sobota, 1 grudnia 2012

Rozdział 26.

Karetka odjechała właśnie na sygnale z podwórza. Pobiegłam szybko do stajni. "Gdzie jest Aśka?!" krzyczałam w myślach. W końcu znalazłam ją na jednych z oddalonych pastwisk. Szła z Cykadą u boku.
- Błagam cie podwieź mnie do szpitala. - powiedziałam na wstępie.
- Źle się czujesz?
- Nie za to Tymon chyba tak. Tabun go kopnął przed chwilą go zabrali.
- Kto zabrał?
- No lekarze w karetce. Chciałam jechać ale jak to określili "obowiązują ich przepisy BHP". - odparłam. Podobno te reguły mają pomagać w życiu a nie je utrudniać.
- Jasne tylko poczekaj chwilę odprowadzę Cykadę.
Pobiegłam za nimi i już po chwili byłyśmy w drodze.
- Co dokładnie mu się stało?
- Tabun oszalał zaczął kopać i w końcu trafił go w głowę.
- I co z nim?
- Czy ja wyglądam jak lekarz? Wiem tyle, że... chyba zemdlał, a może go ogłuszyło? Nie mam pojęcia.
Gdy tylko wjechałyśmy do na parking wyskoczyłam z auta i popędziłam do recepcji.
- Dzień dobry. Ja do chłopaka, którego przed chwilą przywiozła karetka.
- Tymon...
- Tak. - nie dałam jej nawet dokończyć.
- Chwileczkę... - kobieta zaczęła szukać czegoś w komputerze - jest na sali operacyjnej.
- Słucham?
- Operacja trwa. Nie wiem ile jeszcze...
- Ale dlaczego operacja? - znów przerwałam jej w pół zdania.
- Zgaduję, że jesteś jego dziewczyną.
- Tak, ale dlaczego operacja?
- Krwiak, powinno skończyć się lada chwila.
- Dziękuję.
- Proszę iść na drugie piętro. Z bloku natychmiast trafi na salę numer sześć.
Pokiwałam spuszczoną i głową odeszłam w stronę windy. Pod moją czaszką kłębiły się tysiące myśli. Minuty zdawały się wiecznością kiedy siedziałam na korytarzu czekając w nieskończoność z twarzą ukrytą w dłoniach. Wreszcie nie wytrzymałam, zeszłam na dół.
- Nadal go nie ma. - powiedziałam do tej samej kobiety, z którą wcześniej debatowałam.
- Poczekaj chwilkę. - znów zaczęła przeszukiwać komputer - Operacja skończyła się dziesięć minut temu, chłopak został przeniesiony na trzecie piętro, sala numer cztery.
Nie powiedziałam nic. Odwróciłam się na pięcie, wsiadłam do windy po czym wyskoczyłam przy trzecim zatrzymaniu. Szłam prężnie korytarzem szukając wskazanej sali.
- Numer cztery, numer cztery... - szeptałam uparcie pod nosem - jest!
Już miałam wchodzić gdy nagle, w pół kroku zatrzymał mnie jakiś lekarz.
- Pani do kogo?
- Do chłopaka. Podobno przed chwilą skończyła się operacja.
Facet natychmiast zmienił nastawienie.
- W takim razie proszę ze mną.
Zaprowadził mnie do małego gabinetu, usiadł za biurkiem, i wskazał na drugie krzesło. Zajęłam miejsce i czekałam. Mężczyzna oparł głowę na rękach, przetarł twarz, westchnął.
- Coś nie tak? - spytałam.
- No cóż, krwiak, był dosyć... obszerny. Operacja nawet się dobrze nie zaczęła i prawie od razu się skończyła.
- Do czego pan zmierza?
- Chłopak mocno oberwał. Właściwie, co w niego trafiło?
- Kopyta rozszalałego konia.
- Doszło do krwawienia w mózgu i... chłopak leży w śpiączce.
Zamarłam. Gapiłam się na tego starszego pana szeroko otwartymi oczami.
- Ale, ale...- zaczęłam się jąkać. - można to jakoś bardziej przybliżyć?
- Tymon... bo to o niego chodzi prawda?
- Tak.
- No właśnie, więc Tymon leży nieświadomy tego co się dzieje, nie widzi, nie słyszy, nie mówi i... może się nie obudzić.
- Słucham?
- Nie ma gwarancji, że chłopak wróci do siebie, nawet jeśli będzie żył niektórych rzeczy, osób może nie pamiętać.
- A mogę go zobaczyć?
- No... dobrze.
Przeszliśmy przez korytarz i weszliśmy do sali, poznałam ją. W tej sali prawie miesiąc temu leżałam ja. Rozejrzałam się powoli a mój wzrok zatrzymał się na kotarze zasłaniającej jedno z łóżek. Podeszłam bliżej, nie chciałam jej odsłaniać. Wolno, z zamkniętymi oczami i zaciśniętymi ustami odsunęłam zasłonę. Nadal nie otwierając oczu zrobiłam krok do przodu. Rozwarłam powieki a widok, który zastałam wywołał nagły szloch i łzy, jedna po drugiej spływające po moich policzkach...

******************************************************************************************************
Humor mi się poprawił ;D Naprawdę już jest mi o wiele lepiej, muzyka Coldplay zawsze skuteczna na doła :D Ogólnie rzecz biorąc sama się sobie dziwię, iż napisałam coś takiego... Będę szczera, Tymon miał nie żyć :) W ostatniej chwili zmieniłam zdanie, ale kto wie co będzie dalej. Nastrój poprawiły mi również dwa komentarze pod ostatnim rozdziałem, więc w tym, że chłopak jeszcze jakoś się ma jest również wasza zasługa :* Następny odcinek... sama nie wiem kiedy, lecz wiem, że dobiję do trzydziestu lub trzydziestu pięciu rozdziałów, jak wolicie? Valerio posłuchałam twojej rady czy takie zaznaczanie może być? Na razie ja się żegnam więc pa pa...^^

1 komentarz:

  1. Rozdział świetny (dzięki za odznaczenie, swojej kwestii:) ) Ale wracając, myślałam że Tymon nie będzie żył a tu takie coś. Zaskoczyło mnie to, naprawdę. Czekam na następny ;)

    OdpowiedzUsuń