piątek, 15 lutego 2013

Rozdział 22.

Siedziałam w pokoju, próbując się uczyć, ale niestety nie było to łatwe. Bez przerwy przyłapywałam się na myśleniu o Tymonie, Bartku i tych wszystkich walentynkowych niespodziankach. Zerknęłam na kopertę, leżącą na moim biurku. Przypominając sobie tą chwilę, kiedy dziewczyny rozdawały kartki, stwierdziłam, że nie mam nawet szans na jakąkolwiek naukę. Wyszłam na balkon, chcąc nacieszyć się wczesną wiosną. Oparłam się o barierkę, patrząc na zachód słońca. Stałam tak chyba z dziesięć minut, aż nagle moje rozmyślania przerwał koszyk, wpadający na podłogę tarasu. Odwróciłam się gwałtownie, aby zobaczyć Tymona, próbującego wgramolić się przez dość wysokie ogrodzenie. Mimowolnie się roześmiałam, kiedy upadł, potknąwszy się o wcześniej wrzucony koszyk. Podeszłam do niego i pomogłam mu wstać.
- Co ty tu robisz? - zapytałam przez lekki śmiech.
- Urządzam piknik - odparł jakby była to czynność codzienna.
- Na moim balkonie?
- No a gdzie? Skoro jesteś tu, to dlaczego miałoby być gdzie indziej? - spytał rozpakowując zawartość koszyka na wcześniej ułożony koc. - Zapraszam drogą panią - powiedział machnąwszy zachęcająco ręką. Usiadłam na ziemi, biorąc w dłoń, jedną z kilku babeczek.
- Sam piekłeś? - zdziwiłam się, patrząc na muffinki.
- Nie ja... piekarnik! Jesteś dziewczyną! Powinnaś wiedzieć takie rzeczy - sarkazm w głosie czuć było na kilometr, ale pomimo wszystko, udawałam oburzenie.
- No wiesz? Ja jestem z nowej epoki, w której zamiast piekarników używa się cukierni! - stwierdziłam odwracając wzrok, po czym oboje wybuchnęliśmy śmiechem. Przyznam, że miło było oglądać zachód słońca, w tak nieoczekiwanych okolicznościach. Zastanawiało mnie tylko co takiego wymyśli, kiedy okaże się, iż skończyły mu się pomysły na zaskakiwanie...
***
Obudziłam się patrząc na datę w kalendarzu. 16... Sobota! Nareszcie! Nadszedł upragniony weekend. Wyjrzałam przez balkon. Na podjeździe stały cztery samochody. Jeden Tymona, drugi wujka trzeci Aśki, a czwarty... Czyje może być to zielone cinquecento? Kurde, no ale co ona tu robiła? Przetarłam twarz dłonią zerkając w dół. Tymonowi najwyraźniej pomysły się nie skończyły. Pod balkonowymi drzwiami leżał nieduży bukiet tulipanów. Nacisnęłam klamkę, aby wziąć kwiaty. Wypadła z nich mała karteczka.
"Kiedy byłem na straganie, rzuciły mi się w oczy.
Pomyślałem'A dlaczego by nie kupić?'
No i kupiłem. Taki wiosenny prezent,
Tymon.
PS Melodia czeka."
Popatrzyłam na zegarek. O matko! Wpół do dziesiątej! Ubrałam się szybko, umyłam i zbiegłam na dół, bez śniadania popędziłam do stajni.

***************************************************************************************************
Dzisiaj bardzo krótko. Jutro nie będę miała możliwości korzystania z neta. Sorry, cześć...^^


[edit 16.02.2013] Jednak znalazłam chwilę, więc się wytłumaczę. W poniedziałek mam konkurs z polskiego, na który muszę przeczytać fragmenty siedmiu książek i narysować mapę wymyślonej przeze mnie krainy fantasy... Słabo mi to idzie, głownie z powodu, że o konkursie dowiedziałam się wczoraj -.- No cóż, muszę wziąć się do roboty! Idę po moją ogromną kartkę papieru oraz biorę moje wysłużone kredki w garść...^^

2 komentarze:

  1. Ta rynna to niezmiernie przydatna drabinka :) Fajny rozdział, czekam na następny :D
    Mi osobiście nie chciało by się zapisać na konkurs z języka polskiego :P Życzę powodzenia w konkursie.

    OdpowiedzUsuń
  2. czekam na następne rozdziały <3 Do zobaczenia jutro w szkolę..

    OdpowiedzUsuń