niedziela, 9 grudnia 2012

Rozdział 31.

Wróciłam do domu z wielką siatką lekarstw. Opadłam na kanapę a przez moje ciało przebiegły dreszcze. Kolejna komplikacja życia codziennego. Najpierw Tabun, potem Tymon, teraz to... Boże, tylko czerń i biel...  mój świat jest czarno biały. Powoli weszłam na górę. Rikuś jak zwykle pogodny biegał wte i wewte za piłką. Na mój widok postawił uszy i usiadł. Rzuciłam się ciężko na łóżko. Włożyłam słuchawki do uszu, po czym włączyłam muzykę tak głośno jak tylko się dało. Chciałam całkowicie odciąć się od rzeczywistości pogrążona we własnym żalu. Po jakimś czasie zasnęłam.

Tak jak rano ktoś potrząsnął moim ramieniem. Wyrwałam rękę z uścisku i zakryłam głowę poduszką. Jednak pewna osoba nie dawała za wygraną. Wyjrzałam jednym okiem aby dowiedzieć się kto mnie dręczy.
- Skąd ty się tu wzięłaś? - zapytałam z twarzą nadal przy materacu.
- Nie rozumiem co ty do mnie mówisz.
- Pytam skąd się wzięłaś? - powtórzyłam pytanie siadając.
- Nie było cię w szpitalu to pomyślałam, że przyjadę. - odpowiedziała Martyna ciągle telepiąc mnie za ramię.
- Chora jestem.
- A co ci się dzieje?
- Zapalenie oskrzeli... możesz przestać? - dodałam po chwili.
- Ach, no tak.
- A co tam u Tymona?
- Bez zmian.
Westchnęłam ciężko z powrotem spadając na poduszkę.
- No i wytłumacz mi dlaczego on się nie... - moje rozmyślania przerwał dzwonek telefonu koleżanki.
- Przepraszam. - powiedziała po czym zerknęła na ekran. - To ważne, wybacz na chwilę.
Wybiegła z pokoju zamykając za sobą drzwi. Z rozmowy usłyszałam tylko: "Naprawdę?!... Właśnie jestem... i na pewno przekażę.". Weszła do środka wyraźnie z czegoś zadowolona, choć próbowała to ukryć.
- Co jest? - spytałam niepewnie.
- A nic, nic.
- No właśnie widzę jakie nic. Powiedz.
- Może później.
- Teraz.
- Och, siedź spokojnie. Możemy zejść na dół? Nie jadłam od szóstej.
- Jasne.
Zeszłyśmy ze schodów od razu trafiając do kuchni. Otworzyłam lodówkę.
- To co chcesz?
- A co masz?
Zaczęłam wymieniać produkty, poczynając na serze i kończąc na ananasie.
- To w takim razie poproszę mało wyrafinowaną kromkę z szynką i pomidorem oraz herbatę.
Spełniłam życzenie najszybciej jak było to możliwe przygotowując automatycznie drugi napój dla siebie. W końcu choremu od życia też się coś należy. Usiadłam przy stole z dwoma szklankami w rękach. Położyłam na blacie, po czym trzymając w garści gorący kubek wpatrywałam się w dal. Zdążyłam zauważyć, że Martyna popatrzyła na mnie pytającym wzrokiem. Zamknęłam tylko oczy nadal dotykając naczynia. Nagle wyrwana z głębokiego zamyślenia poczułam jak coś parzy moje dłonie. Natychmiast oprzytomniałam i rozwarłam uścisk. Zaczęłam szybko trząść rękoma aby pozbyć się narastającego, a potem znów gasnącego piekącego bólu. Usłyszałam stłumiony śmiech dziewczyny.
- Ciebie to bawi? - zapytałam pomimo tego, że nawet na mojej twarzy zagościł uśmiech.
- Sama się śmiejesz.
- No... tak. Powiesz w końcu co wprawiło w tak przyjemny nastrój?
- Niech ci będzie.
- To gadaj wreszcie.
- Dzwonili ze szpitala.
- Błagam powiedz, że jesteś tak zachwycona czymś na temat Tymona.
- W sumie...
- Co w sumie?
- W sumie to mogę tak to ująć.
- Czyli?
- Jego stan określili jako dobry. Co prawda nadal leży w śpiączce ale...
- Nie trzymaj mnie w napięciu.
- Powiem tak: jestem zadowolona z tej wiadomości, gdyż, iż, ponieważ... ustało melancholijne krwawienie.
- Mów po ludzku.
- Krwawienie do mózgu się skończyło więc szansa na przeżycie wzrosła.
Na mojej twarzy zagościło zdziwienie, które po krótkim czasie ustąpiło miejsca wielkiemu, ba wręcz ogromnemu uśmiechowi. Nie mogłam się wręcz powstrzymać od śmiechu.

********************************************************************************************************
W pocie czoła i wielkiej zadumie został napisany trzydziesty pierwszy rozdział! Jeszcze tylko dziewięć... No właśnie, TYLKO dziewięć... Mam ochotę napisać o wiele więcej ale jakoś tak czuję, że co za dużo to nie zdrowo i nie wiem czym zapełniłabym akcję. Z tych właśnie wymienionych wcześniej powodów ogłaszam, że odcinków będzie czterdzieści :D No właśnie... już wiadomo (mniej więcej) co będzie się działo lecz obiecuję w tym tomie jeszcze nie jedna niespodzianka przed wami! Mam plan i nie zamierzam już go zmieniać. Takie pytanie... gracie może na jakimś instrumencie? Ja na flecie prostym sopranowym :D Popularny, wkurzający dla otoczenia instrument, na którym uwielbiam odgrywać różnorakie piosenki / kolędy :) Właśnie się nauczyłam "My heart will go on" z "Titanica" ;D Jestem z siebie naprawdę dumna...^^

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz