wtorek, 6 sierpnia 2013

Rozdział 4.

Po godzinie bezsensownego jeżdżenia po lesie, w końcu wróciliśmy do stajni. Rozsiodłałam Tabuna i zaprowadziłam go z powrotem na pastwisko.
- No, to za dużo sobie nie pogalopowaliśmy, co? Tymon nie potrzebnie z nami jechał, przecież znalazłabym drogę - mówiłam głaskając ogiera po łbie i co chwilę prostując mu grzywkę. - Normalnie poskakalibyśmy sobie przez powalone drzewa, kilka widziałam, a tak to nici z tego. Obiecuję, że następnym razem pojedziemy sami i sobie poskaczesz do woli - pocałowałam go w chrapy i poszłam do stajni. Weszłam do siodlarni i usiadłam na kanapie, patrząc przez szybę jak idzie Gośce trening na Eklerze. Na krytej ujeżdżalni skakali właśnie przez ponad metrową stacjonatę. Koń przeskoczył ją z dużym zapasem, a dziewczyna skierowała go na oksera. Widać było, że nie przepada za przeszkodami szerokimi. Natychmiast położył uszy do tyłu i spróbował wyłamać. Gośka jednak trzymała go mocno łydkami, więc nie miał drogi ucieczki. Przy dwóch ostatnich foule dodała lekko, ale wałach wybił się za późno. Zerwałam się z miejsca, widząc jak spada na ziemię razem z jeźdźcem. Pobiegłam na halę i przytrzymałam go za wodze, rzucał się na wszystkie strony, a Gośka z kolei siedziała przy bandzie płacząc i trzymając się za rękę. Przywiązałam pospiesznie Eklera, po czym popędziłam po pomoc. Wybiegając na korytarz wpadłam na Tymona.
- Chodź szybko, Gośka spadła z Eklera - powiedziałam i od razu zaciągnęłam go na ujeżdżalnię.
- Chyba skręciłam rękę.
- Wstawaj, zawiozę cię do szpitala - odparł i już po chwili szli w stronę podwórza. Zaprowadziłam wałacha do boksu i rozsiodłałam go. Odniosłam rząd do siodlarni i schowałam do szafki Gośki.

***
Ze szpitala przyjechali dopiero wieczorem. Gośka od razu poszła do Eklera, żeby sprawdzić czy nic mu się nie stało. Rękę miała w szynie i na temblaku, ale i tak twierdziła, że to nic poważnego i za maksymalnie miesiąc znowu będzie trenować. Skierowałam się do domu, mając nadzieję, że przynajmniej teraz będę mogła pobyć przez chwilę sama z sobą i w spokoju pomyśleć. Weszłam po schodach na górę, otworzyłam drzwi balkonowe, aby nieco przewietrzyć i podeszłam do radia. Stałam chwilę przebierając w płytach, aż w końcu jedna z nich mnie zainteresowała. Głównie oprawą graficzną, bo niestety, ale utworów również nie pamiętałam. Włożyłam ją do odtwarzacza i położyłam się na łóżku, zamykając oczy. Muzyka grała, a ja po chwili miałam nieprzemożoną ochotę na sen.
- Czego ty słuchasz? - dobiegł mnie czyjś zdziwiony głos, więc natychmiast poderwałam się na równe nogi.
- Boże, jak ty się tu dostałeś? - zapytałam Tymona, który stał na środku pokoju jak gdyby nigdy nic.
- Przez balkon.
- A jak wszedłeś na balkon?
- Po rynnie - odparł wzruszając ramionami, jakby była to najnormalniejsza rzecz na świecie. - Ponawiam pytanie, czego ty słuchasz?
- Nie wiem, leżała płyta, to włączyłam.
- Foster the People, naprawdę? Dobra i tak nie jest najgorzej, ale kiedyś słuchałaś tego - powiedział i podał mi opakowanie. "Mylo Xyloto... Coldplay" przeczytałam w myślach. Słowo Coldplay przywodziło mi coś na myśl, jednak nie wiedziałam co.
- Jasne, obiecuję, że posłucham, ale na razie zostanę przy tym. Wszedłeś tu tylko po to, żeby poinformować mnie jakiej muzyki słuchałam, czy masz jeszcze jakiś cel?
- Owszem, mam. Nie jestem pewien czy wiesz, ale u mnie w domu jest twój pies.
- Mój pies? - zdziwiłam się. - To ja miałam psa?
- Tak, miałaś. Owczarka niemieckiego, Rika. Cały czas jest u mnie w domu, więc może ci go przywiozę jutro, co?
- Jasne, przywieź. A teraz przepraszam, ale idę już spać. Wolisz wyjść jak człowiek, drzwiami frontowymi, czy balkonem?
- Balkonem. Na razie - powiedział i podszedł do barierki.
- Hej - szepnęłam i skierowałam się do łazienki. Przez korytarz przechodziła akurat Patrycja, trzymając coś w rękach, ustąpiłam jej, nie chcąc, aby upuściła przedmiot. Bardzo ostrożnie, idąc powoli niosła do siebie szklaną kulę z błękitną rybką o długim ogonie. Popatrzyłam na nią z uśmiechem.
- No co? Wy macie swoje konie, a ja mam bojownika - zaśmiała się, a ja weszłam do łazienki i wzięłam gorący prysznic.

***************************************************************************************************
Wena nawiedza człowieka w nieoczekiwanych okolicznościach. Na przykład dzisiaj, jechałam sobie przez las i nagle najechałam na kamień, rower się poślizgnął, a ja wylądowałam po łokcie w pokrzywach. Dosłownie. W związku z tym mam całe lewe kolano i lewe przedramię w pęcherzach, ale warto było, bo rozdział mi się podoba ;d Ejj, no nie bójcie się o mnie! Ja chodzę do lasu od czwartego roku życia i znam go na pamięć! Poza tym, tam się nie idzie zgubić, a ja chodzę niedaleko, bo las mam obok domu, a w kilometr dalej jest mała stadnina. Jak nie mam czasu, ani ochoty jechać pięć kilometrów do Musli, to idę tam, żeby dać konikom marchewkę i po prostu spędzić z nimi trochę czasu ;] Wczoraj i dzisiaj droga jednak nie była zbyt przyjemna, bo po weekendzie mam całe stopy w strupach. Mądrej Koniowatej zachciało się chodzić nad rzekę... boso... po ściernisku. I am genius. No dobra, rozpisywać się nie będę, bo jak na mój gust, to sam rozdział jest już wystarczająco długi ;p Na razie, Miśki...^^

PS O wow, to już sto pięćdziesiąta notka na blogu! ;]

5 komentarzy:

  1. O Boże biedna Wera w pokrzywy wpadła. Ale żyjesz z tego co czytam. Przynajmniej się nie zgubiłaś :*
    Kradniesz mi pomysły mendo!
    Żal mi troche Gośki... Ale jeszcze biedniejsza Wera... Jezu nic nie pamiętać. Jesteś sadystką!
    Świetnie, świetnie, czekam na kolejny.

    OdpowiedzUsuń
  2. Nie pamiętać nawet tego w jaki sposób Tymon wchodził do jej pokoju ;(

    Rozdział super. Podoba mi się. Czekam na następny.

    Współczuję z tymi pokrzywami. Pozdrawiam ;*

    OdpowiedzUsuń
  3. Będzie szybko i na temat :)
    Suuuuper rozdział, masz talent :D i obyś pisała jak najdłużej i się rozwijała pod względem pisania, chociaż o wiele więcej chyba się nie da :)
    Ten ostatni tekst: "Wy macie swoje konie, a ja mam bojownika", przepiękny.
    Czekam na nn,

    OdpowiedzUsuń
  4. Świetny rozdział! Czekam na następny ^^
    PS. Współczuję ci z tymi pokrzywami, ale jak mi wiadomo pokrzywy są zdrowe i to bardzo zdrowe...

    OdpowiedzUsuń
  5. Kolejny upadek ;) W starych dobrych czasach, kiedy zakładałyśmy KSK Natiszka nabijała się ze mnie za każdym razem, kiedy kogoś zrzucałam. Na szczęście epilog zostawiła bez komentarza xD Ale cóż, to najlepszy sposób. Współczuję Goście i mam nadzieję, że Eklerowi nic nie jest.
    Tobie też współczuję i wracaj do siebie ;)

    OdpowiedzUsuń