piątek, 12 grudnia 2014

Rozdział 20.

Wyjątkowo zamiast budzika obudził mnie nagły huk, dobiegający zza okna. Przetarłam oczy, po czym odsunęłam kołdrę na bok i podeszłam do szyby. Oparłam się o parapet, rozglądając się po podwórzu. Zmarszczyłam lekko brwi, zerkając ze zdziwieniem na Tymona podnoszącego się z ziemi. Bez zastanowienia ruszyłam do łazienki. Odświeżyłam się, przebrałam, a w wyjściu minęłam się z Patrycją. Widok kuzynki przywodził na myśl wspomnienia sprzed czterech lat. Kiedy przyjechałam do Polski, zaczęłam wszystkich poznawać, Tymon zapadł w śpiączkę, miesiące oczekiwania i w końcu niespodziewane zakończenie roku w towarzystwie chłopaka. Zerknęłam ukradkiem na dłoń. Na palcu nadal znajdował się pierścionek. Przez tyle miesięcy rozstałam się z nim tylko raz - gdy leżałam w szpitalu. Nie wiele myśląc, zbiegłam po schodach i weszłam do kuchni.
- Dzień dobry - uśmiechnęłam się w stronę wujka, który natychmiast wychylił nos zza gazety. Uniósł brew, zerkając na mnie co najmniej podejrzliwie.
- Skąd ten dobry nastrój? - zapytał, a ja przewróciłam oczami. Wyciągnęłam z lodówki kilka składników z zamiarem zrobienia kilku kanapek. Zazwyczaj nie jadałam śniadań, jednak przy okazji retrospekcji przypomniałam sobie ostatnią wizytę domową. Zdecydowanie nie miałam ochoty na kolejne odwiedziny lekarza.
- Nie strofuj dziewczyny przez uśmiech. Gdyby ryczała, rozumiem, ale tak to już nie można - wtrąciła Patrycja, pokonując ostatnie kilka stopni jednym susem.
- Byłbym mniej zdziwiony, gdyby płakała, naprawdę - prychnął, a ja spojrzałam na niego z nieukrywanym oburzeniem.
- Dobrze wiedzieć, najwyraźniej powinnam chodzić przygnębiona ze spuszczoną głową i łzami w oczach, wtedy wszyscy uniknęliby szoku - odparłam szybko, kręcąc głową z dezaprobatą. Pomimo wszystko, całą tą sytuację uznałam za całkiem niezły żart, przez co kąciki moich ust niezmiennie pozostawały uniesione. Usiadłam przy stole z talerzem po brzegi wypełnionym kanapkami oraz kawą w kubku ze świątecznym motywem. Po chwili od strony przedsionka rozległo się pukanie. Zanim zdążyłam podnieść się z miejsca, kuzynka ruszyła w stronę wyjścia, oblizując palce z dżemu. W korytarzu rozległy się głosy, które stawały się coraz głośniejsze, gdy ich właściciele przechodzili w kierunku kuchni. Zerknęłam na futrynę dokładnie w momencie, kiedy pojawił się w niej Tymon. Przywitałam go skinieniem głowy, gryząc akurat kolejną kromkę. On z kolei cmoknął mnie w policzek i ukradł kawę sprzed mojego nosa. Zaprotestowałam niewyraźnym "No", wciąż mając pełne usta. W odpowiedzi otrzymałam jedynie szeroki uśmiech.
- Jakieś plany na dzisiaj? - zapytał chłopak, upijając łyk gorącego napoju, który zaraz potem ponownie trafił w moje ręce.
- Radziłabym posypać chodniki, kiedy wstałam, widziałam, jak ładnie się poślizgnąłeś - mruknęłam, nachylając się nad kubkiem. Szatyn spojrzał na mnie i zmarszczył brwi.
- Chyba nie widziałaś zbyt dokładnie. Spadłem z rynny, z połowy drugiego piętra, to chyba ją pasuje posypać - powiedział, wzruszając ramionami. W reakcji za zakrztusiłam się kawą, wujek ponownie wyjrzał zza dziennika, a Patrycja zmierzyła Tymona wzrokiem, w którym widoczne były wyraźne iskierki. Poklepała mnie poklepała mnie po plecach, a ja odchrząknęłam, nadal roześmiana.
- Po co wchodziłeś po rynnie? - spytałam, patrząc na niego z nieukrywanym rozbawieniem. Chłopak wzruszył ramionami, ponownie zabierając mi kubek.
- Drzwi były zamknięte, uznałem, że śpicie. Nie pij tego, jeszcze się zabijesz. - Pokręcił głową, spoglądając na mnie jak na idiotkę. Pomimo wszystko, nawet to nie zamaskowało wyraźnego uśmiechu.

Po wykonaniu wszystkich stajennych obowiązków, nadszedł czas na jazdę. Na początek szybka rehabilitacja Melodii, a potem Tabun. Jako, że Karolina oświadczyła, iż pilnie potrzebuje hali, nie zostało mi nic innego, jak jechać w teren. A jakaż by to była przejażdżka bez towarzystwa? Jacyś ochotnicy? Oczywiście musiał napatoczyć się pewien szatyn, jak zawsze zresztą. Osiodłaliśmy konie i ruszyliśmy w stronę lasu. Na szczęście mój ogier zdążył już przekonać się do Albatrosa, więc jeden problem mieliśmy z głowy. Gorzej z podłożem, które ewidentnie nie sprzyjało żadnemu z naszych podopiecznych. Pomimo wszystko, kłus pod nagimi drzewami, których korony przyodziane były jedynie w niewielką warstwę puchu, to zdecydowana esencja zimowych terenów. Dokładnie to, czego oczekiwaliśmy, jadąc do lasu, bajeczne widoki i niesamowita atmosfera.
- Znalazłeś już coś, co nadawać się będzie na prezent? - zapytałam, przerywając ciszę, która wisiała w powietrzu od początku wyjazdu. Tymon uniósł brwi, patrząc na mnie z ukosa.
- Człowiek się wypieniężył, dał jej pierścionek...
- Cztery lata temu - przerwałam, wywołując u niego głębokie westchnienie.
- ... a ta ciągle czegoś wymaga - dokończył, kręcąc głową. - Dziewczyno, takie pierdoły wbrew pozorom wymagają wiele myślenia. Żeby wykombinować, co ci kupić, będę musiał ślęczeć nad tym dzień i noc, a to z kolei wpłynie na moją efektywność w pracy. Poza nią również.
Zerknęłam na niego spode łba, wyraźnie zdziwiona jego wypowiedzią.
- Efektywność, powiadasz. Długo myślałeś nad tą wypowiedzią? - zapytałam, puszczając na chwilę wodze i zaplatając ręce na piersi.
- Nie tak długo, jak powinienem - uśmiechnął się, popędzając Albatrosa do galopu. Zebrałam ponownie lejce i dodałam łydki, aby również przejść do szybszego chodu.

***********************************************************************************
Chyba pierwszy taki radosny rozdział od... Nie wiem kiedy XD Wzięłam Werę w garść, 
w y j a ś n i ł a m, k i m   j e s t  P a t r y c j a, bo najwyraźniej nie pamiętacie, kto łaził do Tymona, kiedy główna bohaterka była chora... No, no, nie jestem dumna. Nie, no, jestem w ciul dumna :D Sześć komentarzy w jeden dzień? DA SIĘ? DA SIĘ! A skoro komentować się dało, to pisać rozdziały chyba też się da, tak? Więc no. Dzisiaj godzinę wcześniej, niż zazwyczaj, bo tak XD Jutro może się do stajni wybiorę, zobaczymy, zobaczymy. Coś o jakimś orkanie słyszałam, więc może być słabo :') Miłego wieczoru życzę, lecę grać na flecie i zaczynam się szykować psychicznie na trzecie święta z Wami :*

[Edit 13.12.14]
Nie wiem, czy dam radę, ale istnieje spore prawdopodobieństwo, że kolejna notka pojawi się w okolicach 20-21 :D

6 komentarzy:

  1. Jeśli to, co teraz piszę, nie będzie pierwsze, to moje życie traci sens.
    Dlatego zaczynam pisać takim wiesz, zajefajnym sprintem i to do tego staram się używać tyle wskazujących palców, ale gówno wychodzi, oprócz tego, że wyglądam co najmniej dziwnie, więc daruję sobie ten element.
    Tak więc, już wiem kto to Patrycja! Jupi, wszyscy się cieszą XD
    Czuję się przerażona nagłą zmianą nastawienia mojego kolego, tak btw XD
    No, więc teraz też się rozpisze, a co mi tam, Wera udzieliła trochę swego dobrego humoru.
    HAHAH XDD Byłam z psem i szedł se gościu, który chyba dostał przez nią zawału XDDD
    Siedzę w domku, popijam kakałko i rysuję Elsę. Żyć nie umierać. No i, rzecz oczywista, komentuję i czytam, ale to robię co dwa dni, więc no.
    ZAWSZE CI SKOMENTUJĘ (D)
    Pamiętaj. Ciólu XD
    Ale ogółem, to humor mam niezły, rozdział supi, więcej szczęśliwej Wery (tej w opowiadaniu i Ciebie) poproszę XD
    A Tymon jest mój, spadać XD
    Gdzie dwóch się bije tam trzeci korzysta :')))
    Nie no, nie zdradzę Johny'ego...
    ...Bardziej niż już go zdradziłam XDDDDDDDDDDDD
    Tak więc, kończę, z ogromną nadzieją, iż tym razem będę pierwsza.
    KCKCKKCKKCKCKCKCKCKCK :**************************
    *Nasze pierwsze święta razem <3*

    OdpowiedzUsuń
  2. Uhuuhuhuhuh Widzę, że nie tylko ja jestem w nim zakochana? Rozdział jak zawsze świetny *u*

    OdpowiedzUsuń
  3. Tymon <3
    Ja się nie będę rozpisywać, bo jakoś źle się czuję i chyba pójdę spać. Rozdział bardzo fajny ;) Juz wiem kim jest Patrycja ;d No nic tyle ode mnie i pozdrawiam ;)

    OdpowiedzUsuń
  4. Dawno mnie nie było. Ale mam okazję, więc napiszę. Kurcze, dużo się od tego września pozmieniało. Tak dużo nowych rozdziałów ;) Nie miałam czasu komentować. Ale myślę, że raz na jakiś czas zrobię to. Tęsknię za tymi czasami kiedy codziennie wchodziłam na bloggera sprawdzając czy jest nowy rozdział. Teraz tak często dodajesz, a ja czasu nie mam. No ale do rzeczy. Te ostatnie były genialne. Widać po nich było twój przypływ weny, chęć i łatwość pisania. Niby nic takiego się nie dzieje, ale zachęcasz mnie do dalszego czytania i wcale mi się to nie nudzi. Wręcz przeciwnie. Chcę więcej i więcej. Ogólnie tom zaczął się dość ciekawie, ale temat zawodów już dobiegł końca i wydaje mi się, że z kontuzją Melodii będzie tak samo. Jestem więc ciekawa, co wymyśliłaś na drugą część tego tomu. Oczywiście będę dalej czytać, ale niestety rzadko komentować. Mam nadzieję, że chociaż trochę cieszysz się z tego, że się odezwałam. Pamiętaj, czekam na więcej i dalej będę z chęcią czytała to opowiadanie. A na koniec tradycyjnie pozdrawiam :)

    OdpowiedzUsuń
  5. Nie krzycz, już pamiętam kim jest Patrycja xD Bosze, bosze, bosze, nie sądziłam, że komentarze aż tak cię zmotywują, bosze, bosze, bosze.
    A rozdział taki fajny, taki z humorem, śmiać mi się chciało ciągle.
    No to czo, czekam na dalej no.

    OdpowiedzUsuń
  6. rozdzialik superowaty xD, mam nadzieję, że będzie CD za nie długo ;)

    Gallo Konio Anonim

    OdpowiedzUsuń