niedziela, 11 listopada 2012

Rozdział 18.

Piątek, ostatni dzień szkoły oraz ten długo wyczekiwany ostatni dzwonek. Wyszłam w towarzystwie przyjaciół przed budynek i po chwili siedzieliśmy w busie. Gdy w końcu wysiadłam na przystanku od razu pobiegłam do domu. Wpadłam do pokoju, przebrałam się i zeszłam na dół. Wyjrzałam przez kuchenne okno. Wraz z początkiem listopada upały mocno ustąpiły i przeobraziły się w wiatr, przymrozki oraz powszechny chłód. Narzuciłam na siebie kurtkę po czym skierowałam się do stajni. Tymon z zacięciem zamiatał korytarz.
- Cześć! - krzyknęłam podbiegając w jego stronę.
- Hej. - powiedział nachylając się by mnie pocałować. Staliśmy chwilę w ciszy.
- Wujek wyjeżdża za tydzień. - przypomniałam sobie, że miałam przekazać mu tą informację. - Poprosił żeby wybrać termin Hubertusa. Chce zobaczyć nasze starania więc albo w tym tygodniu albo za conajmniej trzy.
- Jestem za jutrem.
- No nie wiem. Sądzisz, że uda się wszystko przygotować?
- A co to za problem? Rozety są gotowe od miesiąca, konie wystarczy wcześniej rozgrzać, kita leży u Jacka, więc on będzie lisem a teren mamy wygospodarowany.
- Racja. W takim razie jestem za. Trzeba tylko zebrać uczestników.
- Ja, ty, Aśka, Jacek no i właściciele większości koni. Około dziesięciu. Może być?
- Jasne. Już nie zdążymy pojechać w teren.
- Nawet gdybyśmy mogli to i tak byśmy nie pojechali. Jeden dzień odpoczynku przed gonitwą przyda się każdemu koniowi.
Pokiwałam smętnie głową. Miałam straszną ochotę na przejażdżkę, no ale trudno. Jeszcze nie jedna przede mną.
- Przy karmieniu musimy zwiększyć ilość owsa koniom, które biorą udział.
- Czyli dwie miarki dla: Melodii, Albatrosa, Mozambika, Cykady, Irgi, Bajki, Śmiałka, Niagary, Bandosa i Rily no i po trzy dostaną Faza, Tanger i Ciruss.
Nakarmiliśmy konie po czym poszliśmy każde w swoją stronę. Położyłam się spać dużo wcześniej niż zwykle. Zasnęłam myśląc o tym jak to wszystko będzie wyglądało i kto złapie lisa.
***
Następnego dnia obudziłam się o niezwykle wczesnej porze. Nie zwlekając ubrałam się, umyłam, zjadłam śniadanie i pobiegłam do stajni. Wyczyściłam Melodię i zaplotłam jej ogon. Ze zdziwieniem stwierdziłam, że jest dopiero siódma.

Około dwunastej wszyscy byli gotowi do startu. Jeźdźcy ustawili się w zgrane półkole, a wujek na Armagedonie wygłosił długą mowę. Zarządził dodatkowe piętnaście minut przerwy na rozgrzanie koni więc wszyscy rozjechali się po terenie konkursu oraz galopowali w koło. Po upływie czasu znów ustawiliśmy się w równiutkie kółko.
- Wygrasz to. - szepnął Tymon, który stał tuż obok mnie.
- Zobaczymy. - odpowiedziałam, a ze środka wydobył się dźwięk trąbki. Konie natychmiast zerwały się do galopu.

********************************************************************************************************************
Ach to święto jeźdźców! Byłam wczoraj, ale niestety tylko stępowałam konia organizatorki. Trzeba z tym żyć. Muszę przyznać, że był idealnie wyszkolony i reagował na każde polecenie. W każdym razie niezwykle mi się podobało, więc mam natchnienie na kolejne dwa lub trzy odcinki ;D Jak na razie postanowiłam zakończyć tutaj kolejne części nastąpią ;) A jak u was, był już Hubert czy dopiero zamierza przyjść? Pozdrowienia dla czytelników...^^

3 komentarze:

  1. Był, był juz 3 listopada ! :)
    Ja tez stępowałam tylko niestety konia właściciela stajni ;( Wygrał juego młodszy brat !..;)

    OdpowiedzUsuń
  2. Kim jest ten Szymon?

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Heh, sorry pomyłka. Miał być Jacek ;D Już poprawiam ^^

      Usuń