poniedziałek, 29 grudnia 2014

Rozdział 29.

Świetnie. Niedawno pozbyłam się z domu dwunastoosobowego tłumu związanego z obozem, a już całe piętro było ponownie zapełnione. Dwudziesty siódmy grudnia - dzień po świętach i już pierwsze problemy. Nie dość, że zwolnienie Tymona trwać miało jeszcze przez dwa dni, i zapewne potrwałoby dłużej, gdyby zależało to ode mnie, to dodatkowo na głowę zwaliło mi się pięć osób, które nie zamierzało opuszczać kraju przynajmniej do piątego stycznia, może i dłużej. Cholera, jak ja niby miałam funkcjonować z tyloma ludźmi pod jednym dachem? Co krok natykałam się na inną osobę i powoli miałam tego wszystkiego serdecznie dosyć. Z ciężkim westchnieniem uniosłam się na łokciach, czując wibracje telefonu na drugim końcu materaca. Przetarłam sennie oczy i sięgnęłam po urządzenie, które nieprzerwanie dawało znać, że ktoś niezwłocznie stara się ze mną połączyć. Przesunęłam palcem po ekranie, w celu odebrania połączenia.
- Halo? - mruknęłam, zaspanym, ochrypłym tonem. Odchrząknęłam cicho, czekając, aż usłyszę słowo po drugiej stronie słuchawki.
- Masz na dzisiaj jakieś plany? - usłyszałam niewyraźne pytanie, odsunęłam komórkę od ucha, sprawdzając, z kim tak właściwie rozmawiam.
- Tymon? - zdziwiłam się, kompletnie nie poznając jego głosu. - Która jest godzina?
- Dziewiąta - odparł tą samą barwą, po czym przerwał na chwilę. - Przyjadę za pół godziny - powiedział, a po szumie wody w tle wywnioskowałam, że przed chwilą mył zęby. Przewróciłam oczami i opadłam z powrotem na poduszki.
- Nie przyjeżdżaj, tylko zażywaj te cholerne lekarstwa. Nie po to szłam wczoraj do apteki, żebyś to olał i uparcie twierdził, że jesteś zdrowy - warknęłam, przykładając dłoń do czoła i zamykając powieki. Chwilowa cisza wcale nie napawała optymizmem, co do tego, co usłyszeć miałam za chwilę.
- Dobrze się czujesz? - zapytał, a ton, z jakim to wypowiedział, sugerował, że najwyraźniej się zmartwił. Odetchnęłam i pokręciłam głową, dopiero po chwili uświadamiając sobie, że nie jest w stanie tego dostrzec.
- Wszystko w porządku, po prostu tak się składa, że mam pod dachem pięć niespodziewanych gości z Anglii, którzy nie mają zamiaru ruszyć stąd swoich szanownych dup wcześniej, niż do piątego - odparłam w końcu, na co chłopak zagwizdał przeciągle. - Wiesz co, jeśli czujesz się lepiej niż wczoraj, to może rzeczywiście przyjedź, potrzebuję wsparcia, za dużo ich tutaj.
Chłopak rozłączył się, gdy tylko zapewnił mnie, że za niedługo przyjedzie. Usiadłam na łóżku w momencie, kiedy w drzwiach pojawiła się postać blondynki.
- Wstawaj, laska, zaczynamy zabawę - powiedziała z wyraźnym, angielskim akcentem, opierając ręce na biodrach i patrząc na mnie z uśmiechem od ucha do ucha.
- Jaką znowu zabawę? - burknęłam, a zapał Amy natychmiast osłabł kilkukrotnie. Opuściła ręce w geście zrezygnowania. - Nie wiem, co z wami, ale niestety za kilkanaście minut przyjedzie Tymon i prawdopodobnie wyciągnę go w teren.
- Łał, jesteś jeszcze bardziej gościnna, niż ostatnio, myślałam, że to niemożliwe - powaga, z jaką wypowiedziała te słowa, mogłaby nabrać zdecydowaną większość słuchaczy, jednak całe rozbawienie sytuacją odzwierciedlały radosne iskierki w jej oczach. Odrzuciłam kołdrę na bok, wstając z miejsca. Stanęłam przed szafą, przebierając w ubraniach. Rzuciłam na łóżko pierwsze lepsze rzeczy, a gdy kierowałam się do łazienki, blondynka zatrzymała mnie w drzwiach.
- No chyba sobie żartujesz - fuknęła, wyrywając mi sweter i oglądając go z każdej strony. - Wygląda jak pozaciągana, wyblakła szmata do podłóg, nie masz niczego lepszego? - uniosła pytająco brew, patrząc na mnie wymownie. Klęłam w myślach, wyszarpując przedmiot z jej rąk i wrzucając go niechlujnie do szafy. Po raz kolejny przepatrzyłam wszystkie półki, gdy nagle Amy odsunęła mnie na bok i sama wybrała jakąś koszulkę. - Nie najgorzej - skwitowała, przykładając ciuch do moich ramion i patrząc na całość krytycznie. - W któryś dzień wyciągnę cię na zakupy - stwierdziła, wychodząc z pokoju. Rzuciła przez ramię "pośpiesz się" i trzasnęła drzwiami. Miałam szczerą ochotę wystawić środkowy palec w kierunku korytarza, jednak jako, że uniemożliwiała mi to trzymana w rękach kupka ciuchów, odpuściłam sobie, zabierając się za siebie. Przebrałam się i spędziłam dobre dwadzieścia minut w łazience, aby doprowadzić się do jako takiego stanu. W końcu zeszłam na dół, poprawiając kucyka usytuowanego wysoko z tyłu głowy. Gdy tylko znalazłam się w kuchni, do moich uszu dotarło chóralne "hej", wypowiedziane z niesamowitym entuzjazmem. Odburknęłam coś na kształt "cześć" i otworzyłam lodówkę, nawet nie starając się słuchać, co mają do powiedzenia pozostali. Westchnęłam cicho, wyciągając składniki na kanapki. Zapowiadał się zdecydowanie jeden z tych gorszych dni, kiedy to miałam ochotę pozabijać wszystkich wzrokiem. Smarowanie chleba masłem przerwało pukanie. Bez słowa odłożyłam nóż i skierowałam się w stronę frontu. Przekręciłam zamek i nacisnęłam na klamkę. Uchyliłam drzwi, a moim oczom ukazał się Tymon opierający się o futrynę. Pierwszy raz, odkąd pamiętam jego brązowe włosy były schowane pod czapką, a na szyi pojawił się szalik. Zawiasy zaskrzypiały, gdy zamknęłam za chłopakiem, a pomieszczenie natychmiast stało się o wiele chłodniejsze, na co zareagowałam naciągając rękawy bluzy, którą zdjęłam z wieszaka, kiedy tylko miałam pewność, ze Amy nie zamierzała wrócić do mojego pokoju. Szatyn nachylił się, żeby cmoknąć mnie w policzek, zdejmując w międzyczasie kurtkę.
- Wszyscy tylko na ciebie czekają - westchnęłam, uśmiechając się sztucznie, a on wywrócił oczami. Przyjrzałam się jego twarzy; nie była już tak blada, jak wczoraj, co świadczyło o tym, że kupione przeze mnie medykamenty spełniły swoją rolę, ale mimo wszystko nadal widać było, że choroba wciąż trzyma go w garści.
- Dużo ich tam jest? - zapytał, a wzniosłam wzrok do nieba, próbując sobie przypomnieć, czy na pewno wszyscy byli już na nogach. W końcu kiwnęłam głową sama do siebie i bez słowa podniosłam do góry sześć palców. Chłopak jęknął cicho, wyraźnie niezadowolony i zmarszczył lekko czoło. Świadomość, że nie był szczególnie skory do kontaktów z niemal obcymi dla niego ludźmi wcale nie dodawała mi otuchy. Wręcz przeciwnie, w głowie pojawiła się jedynie myśl, że nie dość, że był chory, to dodatkowo zamęczałam go jakimiś bzdurnymi gośćmi, którzy znaleźli się tutaj nie wiadomo stąd. Skarciłam samą siebie, chwytając za dłoń Tymona i przechodząc przez salon do kuchni. Wszelkie rozmowy od razu ucichły, by po chwili rozbrzmiała fala powitań. Amy od razu rzuciła się na szatyna z uściskiem, co niechętnie odwzajemnił. Dokończyłam przygotowywanie kanapek i usiadłam między towarzystwem, zajmując należne mi miejsce pomiędzy Tymonem, a Tymoteuszem. Spośród pięciu kanapek jakie zrobiłam, już po chwili zostały tylko dwie, bo reszta rozeszła się po obecnych wokół facetach. Mruknęłam coś pod nosem i zabrałam się za jedzenie w momencie, gdy oni już kończyli i tak nienależne im porcje.

***********************************************************************************
Godzinę później, niż miało być, ale jednak jest. Dość marne, nic nie wnosi i zawiera same opisy jakichś pierdół, ale jednak nie mogłam zostawić bloga bez niczego na dłużej, niż 48 godzin, tak? XD Jeżeli się wyrobię - kolejny rozdział dzisiaj c: Ogółem, łał, jestem pod wrażeniem. Dlaczego zawsze, kiedy proszę o dwa komentarze, dostaję ich co najmniej dwa razy tyle, a jak zaczynam lamentować, to bum, o jeden trudno? XD Nie, no, nic nie mówię, jesteście wspaniali. Poza tym, Universe, obiecuję, że w niedługim czasie ogarnę jakiś teren, nawiasem mówiąc, bardzo mi miło, że ponownie widzę Twój komentarz, stęskniłam się :D No i w ogóle, ten, tego, do zobaczenia! :3

3 komentarze:

  1. A no też się cieszę, że daję radę w końcu komentować. Ale głupia szkoła nie dawała zbytnio takiej możliwości.
    Rozdział dobry, jak inne, ale no właśnie taki o niczym. Już się tego terenu doczekać nie mogę. No to się dzisiaj rozpisywać nie będę, czekam na dalszy rozwój wydarzeń i oczywiście pozdrawiam :)

    OdpowiedzUsuń
  2. Ja tu czekam na zaręczyny, nie żeby coś, co nie? Ja Cię wcale nie poganiam, a nawet jeśli poganiam, to w dobrej wierze, uwierz mi :3
    Hmmm, coraz bardziej zadziwia mnie fakt, że co dwa dni dla Ciebie wytężam mój mózg do napisania komentarza, jakże oryginalnego swoją drogą, a Ty nawet nie raczysz załatwić mi tego jednego dialogu. Uwaga, cytuję:
    - Will you marry me?
    - Yes.
    *W tym momencie duszę się ze śmiechu na swoim łóżeczku z lapkiem na kolanach, nie wspominając już o ciśnięciu beki z tego ff <3*
    No nic, jakoś się pozbieram i będę pisać jeszcze bardziej kreatywne komentarze, żeby w końcu przeczytać te upragnione słowa.
    A ja nadal czekam na CD dla Col, nie żeby coś, ale mój rozdział pojawił się dwa dni temu, a Ty co? A Ty się nawet nie przejmujesz niedotrzymaną obietnicą. Wstydź się, kurde!
    Hmm, czuję woń pizzy z kuchni. Zapowiada się genialna uczta, milordzie.
    Przed chwilą biegałam, a teraz będę żreć pizzę. Hahaha, nabrałam Cię! Nie biegałam.
    A potem się dziwie, że na dupie mam sadło, no naprawdę. To aż dziwne, tak z nikąd pojawia się tłuszcz, co nie? A najbardziej zadziwiający fakt ludzkości to jak 6 kawałków czekolady od tak zmienia się w 6 dodatkowych kilogramów na wadze :c
    Idę się pociąć. Zapewne znów nie będę pierwsza, ale kij.
    Ehh, kocham HMOL, serio, chyba umrę, jeśli je skończysz, to się zabiję.
    Zobaczysz. I wiesz, ostatnia wola i ostatni list. Już widzę to zakończenie. 'Zrobiłam to bo HMOL się skończyło :c'
    Amy dba o Were, i dobrze robi. Tymek mógłby spiąć dupę I W KOŃCU SIĘ OŚWIADCZYĆ (D)
    Boże, czytam to opo i nie wyrabiam po prostu <3
    Aha, i jeszcze raz mnie nominujesz, to po prostu... (D)
    Rozdział po prostu mega, uwielbiam Twój styl pisania i tak dalej <3 Co z tego, że masz mrowisko w palcu? I tak Cię kocham <3
    KCKCKCKCKC, Misiu <3 :*
    *Tak, to chyba najdłuższy komentarz, jaki Ci napisałam, ale nie martw się, rozkręcam się dopiero. Pomyśl, jaki będzie długi w oświadczyny <3*

    OdpowiedzUsuń
  3. Masz rację, nic nie wnosi xD
    Ale czo ta Wera taka jakby patrzyła wilkiem na każdego... dlaczego przypomniała mi się Katniss z Igrzysk? Pewnie dlatego, że niedawno skończyłam czytać.
    No także ten, czekam na dalej, jak zwykle zresztą.
    Widzisz, musisz przestać płakać z powodu komentów, bo wtedy nie masz żadnego xD
    Na szczęście ja komentuję, c'nie? No i Maxy ze swoimi superdługimiifajnymi komentami, które często mnie rozbawiają.
    Więc czekam, nie każ czekać mi długo.
    Dobra Noc.

    OdpowiedzUsuń