niedziela, 2 grudnia 2012

Rozdział 27.

Cały dzień spędziłam siedząc przy Tymonie i zastanawiając się co będzie dalej. Nadal w to nie wierzyłam. Trzymałam uparcie jego dłoń, nie zamierzałam puścić, miałam nadzieję, że lada moment się obudzi i znów będzie tak jak zawsze.
- Co ja bez ciebie zrobię? - spytałam dokładnie wtedy kiedy weszła na salę pielęgniarka.
- Niektórzy słyszą. - powiedziała wymieniając kroplówkę. Początkowo w ogóle jej nie zauważyłam, więc gdy usłyszałam dwa słowa zostałam wyrwana z głębokiego zamyślenia.
- Słucham?
- Pacjenci w śpiączce. Niektórzy słyszą co do nich mówimy. Przed tygodniem mieliśmy takiego jednego, który leżał trzy dni. Po obudzeniu wyrecytował kilka dialogów.
- Leżał w śpiączce tylko trzy dni?
- Tak, kiedyś była młoda dziewczyna, która obudziła się tego samego dnia... Czy ja cie już gdzieś nie widziałam?
- A pani zawsze obserwuje pacjentów na tej sali?
- Owszem.
- To w takim razie trafiłam tutaj z miesiąc temu.
- A tak, przypominam sobie. Przychodził wtedy do ciebie taki chłopak... - stwierdziła z lekkim uśmiechem, który natychmiast ustąpił zdziwieniu gdy w moim oku pojawiła się łza. Spojrzała na łóżko. - Przepraszam, nie poznałam.
Pokręciłam przecząco głową i zdobyłam się nawet na słaby, smutny uśmiech.
- Nie szkodzi. A pani długo tu pracuje? - zapytałam z czystej ciekawości.
- Och skończ już z tą "panią"! Jestem Martyna.
Reakcja kobiety, która teraz wyciągała do mnie rękę, nie dość, że była niespodziewana to do tego tak zaskakująca, iż nikły uśmieszek na mojej twarzy ustąpił miejsca takiemu szczeremu i wielkiemu.
- Weronika - odparłam i uścisnęłam jej dłoń.
- Pracuję tu od trzech lat, a właściwie od roku bo dwa spędziłam na wolontariacie. Fajna praca, tyle, że rzeczywiście czasami dołuje mnie widok ludzi takich właśnie jak Tymon. Czekaj, bo już nie pamiętam dlaczego ty tu byłaś.
- Spadłam z konia. Uderzyłam głową w ziemię, tyle, nie wiem w sumie co mi się stało.
- Z tego co pamiętam po prostu byłaś oszołomiona i poturbowana... dość mocno.
- Co się dziwić skoro jeden z uczestników gonitwy przejechał mi po ręce.
- A wiesz może czemu on tu jest?
- Niestety ale nawet to widziałam. Otóż źle się poczułam, a Tymon stwierdził, iż złapie dzikiego konia za mnie. Na chwilę się odwrócił i bum... kopyta trafiły w głowę.
Nagle przez moją głowę przemknęła straszna myśl. Niczym widmo pojawiła się spowodowała spustoszenie i poszła... Łzy znów popłynęły po moich policzkach. Siedziałyśmy chwilę w ciszy.
- Która jest godzina? - spytałam wyczerpana.
- Dwudziesta trzydzieści. - odpowiedziała dziewczyna patrząc na zegarek - Już niedługo koniec mojej zmiany.
- A mój wujek zaraz dostanie zawału.
- Co? Niby czemu?
- Bo nie wie gdzie jestem od dwunastej.
- Daleko mieszkasz?
- Na wsi, kawałek za miastem. W stadninie koni "Złote kopyta".
- Wiem gdzie to jest, mogę cie podwieźć, mieszkam cztery domu dalej.
- Żartujesz!
- Nie. Poczekaj tylko się przebiorę i zaraz jedziemy.
Po tych słowach dziewczyna wybiegła, a ja znów zostałam sama. Jeszcze raz spojrzałam na twarz chłopaka, zwykle uśmiechniętą, pełną energii; teraz nieruchomą, nie wyrażającą żadnych emocji.
- Przyjadę jutro. - szepnęłam do niego - Proszę postaraj się obudzić, nie poddawaj się choćby nie wiem co! - rozkazałam mu po cichu, pocałowałam go w czoło i wyszłam z sali. Z Martyną u boku poszłyśmy do samochodu i po dziesięciu minutach wjechałyśmy na podwórze.
- Wielkie dzięki. Do jutra!
- Nie ma za co! - krzyknęła za mną.
Wparowałam do domu. Wujek siedział przy kuchennym stole i uderzał rytmicznie w blat stołu.
- No wreszcie! Gdzieś ty była tyle czasu?!
- W szpitalu. - powiedziałam opadając ciężko na krzesło i kładąc głowę na rękach.
- Jak to w szpitalu?
- Tak to. Kochany Tabun kopnął Tymona i teraz leży w śpiączce.
Nie dałam mu czegokolwiek dodać. Wbiegłam po schodach do pokoju, gdzie Riko czekał przy drzwiach oczekując. Rzuciłam się na łóżko, szlochając.
- I co ja teraz zrobię? - zadałam sobie to samo pytanie, które padło niecałą godzinę temu. Moje życie przybrało nieoczekiwany obrót. Nic nie było już takie samo.

*****************************************************************************************
Już sama nie wiem co z tym wszystkim zrobić; nie wiem czy przeżyje czy nie. Stwierdziłam, że skoro mam czytelników to pierwszy sezon będzie miał... uwaga, uwaga... trzydzieści pięć rozdziałów! Jeżeli mam dla kogo pisać to od razu jakoś mi się tak miło, ciepło robi <3 Nawet gdybym chciała, nie zostawię tego bloga :) Za dużo pracy w to włożyłam żeby tak nagle sobie pójść, zostawić to wszystko i tyle; nawet nie ma mowy! Nie wiem jak was ale mnie to tak wciągnęło teraz nie byłabym w stanie przestać ;) Szczerze powiedziawszy to aż mi się łezka w oku kręci jak to piszę :) Trzymajcie się...^^

2 komentarze:

  1. Mnie się łezka w oku kręci jak to czytam, piszesz doskonale, świetnie opisujesz emocje oraz krajobrazy. Błagam! Daj mi jakąś lekcję z pisarstwa, bardzo by mi się przydała, ponieważ u mnie z opisami krucho.

    OdpowiedzUsuń
  2. Super notka.Strasznie się "boje" o życie Tymona, zwłaszcza po tym co tu napisałaś :) Świetnie piszesz, a ja nie mogę sie doczekać następnego rozdziału.

    OdpowiedzUsuń