sobota, 27 grudnia 2014

Rozdział 28.

Wysiadłam z busa na przystanku obok rynku. Rozejrzałam się po okolicy, którą w trakcie kilku ostatnich tygodni poznałam lepiej, niż się spodziewałam. Automatycznie ruszyłam w stronę bloku, starannie omijając wszystkie bary i knajpy, w których ktoś mógłby mnie kojarzyć. Stanęłam przed budynkiem i na domofonie wykręciłam numer mieszkania. Powietrze przecięła niezwykle irytująca muzyczka, oznaczająca tyle, co "musisz zaczekać, ale ci tego nie umilę". Na szczęście po kilku sekundach ktoś podniósł słuchawkę i bez chociażby pytania kto przyszedł, zostałam wpuszczona do środka. Wyjechałam windą na ósme piętro, mijając po drodze pozostałych mieszkańców, którzy mierzyli mnie nieprzychylnymi, ciekawskimi spojrzeniami. Nieprzyjemne uczucie. W końcu jednak nacisnęłam na klamkę mahoniowych drzwi, które natychmiast odpuściły. Weszłam niepewnie do środka, rozglądając się po korytarzu. Zdjęłam buty, płaszcz i skierowałam się do salonu. Oparłam się zdegustowana o futrynę, widząc Tobiasza i Tymona rozłożonych na kanapie.
- O! Myślałem, że to Justyna wróciła ze sklepu - powiedział zachrypniętym głosem i zaraz potem odkaszlnął. - Wybacz, że tak bez powitania, ale wolę się nie zbliżać, ktoś mnie zaraził - mruknął i obdarzył wymownym wzrokiem szatyna siedzącego obok. Ten z kolei dopiero po jego słowach zadał sobie trud odwrócenia głowy i zobaczenia, któż to przyszedł. Uśmiechnął się do mnie blado i pomachał ręką. Pokręciłam głową i przetarłam oczy palcami.
- Wujek się uparł, żeby wziąć wam jakieś jedzenie, najwyraźniej nie tylko ja nie jestem przekonana o waszej odpowiedzialności - prychnęłam, okręciłam się na pięcie i udałam się do kuchni. Po odkopaniu  garnków z wnętrza szafki, już miałam zabrać się za odgrzewanie kilku porcji, kiedy moje zamiary przerwało człapanie dobiegające od strony korytarza. Nie musiałam się nawet odwracać, żeby wiedzieć, że Tymon postanowił mi pomóc w przygotowaniu posiłków.
- Wolę zrobić to sam, niż potem patrzeć, jak mieszkanie się pali, albo ty oblewasz się wrzątkiem - stwierdził, odpierając mi wszystkie naczynia.
- Aleś ty troskliwy - zaśmiałam się, siadając na blacie. - Miałam zamiar do ciebie zadzwonić, ale patrząc na twój stan, raczej nie będziesz w stanie przyjąć propozycji.
Chłopak zmierzył mnie spojrzeniem i zapewne postarałby się utrzymać kontakt wzrokowy, żeby szybciej wybadać, o co chodzi, jednak przeszkodził mu nagły atak kaszlu. Westchnęłam pod nosem i przewróciłam oczami.
- Masz tu jakieś lekarstwa, cokolwiek? - zapytałam, na co on automatycznie zaprzeczył. - Świetnie, a u lekarza byłeś? - I znowu to samo. "Nie." Cudownie, myliłam się, mówiąc, że jest jak dziecko. Z dzieckiem łatwiej dojść do porozumienia. To to ma swój rozum i nie przegadasz, pomyślałam z goryczą i zeskoczyłam na ziemię.
- Idziesz już? - padło pytanie dopiero, gdy z powrotem zakładałam buty. - Przecież dopiero przyszłaś.
- Ktoś musi wam zrobić zakupy, bo oczywiście drogim panom nie przyjdzie to nawet do głowy - uśmiechnęłam się w jego kierunku, a on tylko wlepił we mnie swoje pełne dezaprobaty spojrzenie. - Nie patrz tak na mnie, to przez ciebie nie lecę jutro do Anglii - burknęłam, udając obrażoną i wyszłam z mieszkania, zostawiając szatyna ze zdziwieniem wymalowanym na twarzy. Na pierwszy, i ostatni, ogień wzięłam aptekę. Nie mając bladego pojęcia, gdzie może się znajdować, byłam zmuszona popytać przechodniów. W końcu, czwarta próba udała się skuteczna i jakaś starsza pani dała mi dokładne wskazówki jak dostać się do małej, ukrytej wśród innych budynków dobudówki. Popchnęłam drzwi i od razu uderzyła we mnie nieprzyjemna woń różnych medykamentów. Przełknęłam ciężko ślinę i podeszłam do kasy. W sumie, nie miałam pomysłu, co mogłabym kupić, a ekspedientka nie wydawała się szczególnie skora do pomocy. Wreszcie zdecydowałam się na typowe pierdoły skuteczne przy przeziębieniu i wróciłam do mieszkania. Odłożyłam siatki na stół i przeszłam do salonu. Przysiadłam się do chłopaków, rzucając na ławę listek witaminy C.
- Jesteś za blisko, zarazisz się - powiedział Tobiasz, siłą odsuwając mnie od Tymona.
- Daj jej spokój, niech se siedzi jak chcę - mruknęła Justyna, gdy tylko wyszła z łazienki. Uśmiechnęła się do mnie i machnęła ręką w geście powitania. - Tak na przyszłość, nie przynoś żadnej zupy. Może i umie gotować - wskazała palcem na szatyna siedzącego obok mnie - ale przypala wszystko, co jest w płynie. Ostatnio trzykrotnie wymienialiśmy czajniki, bo kolega potrafi się posługiwać tylko elektrycznym.
- No proszę, a to mnie wyrzuciłeś z kuchni - zauważyłam, na co on poklepał mnie po ramieniu.
- Mam ci przypomnieć, jak spaliłaś całą porcję pierników i nie mogłaś doczyścić piekarnika? - zapytał, po czym od razu zrobił unik przed poduszką, którą rzuciłam w jego stronę.
- Nie moja wina, że zadzwonił telefon i Amy rozgadała się o jakichś pierdołach - burknęłam obrażona, zaplatając ręce na piersi.
- Co do Amy, o co chodzi z tym całym wyjazdem? - zainteresował się nagle, a ja tylko machnęłam lekceważąco.
- Już nieważne, kupili mi bilety na jutro, ale skoro jesteś chory, to nie widzę sensu - powiedziałam i wstałam z miejsca, zamierzając zrobić sobie herbatę.
- Nie uzależniaj się od niego za bardzo, ma jeszcze niecałe trzy miesiące, a jak się nie wywiąże, to lepiej go zostaw - prychnęła Justyna. Spiorunowałam ją wzrokiem, a Tymon wycelował poduszką prosto w jej twarz. Dziewczyna wtuliła się w bluzę Tobiasza, przez śmiech mówiąc, żeby jej pomógł, bo chcemy ją zabić. Coś w tym jest. Bez słowa udałam się do kuchni, aby nastawić wodę. Przysiadłam na blacie i schowałam twarz w dłoniach. Odblokowałam ekran telefonu, aby sprawdzić, która godzina. Zegar wskazywał dopiero kilka minut po trzynastej, a ja już byłam zmęczona, jak po całym dniu. Odetchnęłam ciężko, słysząc na korytarzu szuranie kapciami. Podniosłam głowę i od razu napotkałam badawcze spojrzenie szatyna. Uśmiechnęłam się krzywo, a on usiadł obok mnie.
- Normalnie bym cię przytulił, ale tak się składa, że rozsiewam zarazki - mruknął, zerkając na mnie z ukosa. - Nie mówiłem ci przypadkiem, żebyś się nie przejmowała tym jej bełkotem? - spytał, na co automatycznie pokiwałam głową. W sumie, zdziwiło mnie, że domyślił się, o co chodziło. Najwyraźniej znał mnie lepiej, niż sądziłam.
- Tak na dobrą sprawę mówiłeś, żebym się nie przejmowała pijańskim bełkotem. Teraz jest chyba trzeźwa - stwierdziłam, wychylając się, aby zobaczyć, w jakim jest stanie. Tak, ewidentnie nic dzisiaj nie piła.
- Ale i tak gada od rzeczy. Nawiasem mówiąc, fajnie by było, gdybyś zawsze zwracała taką uwagę na to, co mam do powiedzenia - oburzył się, mierząc mnie z udawaną złością w oczach. Prychnęłam cicho i po chwili chłopak stał się moją poduszką. Objął mnie ramieniem i choć chciałabym tak siedzieć nie wiadomo ile, niestety musiałam się ruszyć, żeby zalać herbatę.

Wysiadłam z busa i przez kilkunastocentymetrowe morze śniegu skierowałam się w stronę domu. Przedzierając się przez zaspy, nawet nie zwracałam uwagi na mijające mnie kolejno pojazdy. Miałam jedynie nadzieję, że łaskawie mnie nie rozjadą, co było bardzo możliwe. Słońce zachodziło już w okolicach szesnastej, czasem nawet wcześniej, więc o dwudziestej drugiej nie miałam nawet szans na dostrzeżenie czegokolwiek, co znajdowało się dalej, niż w odległości metra przede mną. Nic więc dziwnego, że nawet nie zauważyłam, kiedy walnęłam w bramkę, która wyrosła nie wiadomo skąd. Z cichym jękiem potarłam obolałe ramię i przekręciłam kluczyk. Nacisnęłam na klamkę, zatrzasnęłam furtkę za sobą i ślizgając się na zamarzniętym chodniku. Jakimś cudem doszłam do domu bez upadku, a co za tym idzie, w moim ubiorze nie ucierpiało nic poza butami, skarpetami i spodniami, które zdążyły całkowicie przemoknąć. Zatrzymałam się, widząc auto na podjeździe. Dwa czarne suwy stały na podwórzu z umazanymi błotem drzwiami. Zerknęłam na okno, wychodzące z kuchni. Przy stole widoczne były cienie kilku osób, niestety nie byłam w stanie dostrzec niczego więcej, ponieważ przeszkadzał mi w tym mój wzrost. Zmarszczyłam brwi i skierowałam się do wejścia. Weszłam do środka, otrzepałam buty, zdjęłam płaszcz i nie zdążyłam nawet się przywitać, gdy kilka osób rzuciło się na mnie w grupowym uścisku. Kompletnie zdezorientowana nie byłam w stanie dostrzec niczego, poza rękawem czyjejś bluzy i blond włosami. Ktoś coś krzyczał, kolejny mruczał coś o jakiejś podróży, a jeszcze inny bełkotał coś niewyraźnie o niezrozumiałych pierdołach. W końcu jeden z obserwatorów całego widowiska, najprawdopodobniej wujek, kazał skończyć całe to zamieszanie. Ludzie powoli zaczęli się ode mnie odsuwać, zostawiając mnie na środku pomieszczenia. Kudły przykryły całą moją twarz, dlatego dopiero po ich odgarnięciu byłam w stanie zobaczyć, że...
- Niespodzianka!
...Amy, Will, Tymek, Susan i Marry stoją w półkolu z uśmiechami na pół twarzy.
- Jak wy tu... - urwałam, patrząc kolejno na każdego z nich.
- Trzy godziny pakowania i zamawiania biletów, cztery godziny lotu jakimiś tanimi liniami, wypożyczenie dwóch samochodów, dwie godziny drogi z lotniska i bum, jesteśmy. Nie przyleciałaś do Anglii, więc Anglia przyleciała do ciebie - powiedziała Amy, rozkładając na koniec ręce w teatralnym geście. Pokiwałam głową, nie mogąc zdobyć się na nic lepszego. Najwyraźniej nie miałam szans na normalny wypoczynek.

***********************************************************************************
Dobry wieczór. Dzisiaj wyjątkowo wcześnie, chociaż miało być jeszcze wcześniej, pierwszą część miałam gotową o... Jedenastej? Za tą drugą jakoś nie mogłam się wziąć, więc chwilę mi to zajęło, ale jestem zadowolona :D I ta długość, ach, och! Rany, nie mam pomysłów na dopiski XD Nie wiem czemu, ale zwyczajnie mi się nie chce. Jednak biorąc pod uwagę, że tylko tak się z niektórymi z Was komunikuję, to, eee... Jakieś plany na sylwestra? XD Osobiście spędzam go z koleżanką, u mnie w chałpie, mama gdzieś wybywa, więc cały dom dla nas. Jeśli czegoś nie rozwalimy, będzie dobrze. Kolejny rozdział... Jutro? Pojutrze? Nie wiem? D: Zobaczymy, ale pewnie jutro, znając mnie... Także, no, aktywność trochę znowu się czegoś napiła i chyba ma kaca, więc weźcie ją ocućcie po tych świętach, bardzo proszę. Do jutra liczę na co najmniej dwa komentarze, moi drodzy. DWA. Nie wymagam za dużo, co? XD Więc nie pozostaje mi nic, jak tylko powiedzieć, do usłyszenia :D

PS O kurde, o kurde, 46 obserwatorów <3 :o

edit
No no, 47 obserwatorów, statsy w górę, prosiłam o dwa komentarze, dostałam sześć, nie wiem, o co chodzi, kocham Was mocno, rozdział koło 14-15, zależy, o której wstanę i go dokończę XDD

6 komentarzy:

  1. Wreszcie nadrobiłam :D Tak, ja to ta z howrse która pisała do ciebie pod zacnym loginem marta09$. Rozdział mega (jak każdy) tylko niech Tymonek łaskawie wykona wyzwanie i wreszcie się oświadczy xd Nie umiem pisac długich komentarzy wiec kończę, pozdrawiam i czekam na następny :)
    PS. Pierwsza ? Yeah xd

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Nominowałam cię do Liebster Blog Award. Więcej u mnie na football-life-and-love.blogspot.com

      Usuń
  2. I już masz drugi koment :P
    Wowowow. To Wera miała lecieć do Anglii z Tymonem no xD
    No cóż.
    Mam nadzieję, że masz plan, aby jakoś zaskoczyć.
    Eh, tego komentarza też mi się nie chce pisać jak cholera, więc skończę go właśnie teraz.
    Ale przynajmniej zostawiłam ślad, no nie?

    OdpowiedzUsuń
  3. No nie wierzę.
    ;-;
    Idę się ciąć. Zadowoleni? I tak nie mam nic do robot to pojeżdżę bezsensownie żyletką/masłem w płynie/ mydłem po nadgarstku Bl
    Ej, wiesz, co bym porobiła? POHEJCIŁABYM :C
    Ale Ciebie nie będę *bo się Ciebie boję :CCC*
    PRZESTRASZYŁAŚ TAPIRA, ZADOWOLONA?!
    No ja myślę.
    hahahahahahahahahahah
    Jestem typowym facetem, czego Ty ode mnie oczekujesz kurde? XDDDD
    Mój Boże, zakochałam się w tej piosence <3
    Ej, wgl, to chyba idę spać, ALE NAJPIERW ROZDZIAŁ, OCZYWIŚCIE! <3
    Wywierasz na mnie zły wpływ. Albo ja na Ciebie. W każdym razie, kocham Cię za to, masz nie przestawać XDD
    Rozdział supi, czuję, że Wera zaś znów się upije XDDD
    KCKCKCKCKC mocno :c <3 :*

    OdpowiedzUsuń
  4. No dobra, ja też coś napiszę. No więc podoba mi się strasznie to, że tak często dodajesz rozdziały. Jak i również to, że skupiłaś się na życiu towarzyskim Weroniki. Zaręczyny i te sprawy dają taką odskocznię od tego, co było dotychczas. No ale też ciekawa jestem tego, jak ma się Melodia i Tabun. Trochę teraz też brak tych zimowych terenów, w których brała udział tylko Werka i Tymon.
    No ale wszystko jest w porządku, czytam i będę czytać dalej orzaz będę się starać komentować :) Pozdrawiam.

    OdpowiedzUsuń
  5. Rozdział super ;) Fajną niespodziankę miała Wera ;) Ogólnie fajnych ma przyjaciół ;) Kurde w ogólnie nie mam pomysłu na ten komentarz ;/ No nic życzę Ci udanego sylwestra i zapraszam do mnie ;)

    OdpowiedzUsuń