piątek, 23 sierpnia 2013

Rozdział 13.

Lądowałyśmy właśnie na lotnisku w Anglii, Aśka spała na fotelu obok mnie, ale obudziłam ją, gdy tylko maszyna dotknęła ziemi. Wyszłyśmy z samolotu na zatłoczony chodnik i skierowałyśmy się do bramy. Już po chwili marszu skręciłyśmy w wąską, obskurną uliczkę, ciągnąc za sobą walizki. Zapukałam do drzwi i czekałam, aż ktoś otworzy. W futrynie pojawiła się Amy, patrząc na nas spode łba.
- Nie poznajesz mnie - powiedziałam z uśmiechem, mrużąc lekko oczy. Dziewczyna cofnęła się.
- A kim jesteś, jeśli mogę wiedzieć?
- Czekaj... Wiktoria czy tam Weronika - odparłam powoli. Dziewczyna patrzyła przez chwilę w zamyśleniu na dywan, aż nagle oczy się jej rozszerzyły i spojrzała na mnie z niedowierzaniem.
- TA Weronika?
- Jeżeli masz na myśli tą dziewczynkę, z którą lubiłaś galopowałaś w terenach, to owszem, oto ja - uśmiechnęłam się.
- Wera! - krzyknęła i rzuciła mi się na szyję.

Przetarłam oczy, po czym je otworzyłam. Powoli podniosłam się i stwierdziłam, że słońce jest już na niebie. Wstałam, ubrałam się, umyłam, zjadłam szybko dwie kromki, popiłam herbatką, zgarnęłam kurtkę z przedpokoju i wyszłam na chłodne powietrze. Pierwszym, co przykuło moją uwagę, była przyczepa. Biała przyczepa do przewozu koni stała na podwórzu, a w środku najwyraźniej coś było. Podeszłam bliżej i zajrzałam do środka. Natychmiast się jednak odsunęłam, kiedy zwierzę kopnęło trzy razy w rampę.
- Odsuń się łaskawie od mojego konia - usłyszałam za sobą.
- Twojego konia?! - krzyknęłam. - A co chcesz zrobić z Renesem?
- Jak to co? A co się robi z niepotrzebnymi końmi?
- Usypia w humanitarny sposób - odparłam, choć wiedziałam, co zaraz usłyszę.
- Phi! Za uśpienie musiałabym dodatkowo zapłacić! Ten koń waży pond sześćset kilo. U handlarza dostanę za niego jakieś trzy tysiące!
- Chcesz go oddać na rzeź?! Chyba cię coś boli!
- A kto mi zabroni? Mój koń, mogę z nim zrobić co chcę, jak tylko stanie na nogi, od razu go przewozimy - odparła z wyższością w głosie. - Pogódź się z tym, że nic nie możesz zrobić - uśmiechnęła się szyderczo i otworzyła rampę. Tyłem wybiegł siwy ogier angloarabski. Pierwszym co zrobił, gdy jego nogi dotknęły ziemi, było stanięcie dęba. Kiedy opadł na ziemię, wykonał efektowny zwrot na zadzie, strzelił baranka w moją stronę i pogalopował przed siebie. Przeskoczył ogrodzenie na pastwiska i podbiegł do Tabuna.
- Twój koń go okaleczy! - wydarła się Karolina ruszając w stronę pastwisk. Zerwałam się tuż za nią, Tabun nadal był dość nerwowy, a wolałam nie wszczynać awantury. Dziewczyna weszła na wybieg i skierowała się prosto na mojego ogiera. Jej siwek z kolei biegał na odległym końcu pastwiska. Wzięła bat spod ogrodzenia i podeszła do Tabuna.
- Ty głupia szkapo, wypłoszyłeś go! - krzyknęła i strzeliła w jego nogi. Podbiegłam do nich, ale było już za późno. Koń stanął dęba, a Karolina nie przestawała machać batem. Trafiła w tylne kończyny, przez co poleciała cała seria baranków, a na koniec ruszył pełnym galopem, najpierw na przeciwległy koniec pastwiska, później wprost na nastolatkę. Zaczęła uciekać w stronę ogrodzenia, a ja przyglądałam się temu z boku. Przeskoczyła przez szczeble w ostatniej chwili. Tabun zarżał przeciągle, po czym pobiegł do jej konia.
- Jak widzę, to nie jemu wyrządził krzywdę - uśmiechnęłam się pobłażliwie i poszłam po ogiera. Miałam z nim jechać w teren, więc wolałam go od razu zabrać i przygotować. Założyłam mu kantar i poszłam z nim w stronę stajni.
- Weź to niezrównoważone stworzenie, niech się uczy od Hodita - powiedziała z wyższością w głosie, a ja tylko przewróciłam oczami.

- Hej, masz może ochotę na przejażdżkę? - zapytałam Tymona, który właśnie skończył sprzątać boksy.
- Pewnie, ale mam jeszcze trochę roboty - odparł i podwinął rękawy koszuli.
- Nie daj się prosić - powiedziałam, opierając się o ściankę boksu. - No chodź, pościgamy się - zaśmiałam się.
- No dobra, ale później mi pomagasz w karmieniu.
- Phi, robię to codziennie! - stwierdziłam i kontynuowałam czyszczenie Tabuna.

Pięć minut później wjeżdżaliśmy do lasu. Umówiliśmy się na wyścigi, więc od razu skierowaliśmy się na ściernisko. Trasa była bardzo prosta. Dwa pola dzielił rów melioracyjny, który mieliśmy zamiar przeskoczyć, a linię mety wyznaczała stara brzoza. Dojechaliśmy na miejsce w dziesięć minut i od razu się zatrzymaliśmy.
- To co, startujemy? - zapytałam siadając głębiej w siodle.
- Trzy... dwa... jeden...
- Start! - krzyknęłam, poganiając Tabuna do galopu. Zerwał się bez zastanowienia i już po chwili pędziliśmy przez ściernisko. Poluzowałam wodze i przeszłam do półsiadu, aby mógł pobiec jeszcze szybciej. Gdy byliśmy na końcu pola dociążyłam na chwilę grzbiet i znów wykonałam uniosłam się na strzemionach, aby swobodnie przeskoczył rów. Gdy byliśmy już po drugiej stronie, odwróciłam się na chwilę, aby zobaczyć gdzie jest Tymon. Przyśpieszyłam trochę, widząc, że powoli mnie dogania. Przejechałam obok brzozy i zatrzymałam konia. Poklepałam go po spoconej szyi i spojrzałam na chłopaka.
- Mustanga nie prześcigniesz - uśmiechnęłam się, wzruszając lekko ramionami.
- Zobaczymy przy rewanżu! - zaśmiał się, po czym odwrócił się, słysząc tętent kopyt. Ja również spojrzałam w tamtym kierunku, a moim oczom ukazała się dziewczęca postać na siwym koniu. Turkusowe włosy powiewały spod czarnego kasku. Podjechała do nas i stanęła pomiędzy mną, a Tymonem.
- Tymek, zapomniałeś bluzy, stwierdziłam, że ci przywiozę - powiedziała i potrząsnęła rzęsami.
- Ale ja jej nie zapomniałem, nie wziąłem jej specjalnie - odparł cofając Albatrosa kilka kroków. - Raczej się nie lubią - dodał patrząc, jak Hodito próbuje ugryźć jego konia. Karolina szarpnęła za wodze.
- Nie przejmuj się, tak już ma. Angloarab czystej krwi, ma trochę temperamentu - uśmiechnęła się uroczo. - Dzisiaj rano prawie został stratowany, przez tego jej mustanga - wskazała na Tabuna.
- Ja to pamiętam nieco inaczej, on raczej próbował staranować ciebie, a nie jego - powiedziałam i ruszyłam stępem przed siebie. Przeszłam do kłusa, a potem do galopu, stwierdziłam, że skoro chce spędzać czas z Tymonem, to niech się cieszy. W końcu głupszym się ustępuje. Po chwili jednak, usłyszałam trzytaktowy chód, a zaraz po tym obok mnie pojawił się Albatros.
- A mówiłaś, że nie dogonię mustanga - stwierdził i popędził go. Zaśmiałam się i również przyśpieszyłam. Przeskoczyłam dół i znów zaczęliśmy się ścigać po ściernisku.

**************************************************************************************************
Wiem, wiem, pierwsza część jest w ogóle nie dopracowana itd., itp. Nikki, z góry przepraszam, że skopiowałam pomysł z rzeźnią, ale nie wiedziałam co zrobić z Renesem. Wena przyszła, kiedy to przez trzy godziny błąkałam się po lesie, bo stwierdziłam, że skręcę sobie w jakąś boczną dróżkę xd Poza tym wszystko lajtowo, porobiłam multum zdjęć okolicy i stwierdziłam, że moja wieś jest zajebiście piękna <3 No tak, pobawiłam się w fotografa, pisarkę, to lecę na obiadokolację, pa pa ^^

4 komentarze:

  1. Kiedy w końcu przypomni sobie więcej o Tymonie? Rozdział świetny, cieszę się, że wena wróciła;) I życzę smacznego.
    Pozdrawiam ;)

    OdpowiedzUsuń
  2. Rozdział super czekam na next. I nie mogę się doczekać aż Wera przypomni sobie więcej rzeczy o Tymonie ;)

    OdpowiedzUsuń
  3. Biedny Renes :( i tak jestem zdania, że Wera nie pozwoli wysłać go na rzeź. Czekam na NN

    OdpowiedzUsuń
  4. Spoko, spoko wybaczam :* xd Co za ścierka do podłogi z tej Karoliny, kurde nie wierze normalnie. Czemu tak torturujesz tą biedną Weronike i tylko takie urywki jej dajesz chamie ;c Biedny Renes, biedny biedny. Może wyślemy Karoline na rzeź zamiast niego? Czekam na nn.

    OdpowiedzUsuń