sobota, 25 stycznia 2014

Rozdział 17.

 Tymon wybiegł z hali, szukając czegoś wzrokiem, gdy w końcu dostrzegł moją głowę wystającą z siodlarni, natychmiast ruszył w tym kierunku. Wpadł do pomieszczenia, wyjął apteczkę i rzucając krótkie "Dzwoń po karetkę", wrócił na jazdę. Zgarnęłam telefon ze stołu i poszłam za nim, wykręcając trzy dziewiątki. Na środku ujeżdżalni, zwijając się z bólu, leżała Laura, a Oskar i Sylwia próbowali uspokoić Piekielną, która rzucała się na wszystkie strony, próbując wstać. Po kilku sygnałach odezwała się kobieta, pytając, co sie dzieje. Opisałam całą sytuację, podałam adres, a ona rozłączyła się. Na pierwszy rzut oka widać było poobijane od strzemion boki oraz przednie nogi zaplątane w wodze. Podbiegłam do nich, klęknęłam przy klaczy, cały czas zarzucającej głową i kręcącej się z boku na bok. Odpięłam popręg i wysunęłam wytok. Sylwia natychmiast wzięła siodło, mocując się przez chwilę z wyciągnięciem pasa spod konia, a ja zabrałam się za ogłowie. Oskar przytrzymał głowę, a ja rozpinałam po kolei wszystkie paski. Zdjęłam uzdę, a klacz, czując trochę swobody natychmiast poderwała się na nogi. Magda przyniosła pierwszy lepszy kantar, a ja odplątałam wodze. Sylwia chwyciła dyszącą kobyłę z kantar i odprowadziła do boksu. Skierowałam się do Tymona, kucającego obok płaczącej dziewczyny.
- Co się stało? - zapytałam, przenosząc wzrok z jednego na drugie.
- Piekielna poślizgnęła się na zakręcie i ją przygniotła - wyjaśnił, przesuwając dłońmi po jej rękach, aby sprawdzić, czy nie są połamane.
- Nic mi nie jest - stwierdziła, ocierając policzki, jednak, kiedy Tymon dotknął jej kostki, do oczu natychmiast znów napłynęły łzy.
- Tak, tak, nic ci nie jest, na pewno. Przecież spadło na ciebie tylko jakieś dwieście pięćdziesiąt kilo, może więcej, co to jest? - powiedziałam sarkastycznie, kręcąc głową. - Pogotowie już jedzie.
- Ale nie trzeba, wszystko będzie w porządku - zarzekała się jeszcze przez chwilę, ale nie daliśmy za wygraną. Po kilku minutach pojawili się funkcjonariusze, zabrali Laurę po karetki i odjechali, mówiąc, do którego szpitala ją zawiozą.
- No to mam problem - westchnął, opadając na kanapę i chowając twarz w dłoniach.
- Chyba my mamy - poprawiłam go, ale tylko pokręcił głową.
- Przecież instruktor odpowiada za jeźdźców, a ja źle ustawiłem parkur - stwierdził, zerkając na mnie spomiędzy palców.
- Skoro inni dali radę, to nie twoja wina, że jeden koń się przewrócił, zdarza się najlepszym - pocieszałam go, siadając obok i kładąc głowę na jego ramieniu. - Mam rację?
- Czy ja wiem - prychnął, lustrując moją twarz. - W każdym bądź razie, dzwonię do jej rodziców i jadę do szpitala. Dzisiaj wieczorem chcą jazdy indywidualne. Weź Anetę, Bartek zajmie się Sylwią, Gośka Laurą, a Oskara zostaw Aśce.
- A co z Magdą?
- Zostaje Jacek. Myślę, że da sobie radę, a teraz przepraszam, jadę do szpitala - wziął kluczyki i wyszedł na zewnątrz, zostawiając mnie w siodlarni.

- Zmień kierunek - powiedziałam spokojnie, podczas indywidualnej jazdy z Anetą. Dziewczynka, kiedy nie jeździła w grupie, radziła sobie całkiem nieźle. Nie rzucała się tak bardzo w siodle, miała stabilniejszą łydkę, lepszy półsiad.Kiedy kazałam jej w końcu najechać na przeszkodę, przeskoczyła ją czysto, a mnie aż mowę odjęło. Podwyższyłam nieco poprzeczkę w stacjonacie, miała już około osiemdziesięciu centymetrów. Kemir wyciągnął nieco dwie ostatnie foule i wybił się w idealnym momencie. Aneta wzorowo uniosła się w siodle i bez najmniejszego problemu znaleźli się po drugiej stronie. Zmarszczyłam brwi i podeszłam do nich, kiedy zwolniła do stępa.
- Skąd ta zmiana? - zapytałam, klepiąc wałacha po łopatce.
- Chyba to przez brak tłumu... Jesteśmy swego rodzaju... Zapomniałam słowa - zaśmiała się, przekładając grzywę z jednego boku na drugi.
- Indywidualistami? - podpowiedziałam, a ona lekko pokiwała głową.
- Dokładnie o to słowo chodziło - potwierdziła. - Ostatnio jeździłam w zastępie jakieś dwa lata temu, później dostałam Kemira i nie było okazji, skoków i wszystkich dosiadów uczyłam się całkiem sama, więc czuję się trochę dziwnie słuchając czyichś uwag i czując na sobie spojrzenia różnych ludzi. Rok temu ledwo ledwo zdałam na brązową odznakę, zdenerwował mnie tłum i zaliczyłam trzy wyłamania - westchnęła, zaciskając usta.
- Powiem, że jak na samouka, kiedy jeździsz sama idzie ci bardzo dobrze - puściłam do niej oczko, wywołując uśmiech na jej twarzy. Wykonała jeszcze kilka skoków, po czym kazałam jej rozstępować hucuła, zejść i zaprowadzić do stajni.

**********************************************************************************************************
BOŻE, DZIĘKUJĘ ZA WENĘ, BARDZO SIĘ PRZYDAŁA ♥
Ogólnie ogarnijcie, że jestem MASNY oraz to, że od wczoraj uznają mnie za STAN UMYSŁU. Niczym Rosja B) Ogólnie w szkole już nie mam przejebane... Inaczej, mam, ale mi to nie przeszkadza tylko bawi xd Chodziłyśmy z koleżanką za trzecioklasistami, nagrywałyśmy ich i robiłyśmy im zdjęcia XDD My geniuszki 8D U Musli dzisiaj nie byłam, no cóż, miejmy nadzieję, że uda się za tydzień c:
KOCHAM MOJE ŻYCIE ORAZ MOICH CZYTELNIKÓW, KTÓRZY PRAWDOPODOBNIE DOBIJĄ DZISIAJ DO 28,000 JESTEŚCIE NIEPOCZYTALNI ♥ :**

niedziela, 19 stycznia 2014

Rozdział 16.

- Nigdy więcej nie pojadę z tobą w teren - powiedziałam w drodze powrotnej do stajni.
- Bo? - Tymon udawał zdziwionego całą sytuacją.
- Jeszcze bezczelnie się pytasz, zero kultury - stwierdziłam, przyśpieszając do galopu. Półsiad zdecydowanie utrudniały mokre ciuchy, więc już po kilku chwilach byłam zmuszona usiąś. W siodle i nieznacznie spowolnić klacz. Dlaczego moje ubrania można było wyciskać? Tymon wymyślił sobie, że przytrzyma Tabuna, kiedy ja skrócę strzemiona do skoków. Dziwnym trafem puścił, kiedy jemu zachciało się pić i nachylił głowę do stawu. Kiedy on podbił zadem, ja z niezwykłą gracją zjechałam po szyi wprost do wody.
Chłopak dogonił mnie dopiero, gdy wjeżdżałam przez bramę na podwórze.
- No nie złość się tak - zaśmiał się, zsiadając przed stajnią.
- Jasne, co z tego, że jestem cała mokra, jest środek zimy i nie mogę się ruszać, bo spodnie zamarzły - wyliczyłam, wzruszając ramionami.
- O, patrz - zaczął biorąc do rąk wiadro. Nie zdążyłam się nawet zastanowić co chce zrobić, po prostu podniósł je i wylał na siebie. - teraz nie tylko ty jesteś mokra - dokończył, a moje zdziwienie po chwili przerodziło się w niepohamowany śmiech.
- To tym razem nie będę chorować samotnie. Odprowadźmy konie i chodźmy się przebrać, wizja zapalenia płuc mi się nie podoba - prychnęłam i pociągnęłam lekko za wodze. Tabun od razu ruszył za mną stępem, nie minęło kilka sekund, kiedy zza zakrętu wypadła roztrzęsiona Gośka, zmierzając w moją stronę w najwyraźniej bojowym nastroju.
- Co on tu robi?! - krzyknęła, a ja zmarszczyłam brwi, nie rozumiejąc o co jej chodzi.
- Co kto gdzie robi?
- Co kary robi w stajni?! - wydarła się, na tyle głośno, że wystraszony Tabun poderwał głowę, wyrywając mi uwiąz z rąk.
- Nowy fryz? - zdziwiłam się, łapiąc z powrotem za linę. - To koń Will'a.
- Skąd on go ma? - zapytała już nieco ciszej.
- Mówił, że jakiś koleś chciał go sprzedać handlarzowi, a on go wykupił - powiedziałam, wzruszając ramionami. W jej oczach zaszkliły się łzy.
- Royal Blacka na rzeź, pogadam z ojcem - warknęła, zaciskając pięści i odchodząc, zostawiając mnie w kompletnym zszokowaniu. Pokręciłam głową i zaprowadziłam Tabuna do boksu. Wzięłam sprzęt, zaniosłam go do siodlarni, po czym, już w towarzystwie Tymona, wróciłam do domu. Zdjęłam buty w przedpokoju, położyłam kurtkę na kaloryferze i wbiegłam na górę. Wyciągnęłam z szafy pierwsze lepsze ciuchy i poszłam do łazienki. Wzięłam szybki prysznic, rozwieszając wcześniej wszystkie ubrania na grzejniku. Wytarłam się, ubrałam i wyszłam na korytarz z ręcznikiem na głowie.
- Dłużej się nie dało - usłyszałam, kiedy tylko weszłam do pokoju.
- Nie trzeba się było oblewać, zimno ci? - spytałam głosem pełnym ironii.
- Nie, bez powodu siedzę na podłodze oparty o kaloryfer, przecież to całkowicie normalne - prychnął, i poszedł w kierunku, z którego ja przed chwilą przyszłam. Wyciągnęłam suszarkę i zabrałam się za suszenie włosów. Gdy były już suche, związałam je w wysoki kucyk i zeszłam na dół, aby coś zjeść. Zrobiłam kilka kanapek, dla siebie i dla Tymona, po czym postawiłam wodę na herbatę. Chłopak pojawił się po kilku chwilach.
- Muszę się pośpieszyć z jedzeniem, bo za dwadzieścia minut prowadzę jazdę - wymusił na sobie sztuczny uśmiech, pokręciłam głową i stanęłam na palcach, żeby go pocałować. - No cóż, jeżeli mam być tak uciszany, to muszę częściej narzekać - zaśmiał się, kiedy się odsunęłam.
- Nie ma szans - westchnęłam pobłażliwie, chwytając pierwszą kromkę.

*********************************************************************************************
Krótko, bo krótko, ale jest xd Nawet mi się podoba, za dużo dialogów, ale ciii, udawajmy, że jest dobrze, żebym znowu nie zaczęła się żalić, że piszę beznadziejnie i gówno umiem :3 Chwile słabości mam ostatnio dość często, bo wena mnie ostatnimi czasy w ogóle nie nawiedza (Dear God, why? D:). Ogólnie - Halo, co się dzieje? 31 obserwatorów (moja ulubiona liczba ;-;), prawie 30,000 wejść i... Szałwia :o Kurde, nie wierzę, że wracasz. Trochę nowości, bo muzyka całkowicie nowa, też Coldplay, ale płyta z 2008 roku chyba, nie jestem pewna :/ Muszę powiedzieć, że przy Viva la Vida pisze mi się o wiele lepiej :D Znudziła mnie trochę monotonia Mylo Xyloto, ale jeżeli jakichś piosenek Wam brakuje (ehe, na pewno ktoś tego słuchał), to mówcie, mogę przywrócić ;) No i tak przy okazji, miałam robić jakąś ankietę, ale nie pamiętam o czym ;-; Jak sobie przypomnę, to zrobię xd No więc ja się z Wami żegnam, do następnego rozdziału! :*

piątek, 17 stycznia 2014

Tak, jestem głupia.

No tak ludzie, owszem, jestem tępa, zabrałam się nawet za pisanie EPILOGU, ale nie, nie, nie, nie. Boże, po jaką cholerę obiecałam Wam 7 tomów, skoro z notki na notkę liczba komentarzy i wyświetleń spada. Statystyki też marne, więc ja nie wiem dla kogo niby mam pisać, skoro Was nie ma, a przecież ja tego nie piszę dla siebie, prawda? Podsumowując - przywróciłam bloga, ale tylko dla tych, którzy chcą przeczytać to co tu jest, bo nie wiem, czy będę w stanie pisać dalej.

PS Nie słuchajcie mnie, jestem głupia, a jutro jadę na konie, więc możliwe, że wena wróci.
PSS Widocznie mój blog jest tak nudny, że Blogger nawet nowych notek nie pokazuje.

[edit 10 minuts later]
Was chyba coś boli. Ten blog jest beznadziejny, a i tak ma 27,000 wejść... Boże, 3,000 do 30,000... I jak ja mam Was nie kochać, co? ;-; Szkoda, że ostatnio jest Was tak mało... Ale myślę, że jutro będę miała jutro więcej werwy do życia... W końcu dzisiaj jestem masakrycznie apatyczna, dwa w-f'y. Głowa mnie boli, ale dokończę co zaczęłam...
• Kocham Was
• Usunęłam bloga, ale mi się przykro zrobiło
• Jutro będę miała lepszy humor
• Jesteście powaleni (jak można to czytać?)
• Obiecałam, to skończę, będzie to 7 tomów, więc osoby, którym zależy (łudzę się, że komukolwiek zależy) cieszcie się i radujcie, bowiem więcej bloga NIE USUNĘ ♥

środa, 15 stycznia 2014

Zapłaty nadszedł czas.

Dobra.  Mi Nikki pomogła nie raz (a dwa), więc nadszedł czas żebym odpłaciła się jej pięknym za nadobne. Możliwe,  że będzie zła, ale cóż... To taki prezent. W każdym razie, czy wiedzieliście, że Nikki chce skończyć z blogami? Nie? No trudno. Bądź co bądź, wymagam od Was (Sydney, Iluzja...) takiego spamu jak u mnie. Wiem, ostatnio jestem beznadziejna i nic nie komentuję, ale tu nie o mnie chodzi. SPREŻAĆ DUPY I DO ROBOTY, MOJE PANIE! ;*

sobota, 11 stycznia 2014

Rozdział 15.

Po opatrzeniu rany Amy i dokładnym sprawdzeniu, czy wszystko w ręce jest tam gdzie być powinno oraz, czy żadna z kości nie jest złamana, wróciłyśmy do domu. Amy poszła do kuchni, twierdząc, że musi się napić, bo straciła za dużo krwi i się odwodniła płacząc, a ja zabrałam się za poszukiwanie wujka. W gabinecie go nie było, więc domyśliłam się, że na pewno znajdę go na zewnątrz. Gdy tylko otworzyłam drzwi, wyłapałam go wzrokiem, gdy rozmawiał z grupką jakichś ludzi. Podeszłam niepewnie i dźgnęłam go w ramię. Przerwał oglądanie jakichś planów, przeprosił i odeszliśmy trochę na bok.
- Co jest? - zapytał z lekkim uśmiechem.
- Amy co prawda nie bierze udziału w obozie, ale trzeba uzupełnić zapasy bandaży, bo na nią wykorzystałam połowę.
- Coś się stało?
- Rozwaliła sobie rękę w terenie, ale już wszystko opanowane - zapewniłam, kiwając głową. - A ci co tu robią? - zdziwiłam się, patrząc na mężczyzn, którzy na oko byli geologami. Mierzyli każdy fragment ziemi, wbijali jakieś kołki w miejscach, które najwyraźniej zaznaczone na planach.
- Mierzą, sprawdzają, pomagają.
- W czym? - zaciekawiłam się.
- W budowie - odparł, szczerząc zęby.
- Jakiej budowie?! - krzyknęłam, patrząc na niego, jak na kogoś niespełna rozumu.
- Toru wyścigowego.
- Chyba nie mówisz poważnie - pokręciłam głową, uznając to za dobry żart.
-Weroniko, mówię jak najbardziej poważnie.
-Po cholerę nam tor wyścigowy?!
-Bo to jedyne czego jeszcze tutaj nie mamy...
- To może lepiej tego nie zmieniać? - warknęłam, odchodząc szybkim krokiem w stronę domu.
- I jak ci się podoba pomysł? - usłyszałam znajomy, wysoki głos. Zatrzymałam się wpół kroku, zaciskając pięści. - Chwilę się nad nim głowiłam, ale warto było - zauważyłam uśmiech na jej twarzy.
- Gdyby nie fakt, że tu pracujesz, dostałabyś po ryju - syknęłam przez zęby, a ona odsunęła się ode mnie z zaciętą miną. Wpadłam do domu, otwierając z rozmachem drzwi i przy okazji uderzając Sylwię.
- Jak można... Ja po prostu tego nie rozumiem... - szepnęłam do siebie, ściągnęłam buty, nawet nie zwracając uwagi na to gdzie leżą, rzuciłam kurtkę w stronę wieszaka i odmaszerowałam, słysząc za sobą czyjeś kroki.
- Ta dziewczyna ma nasrane w głowie, bardziej niż myślałam - warknęłam, a Sylwia zmarszczyła brwi, zatrzymując się na środku pokoju. - Najlepiej byłoby wypieprzyć ją z tej stajni, bo nie wiem ile jeszcze wytrzymam. Ją i tego jej posranego konia.
- Mam nieodparte wrażenie, że mówisz o mnie- mruknęła. Odwróciłam się w jej kierunku, kręcąc głową.
- Mówię o tej drugiej debilce, której pomysły są tak beznadziejne że przyprawiają mnie o odruch wymiotny.- Uniosła brwi- Tak, chodzi mi o Karolinę.
Przeszła obok mnie i skierowała się na górę.
-Jeśli obóz też był jej pomysłem to rzeczywiście, do najlepszych one nie należą.- krzyknęła, a ja po chwili usłyszałam lekkie trzaśnięcie drzwiami.
- Zajebiście - mruknęłam i opadłam na kanapę. - Tylko mi się tor marzy i rzesze koni do zajeżdżenia.
- Jakich koni? - zapytał Tymon, wchodząc do salonu i siadając obok mnie
- Folblutów. Wujek poparł pomysł Karoliny i buduje tor wyścigowy - powiedziałam z udawaną radością.
- To w takim razie nie mogę się doczekać - powiedział, zacierając ręce. Prychnęłam śmiechem. - Teren na poprawę humoru?
- Na jednym już byliśmy - stwierdziłam. - Raczej wydarzeń z południa wolę nie powtarzać.
- Ale my chyba raczej nie mamy w zwyczaju spadać z koni, co? - uśmiechnął się zachęcająco.
- No, chyba, że w pobliżu jest polowanie na jelenie, a przed tobą gałąź - wyszczerzyłam zęby. - Chyba naprawdę trzeba być mną. A poza tym, zaraz przyjedzie catering, nie ma czasu.
- Aśka się tym zajmie. Siodłaj konia - powiedział, zerwał się z miejsca i wyszedł z domu. Przewróciłam oczami i powlokłam się za nim, zbierając po drodze rzeczy, które zostawiłam w przedpokoju. Dogoniłam Tymona, skierowaliśmy się do siodlarni po sprzęt i ruszyliśmy do boksów. Wyczyściliśmy szybko konie, które nie były zbyt brudne po porannym terenie. Zresztą, czy miałyby się upaprać? Śniegiem? Osiodłałam Tabuna, wyprowadziłam go na podwórze, wsiadłam i czekałam, aż zobaczę w drzwiach stajni Albatrosa. Gdy tylko wyszli na podwórze, dodałam łydki do stępa. Chłopak zrównał się ze mną kłusem i wstrzymał ogiera, aby przejść do wolniejszego chodu.
- Mam nadzieję, że tym razem pozwolisz na galop - powiedział, kryjąc uśmiech. Popchnęłam go lekko.
- Tak, myślę, że teraz tak. Może nawet sobie poskaczemy przez sosny - pokiwałam głową, śmiejąc się pod nosem.
- Taa, dziękujemy panom ścinającym drzewa. Tlenu nam w końcu zabraknie - mruknął pesymistycznie.
- Idź z tym do Greenpeace - stwierdziłam, przechodząc do kłusa.
- Nie no, nie będę im zawracał głowy takim czymś, oni mają ważniejsze rzeczy na głowie. W końcu czym jestem ja w porównaniu do... Nie wiem w sumie co oni robią - dodał po chwili i zagalopował. Dogoniłam go po kilku sekundach. Teren, na którym niedawno przeprowadzano wycinkę drzew był kilka metrów przed nami, więc wydłużyłam krok i z pełnego rozpędu najechałam na pierwszy powalony pień. Tabun przeleciał nad nim ze sporym zapasem, więc skręciłam w prawo, dając mu większe pole do popisu krótkim najazdem. Sosny leżały praktycznie wszędzie, więc nawet nie musiałam się rozglądać za następnymi przeszkodami. Po około dziesięciu skokach byliśmy na drugim końcu polany. Poklepałam ogiera i zaczekałam na Tymona, który był dopiero w połowie drogi.

*******************************************************************************************************
JOŁ, JOŁ, JOŁ!
Dzisiaj wyjątkowo dopisek na środku, bo 11 stycznia jest w cholerę wyjątkowy :3
Ludzie, dziś, dokładnie o godzinie 10:30 minęło 4 lata jazdy konnej ♥
Boże, jaram się od rana, a oprócz tego byłam dzisiaj na jeździe. Na Musli pierwszy raz od listopada ♥ Kobyła po trzygodzinnym terenie, cała spocona, ostrzeżenie właściciela, że może jej się nie chcieć galopować. Wsiadłam na nią i jeb, galop od razu. Kocham Cię koniu ♥ No i gwóźdź programu - skoki :D JEZU! MUSLI, MAJ DŹINIUS! ^.^ Kilka skoków, zmiana konia. Karina. Chluba właściciela. Dal mi na nią wsiąść. NIE WIERZĘ W TO NADAL. Idealna. Serio, wysoka, ok. 160 cm. Nosi CU-DO-WNIE. Nie musiałam anglezować, serio. Siodło ułańskie, bez poduszek kolanowych, ławki tak długie, że nie czułam tylnego łęku xd Ósemka w galopie między beczkami - obie beczki leżą, Karina lubi zakręty ścinać :P Boże, czekam na następny weekend, możliwy terenik ♥ Kocham życie ludzie! Powrót z koni był najlepszy, mama po mnie przyjechała, a ja przeta na rowerze i wut, co teraz? Wojnar jest mądra, chwyciła się auta i nie musi pedałować B| Spójrzmy prawdzie w oczy... Wypieprzyłam się w połowie drogi i koło przejechało milimetry od mojej ręki xd ALE ŻYJĘ! :D Także ten, żegnam się z Wami, do usłyszenia! :*