wtorek, 25 grudnia 2012

Rozdział 39.

-Wera... - usłyszałam szept.
- Co? - spytałam spod kołdry.
- Idziesz z nami na pasterkę?
- Nie.
- Jesteś pewna? - widocznie nie chciała dać za wygraną.
- Tak.
- Czyli idziesz?
- Nie.
- Po mszy idziemy z Martyną na rynek, na pewno nie chcesz iść?
- Na pewno! Chcę spać! Dobranoc.
Dziewczyna westchnęła po czym wyszła z pokoju. Znów zostałam sama...

TYDZIEŃ PÓŹNIEJ...

Obudziłam się gwałtownie. Rozejrzałam się po pokoju szukając powodu, dla którego tak nagle się zerwałam. Usiadłam na łóżku chowając twarz w dłoniach. Po chwili dobiegł mnie czyjś głos z dołu. Nadal w piżamie zeszłam wolno po schodach wprost do kuchni. Przy stole siedziała Gośka. Nawet nie zwróciła na mnie uwagi. Przeszłam po kamiennej posadzce do czajnika. Nacisnęłam guzik i czekałam wsłuchując się w bulgoczącą wodę. Wzięłam kubek i zrobiłam herbatę. Usiadłam naprzeciw dziewczyny.
- Czemu wstałaś dzisiaj tak późno? - zapytała wskazując na zegarek, który wskazywał jedenastą. - Zwykle jesteś pierwsza na nogach.
- A w czymś ci to przeszkadza?
- Nie ależ skąd wstałaś wystarczająco wcześnie żeby zobaczyć co się stanie.
- O czym ty gadasz?
- Tata kupił mi nowego konia.
- Nowego? Czyli już jakieś miałaś?
- Tak ale wszystkie były do niczego. - stwierdziła z obrzydzeniem w głosie. Czułam, że coś we mnie pękło.
- Na pewno to nie konie były beznadziejne, tylko to ty je zepsułaś głupim rollkurem! Konie to nie maszyny do zdobywania medali! - wykrzyczałam z taką złością, że sama nie mogłam w to uwierzyć.
- Doprawdy? Raczej wątpię. Rollkur pomaga w poprawnym ułożeniu szyji...
- Doprowadzając ją tym samym do hiperfleksji!
- Czego?
- Używasz rollkuru i nie wiesz co to hiperfleksja? W takim razie poszukaj w wikipedii... no chyba, że również nie masz pojęcia co to jest! - miałam ochotę nawrzucać jeszcze więcej lecz przerwał mi dźwięk silnika.
- O! To pewnie tata, chętnie bym z tobą jeszcze pogadała ale sama rozumiesz, obowiązki.
- Oczywiście. - odparłam z goryczą. "Przynajmniej Melodia będzie miała spokój" pomyślałam podchodząc do okna. Na podjeździe stała obszerna przyczepa w żółto - granatowe pasy. Widziałam jak Gośka uściskała ojca na powitanie po czym weszła do przyczepy z kantarem i uwiązem w ręku. Dwóch mężczyzn zaczęło powoli otwierać rampę. Gdy tylko dotknęła ona ziemi ze środka zgrabnymi ruchami wyszedł tyłem kary, piękny koń fryzyjski. Odsunęłam się lekko słysząc szczęśliwy jazgot dziewczyny. Usłyszałam jeszcze krzyk jednego z facetów "Oto Royal Black!".

Nie zobaczyłam Gośki aż do wieczora. Koło dziewiętnastej wpadła do domu z wielkim uśmiechem na twarzy.
- Ten koń jest wspaniały! Gdybyś tylko widziała jak idealnie chodzi pod rollkurem!
- Nie chcę tego oglądać.
- On po prostu płynie w powietrzu! - zachwycała się w dalszym ciągu. Odeszłam bez słowa do kuchni.
- Co za człowiek - westchnęłam.
- Wera! - usłyszałam głos Patrycji, która właśnie zbiegała po schodach.
- Coś się stało?
- Nie tylko chciałam cię zapytać, bo jadę po Martynę, zaprosiłam ją na sylwestra. To zaglądnąć przy okazji do Tymona?
- Jeśli chcesz.
- OK, to w takim razie ja już jadę, będę za jakieś pół godziny.
- Cześć. - pożegnałam się z dziewczyną kiedy wybiegała na dwór. Poszłam na górę do łazienki. Zamknęłam drzwi i spojrzałam w lustro.
- Boże... - szepnęłam gdy zobaczyłam moje nędzne odbicie. Nawet nie przypuszczałam, że aż tak się zapuściłam. "Już rozumiem o co chodziło Gośce w słowach - Jesteś wrakiem." Kto by pomyślał, moje włosy  były skołtunione jak nigdy, skóra szorstka od mrozu popękała na dłoniach, a oczy nie błyszczały, były po prostu podkrążone...
- Koniec. - postanowiłam cicho. Zaczęła się walka, najpierw z kołtunami, później z rękoma, a na koniec oczy i cała reszta. Jak miło jest się czasami pobawić w salon odnowy biologicznej. Po tym całym zamieszaniu otarłam ręcznikiem twarz i spojrzałam w lustro.
- Dobra robota. - pochwaliłam samą siebie po czym zeszłam na dół, jakoś w końcu trzeba przeżyć sylwestra.

***************************************************************************************************
Bum! Spadł kolejny rozdział... przed ostatni, tylko jeden do końca :( Ostatni czeka już tylko na wciśnięcie przycisku "Opublikuj". Sorry, że dzisiaj a nie tak jak zapowiadałam jutro ale jutro nie miałabym czasu... tak jakoś wyszło. Jak tam u Was po świętach, bo ja nie dostałam najdłużej wyczekiwanego prezentu... Vero! Gdzie jesteś?! Szałwia! Ty też?! Co z Wami?! Dziewczyny! No dobra w każdym razie Valeria; przynajmniej Ty zostałaś ;* No dobra, kolejna, ostatnia, długo wyczekiwana notka w sylwestra, około północy...^^

3 komentarze:

  1. Świetna notka, czekam na kolejną, szkoda że ostatnią... ;(

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. O sorry już Cię widzę, nie zauważyłam komentarza, przepraszam...^^

      Usuń
  2. Świetny rozdział... jak każdy poprzedni zresztą. :)
    http://kare-serce-konia.blogspot.com/2012/12/do-koniowatej.html

    OdpowiedzUsuń