niedziela, 25 sierpnia 2013

Rozdział 14.

Po karmieniu przygotowaliśmy konie i poszliśmy na ostatnie zajęcia z Monty'm. Zebraliśmy się jak zawsze na hali, a potem przeszliśmy na pastwisko. Stanęliśmy w szeregu. Monty chodził wte i wewte, a za nim podążał jego koń.
- Widzicie? - wskazał na wierzchowca. - Karmazyn potrafi, sprawdźmy, co osiągnęliście. Zaczniemy od join-up. Kto pierwszy? - zapytał, a Maja natychmiast podniosła rękę. Mężczyzna zaprosił ją na lonżownik skinieniem ręki. Dziewczynka pociągnęła lekko za lonżę, wprowadziła Niagarę do okręgu i odpięła linę. Odeszła od niej kilka kroków i zarzuciła końcem postronka, nakłaniając klacz do galopu. Siwuska zrobiła kilka okrążeń i zaczęła strzyc uchem. Maja rozkazała jej zmienić kierunek, a gdy tylko arabka to zrobiła, spuściła łeb i wykonała kilka ruchów pyskiem. Dziewczynka przestała ją poganiać, opuściła ramiona i odwróciła się. Widzieliśmy wyraźnie jej roześmianą twarz. Niagarka bez wahania podbiegła kłusem i trąciła jej ramię. Majka pogłaskała ją po czole i zaczęła biegać w kółko; a koń za nią. Monty klasnął w dłonie.
- No i proszę, bardzo ładny przykład przywiązania konia do człowieka - skwitował z uśmiechem. - No dobrze, kto następny?
Wychodziliśmy na środek po kolei. Każdemu udało się osiągnąć porozumienie, jednym szybciej, drugim nieco wolniej. Po skończonej pracy mężczyzna wygłosił długą mowę na temat więzi z koniem i ostatecznie się z nami pożegnał. Gdy już odchodziliśmy zawołał mnie na chwilę.
- Weronika, jedno pytanie, co to za koń leży w boksie i się nie podnosi? - zapytał z grymasem na twarzy.
- Renes, ten, na którym Karolina zaliczyła wczoraj taką piękną glebę - odparłam z irytacją.
- I co? Pewnie mięśniochwat?
- Tak... -  powiedziałam, nie wiedząc do czego zmierza.
- Wiedziałem, mówiłem jej wczoraj wieczorem, że źle dobrała suplementy. Dała mu podwójną dwakę Ekyfleksu* tuż przed jazdą, kojarzysz, prawda?
- Kojarzę, dawałam Melodii, kiedy kulała na tył - stwierdziłam, przypominając sobie przez mgłę biało-zieloną puszeczkę. "Takie szczegóły to znam, a ludzi nie kojarzę... To się nazywa mieć szczęście.", pomyślałam.
- No właśnie, tyle, że on ma jeden efekt uboczny, po dostaniu zbyt dużej dawki, koniowi wiotczeją mięśnie przy nagłym wysiłku. Z tego co widziałem, ona tego konia bardzo wykorzystywała.
- Tak, a teraz zamierza go wysłać na rzeź - powiedziałam, zaciskając pięści.
- Słucham?! Co chce zrobić?! - oburzył się Monty. - Gwarantuję ci, że zostanie tutaj choćby nie wiem co - powiedział i odszedł w stronę stajni. Stałam chwilę w miejscu, patrząc w ślad za nim, dopóki nie przyszedł Tymon i klepnął mnie lekko w ramię. Odwróciłam głowę w jego kierunku.
- Co tak sterczysz na środku? - zapytał, spoglądając na mnie z uśmiechem.
- Yyy, Monty poszedł przekonywać Karolinę, żeby nie oddawała Renesa na rzeź.
- Żeby czego nie robiła? - zdziwił się, otwierając szeroko oczy i zaplatając ręce.
- Noo, wczoraj mięśniochwatu dostał, stwierdziła, że nie ma go po co trzymać. Nie mówiła ci?
- Coś ty! Do mnie przychodzi tylko wtedy, kiedy chce się podlizać, albo pochwalić. No, ale skoro Monty chce ją do czegoś nakłonić, to czemu jesteśmy tu, a nie tam? - zapytał, a ja pokiwałam głową. W jednej chwili zerwaliśmy się do biegu i wpadliśmy do stajni. Karolina stała w boksie czyszcząc Hodita. Usłyszałam wzburzony głos, dobiegający z siodlarni, więc automatycznie skierowałam się w tamtym kierunku. Tymon też próbował, ale zatrzymało go "Hej Tymek, pomożesz mi z nim?", wypowiedziane przez dziewczynę, stojącą bezradnie z uwiązem w ręce.
- Eee, mam coś do załatwienia - próbował się nieudolnie wymigać.
- A co takiego? - nie odpuszczała, melancholijnie trzepocząc rzęsami.
- Pomagamy Monty'emu załadować wszystko do przyczepy, chodź, nie może zrobić wszystkiego sam - powiedziałam i pociągnęłam go za rękę.
- Dzięki - szepnął, gdy byliśmy już przy drzwiach siodlarni.
- Nie ma sprawy, nikomu nie życzę obcowania z kimś takim jak ona - odparłam i nacisnęłam na klamkę. Monty mówił spokojnie do telefonu. Po chwili pożegnał się z rozmówcą i odłożył słuchawkę.
- Załatwione. Zostaję jeszcze tydzień. Załatwiłem sobie urlop, a wiem ile trwa postawienie konia na nogi po mięśniochwacie. W przeciągu sześciu dni będzie normalnie chodził, szczególnie, że przed chorobą był całkowicie zdrowy i sprawny. Podzwoniłem po okolicznych rzeźniach i handlarzach, czterech po słowach "Dzień dobry, z tej strony Monty Roberts" odkładali słuchawkę, jeden był na tyle oryginalny, żeby powiedzieć "Dodzwonił się pan na prywatną linię księżnej Diany, po sygnale proszę zostawić wiadomość." Na szczęście dwóch było na tyle mądrych, żeby mnie wysłuchać. Obiecali, że podzwonią po znajomych. Będzie jej dość trudno sprzedać konia, skoro nikt nie będzie go chciał. Poza tym, koń ma w sobie duży potencjał. Rok rehabilitacji i znowu będzie latał. Tylko potrzeba cierpliwości. Jest... Był idealnie ujeżdżony, więc nie będzie sprawiał problemu, kiedy ponownie weźmie się go pod siodło.
- No to chyba znalazłam mu już nową właścicielkę - odparłam z uśmiechem, a Tymon i Monty popatrzyli na mnie ze zdziwieniem.

*Ekyfleks - preparat wspomagający ścięgna i więzadła.

***************************************************************************************************
Zero weny. Prawie same dialogi, no ale trudno. Nie umiem pisać xd Tym Etyfleksem rozwaliłam samą siebie, a jeszcze tekst, że to przez to dostał mięśniochwatu... jestem geniuszem ;p Nie ma to jak nie znająca granic wyobraźnia. Boże, prawie 14,000 ja się trzepnę w łeb, kiedy zobaczę tą liczbę xd Szczególnie, że wygrałam zakład, tysiąc w mniej niż w miesiąc, mówiłam jej, że wygram, to nie chciała wierzyć, pięćdziesiąt złotych w mojej kieszeni, do czapraka coraz bliżej <3 Dziękuję ;* Do usłyszenia, pewnie jutro, pochodzę sobie po lesie, to znowu wena przyjdzie ;D Zaraz jeszcze dodam opisy Karoliny i Hodita, po czym spadam ^^

5 komentarzy:

  1. Rozdział świetny. Nie widać w ogóle braku weny. I chyba wiem kogo ma na myśli Wera. Ale nie będę się upewniać, poczekam na rozdział.
    Pozdrawiam ;)

    OdpowiedzUsuń
  2. A ja nie mam zielonego pojęcia kogo ma na myśli Weronika, ale ja jestem niekumata i to wiele wyjaśnia :P
    Jak ta, jak jej tam, spróbuje biedaka sprzedać na rzeź to ją skopie. Jeszcze nie wiem jak, ale to zrobię :P Chociaż w 200% jestem pewna, że Wera i Monty zrobią wszystko by go uratować i im się uda. A na koniec będą żyli długo i szczęśliwie :D
    Czekam na następny rozdział

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Wera z Monty'm będą żyli długo i szczęśliwie?! No raczej nie. On chyba ma żonę ;D

      Usuń
  3. Jaki brak weny co ty mi tu próbujesz wmówić?! Kogo ma Na myśli Wera? nie każ mi czekać zbyt długo bo sie fochne xd Jezu jaka ja jestem niecierpliwa xdd Jaki Monty "- Załatwione. Zostaję jeszcze tydzień. Załatwiłem sobie urlop". Ciekawe jak ja bym sie zachowała na miejscu tych rzeźników słysząc "Dzień dobry, jestem Monty Roberts". Chyba bym umarła o.O Czekam na nn ^^

    OdpowiedzUsuń
  4. Jak Ty nie masz weny, to ja jestem księżna Diana. ;P Ten fragment mnie rozwalił xD
    Nie każ mi dłużej czekać i pisz nn :D

    OdpowiedzUsuń