czwartek, 31 października 2013

Rozdział 39.

Tamtej nocy nie przespałam już ani chwili. Cały czas zastanawiałam się o co do jasnej cholery chodziło. W sumie, wiem, że Tymon zawsze wchodził i wychodził przez drzwi balkonowe, ale z drugiej strony, ja mogłam również przypadkowo zostawić je otwarte. Takie właśnie przemyślenia towarzyszyły mi aż do szóstej. Stwierdziłam, że nie mam już nawet co się kłaść, więc od razu wstałam, ubrałam się i zbiegłam po schodach. Umyłam się na dole, aby nie obudzić reszty domowników. Zjadłam śniadanie i wybiegłam do stajni. Na podwórzu nie stało jeszcze ani jedno auto. Z westchnieniem zabrałam się do roboty. Chciałam pracą odgonić wszystkie myśli, które mnie dręczyły. Wychodziło mi to w miarę dobrze, dopóki na korytarzu nie pojawiła się Karolinka, zaburzając całe myślenie.
- Co ty powiedziałaś Tymonowi? - zapytałam, pomijając całą resztę.
- Nic. Poza tym, że pozwoliłaś mi z nim rozmawiać - uśmiechnęła się słodko.
- Po pierwsze, niby czemu potrzebowałaś na to mojej zgody i po drugie, przez to jedno zdanie, w ogóle się do mnie nie odzywa?
- No co? Przy okazji dodałam, że może po prostu niektórych rzeczy nie będziesz już w stanie sobie przypomnieć. W końcu, to jest poniekąd prawda. Nie ma gwarancji, że zrozumiesz wszystko, co kiedyś się działo - powiedziała, a na jej twarzy nadal utrzymywał się ten sam wyraz, który miałam ochotę zniszczyć jednym porządnym uderzeniem.
- To może mi przypomnisz? Skoro jesteś taka dobra i z wielką chęcią dzielisz się z Tymonem tym, o czym nie masz pojęcia, to mi chyba powinnaś tym bardziej powiedzieć - stwierdziłam, patrząc na nią przez przymrużone oczy.
- Sądzę, że nie będzie to konieczne. Dowiedziałam się, że ktoś miał ci to wszystko wytłumaczyć w listopadzie, dzisiaj jest pierwszy.
- Owszem, ale Tymona jak na razie nigdzie nie widzę, raczej się nie obrazi, jeśli go uprzedzisz i wszystko mi opowiesz.
- Nie dziwię się, że go nie widzisz, ma dzisiaj wolne. Pojechał na cmentarze i tak dalej - machnęła ręką, przewracając oczami.
- To może ty też powinnaś - warknęłam, po czym poszłam do siodlarni. Wyczyściłam i osiodłałam Melodię, poszłam z nią na halę i wsiadłam na grzbiet. Przez ponad połowę jazdy cały czas stępowałam. Nie chciało mi się robić nic innego. W końcu jednak się opamiętałam i zaczęłam kłusować. Po przejechaniu kilku kółek przeszłam w galop. Wykonałam kilka lotnych, spróbowałam ciągów i najechałam na stacjonatę, która została z czyichś treningów. Była na tyle niska, że klacz przeleciała nad nią z około półmetrowym zapasem. Nie miałam ochoty jeździć, nie wiedziałam co prawda czemu, ale nie byłam w nastroju. Skończyłam trening po zaledwie dwóch najazdach i rozstępowaniu. Odprowadziłam ją do boksu, odniosłam sprzęt i poszłam do Tabuna. Otworzyłam zasuwę w drzwiach, po czym osunęłam się na słomę. Koń podszedł do mnie, a ja zamknęłam oczy i podniosłam głowę do góry, przeczesując palcami włosy. Zamyśliłam się, ale z melancholii zostałam wyrwana już po kilku minutach, przez ogiera. Uśmiechnęłam się. On jeden wiedział jak mnie pocieszyć. On i Melodia. Stwierdziłam, że go zaniedbuję. Wbrew sobie udałam się po jego sprzęt, wyczyściłam go, osiodłałam i ruszyłam w teren.

Wróciłam do domu około osiemnastej. Było wcześniej niż myślałam, wszystko przez głupią zmianę czasu. Odprowadziłam konia do stajni, poklepałam go i odniosłam rząd. Kiedy byłam w siodlarni natknęłam się na Gośkę.
- Marny humor? - zapytała na wstępie, odrywając wzrok od swojego magazynu.
- Nawet nie wiesz jak bardzo.
- O co chodzi?
- Karolina jest zwyczajną szują - powiedziałam, patrząc w przestrzeń. Dziewczyna ze śmiechem machnęła mi przed oczami.
- To było wiadomo od zawsze. Do tego przystawia się do Tymona - dodała nieco ciszej.
- Racja, ale on jej nie chce.
- Myślisz?
- Ja to wiem. A poza tym, nie pasuje do niego. Jeśli już szukałby dziewczyny... Chyba najbardziej do niego pasujesz ty - stwierdziłam, a ona spojrzała na mnie niemal przerażonym wzrokiem, jakby nie wierzyła w to, co usłyszała.

*********************************************************************************************************************
Tak, jestem wredna, tak, wiem, że jest późno, tak, wiem, że mnie znienawidzicie za to zakończenie :) Teraz pozostaje Wam tylko czekać na ostatni rozdział, który prawdopodobnie pojawi się w sobotę. Wiem, że notka miała być wczoraj, ale naprawdę, miałam wielki kryzys. Wyżaliłam się u Nikki i mi się polepszyło xd No dobra, zostawiam Was z tym czymś, idę się zaraz kąpać i spać, jutro z rana na groby, między innymi do taty i dziadków. Ciężki dzień mnie czeka, więc do zobaczenia :*

poniedziałek, 28 października 2013

Rozdział 38. czyli kuźwa to, na co cały tom czekałam! :D

Przez dwa dni nie rozmawiałam praktycznie z nikim. Wszelkich dialogów unikałam jak ognia. Nie wiedziałam dlaczego, może po prostu bałam się, że to, co mogę usłyszeć następnego dnia, całkowicie zmieni moje zdanie na temat danej osoby. Byłam przerażona, po prostu. Wyglądało na to, że trzy dni, to zdecydowanie za mało, żeby przygotować się do tego, co usłyszę nazajutrz. Nie mogłam jednak nie odzywać się całkowicie, bo to mogłoby sprawić, że inni zaczęliby mnie traktować z jeszcze większą ostrożnością niż dotychczas. Mówiłam więc coś od czasu do czasu, choć tak czy siak robiłam to bardzo niechętnie. Gdy miałam czas wolny szłam do pokoju, zamykałam drzwi na klucz i siedziałam tam dopóki mogłam.
Niestety, ostatniego dnia października musiałam przypomnieć Tymonowi o obietnicy.
- Hej - powiedziałam niepewnie, wchodząc do siodlarni, gdzie siedziała cała stajenna ekipa.
- Cześć - odparły dwie osoby na raz półgłosem.
- Tymon, pojedziemy w teren? - zapytałam, a chłopak popatrzył na mnie spode łba.
- Nie mam jakoś ochoty - westchnął, po czym wrócił do czyszczenia siodła.
- Serio? - zdziwiłam się. Zwykle, jeśli już, to ja mu odmawiałam, nie na odwrót.
- Serio, raczej mam do tego prawo - prychnął, a ja nie wytrzymałam. Chwyciłam go za rękę i wytargałam na korytarz.
- O co ci chodzi? - warknęłam szeptem.
- O nic.
- Taa, jasne i o przez to twoje nic nie odzywasz się do mnie, nie chcesz jechać w teren i ledwo znajdujesz w sobie tyle odwagi, żeby na mnie spojrzeć. Jak chcesz z kogoś robić idiotę, to łaskawie nie ze mnie - stwierdziłam, wróciłam do pomieszczenia po rząd, poszłam do Melodii, wyczyściłam ją, osiodłałam i pojechałam do lasu. Tym razem nie zamierzałam wracać wcześnie. Miałam ochotę włóczyć się ścieżkami dopóki się wszystkiego nie dowiem... Szkoda tylko, że zapomniałam mu przypomnieć. Galopowałam między drzewami dokąd pierwszy szok nie minął, potem zatrzymałam klacz, położyłam się na jej szyi, a po moich policzkach popłynęły łzy. W sumie, nie wiedziałam czemu płaczę, nie zawracałam sobie tym głowy, ważne, że działało. Czasem trzeba się wyżalić, szczególnie, jeśli ryczysz w grzywę konia. Po kilku minutach się otrząsnęłam. Pogłaskałam Melodię i ruszyłam dalej, ocierając twarz rękawem. Nie chciałam jechać nad jezioro, wiedziałam, że jeśli Tymonowi przyjdzie jednak ochota na teren, będzie pewien, że jestem właśnie tam. Pokręciłam głową i zawróciłam w stronę starego dębu. Po przejechaniu dwóch ściernisk, przeskoczeniu dołu melioracyjnego i chwili stępa, byłam na miejscu. Zsiadłam z klaczy i puściłam ją wolno, wcześniej rozsiodłując. Rząd przewiesiłam na jednej z niższych gałęzi, a sama usiadłam, opierając się o pień.

Do domu wróciłam chwilę po dwudziestej. Nie dlatego, że musiałam, po prostu zaczął doskwierać mi głód. Odstawiłam klacz do boksu, wyczyściłam ją, dałam marchewkę i wróciłam do domu. Zrobiłam sobie kanapki i usiadłam z nimi na kanapie, włączając telewizor. Przeskakiwałam po kanałach, dopóki nie skończyłam jeść. Później wzięłam szybki prysznic, przebrałam się w piżamę i poszłam do pokoju. Wsunęłam się pod kołdrę i przez kilka minut przewracałam z boku na bok. Nie było opcji, nie mogłam zasnąć. Włączyłam lampkę i zaczęłam czytać, jednak nawet to nie przyniosło zmęczenia. Poczłapałam chwilę po pokoju, wzięłam bluzę Tymona z wieszaka, po czym usiadłam na łóżku. Zgasiłam światło i w ciszy patrzyłam przez okno na stajnię, w której jeszcze paliły się zewnętrzne lampy. Widocznie nie tylko mi nie chciało się spać. W końcu jednak znudziło mi się bezustanne wbijanie wzroku w budynek i z westchnieniem opadłam na pościel. Owinęłam się pościelą i zarzuciłam na głowę kaptur, wtulając się w bluzę. Nie wiedzieć czemu, zrobiło mi się tak jakoś pusto w środku, jakby czegoś brakowało. Uporczywe myślenie w końcu przyczyniło się do snu.

Obudziłam się w środku nocy, czując na twarzy lekki chłód. Nawet nie wiedziałam co się stało. Nie zdążyłam otworzyć oczu, gdy ktoś mnie pocałował. Dosłownie zaparło mi dech. Nie wiedziałam co robić, przez co w ogóle się nie ruszyłam. W końcu, gdy osobnik ten odsunął się, rozchyliłam powieki, niestety, w pokoju było na tyle ciemno, że nie zdołałam dostrzec nawet jego sylwetki. Kiedy się wyprostował, poczułam na sobie jego spojrzenie. Westchnął śmiejąc się cicho, po czym podciągnął kołdrę pod moją szyję, pogładził wierzchem dłoni po policzku i... wyszedł. Usłyszałam kroki, które po chwili ucichły. Rozejrzałam się wokół, gdy tylko zostałam sama. Nic nie przykuło mojej uwagi... Prócz księżyca, odbijającego się w otwartych drzwiach balkonowych...

***************************************************************************************************
JEST!!!
Jest, jest, jest, jest! W końcu to napisałam! Po tylu dniach oczekiwania, po trzech miesiącach pisania, nareszcie jest! Nareszcie! Boże, jak się cieszę! Trzymajta mój majstersztyk, który mi osobiście w cholerę się podoba! :D Kuźwa! Jaki mam zaciesz na twarzy, szkoda, że nie widzicie! xd Dobra, nie męczę Was już moimi bazgrołami, na dzisiaj wystarczy, następny rozdział postaram się dodać w środę. Na razie, kochani :*

PS Fuck yeah, udało się! ^^ ♥

niedziela, 27 października 2013

Rozdział 37.

Pod wieczór osiodłałam Tabuna, chcąc z nim potrenować, chociaż przez chwilę. Szybko go rozprężyłam i zaczęłam ustępowania. Po kilku ćwiczeniach najechałam na pierwszą przeszkodę. Tabun skakał o wiele lepiej niż mogłam sobie wyobrazić. Miał duży zapas, idealne wybicie i lądowanie. Najwyraźniej i on i Melodia chcieli pokazać na co ich stać. Jako, że jednak trening miał być krótki, skończyłam na kilku stacjonatach i rozstępowałam go. Zaprowadziłam z powrotem do boksu i rozsiodłałam. Gdy zanosiłam sprzęt do siodlarni, zauważyłam, że Tymon na zewnątrz oporządza Albatrosa. Szybko odniosłam rząd i poszłam do niego.
- Co ty tu robisz o tej porze? - spytałam ze zdziwieniem, słońce już dawno ustąpiło miejsca księżycowi, a całe podwórze okalała ciemność.
- Wracam z terenu z chęcią zabójstwa.
- Co do kogo masz tak mordercze myśli? - prychnęłam, ale on wydawał się być całkowicie poważny.
- Co do ciebie. Po pierwsze, Karolina mnie męczyła cały dzień, więc musiałem się przed nią po lesie chować. Po drugie, po co jej mówiłaś, żeby sobie ze mną gadała kiedy chce? Ja naprawdę nie cierpię jej towarzystwa. I po trzecie, czemu ty do cholery nic nie pamiętasz?! - niemal krzyknął, po czym nie czekając na moją odpowiedź, skierował się do stajni, zostawiając mnie na podwórzu. Stałam tam chwilę, ale kiedy pierwszy szok minął natychmiast poszłam do domu. Czułam się jakby ktoś sprzedał mi porządnego kopa w dupę. Po co ja się w ogóle wypowiadałam przy Karolinie na temat Tymona? Po co się trudziłam, żeby powiedzieć coś, czego wcale mówić nie musiałam? Mogłam się domyślić, że wykorzysta to przeciwko mnie. Po tak ciężkim dniu, stwierdziłam, że należy mi się chwila odpoczynku. Włączyłam telewizor, wsunęłam płytę z pierwszym lepszym filmem do DVD i usiadłam na kanapie.
- Co oglądasz? - zapytała Gośka wchodząc do domu.
- Nie wiem, zaraz się okaże. Masz może ochotę się przysiąść?
- Zależy na co - powiedziała w momencie, kiedy na ekranie pojawił się napis "Cast Away: Poza Światem".
- Zostaję - zawołała, po czym usiadła obok i przykryła się drugim kocem.

Po obejrzeniu całego filmu, byłam wykończona. Dodatkowo wkurzyło mnie zakończenie. Zapowiadało się tak fajnie... A okazało się, że to jakieś romansidło. No, ale trzy czwarte filmu było niezwykle fascynujące, nie ma to jak patrzeć na pustelnika, który gada z piłką.

Wstałam wcześnie i od razu poszłam do stajni. Nakarmiłam wszystkie konie, wysprzątałam boksy i sprowadziłam niektórych podopiecznych na padoki. Gdy skończyłam, przyszedł Tymon, po nim Karolina i na końcu Aśka z Jackiem. Nikt nawet się nie odezwał, ani nie odpowiedział na "cześć" z mojej strony, zaskoczyło mnie to. Nie wiedząc, co się z nimi dzieje, wzięłam Melodię w teren. Pojechałam nad jezioro. Kiedy byłam na miejscu, rozłożyłam niewielki koc, który wzięłam przy okazji z siodlarni, rozsiodłałam klacz i puściłam wolno. Patrzyłam jak wesoło wbiega i wybiega z wody, a sama leżałam na piasku w promieniach październikowego słońca. Dzień był wyjątkowo ciepły, jak na koniec tego miesiąca. Właśnie! Koniec października! Podniosłam się nagle i zamyśliłam się, zostając w pozycji siedzącej.
- Trzy dni - szepnęłam do siebie. - Tylko trzy dni i Tymon powie, o co chodzi.
Wstałam, złapałam Melodię, założyłam rząd i wróciłam do domu. Teren nie był zbyt długi, ale niestety nie mogłam siedzieć tam bezczynnie, musiałam przygotować się psychicznie na to, co mogę usłyszeć. Miałam na to tylko trzy dni...

**************************************************************************************************
Wybaczycie mi długość i głupotę tego rozdziału? Proszę :< Obiecuję, że następny, to będzie majstersztyk! :D Mam taki genialny pomysł, że ja pierdolę ♥ Dobra, ja się żegnam, bo niestety czas mnie goni, pasuje się jeszcze czegoś pouczyć :/ Także moi drodzy, do wtorku (albo nawet do jutra, zobaczymy jak z komentarzami)! ;*

sobota, 26 października 2013

Rozdział 36.

Ze szpitala wyszłam po dwóch dniach, o kulach. Według mnie, były mi one kompletnie niepotrzebne, ale lekarze mieli inne zdanie. Dostałam też kategoryczny zakaz jazdy na co najmniej trzy dni. Tak więc całe długie godziny siedziałam w pokoju słuchając muzyki, buszując w internecie i czasem trochę rysując. Tymon odwiedzał mnie co godzinę, sprawdzając jak się czuję i wbrew moim zapewnieniom, że wszystko jest w porządku, straszył mnie pojawiając się na balkonie.
- W końcu dostanę zawału i tyle będzie - powiedziałam za którymś razem.
- Mówisz mi to już chyba dwudziesty raz - zaśmiał się, po czym wszedł do środka. Przy każdej jego wizycie gadaliśmy dopóty, dopóki nie przerwało nam pukanie, albo Karoliny, albo Gosi, albo Jacka, albo Aśki. Wszyscy, prócz niebieskowłosej, nie wiedzieć czemu, uśmiechali się na widok mnie i chłopaka. Nie domyśliłam się, dlaczego tak bardzo interesował go mój stan zdrowia, ale każdy ma inne hobby.

Gdy w końcu termin bezczynności minął, od razu pobiegłam do stajni. Wyczyściłam Melodię, która była, dosłownie, oblepiona gnojem, osiodłałam ją, zabrałam na ujeżdżalnie, rozstawiłam przeszkody, wsiadłam i zaczęłam rozprężanie. W kieszeni, z iPod'a leciały po kolei wszystkie piosenki jakie miałam i, tak przynajmniej mi się zdawało, muzyka pomagała w jeździe zarówno mnie jak i klaczy. Szła pewniej niż zwykle, idealnie dokraczała tyłem, a każde polecenie wykonywała niezwykle chętnie. Gdy najeżdżałam na przeszkody, zauważyłam, że również lepiej się wybijała. Bez wahania pokonywała każdą, nawet najmniej lubianą przez nią przeszkodę. Dokładnie takie jazdy uwielbiałam. Gdy skończyłam skakać, zwróciłam uwagę na postać stojącą w drzwiach.
- Co, po wypadku, a już konia męczysz? - zapytała Karolina, przechodząc na środek hali.
- Uwierz mi, w przeciwieństwie mam umiar i wiem, kiedy Melodia się zmęczy - powiedziałam, całkowicie ignorując jej obecność i ostentacyjnie kłusując dookoła ujeżdżalni.
- Taa, jasne. Tylko takie małe pytanie, miałaś się chyba odczepić od Tymona, prawda?
- Nie, miała się odczepić ta, która przegra. Przypominam, że spadłam z twojej winy i po zakończeniu przejazdu, czystego przejazdu - dodałam, żeby podkreślić o co mi chodzi. - To ty miałaś zrzutkę, nie ja.
- Sugerujesz, że przegrałam? - oburzyła się, unosząc brwi.
- Nie, nie sugeruję. Stwierdzam fakt - odparłam, wzruszając ramionami.
- Czyli co, chcesz Tymona tylko dla siebie, hmm?
- Nie odwracaj kota ogonem. O co ci chodzi? To ty zaproponowałaś ten konkurs, w którym nagrodą był Tymon, co według mnie jest wręcz chore. Ja się nie kwapiłam, żeby wziąć w nim udział. Tak naprawdę mam gdzieś czy z nim gadasz, chociaż zbytniej przyjemności raczej mu nie sprawiają te dialogi - prychnęłam i zwolniłam do stępa.
- Więc rozumiem, że masz gdzieś z kim się zadaje? - zapytała, a ja kompletnie straciłam orientację co się dzieje.
- Jego życie, jego sprawa. Powiesz mi wreszcie czego chcesz? - warknęłam w końcu, zmęczona jej obecnością.
- Nie pamiętasz nic sprzed wypadku?
- Sprzed śpiączki? Nie za wiele, ale coś kojarzę - powiedziałam niepewnie.
- Świetnie, w takim razie, ty sobie tutaj jeździj, a ja już pójdę - uśmiechnęła się chytrze, po czym w podskokach wybiegła na korytarz. W spokoju dokończyłam jazdę, cały czas zastanawiając się, jaki był sens tej rozmowy. Zeskoczyłam na ziemię, zaprowadziłam Melodię do boksu i rozsiodłałam ją. Gdy skierowałam się w stronę siodlarni wpadłam na Tymona, który właśnie szedł do Albatrosa.
- Coś ty nagadała Karolinie? - zapytał szeptem, przez zaciśnięte zęby.
- Nic, powiedziałam tylko, że nie mieszam się w twoje życie i jest mi obojętne czy gada z tobą czy nie - odparłam, marszcząc brwi.
- Dziękuję! - krzyknął z ironią w głosie i pobiegł do swojego konia. Odniosłam rząd i wróciłam do domu. Czy wszystko musi być tak skomplikowane?

**************************************************************************************************
Taka dupa, dopisek napiszę później, bo mi się nie chce, yo :*

[edit 19:10]
Obiecałam, to dopisuję. Siedziałam dwie godziny u dwuletniego dziecka i czytałam mu książki, stwierdził, że "Jonika cyta badzio ładnie" :> Rozwala mnie ♥ Jezu, jego dziadek pytał się mnie, jaka rasa konia jest dobra, bo jego kolega chce kupić kucyka wnuczce, bo sobie zażyczyła na Komunię. Dodam, że zaczyna jeździć. Bogatemu kuźwa wszystko wolno -.- Nie byłam na jeździe, bo Musli pojechała na Hubertusa, słuchałam cały dzień COLDPLAY LIVE 2012 i nadal mi się nie znudziło, ściągnęłam wczoraj Macklemore & Ryan Lewis "The Heist", posprzątałam i nie licząc braku jazdy, jest lajtowo. Tyle.

Aha, no właśnie, komentujcie szybko, bo chcę wstawiać nowy rozdział xd Wena dopisuje :P

czwartek, 24 października 2013

Rozdział 35.

- Na ile na początek? Od razu bierzemy sto osiemdziesiąt, czy najpierw wolisz sobie poskakać swoje pięćdziesiąteczki? - zapytałam, gdy razem z Karoliną stanęłyśmy z końmi pośrodku hali.
- Tymon, podwyższ proszę nieco oksery, Hodito bardzo je lubi - powiedziała dziewczyna, wskazując na przeszkody w rogach hali. Przewróciłam oczami, a chłopak zaśmiał się pod nosem.
- Jeszcze jakieś zmiany? - mruknął, opierając się o bandę.
- Nie, chyba wystarczy - uśmiechnęła się dziewczyna, po czym obie usiadłyśmy w siodłach. Zaczęłam rozprężanie, Karolina również, szkoda tylko, że jechała w przeciwnym kierunku, co chwilę zajeżdżając mi drogę. W końcu jednak, to ja zmieniłam stronę, Tabun tak czy siak był lepszy na prawą, a, nawet takiej idiotce jak ona, trzeba dać chwilę satysfakcji przed pewną porażką. Przy moim ogierze, jej siwek wyglądał niczym kucyk.
Po kilkunastu minutach zaczęłyśmy skakać. Ustąpiłam pierwszeństwa koleżance, niech się cieszy. Pierwsze kilka przeszkód przejechała bezbłędnie, Hodito bardzo dobrze skakał i rzeczywiście, oksery szły mu świetnie. Poległ jednak, co jest kompletnie niezrozumiałe, przy krzyżaku, najniższej przeszkodzie na całym torze. Gdy tylko wylądował zaczął strzelać baranki, ale Karolina w porę uspokoiła go, siłą, więc przeskoczył przez ostatnią przeszkodę. Dziewczyna zebrała wodze, zmuszając konia do przejścia w kłus. Kiedy w końcu wykonał polecenie, przejechała kilka okrążeń, po czym zwolniła i wjechała do środka.
- No, teraz twoja kolej. Zobaczymy, jak wam pójdą oksery - westchnęła, odrzucając włosy w tył. Spojrzałam na nią z niesmakiem i dałam łydki do galopu. Tabun zareagował bez chwili zwłoki. Od razu wzięłam na cel pierwszą stacjonatę. Trochę krzywo się wybił, ale jednak przeskoczył czysto. Druga podobnie, choć tym razem zachwiałam się lekko w siodle. Przed okserem postanowiłam skorygować swoje poprzednie błędy. Oddałam mu wodze, cofnęłam nieco nogi, usiadłam pewniej. Na szczęście, tym razem wyskoczył idealnie, to samo przy kolejnych dwóch. Przy szóstej, przedostatniej przeszkodzie miałam problemy, ale nie z własnej winy. Karolinka zaczęła bawić się batem, którego Tabun panicznie się bał. Machnęła nim raz, co wystarczyło, żeby ogier zepsuł skok. Drągi krzyżaka zachwiały się lekko, jednak nie spadły. Odetchnęłam z ulgą, kierując go na ostatnią stacjonatę. Była najwyższa ze wszystkich, więc chciałam dodać przy ostatnich foule. Przyspieszyłam nieco galop i docisnęłam łydki. Byłam już parę metrów przed przeszkodą, gdy Tabuna znów rozproszyła koleżanka. Odwróciłam wzrok w jej kierunku i ten ułamek sekundy wystarczył, aby koń źle się wybił. Przestraszony wyskoczył za daleko, ale, co najdziwniejsze, poleciał z około pół metrowym zapasem. Szkoda tylko, że ja poleciałam jeszcze wyżej i do tego lądowanie zaliczyłam na plecy. Miłe. Odebrało mi dech i zanim zdążyłam ogarnąć, co się dzieje, zwyczajnie zemdlałam...

Tętent kopyt. Ten cholerny dźwięk huczał mi w uszach i nie chciał przestać. Próbowałam się od niego uwolnić, ale nie mogłam. Nagle zdałam sobie sprawę dlaczego. Siedziałam na koniu. Galopowałam na Melodii. Obok mnie zauważyłam Tymona na Albatrosie. Konie biegły łeb w łeb. Jeden przy drugim. Nagle pojawiły się też inne, to znaczy dopiero po chwili je zauważyłam. Było ich około dwudziestu, łącznie z moją klaczą. Goniłam lisa. Hubertus. Byłam już blisko, wyciągnęłam rękę po kitę, gdy nagle przede mną pojawił się inny koń. Zanim zdążyłam zorientować się, o co chodzi, zaczął strzelać baranki. Czerwona wstążka na ogonie. Melodia się przestraszyła, przez co stanęła dęba. Nie utrzymałam się i...

Obudziłam się. Dziwne uczucie, gdy wydaje ci się, że już nic nie ma, a nagle wszystko wraca. Rozejrzałam się po pomieszczeniu. Beżowe ściany, biały sufit, a wokół cała aparatura. Po co? Kto wie? W końcu żyję, więc nie potrzebne mi te wszystkie urządzenia. Gdy odwróciłam od nich wzrok, dotarło do mnie, że na mojej ręce śpi Tymon. Uderzyłam go lekko drugą dłonią. Poderwał głowę, otworzył oczy i rozejrzał się wokół.
- Nie wiem jak ty, ale ja żyję - stwierdziłam ochryple.
- Miej jeszcze jeden wypadek w tym roku, to przekroczysz normę europejską - powiedział, ale na jego twarzy tak czy siak zobaczyłam ulgę.
- Postaram się, aczkolwiek nie sądzę, żeby ktoś był z tego szczególnie zadowolony. No, może poza Karolinką - uśmiechnęłam się, wywołując taką samą reakcję na jego twarzy. Zastanawiało mnie tylko, po co tu siedział i od kiedy. Chyba spędził w szpitalu całą noc. Pytanie tylko, po co? Przecież ledwo co go kojarzyłam, a on tak się starał... Dlaczego?

*******************************************************************************************************
Sydney, lepiej z długością? :3 Uznałam, że tak dawno nie było żadnego wypadku... Nie licząc całotomowej amnezji xd Jezu, jestem wykończona, wczoraj się na mnie baba od geografii wydarła, że nie mam uzupełnionego zeszytu, dzisiaj dwója z fizyki (Jezu, błagam, powstrzymaj mamę przed zabójstwem), jutro dwa w-fy i tylko czekam na weekend. Boże, proszę, niech jutrzejszy dzień minie bezboleśnie oraz bez headshotów ze strony I "e" na zbijaku ;-; Oby przeżyć. Ogólnikowo, nienawidzę geografii, lubię fizykę, aczkolwiek pomyliłam sobie jednostki i wszystko przez to no i humor mi nie dopisuje, chociaż spędziłam dzisiejsze popołudnie z najcudowniejszą, znaną mi w realu osobą :D Jezu, Morda moja kochana odprowadziła mnie na angielski, czekała na 45 minut aż się skończy i odprowadziła, takich przyjaciół życzę każdemu ♥

PS Dobra, naprawiłyście całe zło dwóch dni, 19,000 naprawi wszystko, dziękuję, działacie na mnie niczym Coldplay, do których wysłałam pocztówkę z Tarnowa :* Jesteście NAJLEPSI ♥

wtorek, 22 października 2013

Rozdział 34.

Cisnęłam gazetę na kuchenny stół, nie mając ochoty na nią patrzeć. Tymon zostawił ją z rana na moim balkonie z karteczką "Pięknie wyszłaś", rzeczywiście, cudownie, szczególnie, że wybrali zdjęcie, kiedy włosy Karolinki przykleiły mi się do twarzy, a artykuł zaopatrzyli w nagłówek "Stajenna Rodzina". Wzięłam głęboki wdech, aby się uspokoić. Miałam ochotę wygarnąć jej w twarz co o niej myślę, nie szczędząc wszelkiego rodzaju synonimów do słowa "głupia". Powstrzymywał mnie jednak zdrowy rozsądek. W takich sytuacjach, jeżeli postąpiłam tak, jak chciałam, w większości obrywałam ja, niezależnie od tego, czy miałam uzasadnione powody czy nie.
- I jak tam nastrój? Pierwsza strona gazety, to jest coś! - powiedział Tymon, wchodząc do kuchni.
- Nie denerwuj mnie, dobrze ci radzę - warknęłam, sięgając do lodówki po coś na śniadanie.
- Czemu zawdzięczam twój jakże udany humor? - zapytał, biorąc dzbanek i nalewając herbatę do dwóch szklanek.
- Temu, że ten nagłówek, to najgłupszy pomysł osoby, której mam ochotę wydrapać oczy - stwierdziłam, gdy zrobiłam sobie kanapki i usiadłam przy stole, naprzeciw chłopaka. - Trzeba być idiotą, żeby powiedzieć do redaktorki "Jesteśmy jedną, stajenną rodziną!" - pisnęłam, naśladując jej głos i kręcąc głową.
- Spójrz na to inaczej, jesteście na pierwszej stronie -  spróbował mnie pocieszyć, kładąc przy okazji rękę, na moim ramieniu. Strząsnęłam ją, po czym znów zaczęłam swoje wywody, jaka to Karolinka jest głupia, jak to ja jej nie lubię i jak to dobrze mieć wsparcie.
Po około godzinie, bezustannej paplaniny, oboje skierowaliśmy się do stajni.Weszliśmy do siodlarni, wzięliśmy rzędy dla koni, po jednaj marchewce i udaliśmy się do boksów. Tymon jeździł już na Albatrosie, więc ja znów miałam na głowie dwa konie. Tylko czekać, aż Renes wyzdrowieje i już będą trzy, a znając życie, na pewno dostanie mi się jeszcze jakiś, możliwe, że nieprędko, ale na sto procent.
- Jedziemy w teren? - zapytał chłopak zza ścianki działowej.
- Miałam nadzieję, że potrenuję na Tabunie - odparłam smutno. Miałam ochotę jechać, ale musiałam z powrotem ogarnąć czułość ogiera na łydki, tępotę w pysku i szaleństwo przy palcacie. "I tak go nie używam", przypomniałam sobie, przez co na mojej twarzy pojawił się lekki uśmiech.
- Taa, trening przyda się i tobie i tej szkapie - usłyszałam za plecami. Kto to powiedział? Chyba oczywiste, że Karolina.
- No i co? Koniec z naszą stajenną rodziną? - udawałam zdziwioną, w czym miałam już  niezłą wprawę.
- Gdybyś nie zauważyła, jej nigdy nie było - wzruszyła ramionami, a ja zakryłam usta ręką.
- Nie gadaj! Serio? Nie domyśliłabym się - powiedziałam z przekąsem.
- Wracając do tego cherlaka, co ty chcesz z nim trenować? Powożenie? Jest za ciążki do skoków - stwierdziłam, a ja prychnęłam śmiechem.
- Nie rozśmieszaj mnie. Za ciężki? Ten koń latał metr sześćdziesiąc, twój ledwo pięćdziesiątkę przeskoczy - wysyczałam przez zęby.
- Doprawdy? Może zrobimy zawody, który poleci wyżej? - zaproponowała, krzyżując ręce na piersi.
- Bardzo chętnie, może w końcu zobaczymy, kto ma rację - przystałam na pomysł i już miałam iść do siodlarni po rzeczy, gdy ona chwyciła mnie za ramię.
- A zwycięzca bierze Tymona - szepnęła tak, abym usłyszała to tylko ja. Popatrzyłam na nią jak na debilkę, wyrwałam ramię z uścisku i odeszłam, pełna wątpliwości o to, co może kryć się za całą tą sytuacją.

*******************************************************************************************************
Bogu dzięki, że skończyłam. Miało być w niedzielę, ale mama stwierdziła, że za długo siedzę przed komputerem. Chciałam dokończyć wczoraj, nie, nie pozwala usiąść na stołku, no to zostało dzisiaj. Dziękuję, że mi się udało. Jak Wam się podoba? xd Pisane bez weny, na szybko, w dziesięć minut. Pobiłam swój rekord :D

sobota, 19 października 2013

Rozdział 33.

Do końca dnia siedziałam w pokoju czytając książkę, kradnąc internet z pobliskiej leśniczówki i słuchając muzyki. Wszechogarniający deszcz i głupia szaruga nie pozwalały mi myśleć i mimowolnie mnie usypiały, więc zasnęłam dużo wcześniej niż chciałam...

Usiadłam na sofie włączając telewizor. Po chwili usłyszałam skrzypienie drzwi oraz szybkie kroki przez korytarz.
- Widziałaś go? - zapytała z entuzjazmem Gośka, której policzki biły czerwienią.
- Ale niby kogo?
- Tymona!
- Nie raz, a o co chodzi?
- No, on jest taki... typowy.
- Typowy? - powtórzyłam nie rozumiejąc.
- Nie zauważyłaś?
- Ale czego?! Mów po ludzku!
- No po prostu taki... typowy przystojniak...
Przewróciłam oczami i westchnęłam.
- To zauważyłam już dawno.
- Ciekawe, skoro jest tu od dzisiaj.
- Był za nim jeszcze ty tu przyjechałaś.
- Nie ważne, wydaje mi się, że jest wolny. - rozmarzyła się Gośka.
- Nie jest.
- Co?
- Jest zajęty. Ma dziewczynę prosto mówiąc.
- No akurat, w takim razie kto to? Bo nie powiesz mi chyba, że ta Aśka. - powiedziała chytrym tonem

"Chwila! Skoro Gośka z nim nie chodziła, to kto?!", pierwsza myśl, jaka wpadła mi do głowy, poobijała mózg i gdzieś poszła, zostawiając w czaszce kompletne spustoszenie. Jeszcze kilka dni temu byłam przekonana, że Tymon był jej chłopakiem, a teraz... Gówno wiem. No i po co się wysilać i próbować odgadnąć, co i kiedy się działo, skoro sny nie przypominają dat?! Ech, nieważne, w końcu zegarek wskazywał siódmą, deszcz lał jak z cebra, a trzeba było iść do stajni. Gdy tylko spróbowałam wstać, stwierdziłam, że nic z tego. W kolanie pulsował ból, noga była ścierpnięta, a na dodatek przez noc kontuzja przeniosła się również na kostkę. Widocznie niektóre rodzaje nadwyrężenia, uderzenia, czy też innego skaleczenia, mogą się ukrywać przez kilka godzin. W sumie, wcale nie byłam zdziwiona, chyba Karolinka w podcinaniu nóg miała niezłą wprawę. W każdym razie, noga była spuchnięta i obolała, więc pokuśtykałam na dół, wyciągnęłam z zamrażarki lód i gdy usiadłam na sofie, położyłam kończynę na stole, po czym całą nim obłożyłam. Przez całe moje ciało przeszedł zimny dreszcz, więc zarzuciłam na plecy koc, szczelnie się nim owinęłam, wzięłam pilota i zaczęłam "skakać" po kanałach. Zatrzymałam się po kilku minutach, widząc urywek tytułu.
- Czyżbym widziała "Igrzyska Śmierci"? - szepnęłam do samej siebie i wróciłam kilka programów w tył. Wzrok mnie nie mylił, widziałam słynną broszkę z kosogłosem, ale była to tylko zapowiedź drugiej części. "W kinach od 22 listopada... Trzeba będzie iść", pomyślałam i już miałam wyłączać telewizor, kiedy ku mojej radości na ekranie pojawił się "Mustang z Dzikiej Doliny". Podkuliłam zdrową nogę i wpatrzyłam się w bajkę. Przypominanie dzieciństwa, krok drugi, zaraz po "Królu Lwie", to był mój ulubiony film.

Półtora godziny później bajka dobiegła końca, a ja znów nie miałam co robić. Cudownie. Lód zdążył się roztopić, więc teraz na mojej ponownie zdrętwiałej nodze leżały worki z zimną wodą. Westchnęłam ciężko, kończyna była już w lepszym stanie, przez co postanowiłam powłóczyć się do stajni, chociaż na chwilę. Przebrałam się, zarzuciłam kurtkę, wsunęłam buty i wyszłam na zewnątrz. Deszcz, deszcz, deszcz. Dlaczego? Czy nie może świecić słońce? Nie może być ciepło? Nie. Musi padać! Powlokłam się przez podwórze, a potem korytarzem do siodlarni.
- Hej - powiedziałam niemrawo, wchodząc do pomieszczenia.
- Witaj, coś późno się przychodzi - odparła Karolinka z uśmiechem, co od razu wydało mi się podejrzane.
- Byłabym wcześniej, gdyby ktoś wczoraj nie podciął mi nóg - stwierdziłam, mierząc ją wzrokiem.
- Taki mały wypadek przy pracy, ale teraz, pozwól, że przedstawię ci Anetę. Przyjechała z redakcji, miejscowej gazety, chcą zrobić reportaż o naszej stajni - świergotała przymilnym głosem.
- Rozumiem, ale niestety, ja z zbyt dobrej formie nie jestem.
- Nie szkodzi, to tylko parę zdjęć - powiedziała kobieta, wstając z fotela. - Ty pewnie jesteś Weronika, Tymon mi o tobie mówił. Aneta  - podała mi rękę, więc ją uścisnęłam.
- Tak, to ja, a że tak zapytam, o jakie zdjęcia chodzi? - zapytałam, a redaktorka zarzuciła rudymi włosami.
- Chcemy po prostu napisać kilka zdań o stajni, rozreklamować jazdę konną, jako dobry sport.
- Niestety, nie prowadzimy szkółki - odparłam bez wyrazu.
- To się może zmienić - wtrąciła Karolina.
- Nie, nie może. Tu szkółki nigdy nie było i nie będzie, koniec, kropka.
- Niech ci będzie, ale w okolicy jest pełno stadnin, gdzie ludzie mogą rozwijać swoją pasję - "Więc dlaczego ty wybrałaś właśnie tą?!", pomyślałam z goryczą.
- Nieważne, chodźmy na te zdjęcia - rozkazała jedna z nich, nawet nie byłam pewna która i pociągnęły mnie za sobą. Ledwo co dotarłam na miejsce, noga utrudniała mi chodzenie, a co dopiero mówić o biegu, do którego mnie zmusiły. Zatargały mnie na tył stajni. Drzwi były otworzone, przez co wiatr smagał mnie po twarzy, a konie pochowały się w odległych kątach boksów.
- Ustawcie się - powiedział fotograf, stając za aparatem. - Potraktujcie się jak siostry.
- My jesteśmy jedną, stajenną rodziną! - krzyknęła Karolina, po czym mnie przytuliła. Wiatr zrobił swoje, więc musiałam zdmuchiwać jej turkusowe włosy z twarzy.
- Tylko kilka zdjęć, nie chcemy przemęczać koni - dodałam, wyjmując z ust jej kłaki. - Odsuń się trochę ode mnie. Naruszasz moją strefę osobistą.
- Dobry żart - zaśmiała się i znów przytuliła się do mojej kurtki.
- Koniec - zawyrokował fotograf po kilka zdjęciach, więc od razu odeszłam w swoją stronę. "Zobaczymy jutro", pomyślałam. "Ciekawe czy ciągle będziemy stajenną rodziną"

*******************************************************************************************************
Jezu, ale dupa xd W ogóle mi się nie podoba, ale nieważne ;p Anonimowa komentatorko, ja bardzo chętnie poczytam wszystkie opowiadania... Znam chyba z 12, więc trochę tego jest xd I TO NIE BĘDZIE DLA CIEBIE ŻADEN ZASZCZYT! XD Jak już to dla mnie ;) Ever, bardzo fajne opowiadanie, ale błagam (tutaj nie tylko do Ciebie) ja mam Wasze blogi w obserwowanych, więc pisanie osobnego komentarza "U mnie nowa notka", tak naprawdę nic nie zmieni xd W każdym razie, dzisiaj byłam na koniach, wczoraj przez godzinę siedziałyśmy z koleżankami przed kantorkiem w-fistów, bo panu kochanemu się nas na salę nie chciało zaprowadzić, więc poprawiałyśmy sobie krążenie w nogach lejąc się po udach nawzajem ile wlezie xd Kocham, kocham ♥ Do tego trzeci raz z rzędu nie było biologii, mamy bekę z jednego zdjęcia, tak właściwie dwóch, kocham moje profilowe na fb ;-; No, to by było na tyle, do widzenia :D

środa, 16 października 2013

Rozdział 32.

Dedyk dla Nikki, najlepszego ;**

***************************************************************************************************
Połowa października, zimno, mgła, przymrozek... Czy tak trudno wstawić na to głupie niebo chociaż trochę słońca? Najwyraźniej zasłonięcie go chmurami sprawia mniej problemu, a Matka Natura znowu się uwzięła. Tylko czekać, aż lunie deszcz.
- I po cholerę ja mam iść do stajni, skoro i tak z terenu nici? - spytałam Tymona, który stał na balkonie i próbował mnie namówić, żebym pojeździła na Melodii.
- Musisz ją chociaż rozruszać - westchnął zrezygnowany.
- Jeden dzień bez siodła nie zrobi jej różnicy - stwierdziłam, opadając na łóżko.
- I co, będziesz tak zalegać w pokoju i nic nie robić?
- Tak. Poczy... Nie. Pośpię sobie - odparłam, przewracając się na bok i zamykając oczy. Nie mogłam się jednak nacieszyć chwilą lenistwa, bo już po chwili chłopak podszedł do mnie i zaczął mnie łaskotać. Pisnęłam, ale on nie przestawał. Śmiałam się jak idiotka i rzucałam po łóżku.
- Koniec! - wydusiłam wreszcie i dopiero wtedy się odsunął. Złapałam się z brzuch, dysząc ciężko, jakbym stanęła po długim biegu.
- To pójdziesz do stajni?
- Dobra, niech ci będzie, ale nie będę jeździć. Wylonżuję ją tylko - powiedziałam, wstałam, zgarnęłam polar z wieszaka i wyszłam na zewnątrz. - Ale zimno - szepnęłam do Tymona, otulając się jego... To znaczy moją bluzą.
- Hmm, może to i dobrze, że jest za duża, przynajmniej możesz się nią owinąć kilka razy - uśmiechnęliśmy się do siebie nawzajem.
- Nie przesadzajmy, aż tak wielka, to ona nie jest.
- No dobra, racja. To co, ty lonżujesz Melodię, a ja spróbuję wsiąść na Albatrosa.
- Już możesz jeździć? - zapytałam entuzjastycznie.
- Tak, rozmawiałem wczoraj z weterynarzem, powiedział, że mogę powoli zaczynać jazdy stęp-kłus - odparł, kiedy weszliśmy do siodlarni.
- Już możesz jeździć na Albim? To cudownie! - krzyknęła Karolina, wcinając się do rozmowy.
- Jakim "Albim"? - zdziwił się chłopak.
- No, Albatros, Albi. Proste i logiczne.
- Nie za bardzo - wtrąciłam, ściągając siodło z wieszaka.
- Zajmij się swoimi sprawami. Gdybyś nie zauważyła, rozmawiam - stwierdziła i niby przypadkiem podłożyła mi nogę. Jako, że rząd zasłaniał mi pół drogi, nie byłam w stanie tego zobaczyć, przez co razem z ekwipunkiem wylądowałam na ziemi. Zaklęłam pod nosem, gdy spróbowałam się podnieść. Nie zdążyłam nawet wykonać jednego ruchu, gdy podszedł do mnie Tymon i pomógł mi wstać, pytając, czy nic mi nie jest.
- Wszystko okey - odpowiedziałam, siadając na kanapie. Kiedy tylko zgięłam nogę, poczułam przeszywający ból w kolanie. - Chociaż nie jestem pewna - dodałam, rozmasowując obolałe od upadku miejsce.
- Już ci się coś stało? Skoro jesteś tak bardzo podatna na urazy, to może w ogóle nie powinnaś jeździć? - zasugerowała Karolina.
- Dziękuję, ale nie skorzystam - wysyczałam przez zęby. Dziewczyna odwróciła się na pięcie, machnąwszy włosami i wymaszerowała na korytarz.
- W końcu poszła, głupia pustułka - powiedział Tymon, przez co oboje się zaśmialiśmy.
- No, ale widzisz, teraz nie mogę nawet lonżować - westchnęłam z udawanym żalem w głosie.
- Wszystko przeciw mnie - wzniósł ręce do nieba, po czym podszedł do szafki. - Jeżeli do jutra kolano ci wyzdrowieje, a nie będziesz chciała jeździć, to siłą wsadzę cię na siodło.
- Mi to pasuje - wzruszyłam ramionami i kulejąc skierowałam się do domu. Zanim się spostrzegłam, szłam koło Tymona, który podpierał mnie ramieniem.
- Zanim coś powiesz, owszem. Uwziąłem się, żeby ci pomagać - stwierdził i rzeczywiście, odprowadził mnie do samego pokoju. Taką eskortę mogę mieć codziennie.

****************************************************************************************************
Zajebisty dzień, nie mam płuc, zostały na geografii. W minutę przebiegłam z drugiego piętra do podziemi, do szatni i z powrotem na górę O.O Prawie się popłakałam xd Kartkówka wyszła całkiem nieźle, pieprzyć, że pomyliłam długości geograficzne. Jutro poprawa z fizyki, bo 20 jedynek nie przystoi na klasę językową. Przez godzinę czekałam na koleżankę na przystanku, bo wracała z sanatorium i wiecie co? Nie doczekałam się ;___; Cudownie, jutro ją złapię po lekcjach, wiem o której kończy (Dziękuję drogi internetowy planie lekcji). Tak więc... No. Wracałam ze szkoły równo godzinę, a mieszkam 300 metrów dalej... A szłam w deszczu... Mam mokre włosy i płaszcz :) Wspaniały i idealny dzień! :D
NIKKI, STO LAT ♥♥♥ :*
No. Czyli mówię dobranoc :*

poniedziałek, 14 października 2013

Rozdział 31.

Obudziłam się rano na kanapie. Byłam przykryta kocem i oparta o ramię Tymona. Fajną sobie poduszkę znalazłam, nie ma co. Zerwałam się na równe nogi, widząc, że jest po dziesiątej. Uderzyłam chłopaka poduszką, aby on również wstał.
- Co jest? - zapytał, nawet nie otwierając oczu.
- Raczej która, jedenasta się zbliża - powiedziałam, a on podniósł głowę i rozejrzał się po pokoju.
- Inne pytanie, co ja tu robię?
- Żebym ja to wiedziała. Chyba zasnąłeś na Czasie Wojny - stwierdziłam, przecierając twarz.
- Tak, to by wiele wyjaśniało - westchnął, po czym podniósł się z kanapy. - Trzeba iść do stajni.
- Taa, pasowałoby, zaraz przyjdę, tylko się ogarnę - odparłam i pobiegłam na górę.
- Pośpiesz się! - krzyknął za mną, kiedy weszłam do łazienki. Prędko się umyłam, przebrałam, zjadłam coś na szybko i wybiegłam na jesienne powietrze. Wszystkie konie łącznie z Melodią były na pastwiskach, więc musiałam ją odłowić. Poszłam do siodlarni po kantar i uwiąz, po czym wróciłam po klacz. Szybko przecisnęłam się między innymi końmi, aby znaleźć się na tyle blisko mojego, by zwabić ją marchewką. Z doświadczenia wiedziałam, że wcale nie miała ochoty opuszczać łąki. Zacmokałam na nią dwukrotnie, a gdy w końcu przyszła, sprawnie przełożyłam postronek przez szyję, a na łeb wsunęłam ogłowie.
- Grzeczna kobyłka, chodź, idziemy pojeździć - szepnęłam i pociągnęłam lekko za linę, aby namówić ją do ruchu. Przywiązałam ją przed stajnią, a sama skierowałam się do stajni po sprzęt do czyszczenia. Pobieżnie ją wyszczotkowałam, wyskrobałam kopyta. Jako, że nie chciałam znów z nią trenować, skoczyłam tylko po drugi uwiąz, przypięłam go z drugiej strony kantara, przerzuciłam nad szyją i wskoczyłam na oklep. Z grzbietu otworzyłam bramę na wybieg, zamknęłam ją z powrotem i zaczęłam rozprężanie. Po kilku ósemkach, woltach, przekątnych i innych ćwiczeniach, przeszłam do galopu. Parę okrążeń, zmian kierunku, jazda między beczkami i do stępa. Już miałam kończyć, gdy zza stajni wybiegł pies. Mój kochany Rikuś przeszył podwórze i stanął przy wybiegu, szczekając. Melodia przez chwilę patrzyła na niego całkowicie spokojnie, jednak, gdy tylko, a przynajmniej tak mi się zdaje, zdała sobie sprawę, że stoi obok jakiegoś czworonożnego stworzenia, które nie jest koniem, puściła się dzikim galopem po ujeżdżalni. Przeskoczyła ze mną przez małą stacjonatę, która została jeszcze po skokach Michaliny na Flock'u, po czym zaczęła strzelać całe serie baranków. Przez pierwsze trzy zdołałam się jakoś utrzymać, ale potem straciłam równowagę i przeleciałam przez jej szyję. Klacz w ostatniej chwili skręciła, na szczęście unikając stratowania mnie. Siedziałam sobie na ziemi, patrząc, jak kobyła szaleje, zrobiła kilka okrążeń, a ja nagle poczułam, że ktoś pociągnął mnie za rękę i znalazłam się za ogrodzeniem.
- Taka zasada - koń galopuje obok ciebie, to się odsuń! - krzyknął Tymon, który najwyraźniej wyciągnął mnie na siłę z wybiegu.
- Mądre słowa, zapamiętam.
- O ile najpierw jakiś cię nie stratuje! - wydarł się, siadając obok mnie i dysząc ciężko.
- Przestraszyła się Rika - usprawiedliwiłam wybryki klaczy, która nadal biegała jak nienormalna. - Chyba dostaje za dużo owsa - podsumowałam. - Wczoraj mnie zrzuciła, dzisiaj też...
- A może to przez twoje wątpliwe umiejętności jeździeckie? - usłyszałam za plecami. Oboje z Tymonem się odwróciliśmy i, tak jak się spodziewałam, stała za nami Karolinka, trzymając Hodita. - Od razu widać, że na nią potrzeba mocnej ręki i bat...
- To, że ty sobie jeździsz na Hodicie z dwoma batami dla szpanu, nie znaczy, że ja też muszę. Mam gdzieś ciebie i twoje wywody na temat mojego konia, bo gówno wiesz - stwierdziłam, wchodząc znów na ujeżdżalnie, aby złapać klacz. Stanęłam jej na drodze, chcąc zmusić ją do zatrzymania. Udało się. Chwyciłam za splecione kantary, które na szczęście nadal leżały na jej szyi, po czym wskoczyłam z powrotem na grzbiet, aby ją rozstępować. Po kilku minutach odprowadziłam ją do stajni w towarzystwie Tymona.
- Karolina mnie wkurza - warknęłam, zamykając zasuwę w drzwiach boksu.
- Nie ciebie jedną. Ona jest pusta niczym... Pustułka - powiedział i po chwili oboje się zaśmialiśmy.
- Pustułka, powiadasz? Jak w ogóle śmiesz obrażać te miłe ptaki? - oburzyłam się, na moment kryjąc rozbawienie.
- Pierwsze słowo jakie przyszło mi do głowy.
- Aha, więc ty zamiast pracować, to myślisz o takich pustułkach jak Karolina, co? Ładnie to tak się nie skupiać na robocie? - zapytałam, cały czas udając powagę.
- Jeżeli mam już o kimś myśleć, to na pewno nie o niej - uśmiechnął się, kręcąc lekko głową.
- Nie dziwię się, kto miałby ochotę myśleć o kimś jej pokroju?
- Każda potwora znajdzie swego amatora - powiedział, po czym stanął i się zamyślił. - Tak było, czy inaczej? - spytał, ale po chwili machnął lekceważąco ręką. - Nieważne, w każdym razie, miejmy nadzieję, że chociaż w jej przypadku to się sprawdzi i w końcu ktoś ją utemperuje.
- Serio w to wierzysz? Prędzej to ona rozwali swojego adoratora psychicznie. W końcu, pustułki potrafią działać na nerwy - stwierdziłam z uśmiechem. Nawet nie zauważyłam, kiedy wyszliśmy ze stajni, a Tymon podprowadził mnie pod dom. - Więc? Dzisiaj też coś oglądamy?
- Pewnie, ale pozwól, że tym razem ja wybiorę film - powiedział, pożegnaliśmy się i każde poszło w swoją stronę. Zrobiłam sobie herbatę, po czym poszłam do salonu, aby rozpalić w kominku.

*************************************************************************************************
Obiecałam, że będzie dzisiaj :D Jezu, nadal nie mogę wyjść z podziwu ile Was tu przybyło, morda mi się cały dzień cieszy C: Przepraszam, że rozdział jest taki... Nijaki, ale nie mam weny :/ Boże, do końca tylko... tylko... dziewięć rozdziałów O.O Ale te trzy miesiące szybko minęły... Proszę, niech natchnienia mi wystarczy na jeszcze siedem notek, a potem będzie epicki koniec! Błagam! Jezu, mam już kompletnie, co do zdania rozplanowany koniec. Zdziwicie się, naprawdę, trzy ostatnie rozdziały to będzie majstersztyk mojego wykonania :D Dobra, mam za sobą dzień w Mac'u, parku, przy skaczącym piesele (filmik wstawię kiedy indziej) i innych pierdołach, więc do usłyszenia :*

Zawał stwierdzam, zawał.

18,000
Serio?
Naprawdę?
Ja nie mam omamów?
Nie muszę iść do okulisty?

Jeżeli nie mam potrzeby odwiedzenia okulisty ani sklepu optycznego, to stwierdzam, że jesteście niesamowici. 18,000 Zaczynam Się Was Bać. Dodatkowo wczoraj komentarz od Anonimka tak mnie pozytywnie kopnął, że aż się od tego kopniaka poryczałam :'D Masakra, jestem przez Was coraz pozytywniej zaskakiwana. Najpierw 21 obserwatorów, potem 8 komentarzy, 18,000 wejść...... JEZU! Spojrzałam TERAZ na statystyki... Liczba 21 wzrosła do 23 O.O KOCHAM WAS. KOCHAM MOICH CZYTELNIKÓW. UBÓSTWIAM WAS.
DLATEGO...
ZAPOWIADAM CO NAJMNIEJ SZEŚĆ TOMÓW. Mam nadzieję, że wytrwacie ze mną :* Jezu, jesteście kochani, niesamowici, wspaniali ♥

PS Dzisiaj napiszę rozdział :D

sobota, 12 października 2013

Rozdział 30.

Jechaliśmy w ciszy przez las. Mi wystarczała natura, słuchałam wszystkiego wokół. Wiatru, który szumiał w drzewach, ptaków, śpiewających nade mną. Czułam się jak w jakiejś bajce, którą niestety przerwał Tymon.
- Gdzie chcesz jechać? - zapytał, tym samym wyrywając mnie z zamyślenia.
- nie wiem, może nad jezioro? Dawno tam nie byłam - powiedziałam i dodałam łydki, aby przejść do galopu. Chłopak również przyspieszył, jadąc kilka metrów za mną. Zwolniłam, gdy napotkałam stromy spadek, wokoło jeziora. Melodia zeszła na dół zgrabnym stępem, a po chwili dojechali do nas Tymon na Tabunie.
- Nieźle ci na nim idzie - powiedziałam, gdy już zrównał się z Melodią.
- Nie mogę się przestawić, na Albatrosie było całkiem inaczej - westchnął, ale pomimo wszystko wymusił na sobie uśmiech.
- Kolego, nie marudź, bo oboje dobrze wiemy, że wrócisz do jazdy na Albatrosie, kiedy tylko to będzie możliwe - stwierdziłam surowo.
- A co jak nie będzie w ogóle?
- Nie pieprz głupot. Przecież weterynarz powiedział, że będziesz mógł jeździć za tydzień - odparłam, patrząc na niego z dezaprobatą.
- Tak, ale przez tą operację prawdopodobnie znieczuli się na łydki - warknął sceptycznie, a ja prychnęłam śmiechem.
- Zaraz powiesz, że będziesz musiał go od nowa zajeżdżać - mruknęłam i znów zagalopowałam. Pędziłyśmy przez chwilę, gdy nagle Melodia zatrzymała się w miejscu, a ja przeleciałam przez szyję, robiąc w powietrzu salto. Co najdziwniejsze - wylądowałam na nogach i stałam na piasku z wodzami w ręce. Po chwili podjechał do mnie Tymon z uśmiechem na twarzy.
- Niezłe lądowanie, długo trenowałaś? - zapytał, a ja nagle wybuchłam śmiechem.
- To było najdziwniejsze kilka sekund mojego życia - wydusiłam w końcu z powrotem dosiadając klaczy.
- Czemu się zatrzymała?
- Nie wiem. Może coś ją przestraszyło - odparłam i ścisnęłam lekko jej boki, żeby ruszyła stępem. Ona jednak postanowiła zrobić coś innego i natychmiast przeszła w galop. Skróciłam wodze, aby zwolniła do kłusa. - Może wróćmy do domu? Chyba jej coś dzisiaj odbija.
- Tak, jeźdźmy - poparł cicho, po czym ruszyliśmy w drogę powrotną. Po kilku minutach żwawego kłusa, byliśmy na podwórzu, gdzie, ku naszemu zdziwieniu zastaliśmy przyczepę. Rozsiodłaliśmy konie, a kiedy odnosiliśmy rzędy do siodlarni wpadła na mnie Maja.
- Wera! Wiesz kogo przywieźli?! - krzyknęła podekscytowana.
- Nie, nie wiem. Oświecisz mnie? - zapytałam, poprawiając siodło, które przy zderzeniu z dziewczynką omal nie wypadło mi z rąk.
- Pan Andrzej był na targu i kupił konia, który miał iść do rzeźni.
- I? Inga też miała iść na rzeź, to samo ze Śmiałkiem, Cirussem i Cwałem.
- Ale nie o to chodzi! Ten koń... Nazywa się Shadow of the Darkness - powiedziała, a przejęcie wzrosło, gdy tylko to oznajmiła. - Był mistrzem skoków w klasie CS1 dwa lata temu.
- Co?! - wydarliśmy się równocześnie z Tymonem, przez co echo rozniosło się po stajennych korytarzach.
- Sprzedali go za niecałe cztery tysiące, bo dwa tygodnie temu dostał ochwatu, a poprzedni właściciel spisał go na straty. Dodatkowo jest po kontuzji, niedawno miał złamaną nogę, ale teraz jest wszystko w porządku, tylko trzeba poczekać kilka dni, zanim się na niego wsiądzie.
- Nie wierzę - powiedziałam, odkładając siodło i uzdę. - Nie ma opcji, żeby taki koń trafił na targ.
- To chodź zobaczyć, zaraz go wyprowadzają - odparła dziewczynka i skocznym krokiem skierowała się na podwórze. Poszliśmy za nią i stanęliśmy przed stajnią w momencie, kiedy Jacek z Aśką spuszczali rampę. Po chwili zgrabnym krokiem, spokojnie wycofał się po niej skarogniady wałach. Postawny, elegancki, wręcz idealny koń, rozglądał się po podwórzu. Wyglądał tak, jakby nic nie mogło go przestraszyć.
- Więc, kto chce na nim jeździć? - zapytał wujek, a ja zgłosiłam się automatycznie. - Nie ma mowy - odparł równie szybko.
- Czemu?
- Bo go zepsujesz - wcięła się Karolina.
- Nie udzielaj się, w przeciwieństwie do ciebie, Weronika wie co robi - dogryzła Aśka.
- Nie o to chodzi, po prostu ty masz już Melodię, Tabuna i Flock'a - zakończył wujek.
- Ale dwa z nich są chwilowo pod opieką Michaliny i Tymona - zaprotestowałam, ale wiedziałam, że nic nie wskóram.
- Słusznie zauważyłaś, że chwilowo. Potem znów będziesz miała na głowie trzy konie. Ktoś inny na ochotnika?
- Ja go wezmę - powiedziała niebieskowłosa.
- Nie, ty masz Hodita A poza tym, pokazałaś co potrafisz zrobić, gdy Renes zachorował - zaoponował Tymon.
- To co Tymuś, może w takim razie ty go weźmiesz, hmm?
- Mi w zupełności wystarcza Albatros.
- W takim razie, kto? - zniecierpliwił się wujek.
- Proponuję, żeby wzięła go Aśka - stwierdziłam, patrząc prosto na dziewczynę, która po chwili zerknęła na mnie z błyskiem w oku. - Wszyscy wiemy, że jeździsz bardzo dobrze, a na Cykadzie nie możesz skakać za wysoko.
- Metr dziesięć to niezła wysokość jak na araba - oburzyła się.
- Owszem, ale widać, że chciałabyś trenować na koniu, który daje większe pole do popisu - uśmiechnęłam się, unosząc brwi.
- Zgoda, ale muszę mieć kogoś do pomocy, a osoby, będę wybierać sama - powiedziała, nie kryjąc zadowolenia.
- W takim razie ustalone - wujek podszedł do Aśki i wręczył jej uwiąz. Skierowałam się do domu, mijając po drodze dziewczynę, kręcącą się właśnie przy koniu. Widać było, że takie rozwiązanie w pełni jej pasowało. Gdy tylko znalazłam się w pokoju, opadłam na łóżko. Wpatrywałam się przez chwilę w sufit, aż niespodziewanie znużył mnie sen. Kiedy zasnęłam było dość wczesne popołudnie, a obudziłam się wieczorem. Nie wiedząc za bardzo, co robić, włączyłam film i usiadłam na kanapie. Kolejny wieczór przy jakimś filmie. Po chwili drzwi się otworzyły i do środka wszedł Tymon.
- Co oglądasz? - zapytał, siadając obok mnie.
- Czas wojny - odparła, zerkając na opakowanie płyty.
- To zostaję. Dawno tego nie oglądałem. Ostatnio jakieś półtora roku temu.
- Może zaraz powiesz, że ze mną? - prychnęłam, a on kiwnął głową.
- Żebyś wiedziała - powiedział, a potem oboje byliśmy już cicho. Przez cały film żadne z nas się nie odezwało. To znaczy przez około połowę, bo potem znowu zasnęłam.

********************************************************************************************************
Namęczyłam się od piętnastej! Co mi strzeliło do głowy, żeby pisać taki długi rozdział?! Dziewczyny, taka sprawa do Was. Otóż na jednym blogu ostatnio straszny kryzys z komentarzami, czytelnikami i tak dalej. Podsumowując, dziewczyna się stara od dawna, a jej wysiłki jakoś ostatnio nie są zauważane tak jak kiedyś :/ Daję Wam LINK do bloga, bo kuźwa trzeba zażegnać kryzys. Teraz wejdźcie na bloga.


KUŹWA, KOMENTOWAĆ MI PROSZĘ, BO JA PISAĆ NIE BĘDĘ! Tak, owszem. Jak u Nikki nie będzie komentarzy, to będę zła również ja. Z tego co wiem, zastanawiała się już nawet nad zawieszeniem bloga, a do tego nie chcę dopuścić, bo pisze zbyt zajebiście, żeby to zmarnować.

Wracając do notki... Zdziwione? Takie -100% weny, a nawet jestem zadowolona. ANIU, DZIĘKUJĘ ZA POMYSŁ! :* Czasem jednak warto mieć ten chat na dole xd Na koniach dzisiaj nie byłam, bo Musli i Karinka pojechały na Hubertusa :C Mam nadzieję, że złapali lisa ;D Kończąc, zaraz dodam Szadoł of te Darknes do zakładki, bo razem z Anią znalazłyśmy zaiste zdjęcie na championa i dziękuję za AŻ trzy komentarze pod ostatnią notką (wyczujcie sarkazm, pod 28. było ich 9) :*

PS Nie wiem, mam omamy, czy przy Obserwatorach rzeczywiście widzę liczbę 21? O.O
PSS Zmieniłam zdjęcia Jacka i Ciućmoka :D Ten pierwszy gdzieś wyparowała, a drugi mi się nie podobał xd

czwartek, 10 października 2013

Rozdział 29.

Obudziłam się w środku nocy. Właściwie nie, ja się nie obudziłam, coś wyrwało mnie ze snu. Schowałam głowę pod poduszkę, ale stukanie ustawało, wręcz stawało się coraz bardziej nachalne. Rzuciłam jaśkiem w drzwi balkonowe, bo to właśnie od ich strony dobiegał uporczywy dźwięk. Niestety, nic to nie wskórało. "Czego ta menda ode mnie chce?!", pomyślałam i już miałam się podnieść, aby otworzyć, kiedy usłyszałam coś w stylu szczęku zamka w drzwiach.
- Jak pukam, to otwieraj, co? - zapytał Tymon, wchodząc do pokoju.
- Jak śpię, to nie pukaj co? - warknęłam, wyłaniając na chwilę twarz spod poduszki. - Czego ode mnie chcesz w środku nocy?
- Nie takim środku, już druga - wzruszył ramionami i usiadł na przy biurku.
- No coś ty! Już tak późno?! Powinnam już przecież wykonać co najmniej połowę roboty w stajni! - rzuciłam sarkastycznie i spojrzałam na niego z dezaprobatą.
- Nie musisz, sam zrobiłem trzy czwarte. Wam tylko karmienie zostawiłem - stwierdził, biorąc wszystkie moje płyty z półki.
- Zostaw to. Po jaką cholerę ty tu przyjechałeś w nocy? - zaciekawiłam się, kładąc głowę na poduszce.
- Zostałem w stajni na noc, nie chciało mi się wracać do domu o dziesiątej - odparł i popatrzył na mnie, jakby była to moja wina.
- No co?
- No kto mi kazał Króla Lwa oglądać?
- Nie kazałam, zaproponowałam, a ty się zgodziłeś - poprawiłam go i podciągnęłam kołdrę pod szyję. - A teraz przepraszam, chcę spać.
- Tylko się nie spóźnij, w stajni na szóstą - uśmiechnął się przelotnie, po czym wyszedł przez balkon.

Stukanie, stukanie, stukanie... Po co on tak wali w tą szybę?! Opanować się nie może, czy co? W każdym razie, otworzyłam drzwi i wyszłam na taras.
- Czego dusza pragnie? - zapytałam, stojąc w progu.
- Piknik zrobiłem, a ty nie przychodzisz?
- Jaki piknik?
- Taki - odparł i wciągnął przez poręcz dość duży koszyk.

Krótki sen, szybko się skończył, no cóż. Za dwadzieścia szósta. Wstałam szybko i wykonałam wszystkie poranne czynności. Nie byłam głodna, więc chwyciłam tylko jabłko z ganku i ruszyłam do stajni.
- Dzień dobry! - krzyknęłam, nie widząc nikogo. Po chwili rzuciły się na mnie Maja i Michalina, a z boksów wyłonili się Tymon, Aśka i Karolina.
- Nie drzyj się tak, bo konie przestraszysz - oburzyła się Aśka, na żarty, co zauważyłam po wyrazie jej twarzy.
- Skoro na twój widok nie dostały zawału, to moich wrzasków również się nie przestraszą - odgryzłam się, a ona wystawiła język.
- Takie uprzejmości, no proszę, nawet się nie spodziewałem - do żartów dołączył się Tymon, a ja zwróciłam uwagę na dwie dziewczyny niemal duszące mnie swoimi uściskami.
- A wy czemu nie w szkole?
- Wera, przecież jest sobota. W takie dni nie chodzi się do szkoły - odpowiedziała Maja z pogardą.
- Wybacz, już straciłam rachubę.
- Teraz pytanie z mojej strony, nadal jesteś obrażona, czy pojedziesz w teren? - zapytał chłopak, a ja udałam urażoną, tym, że w ogóle śmiał to zaproponować.
- No wiesz?! Ja nadal pamiętam jak zgubiłeś drogę! Ale pojadę, na razie mam dość treningów - uśmiechnęłam się, po czym poszłam do siodlarni. Wzięłam cały sprzęt, skrzynkę ze szczotkami i już miałam wychodzić, gdy drogę zatarasowała mi Karolina.
- Odczep się od niego - powiedziała, patrząc na mnie wrogo.
- O co chodzi? - zdziwiłam się, próbując ją ominąć, jednak mi nie dała.
- Odwal się od Tymona - sprecyzowała, a wyglądała tak, jakby w każdej chwili była gotowa wydrapać mi oczy swoimi turkusowymi tipsami.
- Uważaj, bo się spocisz z tej złości. Nie moja wina, że w tereny woli jeździć ze mną niż z tobą. Nie trzeba było się tak narzucać.
- Zostaw go, on jest zajęty - warknęła.
- Co, zaklepałaś go sobie? Nie martw się, chłopaka nie szukam, a teraz wybacz, jadę do lasu - powiedziałam i przeszłam obok niej, całkowicie ignorując jej blokadę. Weszłam do boksu Melodii, zaczęłam ją czyścić i cały czas zastanawiałam się, o co mogło jej chodzić. Przecież wcale nie staram się nawiązać z Tymonem jakichś szczególnych więzi, więc po cholerę się strzelać o coś, o nie miało miejsca? No cóż, logiki niektórych nie da się zrozumieć. Czułam jednak, że jej nienawiść do mnie musi być jakoś uzasadniona, pytanie tylko, czym?

************************************************************************************************************
Wybaczcie same dialogi, ale się spieszę, mam na 9:15 do szkoły, tak więc zostało mi jeszcze tylko kilka minut, a notka napisana tak o. W przypływie weny, w bibliotece szkolnej, bo w domu kara na komputer xD Sprytna jestem, nie ma co ;D Same rozumiecie, że muszę już iść, chyba jeszcze mam zadanie z fizyki do odpisania, więc pa pa :*

PS Chyba jeszcze nigdy nie napisałam notki tak wcześnie xD

[edit 17:16]
Tak się spieszyłam, że zapomniałam napisać - ja się cieszę, że żyję. Wczoraj zapomniałam książek na geografię, a naszej pani wszyscy się boimy... Ona jest straszna. W każdym razie, nie podeszła do mnie, Bogu dzięki. Napisałam nawet modlitwę na okładce do zeszytu z niemca xD Poza tym, dzisiaj pani od fizyki oddawała kartkówki... 20 jedynak na 28 osób w klasie ;-; Jedynki można poprawić, jak na złość, ja mam dwa :x Co tam jeszcze... O! Wczoraj mi gniazdko w domu rozdupcyło, spaliłam suszarkę, dmuchawę, co ciepłem mi w nogi dmucha, telefon stacjonarny i kartę w komputerze (na szczęście niepotrzebną). Wniosek, działam destrukcyjnie na wszystko, co ma związek z elektroniką. Amen.

sobota, 5 października 2013

Rozdział 28.

Zimno, zimno, zimno! Boże, początek października i już taki mróz! Gdy tylko wyszłam na zewnątrz, od razu wróciłam się po kurtkę. Przymrozek sprawił, że wszędzie było biało, co mi nie pasowało. Trzęsłam się z zimna, a przecież nie mogłam zostać w domu. Z niechęcią, sięgającą granic możliwości, poszłam do stajni. Wykonałam większość prac, czekając na kogokolwiek. Ostatnio dość późno przyjeżdżali. Tymon tłumaczył to problemami z samochodem, a Jacek i Aśka zwykłym lenistwem. Nie ma to jak mocne argumenty.
- Witam! - dosłownie podskoczyłam na dźwięk głosu Tymona.
- Hej - odburknęłam niemrawo. - Mnie się nie straszy.
- Sorry. Pomóc ci w czymś, czy wszystko gotowe? - zapytał, opierając się o ściankę boksu.
- Napój konie i nie gadaj tyle - mruknęłam, chwytając taczkę i ruszając w stronę obornika.
- Coś ty taka nie w humorze?
- Głowa mnie boli, chyba się przeziębiłam i mi zimno. Żadna z tych rzeczy nie sprzyja uśmiechowi - powiedziałam wysypując cały gnój.
- To idź do domu. Poradzimy sobie - stwierdził, po czym odprowadził mnie pod same drzwi. Przewróciłam oczami, gdy mówił, że ma ochotę na herbatę. Wpuściłam go do środka i zaparzyłam dwa kubki gorącego napoju.Od razu po wypiciu pierwszego łyka, poczułam, jak ciepło rozpływa się po moim ciele. Kiedy Tymon skończył pić i wrócił do stajni, ja usiadłam przed telewizorem z, tym razem, kakaem w ręku. Owinęłam się kocem, włączywszy wcześniej Króla Lwa. Idealny film dla dziewiętnastolatki.

Kiedy Timon, Pumba i Simba skończyli śpiewać "Hakuna Matata", ktoś zapukał do drzwi. Ociągając się wstałam z kanapy i wolnym krokiem poczłapałam przez korytarz. Nacisnęłam na klamkę, a moim oczom ukazał się... No właśnie, kto to był? Nie miałam pojęcia, kto właśnie przede mną stał. Był to wysoki brunet o brązowych oczach z kwiatkiem w ręce. Spojrzałam na niego nierozumnym wzrokiem...
- Wera? - zapytał, a ja rozejrzałam się wokół, jakbym sama szukała odpowiedzi.
- J-ja - potwierdziłam, zająkawszy się, ach moja dykcja!
- Ale się zmieniłaś! - krzyknął i mnie przytulił. Odwzajemniłam uścisk, nie wiedząc za bardzo co mam robić. - Dla ciebie - powiedział i lekko się rumieniąc, co nie umknęło mojej uwadze, wręczył mi białą różę.
- Dziękuję, ale wiesz co, jest taka sprawa, masz świadomość tego, że przez rok leżałam w śpiączce, prawda?
- Tak, Gośka dzwoniła do mnie przed wczoraj, mówiła, że stoisz na nogach od miesiąca - uśmiechnął się lekko, kiedy wpuściłam go do środka.
- No właśnie. W związku z tą śpiączką... Nie pamiętam niczego sprzed dwóch lat, niczego ani nikogo - stwierdziłam i nagle mina mu zrzedła.
- O... No to słabo - podsumował, po czym zapatrzył się na swoje buty.
- Tak właściwie, kim jesteś? - zapytałam, prychając śmiechem. Głupia sytuacja, skoro przyszedł do mnie z jakimś chwastem, to musiał mnie lubić, wniosek - nie znałam swojego przyjaciela i właśnie poprosiłam go, aby się przedstawił. Cudownie!
- Bartek - odparł, a ja gestem ręki zaprosiłam go do kuchni. - Przerwałem ci film? - spytał, zerkając w stronę telewizora.
- Nie, przerwałeś mi bajkę - wzruszyłam ramionami, stawiając na stole szklanki z herbatą. Siedzieliśmy w ciszy, ja nie chciałam zaczynać, bo tak naprawdę nie wiedziałam o czym moglibyśmy porozmawiać. W końcu jednak zebrałam się na odwagę.
- Jeździsz konno? - zapytałam, a on niemal wypluł na mnie napój. Odkaszlnął i zaśmiał się.
- Tak, jeżdżę, nawet mam konia - powiedział i schował twarz w dłoniach, cały czas się śmiejąc.
- Coś się stało?
- Jakoś nie mogę się przyzwyczaić do tej sytuacji. Po prostu dziwnie się czuję, kiedy pytasz mnie o coś, co powinnaś doskonale wiedzieć.
- No tak, dość niezręcznie. Żebyś wiedział, jak ja się czułam, skoro nie pamiętałam nikogo, kto tak entuzjastycznie powitał mnie, kiedy się obudziłam - westchnęłam i upiłam kolejny łyk herbaty.

Rozmawialiśmy przez następne pół godziny. Poprosiłam Bartka, żeby nie wspominał o mojej przeszłości. Kiedy po jakimś czasie zebrał się do wyjścia, w drzwiach spotkał Tymona. Ach te miny. U jednego i drugiego malowało się takie samo zdziwienie. Po chwili jednak obaj patrzyli na siebie co najmniej złowrogo, jakby chcieli się nawzajem pozabijać. Pytanie tylko, dlaczego?
- To może ja nie będę przeszkadzać.
- Nie, ja już wychodzę - stwierdził Bartek. - Na razie - pożegnał się, pocałował mnie w policzek i poszedł do samochodu.
- Co to było? - zapytałam Tymona, który nadal stał na ganku.
- Czy ja wiem? Ogólnie, według mnie on jest jakiś dziwny - powiedział i uśmiechnął się do mnie.
- Taa... Coś w tym jest - prychnęłam. - Masz ochotę na Króla Lwa? Już ryczałam przy Mufasie, to potrzebuję wsparcia w dalszej części seansu - zaśmiałam się i zaprosiłam go do środka. Przewrócił oczami, pokręcił głową i wszedł razem ze mną do domu.

************************************************************************************************************
Nie, no naprawdę, kocham mój brak weny xd Pomimo wszystko się nie zniechęcam i jakoś... Samo to wszystko płynie :D Nawet mi się podoba ten wątek o Bartku i Tymonie, a Wam? Będzie beka z tego "ciućmoka" ;P BOŻE, DZIĘKUJĘ ZA ZAJEBISTĄ JAZDĘ! *.* Pierwszy raz od sierpnia na koniu siedziałam i wiecie co? Było idealnie, Musli strasznie chętnie chodziła, mój miszczu po prostu ^.^ Dobra, nie chce mi się już więcej pisać, tak więc do usłyszenia :*

(Czy ona nie wygląda jak arab? ♥ :D)

czwartek, 3 października 2013

Dwie sprawy mam xD

Sprawa pierwsza - DZIĘKUJĘ ZA 17,000 WEJŚĆ :* Jesteście najlepsi, normalnie genialni ♥

Sprawa druga - odpowiedzi:
- Sydney - TAK! Nagłówek robiłam w GIMP'ie w przypływie weny twórczej xD Współczuję choroby, życzę powrotu do zdrowia i jednak jadę do Musli, bo brat przyjeżdża na weekend :D
- Amazonkaa - Owszem, drapałam go xd Można się mnie bać, bo kolega nie mógł przeze mnie chodzić przez miesiąc :)

środa, 2 października 2013

Rozdział 27.

Impreza... No, ale po co? Dobrze, dwudzieste urodziny stajni, okay, ale żeby od razu kupować nowy sprzęt dla wszystkich koni? Widocznie Maja za bardzo się wczuła. Stwierdziłam, że wolę całe przejęcie przesiedzieć w pokoju, a wieczorem tylko wsiąść na chwilę na Melodię. Leżałam na łóżku w bluzie Tymona i bryczesach. Po jakimś czasie wstałam i poszłam do stajni. Korytarzem prosto, potem w prawo, do siodlarni i... w sam środek urodzin. Cudownie.
- Po siodło wpadłam - powiedziałam, kiedy wszyscy, prócz Tymona, skierowali wzrok w moją stronę.
- Trening na hali? - prychnęła Karolina, upijając łyk herbaty. - Może w końcu będziemy mogli zobaczyć twoje metr siedemdziesiąt na Melodii? Ach! Zapomniałam, ona już przecież nie umie skakać - uśmiechnęła się pobłażliwie, a ja od razu wyobraziłam sobie jak spada z urwiska.
- Uwierz mi, już wszystko dobrze, wróciła do...
- Formy? - zapytała z uśmiechem na twarzy. - Nie rozśmieszaj mnie! Ten koń nie zna tego słowa! Porównaj sobie Hodita z nią!
- Masz rację, Hodito to przy niej prawdziwy kurdupel. Metr pięćdziesiąt przy stu siedemdziesięciu, masz pewne, że wyżej niż Melodia nie wzleci - wzruszyłam ramionami. Zmierzyła mnie oburzonym wzrokiem.
- No to co? Może zademonstrujesz? Mogę ci nawet ustawić parę przeszkód.
- Ależ proszę cię bardzo. Zacznij na metr czterdzieści skończ na metr siedemdziesiąt - odparłam i wyszłam z rzędem w rękach. Niemal przebiegłam przez korytarz i wtargnęłam do boksu. Wzięłam szczotki i przeczyściłam ją naprędce. Rano już ją wyszczotkowałam, więc była w miarę czysta, a mi pozostało tylko przejechać zgrzebłem wokół i wyskrobać kopyta. Poradziłam sobie szybko z siodłaniem i po chwili byłam na hali. Z siodlarni jedno okno wychodziło właśnie na nią, więc wszyscy mieli dokładny podgląd na to, jak mi szło. Rozprężyłam Melodię i zagalopowałam. Najechałam najpierw na dwa drągi, ustawione do galopu i skierowałam ją na pierwszą przeszkodę. Metr dwadzieścia czysto. Jak widać Karolina miała moje zdanie gdzieś, przez co stacjonaty i krzyżaki były całkowicie nieregularne, zarówno w ustawieniu jak i w wysokości. Druga przeszkoda znajdowała się na przeciwległym końcu ujeżdżalni. Również bez zrzutki, tak samo jak kolejne trzy. No i kulminacyjne sto siedemdziesiąt. "Jeżeli znowu zaryję głową w piach, to tym razem na amen", pomyślałam, ale nawet gdybym chciała, na odwrót było za późno. Zresztą, tak czy siak, żywa czy też nie, musiałam jej pokazać, że kim jak kim, mną pomiatać Karolinka nie może.
- Dawaj, mała - szepnęłam i dodałam przy ostatnich foule. Półsiad i... Moja wystraszona mina zapewne była bezcenna, kiedy tak sobie leciałam nad przeszkodą, nie wiedząc jak skończy się dla mnie ten jeden skok. Kompletne zszokowanie malowało się na mojej twarzy, gdy kopyta klaczy dotknęły ziemi. Ta myśl "Boże, ja żyję!" Odwróciłam się, aby zobaczyć, czy przeszkoda jest cała. Drąg wisiał tak jak przedtem. Poklepałam Melodię po szyi, przechodząc do kłusa. Zaśmiałam się, widząc przez szybę, że wszyscy biją brawo. Skłoniłam głowę w ukłonie i zaczęłam rozstępowywać klacz. Po kilku minutach stała już w boksie, a ja odnosiłam siodło, ogłowie i ochraniacze do siodlarni. Trening idealny, właśnie zaliczony. Kopnęłam kilka razy w drzwi, chcąc, żeby mi otworzyli. Jak się spodziewałam zrobiła to Maja z Michaliną, gratulując mi przy okazji udanego skoku. Odłożyłam wszystko na miejsca, nalałam sobie wody i opadłam na kanapę.
- Karolina wyszła, kiedy Melodia wylądowała. Żałuj, że jej nie widziałaś, w życiu nie widziałam bardziej oburzonego człowieka. Porwała kurtkę z wieszaka i poszła - powiedziała Gośka z nutą rozbawienia w głosie.
- Czyżby była zazdrosna, że mój konik jednak umie skakać? - zapytałam, udając całkowicie zszokowaną.
- No ja tam nie wiem, ale za to jutro zobaczymy ją forsującą Hodita. Tego jestem pewna - odparła, a ja tylko kiwnęłam głową. Co racja to racja. Nie było możliwości, żeby po moim występie Karolina odpuściła. Nie zawracałam sobie jednak tym głowy. Wolałam skupić się na tym, co aktualnie działo się wokół mnie.

- Mówiłem ci, że ta bluza jest za duża - powiedział Tymon, wychodząc za mną ze stajni. Już po kilku minutach miałam dość przyjęcia.
- Ale ja to wiedziałam, po prostu ją lubię, cała filozofia - uśmiechnęłam się, czekając na niego, bo był kilka kroków za mną. - O co ci chodziło wczoraj? - zapytałam, ruszając dalej.
- O nic. Przepraszam. Po prostu niektóre rzeczy powinnaś pamiętać - stwierdził i popatrzył w górę, na gwiazdy.
- Tylko co ja mam pamiętać? Ja naprawdę nie mam pojęcia o co chodzi, a ciągle mam wrażenie, że każdy oczekuje ode mnie, żebym przypomniała sobie jakiś szczegół, który mój rozum tak starannie omija! - byłam bliska łez. Nie miałam pojęcia o co chodzi!
- Spokojnie, skoro pani doktor twierdzi, że sobie przypomnisz, to zapewne tak będzie. Przecież miała już do czynienia z zanikiem pamięci, prawda? Nie ciebie jedną to spotkało.
Wymusiłam uśmiech na twarzy i usiadłam na ławce.
- A jeśli ja jestem jakimś wyjątkiem?
- To obiecuję, że jeżeli nie przypomnisz sobie za... Bodajże miesiąc, to wszystko ci powiem, dobra?
- Jasne. Który dzisiaj jest?
- Pierwszy października.
- W takim razie z utęsknieniem czekam na listopad - zaśmiałam się. - Zimno dzisiaj - dodałam, chowając dłonie w rękawach.
- To co? Może pożyczyć ci drugą bluzę? - zapytał, a ja pokręciłam głową.
- Jedna w zupełności wystarczy. Chyba idę spać, dobranoc - pożegnałam się, wstając z ławki.
- Miłych snów - odparł i skierował się do samochodu. W sumie, byłam zadowolona z tej rozmowy. Nawet jeśli zapewnienia lekarki się nie sprawdzą, to i tak czegoś się dowiem.

********************************************************************************************************
Tylko mnie nie ukamienujcie, błagam! Wiem, że Tymon powinien jakoś inaczej zareagować, ale pomyślcie, jak Wy byście się zachowali, wiedząc, że Wasz/a chłopak/dziewczyna Was nie pamięta? xd Przemyślenia Wojnara ~ Chapter One :D Nie ma to jak nie widzieć konia od sierpnia (y) Wymiękam ludzie, a w weekend też jechać nie mogę. Dlaczego? Bo jakże kochana mamusia jedzie sobie na wycieczkę i stwierdziła, że nie może mnie zostawić samej... KURWA, JA CHCĘ DO MUSLI!!! :C
Tak zmieniając temat, dzisiaj stałam pod blokiem z kolegą i ryliśmy z wszystkiego xd Najlepszy tekst ever:
"Weronika: Kuźwa a mój... ten... no... jak mu tam...
Marcin: Pies?
W: Nie, nie pies... Ten, no... Kuzyn! Pije Karmi...
M: Piersią?"
Jebłam i uznałam, że nie wstanę. Nie żartuję, leżałam na chodniku i śmiałam się jak idiotka xD A potem przyszedł sąsiad i widząc gitarę kolegi zaczął opowiadać, jak to się w dawnych czasach czekało na orkiestrę w kościele :P Dzisiejszy dzień uznaję za idiotyczny, ale lajtowy xd Aha, no i jeszcze trzecioklasista przedstawił mnie kolegom: "To jest Weronika. Zarywała do mnie przez trzy lata podstawówki, drapiąc mnie codziennie." Mój facepalm i "No chyba nie!" wykrzyknięte na całą szatnię :'D Owszem, drapałam go codziennie, ale głównie po to, żeby zrobić debilowi krzywdę xd Dobra! Koniec, bo się za bardzo rozpisałam, yo :*