poniedziałek, 15 grudnia 2014

Rozdział 22.

Święta zbliżały się wielkimi krokami. Zostało zaledwie kilka dni, przez co zaczęła się bożonarodzeniowa gorączka. Sprzątanie zarówno domu, jak i stajni, pieczenie, gotowanie oraz nieszczęsne zakupy. Całe popołudnie spędzone w galerii, to nie do końca to, czego oczekuje się po kilku godzinach pracy. Mimo wszystko, wraz z Patrycją kupiłyśmy wszystkie prezenty i inne potrzebne pierdoły, więc czas, moim zdaniem tak czy siak zmarnowany, na zakupach, przyniósł oczekiwane efekty. Choinka w salonie mrugała bezustannie, podobnie zresztą, jak cały mój pokój. Niekoniecznie tego się spodziewałam, ale nie miałam nic do powiedzenia, gdy Tymon wtargnął przez balkon z naręczem światełek. Miejscami czułam się tak, jakby to właśnie on przywiązywał do zorganizowania świątecznej atmosfery największą wagę. Chyba jeszcze nigdy nie widziałam, żeby w coś tak bardzo się wczuwał. Wkładał we wszystkie przygotowania tyle siły, że każdy z nas zastanawiał się, jak to robi. Przejmował zdecydowaną większość obowiązków, i stajennych, i, ku mojemu zdumieniu, domowych. Co jeszcze dziwniejsze - okazało się, że świetnie gotuje, czego w życiu bym się po nim nie spodziewała.
W każdym razie, treningi z Melodią również postępowały coraz bardziej do przodu. Po konsultacji z weterynarzem zaczęliśmy przejazdy przez drągi i cavaletti, a pierwsze, małe skoki planowaliśmy jeszcze przed Wigilią.
- Znowu zamęczysz tą szkapę i skończy się kolejną kontuzją, przypominam, że to będzie już... trzecia? Czwarta? - Czymże by była radość, gdyby Karolina nie starała się jej zniszczyć? Spojrzałam na Tymona nieco rozbawiona, kiedy stojąc nad nią raz za razem przewracał oczami i kręcił głową.
- Pustułka - powiedziałam z uśmiechem, a chłopak nie zdążył opanować prychnięcia, które po chwili przerodziło się w niepohamowany śmiech, gdy niebieskowłosa zarzuciła swoimi kłakami, nie zbyt wiele rozumiejąc. W towarzystwie szatyna i z naręczem sprzętu opuściłam pomieszczenie. Osiodłałam Tabuna i wyprowadziłam go na halę. Założyłam kask, wsadziłam nogę w strzemię, odbiłam się i usiadłam w siodle.
- Może jakiś parkur? - zaproponował Tymon, a ja pokiwałam głową w zastanowieniu.
- Może jakieś linie? Ostatnio tylko pojedyncze i szeregi, w końcu się przyda ponowna nauka skracania - westchnęłam, zbierając wodze i siadając głębiej. Ogier automatycznie wygiął szyję w łuk, a jego krok stał się bardziej sprężysty. Po kilku okrążeniach, gdy przeszkody były już gotowe do użytku, przeszłam do kłusa. Gniadosz miał ewidentnie za dużo energii. Przekraczanie tyłem zdarzało mu się niezwykle rzadko, a nawet jeśli, to nie w aż tak dużym stopniu. Parę razy najechałam na cavaletti, po czym zagalopowałam. Chwila zebrań i wydłużeń, i zaczynamy z pierwszymi przeszkodami. Na pierwszy ogień - stacjonata. Krzyżak, okser i dwie stacje w linii. Koperta, double barre i znów stacjonata. Cały tor przejechałam jeszcze dwa razy, bez żadnej zrzutki. Z drugiej strony, nie ma się co dziwić. Średnia wysokość wynosiła metr, więc Tabun latał nad drągami z kilkudziesięciocentymetrowym zapasem.
- Podwyższyć? - zapytał chłopak, podnosząc się z plastikowego krzesła ustawionego na środku hali. Pokręciłam głową i zwolniłam do stępa.
- Koniec na dzisiaj, rozstępuję go i odprowadzę - powiedziałam, odpuszczając wodze i obserwując, jak szatyn opiera się mocniej o oparcie i zaczyna chybotać na tylnych nogach stołka. - Znowu się wywrócisz - uśmiechnęłam się w jego stronę, patrząc na niego z góry. Skrzywił się lekko, ale pomimo wszystko nie skończył się huśtać. Powoli wyznaczałam w głowie plan, na resztę dnia, nadal stępując po dużym kole. Dopiero po chwili, gdy wypuściłam strzemiona, jak na złość śnieg zaczął warstwami spadać z dachu. Tabun automatycznie przeszedł do galopu, a ja, kompletnie zdezorientowana całą sytuacją, utrzymałam równowagą jedynie na wodzach. Szybko się wyprostowałam, poprawiłam dosiad i ponownie zwolniłam. Utrzymałam się w siodle, gorzej z Tymonem, który, jak się spodziewałam, właśnie podnosił się z ziemi i otrzepywał włosy z piachu.
- Mówiłam, żebyś się uspokoił - zaśmiałam się, a w odpowiedzi otrzymałam jedynie zerknięcie spode łba, zaopatrzone w uroczy uśmiech.

Po całym dniu opadłam na sofę, tuż obok Tymona. Chwyciłam ze stołu gorącą czekoladę i podwinęłam nogi pod siebie, owijając się kocem pod szyję. Chłopak podniósł rękę, która od jakiegoś czasu spoczywała na jego twarzy i spojrzał na mnie z ukosa.
- Siedzisz obok kominka, naprawdę jest ci zimno? - zapytał, wzdychając ciężko. W jego tonie było słychać wyraźne zmęczenie. Zlustrowałam go wzrokiem, co niestety nie pozostało niezauważone i już po chwili dotarło do mnie pytanie "o co chodzi?"
- Nie sądzisz, że się lekko przepracowujesz?
Jeszcze zanim zdążyłam skończyć zdanie, szatyn wyprostował plecy i popatrzył na mnie z góry.
- Oczywiście, że nie. - Pomimo starań, barwa głosu się nie zmieniła i wystarczyło jedno spojrzenie, żeby wiedział, że maskarada mu nie wyszła. - Nic mi nie jest.
- Mówi osoba po śpiączce - powiedziałam, a w oczach rozmówcy natychmiast pojawiła się dezaprobata. No tak, zdanie niezbyt przemyślane, w końcu, moja sytuacja była o wiele gorsza. Miesiąc w szpitalu to, na dobrą sprawę, nic przy pełnym roku.
- Chyba nie muszę nic dodawać - prychnął, a ja oparłam głowę na jego ramieniu.
- Po prostu się martwię, a zauważ, że jesteś osobą, która wyręcza prawie wszystkich w ich obowiązkach. Serdecznie dziękuję, ale czy mógłbyś się nie zarobić na śmierć, proszę?
W odpowiedzi otrzymałam pocałunek w czubek głowy, poprzedzony cichym śmiechem. Czy wziął sobie prośbę do serca? Znając go, raczej nie.

***********************************************************************************
No i znowu dwudziesta druga, coś już mi się później pisać nie chce XD Rany boskie, zaskakujecie mnie. Bardzo pozytywnie. Jest piętnasty, a wyświetleń w grudniu więcej niż w lipcu i we wrześniu, szaleni moi :D Ostatnimi czasy, nie wiedzieć czemu, w ogóle się nie witam, ale to już taki zwyczaj, jak coś, to się skarżyć XD Rozdział, na szczęście, pisało mi się już o wiele lepiej niż poprzedni, pomimo, że chyba, niestety, wyszedł krótszy. No nieważne, w każdym razie, jestem dumna ze swojej regularności i, co ważniejsze, z Waszej aktywności! c: Nawet na blogach coś ruszyło! Czekałam na to nie wiem ile. Jeśli czyjegoś rozdziału nie skomentowałam - planuję zrobić to z telefonu, w którym mam naotwierane co najmniej trzydzieści kart... Spokojnie, nic mi nie umknie ;p A tak na marginesie, nie wiem, czy widzieliście, ale Gamza wróciła :D Fakt ten tak mnie ucieszył, że od razu przeczytałam jej rozdział i z góry przepraszam Norkę i Spencer, że Wasze notki zostawiłam na później, ale, same rozumiecie, jej nie było przeszło pół roku. A teraz, skoro poruszyłam wszystkie kwestie, które poruszyć chciałam, dobranoc, moje kochane ♥

4 komentarze:

  1. Pusty jak pustułka, co? <3 lol, ciesz się, że mi się chciało czekać do 22 na ten rozdział, albowiem jestem bardzo zmęczona XD ej, weź, bo ja się zapłaczę, jak Tymek umrze no :c
    A wiesz, że nauczyłam się już śpiewać? Na ich weselu będziemy wymiatać! Hahaha, co ja gadam? Dobra, nie ważne.
    Czuję się znarkotyzowana po wdychaniu farby z remontu, jest ze mną coraz gorzej XDDDDDD
    DOBRA, OGAR.
    Rzal, czemu ja capsem pisze?
    Dobra, w każdym razie, rozdział supi, jak zawsze, więc nie muszę Cj tego chyba powtarzać setku razy, gdy tylko piszesz rozdział XDDD
    KCKCKCKCKCKCKCKCKCKCKC <3333333 ;*****★★★★♥♥♥♥♥♥

    OdpowiedzUsuń
  2. No to ten - jak zawsze świetnie *u*. Tera przynajmniej łaskawie poinformowałaś mnie na skajpie XD A oni mają się pobrać! No nic, moje komy jak zawsze króciutkie i wgl nie wiem jak Maxy to robi ;-; To ja ten, będę mój mały wpisek kończyć i czekam z niecierpliwością na następny rozdział <3 Bayo :*

    OdpowiedzUsuń
  3. Maxy kocha autorkę bloga. Kacik jest moją sercową komorą, tak więc, mogę przeznaczyć na nią trochę weny i czasu, co nie? ^^

    OdpowiedzUsuń
  4. Tymon chce się oświadczyć no. Nie wiem, jak, gdzie i kiedy to sobie ubzdurałam (a może nie?) ale teraz tylko o tym myślę xD
    I wszystko musi być perfekt.
    Wkurwia mnie Karolina, na miejscu Wery dałabym jej pięścią w ryj ;_;
    Kurde, taka mobilizacja, że nie wiem. Nie nadążam z tak szybkimi rozdziałami.
    Nie żebym sugerowała przerwę, co to to nie.
    Kurcze, już kilka rozdziałów do końca tomu, tak szybko ten czas zleciał.
    Tylko kontynuuj dalej, wiesz o tym.
    No tak więc no, Bay.

    OdpowiedzUsuń