czwartek, 1 listopada 2012

Rozdział 11.

Jedynym pocieszeniem w roku szkolnym są weekendy. W końcu, po czterech dniach nauki ów weekend nadszedł. Nareszcie mogłam wstać później niż zwykle, zjeść spokojnie śniadanie i iść zająć się Melodią. Więc pierwsze co zrobiłam kiedy byłam już w stajni to skierowałam się do siodlarni po sprzęt do czyszczenia, siodło i uzdę. Miałam wielką, nieprzemożoną ochotę wyjechać na cały dzień w teren. Skoczyłam jeszcze do domu po koc i coś do jedzenia "Zrobię sobie piknik przy jeziorze!" postanowiłam w myślach. Pobiegłam z powrotem do stajni z wypakowanym po brzegi koszykiem. Wyczyściłam i osiodłałam klacz po czym wsiadłam na jej grzbiet i wjechałam do lasu. Niesamowite było to, że jest dopiero dziewiąta rano. Miałam cały dzień tylko dla siebie. Wspięłyśmy się na wzgórze i zjechaliśmy wprost na plażę. Zsiadłam z konia, odpięłam popręg, spuściłam siodło na ziemię po czym zdjęłam ogłowie. Kobyła od razu odbiegła i wskoczyła do jeziora.
- Ale upał. - westchnęłam pod nosem zabierając się właśnie za rozkładanie koca i pozostałych przedmiotów będących jeszcze w koszu. Po dziesięciu minutach położyłam się na słońcu, włożyłam słuchawki do uszu i włączyłam muzykę na tyle głośno aby nie słyszeć co dzieje się w okół mnie. Leżałam tak przegryzając jabłko  do chwili kiedy coś przysłoniło mi światło.
- Odejdź Melodia! - Rozkazałam nadal nie otwierając oczu. Jednak nadal coś zasłaniało słońce. Popatrzyłam zza okularów przeciw słonecznych na to coś i okazało się, że był to roześmiany Tymon. Szybko wyłączyłam głos w telefonie i wyjęłam słuchawki.
- Czy naprawdę jestem aż tak podobny do konia? - zażartował sobie z czego ja również się roześmiałam.
- Może trochę z lewego profilu - odparłam z uśmiechem.
- No wiesz! Przecież powinnaś mnie pocieszyć, powiedzieć "Nie, w cale nie jesteś podobny do konia" a nie mówić mi, że z jednej strony bardziej niż z drugiej!
- Kiedy to prawda! - nie przestawałam się śmiać.
- To ja się obrażam! - powiedział sarkastycznie i odwrócił się do mnie tyłem.
- No dobra, sorry.
- Nie słyszałem!
- Przepraszam!
- No ujdzie. - skomentował z powrotem odwracając się do mnie. - Gramy w siatkę?
- Czym? Gałęzią?
- Nie jestem na tyle głupi żeby nie wziąć piłki, której ty zapomniałaś.
- Ha ha bardzo śmieszne! Chodź grać, bo się tu zanudzę na śmierć!
- Ze mną to raczej niemożliwe.
- Nie pochlebiaj sobie. - jak ja lubię się mu odgryzać!
Zdziwiło mnie to, że rzeczywiście wziął piłkę, paletki do badmintona i picie.
- Skąd wiedziałeś, że tu będę? - spytałam zaskoczona, przecież chyba nie jeździł codziennie z tym całym ekwipunkiem!
- Intuicja...
- Nie chcesz, nie mów. Chociaż w sumie nie. Powiedz!
- No dobra skoro nalegasz...
- Nie ja wcale nie nalegam, ja po prostu chcę wiedzieć! - znowu się roześmialiśmy, kiedy przyjechałam na tą całą wieś nawet nie podejrzewałam, że będzie ktoś z kim będę się tak dobrze dogadywać.
- Wera nie zapomniałaś o czymś?
- Ale, że niby o czym?
- O tym, że ja czasem wchodzę do kuchni.
- No i co... głupia jestem! - stwierdziłam chwytając się za głowę. Przez chwilę nie mogłam przestać się śmiać, nie domyśliłam się o co mu chodziło a przecież sama zostawiłam kartkę dla wujka żeby wiedział gdzie jestem! - Błagam powiedz, że masz ją ze sobą. - nie chciałam żeby Aśka i Jacek też się tu zjechali.
- Oczywiście, że mam - odparł wyciągając zmięty w kulkę kawałek papieru. - To gramy w końcu czy nie?
- Chodź!
Pobiegliśmy na w miarę równy kawałek terenu i zaczęliśmy odbijać. Graliśmy przez jakąś godzinę dopóki nie przerwały nam śmiechy. Popatrzyliśmy równocześnie w stronę jeziora a tam... Aśka z Jackiem. Najwidoczniej wykrakałam.
- O nie. - westchnęłam kiedy nas zauważyli. Zmusiłam się jednak do uśmiechu. - Cześć!
- Cześć! - odkrzyknęli równocześnie.
- Nam już się nie należy zaproszenie na imprezę? Czuję się mocno pominięta! - powiedziała dziewczyna ale pomimo próby zamaskowania dobrego humoru jej mina zdradzała wszystko.
- Byłam sama ale detektyw Tymon znalazł moje niecne notatki, które przypadkowo zostawiłam na kuchennym blacie.
- W takim razie nie macie wyjścia i musicie nas ścierpieć aż do końca dnia. - Jacek najwyraźniej nie żartował.
- Jakoś to przebolejemy... - kolejny śmiech.
Całą resztę dnia graliśmy w siatkówkę na zmianę z badmintonem oraz przegryzaniem czegoś i popijania zimnym sokiem. Konie goniły się, wskakiwały i wyskakiwały z wody. Kiedy zaczęło zmierzchać rozpaliliśmy ognisko i los chciał, że któreś z nas przywiozło ze sobą gitarę (na pewno nie byłam to ja). Aśka zaczęła grać a my śpiewaliśmy razem z nią piosenki, które choć trochę znaliśmy.

***********************************************************************************
Atak weny! Długi rozdział powstał z tych moich bazgrołek :) Jak ja to uwielbiam! Piszę kompletne głupoty a na koniec wychodzi coś takiego :D Poważnie zastanawiam się nad karierą pisarki chociaż o wiele bardziej pociąga mnie weterynaria... ha ha mam 12 lat i o studiach myślę xD Mine genius! Jak ja lubię angielski! Ascaria, nawet nie wiedziałam, że prawdopodobnie czytam twojego bloga! Nie byłabym w stanie domyślić się, że jesteś także jiną ;) Z tego co widać po notce śnieg jest moją prawdziwą inspiracją do napisania czegoś zupełnie innego...^^

3 komentarze:

  1. Ja mam tak samo! Też mam 12 lat i myślę o studiach. Sama też zastanawiam się nad karierą pisarki i weterynarza. Co do tożsamości można było się domyśleć. Nick na blogerze Ascaria, a imie konia z mojego opowiadania Ascar.

    OdpowiedzUsuń
  2. Ja teraz mam 15 lat, ale już od jakichś 10 lat myślę o studiach weterynaryjnych. xD Ale ostatnio stwierdziłam, że muszę zmienić plany, bo nie nadaję się na weterynarza (mdleję na widok krwi) :( Więc szukam nowej profesji, a na to nie ma aż tak dużo czasu... Od września 2013 idę do liceum i już wtedy muszę się mniej więcej określić, żeby wybrać odpowiedni profil. :/
    Notka jak zwykle wspaniała i zabieram się za czytanie reszty. :)

    OdpowiedzUsuń