poniedziałek, 24 grudnia 2012

Rozdział 38.

Obudziłam się obolała. Wstałam i rozejrzałam się po pokoju. Mój wzrok znów zawisnął na kalendarzu.
- O Boże, to dzisiaj. - powiedziałam do siebie. Opadłam z powrotem na łóżko. Zamknęłam oczy i leżałam. Po chwili jednak poderwałam się na równe nogi. 
- Jak mus, to mus. - ubrałam się szybko po czym wybiegłam z pokoju wprost na schody. Wparowałam do kuchni. Wujek spojrzał na mnie ponad gazetą.
- Dobry nastrój? - spytał z lekkim niedowierzaniem.
- Pff, oczywiście, że nie chyba nie byłabym sobą gdybym wstała w dobrym humorze. Może w ciągu dnia mi się odrobinę poprawi. - odparłam w uśmiechem i tanecznym krokiem podeszłam do kuchennego blatu po herbatę.
- Jeżeli będziesz miała lepszy nastrój niż teraz, to naprawdę musiałoby stać się coś niezwykłego. - dodał odwracając wzrok na gazetę.
- Ha ha. Niestety nie stało się nic szczególnego.
- Skąd ta pewność?
- Czy ja o czymś nie wiem?
- Może... - nie dałam mu nawet dokończyć zdania, od razu odstawiłam kubek i pobiegłam na górę. Rzuciłam się na łóżko, wyciągając spod poduszki komórkę. Podeszłam do biurka, nad którym wisiała tablica korkowa. Przeszukałam ją szybko wzrokiem. Po chwili zauważyłam małą karteczkę z numerem do Martyny.  Wystukałam ciąg cyfr. Kilka sekund później usłyszałam zaspany głos dziewczyny.
- Halo?
- Pronto! Wstawaj, bo święta!
- Czyś ty zwariowała?! Patrz która godzina! - spojrzałam na zegarek.
- Już szósta!
- Już?! Chyba dopiero! Jestem po nocnej zmianie!
- Świetnie! W takim razie bardzo cię proszę powiedz mi co z Tymonem. - wyrzuciłam. Przez chwilę panowało milczenie aż w końcu...
- Z Tymonem? - ... usłyszałam znów jej głos... zmieniony głos. Tak jakby ktoś oblał ją znienacka wiadrem lodowatej wody. Wyczuwalna była w nim wyraźna nuta energii, napięcia, radości i... kłamstwa?
- Tak, z Tymonem.
- Yyy dobrze... chyba dobrze - powiedziała próbując ukryć śmiech.
- Co cię tak śmieszy?
- A nic, patrzę po prostu na moją koszatniczkę, jak biega w kuli po całym pokoju.
- Aha... co?! Czekaj! Przecież nie zdążyłabyś jej nawet włożyć do tej kulki skoro dopiero wstałaś!
- Jego, kochana jego. To jest Franek.
- Może być nawet Wawrzyniec! Mam gdzieś jak się nazywa twoja koszatniczka. Powiedz mi tylko co z Tymonem.
- Mówię, że lepiej!
- No i dlaczego ja ci nie wierzę?
- Nie wiem. Ja mówię prawdę jest po prostu lepiej.
- Nie wkurzaj mnie!
- Sama się nakręcasz! Mówię, że lepiej to lepiej! Nie wierzysz to przyjedź.
- Doskonale wiesz, iż nie mogę!
- Bo?
- Bo mam zapalenie oskrzeli!
- Przecież nie przeszkadzało ci to wczoraj na jeździe.
- Co? Skąd ty wiesz, że jeździłam?!
- Tajne źródła.
- Czyli?
- Koleżanka.
- Czyli? - stawałam się coraz bardziej niecierpliwa.
- Zapytaj lokatorki. Cześć!
- Ale której... Rozłączyła się! - oburzyłam się na głos. Koniec! Dowiem się, która z nich zna kochaną Martynkę. Otworzyłam z rozmachem drzwi i wparowałam bez pukania do pokoju Patrycji. Dziewczyna przewróciła się na drugi bok chowając głowę pod poduszką.
- Wstawaj! Mam kilka pytań.
- Jakich? - spytała wciąż z zasłoniętą twarzą.
- Znasz jakąś Martynę?
- Zależy jaką.
- A rozmawiałaś wczoraj z jakąś Martyną? - zerwałam z jej głowy jaśka.
- Może.
- Co wy dzisiaj macie z tym "może"?!
- Niech ci będzie znam, rozmawiałam. Tylko nie jestem pewna czy to właśnie o nią ci chodzi.
- A pracuje w szpitalu?
- Tak.
- No to o nią!
- To wszystko?
- Tak. - powiedziałam i wybiegłam na korytarz. Super, moje przyjaciółki się zmówiły. Ekstra, no po prostu świetnie! Tylko czekać do Wigilii!

O siedemnastej usiedliśmy do stołu, ja, wujek, Patrycja i Gośka. Krótka modlitwa, jak to co roku bywa no i się zaczyna. Dwanaście potraw do zjedzenia a i tak zjem pewnie tylko trzy, może cztery. Kto to wszystko zrobił? I tak jest nas tylko czwórka. Rozmowy przy świątecznym stole były mocno przesłodzone. Kocham świąteczną atmosferę ale nie w tedy kiedy wszyscy starają się być mili na siłę. Nie włączałam się do konwersacji, nie miałam na to najmniejszej ochoty. W połowie kolacji wyszłam. Miałam dość. Usiadłam na parapecie okna i oparłam głowę o zimną szybę, patrząc na stajnię oraz rozpościerającymi się za nią pastwiskami. Nadal nie wiedziałam nic o Tymonie. Nie wiedziałam nawet czy ciągle żyje.
- Gdyby tylko on tu był. - westchnęłam smutno, czując jak łzy napływają do moich oczu.

*********************************************************************************************
Wesołych Świąt! W opowiadaniu jak widać święta niezwykle radosne ale co ja na to poradzę? W końcu nie ode mnie to zależy... Chociaż, nie w sumie to przecież ja o tym decyduję ;D Trudno tak już zostanie, bo nie chce mi się zmieniać ostatniego rozdziału, który tylko czeka na sylwestra :D Aż się nie mogę doczekać, no naprawdę! Tyle się dzieje; w końcu jutro ewentualnie we wtorek Vero wreszcie da znak życia, sylwester zapowiada się znakomicie, a na dokładkę zakończę pierwszy sezon i zacznę następny ;) Czego chcieć więcej? O drugim sezonie więcej w ostatniej notce pierwszego ;D Do usłyszenia dwudziestego siódmego, jeszcze raz Wesołych Świąt, szalonego, szczęśliwego sylwestra i czego tam, kto sobie zażyczy...^^

1 komentarz:

  1. Super rozdział. Skąd ja znam taką Wigilię... Nie mogę się doczekać następnego, w końcu już tylko dwa do końca... A u naszej Vero dalej cisza. U Szałwii zresztą też cisza... Znowu.

    OdpowiedzUsuń