piątek, 5 grudnia 2014

Rozdział 16.

- Dzisiaj? - zdziwiłam się, leniwie podnosząc się z łóżka - W sobotę zawsze mamy najwięcej roboty.
- Myślę, że dwie wieczorne godziny wte czy we wte większej różnicy nie zrobią - usłyszałam po drugiej stronie słuchawki. - Justyna i Tobiasz mają plany na wszystkie dni tygodnia, a naprawdę chętnie by się z Tobą spotkali.
- A czy to przypadkiem nie jest tak, że to ty chętnie zainicjowałbyś nasze kolejne spotkanie? - prychnęłam, przecierając oczy. Chwilowa cisza sama w sobie potwierdzała, że mam rację.
- W każdym razie, może być koło dziewiętnastej?
- Nie wiem, po co dzwonisz, skoro przyjeżdżasz za niecałe pół godziny, ale skoro tak ci na tym zależy, to mogę się zgodzić - powiedziałam, a chłopak wytłumaczył mi szybko, że musi dać odpowiedź współlokatorom. Pożegnałam się, rozłączyłam i wstałam z łóżka, patrząc niechętnie na ciemność, w której spowita była cała przestrzeń za oknem.
Po zakończeniu wszystkich porannych czynności, udałam się do stajni. Chyba pierwszy raz miałam problem ze znalezieniem chodnika. Śnieg padał gęsto i nieustannie, ograniczając widoczność do zaledwie kilku centymetrów. Ubrana w najcieplejszą kurtkę, jaką znalazłam w domu, dwie pary bryczesów, owinięta szalikiem i z kominiarką na twarzy przemierzałam zaspy, modląc się tylko, aby silny wiatr mnie nie przewrócił. Jakimś cudem udało mi się dotrzeć do celu; otworzyłam wielkie drzwi i po omacku znalazłam włącznik światła. Wszystkie lampy zapaliły się na raz, budząc cały budynek do życia. Konie budziły się jeden po drugim, przez co chóralne rżenie i prychanie przeszyły powietrze. Z uśmiechem ukrytym pod czapką skierowałam się do paszarni i zaczęłam odmierzać porcje dla każdego z podopiecznych.
Z karmieniem uporałam się sama w niespełna godzinę. Nie mając co robić zamiotłam podłogę, tworząc w głowie plan na cały dzień. Machałam miotłą w rytm piosenek lecących w radiu, podczas, gdy na podwórze podjeżdżały kolejne samochody. Jako pierwsi w stajni pojawili się Jacek z Aśką i to właśnie im przypadło felerne pojenie. Dlaczego felerne? Woda w zbiorniku pod wpływem zimna nieoczekiwanie postanowiła zamarznąć, przez co każdego ranka pojawiał się ten sam problem. Tymonowi trafiło się czyszczenie stajni i choć nie przyjął tego ze szczególnym entuzjazmem, i tak nie mógł narzekać. W najgorszej sytuacji znalazła się Gośka, dla której zostało odśnieżanie podjazdu. Pomimo wszystko zabrała się za to bez większych narzekań, można wręcz uznać jej reakcję za niemal pozytywną. Ja z kolei, wykonawszy to, co miałam do zrobienia, postanowiłam rozruszać konie. Melodia, jak to koń na rehabilitacji - pół godziny stępa, trzy minuty kłusa, stęp, koniec jazdy. Inaczej jednak miały się sprawy z Tabunem, na którym nie jeździłam od dobrego tygodnia, a i padokowania nie było dużo ze względu na tragiczną pogodę. Mustang z nadmiarem energii? Zapowiadało się ciekawie. Szybko uporałam się z czyszczeniem i siodłaniem, po czym wyprowadziłam ogiera na halę. Po krótkiej rozgrzewce, zaczęłam ćwiczenia. Na początek praca w ustawieniu, kilka ustępowań w kłusie, trawersy, ciągi. Galop, parę lotnych, łopatka do wewnątrz; po tym pozwoliłam Tabunowi na wyciągnięcie chodu i poluzowałam wodze. Trzy okrążenia, chwila stępa i najazdy na pojedyncze przeszkody. Po kolei stacjonata, krzyżak, stacja, okser. Gniady był ewidentnie niewyżyty, chyba pierwszy raz miałam przyjemność skakać na nim metr w taki sposób, jakby ustawione było sto czterdzieści. Na więcej skoków niestety nie mogłam sobie pozwolić. Drzwi prowadzące na halę zostały gwałtownie otworzone, wytrącając zarówno mnie, jak i konia z rytmu. Z korytarza dobiegły mnie krzyki, które zostały ucięte, gdy tylko Tymon za sobą zamknął.
- Karolina znów ma do ciebie sprawę - uśmiechnął się, a ja w odpowiedzi wywróciłam oczami i westchnęłam ciężko. Odpuściłam wodze i zatrzymałam Tabuna.
- Byłbyś tak miły i skoczył z nim jeszcze kilka razy? - zapytałam, na co otrzymałam przytaknięcie głową. Zeskoczyłam na ziemię, oddając ogiera w ręce chłopaka, a sama wróciłam do stajni. Bez zastanowienia skierowałam się ku siodlarni, która poprzez otwartą futrynę kusiła swoim ciepłym wnętrzem. Szkoda tylko, że nie byłam w stanie tam wejść, ponieważ tuż przed moim nosem drzwi zostały zatrzaśnięte. Odwróciłam się w stronę dziewczyny, której bujne, niebieskie loki wystawały miejscami spod zimowej czapki.
- Za kogo ty się uważasz, co? - spytała z oburzeniem w głosie. Uniosłam pytająco brew, nie rozumiejąc za bardzo, o co jej chodzi. - Nie liczysz się z niczyim zdaniem i jedyne, co robisz w tej stajni, to jeżdżenie, kiedy inni też potrzebują ogrzewanej hali - wydyszała, z chwili na chwilę robiąc się coraz bardziej czerwona.
- Cóż, uważam się za współwłaścicielkę stajni. A jeśli o zdanie innych chodzi, Aśka z Jackiem pojechali w teren, Tymon uznał, że pojeździ popołudniu, Gośka odpuszcza sobie dzisiaj, a Maja z Michaliną zajęły lonżownik. Jedyną osobą, która stwarza problemy jesteś ty - wzruszyłam ramionami, wyrażając swoją bezsilność. - Poza tym, nawet, gdybym chciała zapytać, ponownie nie byłaś łaskawa przyjechać wtedy, co inni, więc albo zaczniesz zjawiać się wcześniej, niż o dziewiątej, albo na halę będziesz musiała czekać.
Odpowiedzi nie uzyskałam. Karolina machnęła głową, najwyraźniej zapominając, że jej kudły ściśnięte pod czapką nie miały możliwości poruszania się wraz z jej ruchami. Z brodą uniesioną pod sufit weszła do siodlarni, rzecz jasna wpuszczając mnie dopiero po sobie. Chwyciła za sprzęt Hodita i bez słowa odeszła w stronę boksów, mijając się w drzwiach z Tymonem.
- Wiesz, twój koń chyba mnie nie lubi - zaśmiał się, odkładając rząd na jedną z moich półek. - Myślę, że trzy wyłamania, a na koniec seria baranków to nie to, czego się spodziewałaś.
- No proszę, chyba rzeczywiście byle kto na grzbiecie mu nie pasuje - mruknęłam z miną znawcy. Chłopak zerknął na mnie z ukosa, po czym wykonał kilka kroków w stronę kanapy, na której siedziałam. Nie zdążyłam nawet wstać, kiedy chwycił mnie w pół i posadził z powrotem na miejscu. Oparł ręce na moich ramionach skutecznie uniemożliwiając ucieczkę.
- Że co proszę? - zdziwił się, mrużąc lekko oczy. - Czuję się urażony - dodał po chwili, a na jego twarzy dało się dostrzec wyraźne zdziwieniec poniekąd pomieszane z rozbawieniem.
- No przepraszam - westchnęłam od niechcenia, co szatyn pokwitował krótkim "No" i cmoknięciem w usta.
- W takim razie biorę się za Albatrosa, on raczej na jeźdźca narzekać nie będzie - stwierdził z uśmiechem i pozwolił mi wstać. Minął mnie z naręczem rzędu i każde poszło w swoją stronę.

Samochód podjechał pod dom równo o dziewiętnastej. Słysząc klakson, szybko założyłam buty, płaszcz, owinęłam się szalikiem i wyszłam na zewnątrz, zamykając za sobą drzwi. Przebiegłam przez podwórze weszłam do auta i zajęłam miejsce pasażera. Chłopak nachylił się, aby mnie pocałować, kiedy zapinałam pas.
- Spędziłaś poza domem niecałą minutę, a już jesteś całkiem zimna - prychnął, z powrotem się prostując. Uśmiechnęłam się, a szatyn odpalił silnik. Podróż do miasta trwała zaledwie kilka minut, a jedynym źródłem dźwięku okazało się radio, bo żadne z nas nie było wyjątkowo skore do rozmowy. Zaparkowaliśmy na parkingu przed barem i wysiedliśmy z samochodu. Od razu skierowaliśmy się w stronę budynku. Weszliśmy do ciepłej, pełnej ludzi sali, rozglądając się w poszukiwaniu. znajomych. Nie zdążyliśmy jednak przejść kilku kroków, kiedy podbiegła do nas Justyna, potykając się o własne nogi. Roześmiana mina i zarumienione policzki sugerowały, że grzańce zyskały w lokalu na popularności.
- Weronika! Jak miło cię widzieć! - zawołała, dosłownie rzucając mi się na szyję. Ledwo ustałam na nogach, gdy cały swój ciężar zrzuciła na moje barki. W odsieczy przyszedł Tobiasz, odciągając ją ode mnie, choć sam nie był w lepszym stanie.
- Zajęliśmy stolik na końcu sali, dość długo kazaliście na siebie czekać - burknął, prowadząc nas w ślad za sobą. Zerknęłam na Tymona, gdy chwycił mnie za rękę, ciągnąc przez tłum. Kto by pomyślał, że w niewielkim barze może zgromadzić się tyle ludzi na raz. Zamówiliśmy herbatę, a cały wieczór mijał przy rozmowach i pizzy.
- Tak właściwie - zaczął blondyn po kilku następnych kuflach - kiedy planujecie ślub? Wiem, że nie zasłużyliśmy na zaproszenie, w końcu was na naszym nie było, ale wiecie, my to tak kameralnie, a nie wyobrażam sobie, żeby Tymek nie zrobił wesela. Masz już pierścionek, stary? Się oświadczyć trzeba.
Nie wiedzieć czemu, słomka w moim napoju nagle wydała się niezwykle interesująca, do tego stopnia, że zaabsorbowała całą moją uwagę. Starałam się nie zawracać sobie głowy tym, że szatyn raz za razem rzuca mi spojrzenie, które samo w sobie prosiło o pomoc, jednak ja wciąż byłam zbyt zajęta rurką.
- Myślę, że nie ma co ustalać tego typu rzeczy w barze - uśmiechnął się niezręcznie, starając w jakiś sposób ukryć zakłopotanie, szkoda tylko, że na marne.
- Tymek, Tymek, lepiej uważaj, bo jeszcze ucieknie. - Kolega zaśmiał się na tyle głośno, że kilka osób odwróciło się w naszą stronę, przysparzając mi dodatkowe nerwy. Spojrzałam na chłopaka z błagalnym wyrazem twarzy, na co on jedynie pokręcił głową z dezaprobatą. Najwyraźniej zapowiadała się długa noc.

***********************************************************************************
No. Szczerze powiedziawszy, cieszę się, że to wszystko mi usunęło, bo dziś pisało mi się o wiele, wiele lepiej :D
Także witam Was wszystkich serdecznie tego piątkowego wieczoru, mając nadzieję, że tym razem rozdział utrzyma się tu dłużej niż godzinę. Ech, powiem szczerze, wczoraj miałam więcej do powiedzenia. Nawet się rozpisałam dlaczego spieprzałyśmy z galerii i wywalili nas z autobusu (pozdrawiam Olę i Gosię :-***), ale teraz to jakoś... Mi się nie chce XD Co tam dalej... Ja tą notką nie sugerowałam kompletnie nic, żeby nie było. Co do pytania pod Rozdziałem 15. jedna notka ma, na oko, ok. dwie, może dwie i pół strony w Wordzie, nie wiem, bo nigdy nic tam nie piszę XDD W sumie - chyba tyle .-. Na koniach dalej nie jeżdżę, więc nie mam za bardzo o czym gadać. Miłego weekendu życzę i do usłyszenia jutro lub w niedzielę ♥

PS Nie mam co czytać, piszcie, piszcie ;-;

6 komentarzy:

  1. Ja już słyszę tego marsza weselnego <3
    Taramtara, Tamtamtara!
    Zaprosisz mnie na ślub, prawda? No wiem, że mnie zaprosisz, jak mogłabyś inaczej?♥♥♥
    Małe chlanie jeszcze nikomu nie zaszkodziło. Jeszcze.
    Haha, ja już idę się uczyć śpiewać jakieś disco polo, to na ślub Jo i Jacq się podszkolę XDDD
    Rozdział supi, jak zawsze, więc no. Ale Wera taka zawstydzona, coś musi być na rzeczy, co nie?
    Ja bym na miejscu Wero powiedziała, że muszę iść do łazienki i nie wracała przez tydzień XD
    Ale ja to ja, co nie? Ja jestem boi dupa, tak więc. XD
    Znów się rozpisałam, jak zawsze nie w temacie.
    Ah, ten mój nierossgarnięty mózg :') ) )

    OdpowiedzUsuń
  2. Mam kluczowe pytanie... KIEDY ON SIĘ JEJ OSWUADCZYŁ O.o naprawdę nie wiedziałam, że jestem taka nie uważna, więc powiesz kiedy jej się oświadczył?



    Zdezoriętowany
    Gallo Konio Anonim

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ale kto komu? XD Justyna z Tobiaszem są małżeństwem, co zaznaczyłam kilka rozdziałów temu, a Tymon się oświadczać raczej nie zamierza, przynajmniej nic mi o tym nie wiadomo XDD

      Usuń
  3. To o kim mowa o tych oświadczynach xD


    Gallo Konio Anonim

    OdpowiedzUsuń
  4. 50 TYSIĘCY! <3 <3 <3 <3 <3
    Stara, gratulacje z całego serducha! Należy Ci się jak nikomu innemu! Duma mnie rozpiera tak mocno, że zaraz będziesz musiała mnie zbierać ze ścian, do tego w kawałkach, więc no XD Zaraz dostaniesz wiadomość na howrse, a co tam :3 Ale nie taką zwykłą, co nie? Będzie zaje B|
    Tak więc no.
    KOCHAM, KOCHAM, KOCHAM, KOCHAM I JESZCZE RAZ KOCHAM! ♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥

    OdpowiedzUsuń
  5. Halo, dlaczego dopiero dzisiaj rano zobaczyłam ten rozdział ;-;
    W sumie jakoś tak nijak mi się czytało, pewnie przez zmęczenie.
    Jak się idzie na Igrzyska sto lat po oficjalnej premierze, a potem trzeba wstać do szkoły, to...
    A zresztą fragment z Karolina wywołał uśmiech na mej twarzy, ryju raczej.
    No.
    Tak.
    Więc.
    Gratulejszyn tych 50 tysięcy <3

    OdpowiedzUsuń