorzystać z okazji i go ugryźć. Kto normalny wymyśla takie niespodzianki? Przecież teraz choćbym chciała, nie mogłam uznać go za osobą przy zdrowych zmysłach.
Zatrzymaliśmy się po kilku metrach przepełnionych potknięciami, nieplanowanymi zakrętami i piskami z mojej strony. Chłopak bez zbędnych ceregieli odsłonił moje oczy, odsuwając się parę kroków w tył.
Kolejny budynek. Mniejszy od poprzedniego, również biały, jednak z czerwonym dachem. Kilka nieco mniejszych okien i drzwi na pół ściany. Stajnia.
- Gdzieś to wcisnąć musiałem, a działka obok stała pusta, więc... - powiedział, obejmując mnie ramionami w talii. Stałam w miejscu, nie odrywając wzroku od widoku przede mną. Słońce znów zaszło za chmury, a na jego miejsce wstąpiła delikatna mżawka, która chyba nie przeszkadzała żadnemu z nas. Byłam zbyt zauroczona całą tą sytuacją, aby przejmować się takimi bzdurami.
- Jeśli mi powiesz, że w środku jest jakiś koń, przysięgam, że cię zabiję - mruknęłam, a odpowiedziała mi salwa śmiechu.
- Dziś mnie nie zabijesz. W środku jest siedem pustych boksów i siodlarnia, a z tyłu paszarnia i ujeżdżalnia. Na halę nie starczyło miejsca, czasu ani pieniędzy, więc musisz zadowolić się piaskiem i ogrodzeniem. No i możliwością przeniesienia tu koni i uwolnienia się od pewnej idiotki z niebieskimi kudłami.
- Sprzedane! Biorę to - wykrzyknęłam, wyrywając się z jego uścisku i rzucając się w kierunku stajni. Odsunęłam ciężkie drzwi i stanęłam w progu, skanując wzrokiem całe wnętrze. Przestronne boksy z niewielkimi oknami, przez które wpadało światło, puste plakietki, czekające na uzupełnienie danymi koni, przestronne poddasze... Wszystko wyglądało wprost nienagannie. Przeszłam dalej, aby po chwili znaleźć się w siodlarni. Drewniane stojaki aż się prosiły, by umieścić na nich siodła, tak samo wyglądała sytuacja z wieszakami na ogłowia. Świeciło tu pustką, jednak w głowie już wyobrażałam sobie, jak będzie to wyglądać, gdy tylko się tu przeniesiemy. Kiedy szafki wypełnią się przeróżnymi szpargałami; poczynając na czaprakach, poprzez ochraniacze, kończąc na maściach, bandażach, butach i rzecz jasna, smrodzie, którego, niestety, uniknąć się nie dało.
- Więc, co z tym robimy?
- Jak to co? - Spojrzałam na Tymona ze zdziwieniem, kompletnie nie rozumiejąc jego pytania. - To chyba oczywiste. Jak najszybciej się przeprowadzamy. Karolina to jedno, szkółka to drugie, a im więcej problemów tam, tym więcej "za" dla tego miejsca - uśmiechnęłam się, okręcając się wokół, żeby jeszcze raz przyjrzeć się całemu pomieszczeniu. Jasna cholera. Nie wierzyłam w realizm tego miejsca. Nie wierzyłam w to, jak wielką szczęściarą byłam.

************************************************************************************************************************************
Wróciłam! Nie tylko z obozu, ale i na HMOL! I to właśnie te ważne informacje, bo tym razem decyzja jest pewna i wracam na stałe. Miałam wystarczająco długą przerwę, muszę się w końcu wziąć w garść, szczególnie, że tegoroczny obóz otworzył mi oczy na kilka spraw. Co do ósmego tomu... Kurwa mać. Nienawidzę tego uczucia, które ciągle mi mówi "mogę ich zawieść, a przecież nie chcę". Nie będę się zmuszać, więc jeśli skończę siódmy tom i będę miała jakiekolwiek pomysły, których do tej pory nie wykorzystałam (takie w ogóle istnieją?), to napiszę tą pieprzoną ósemkę i tyle. Jak nie, to HMOL będzie drugim Harrym Potterem, no :')
I to by było na tyle, jeśli o te ważne informacje chodzi, jednak jeszcze się z Wami nie żegnam. Tradycją się już chyba stało, że pieprzę o obozie jak najęta, więc... Jedziemy! Otóż, znów w gronie bloggerowym, czyli wraz z Nikki i Sydney wybrałyśmy się tym razem na Śląsk, do Equicala. Na miejscu, standardowo się na siebie rzuciłyśmy (i standardowo się spóźniłam). Pokój początkowo dzieliłyśmy z dwunastolatką, ale potem co nieco się zmieniło i na jej miejsce przyszła Ania z Sandrą w pakiecie XD Czyli prosto mówiąc, w czteroosobowym pokoju mieszkałyśmy w piątkę.
Co do koni, jeździłam na trzech - najwspanialsza, idealna Hajda, czyli konik polski z turbo w dupie; Hunter, czyli apatyczny czterolatek oraz jednorazowo-terenowo Bala, czyli ta lepsza czterolatka. Jazdy prowadzone przez najcudowniejszą instruktorkę świata, panią Martynę. Przysięgam, jedna z najlepszych osób, jakie w życiu przyszło mi poznać.
Przekonali mnie do Mulan, nauczyli Chryzantem Złocistych, pograliśmy w podchody i FLAGI :'D O tym, że jestem kompletnym kłamcą i podstępną żmiją nie wspomnę. Macie ostrzeżenie, żeby nigdy nie grać ze mną w takie gry XD
Skopał mnie slązok, wylali na mnie wiadro wody o dwudziestej trzeciej, bo, hej! To kolejny rok, kiedy miałam urodziny na obozie, a tym razem nie mieliśmy basenu :D
Mówiąc zwięźle - najlepszy obóz, na jakim kiedykolwiek byłam, a to wszystko zasługa cudownej ekipy (same udupy i pierdoły) ♥


PS 70,000 i pięciu nowych obserwatorów! Witam serdecznie i dziękuję, dziękuję, dziękuję! 
PSS Jezu, z tym ósmym tomem jestem serio jakaś bipolarna XD