środa, 21 sierpnia 2013

Rozdział 12.

Najeżdżałam na stacjonatę wysokości metr dwadzieścia. Zrobiłam półsiad i po chwili znalazłam się po drugiej stronie. Wykonałam lotną w galopie, zmieniając kierunek i kierując się na oksera. Dodałam przy ostatnich trzech foule, a Melodia wybiła się w idealnym momencie. Potrząsnęła głową, gdy tylne nogi dotknęły ziemi. Strzeliła jednego baranka i przeszłyśmy do kłusa.
- I jak? - podjechałam do Tymona, który stał przy bandzie.
- Dobry czas, ale musisz popracować trochę nad jej techniką skoku. Ostatnio się gorzej wybija - powiedział, a ja spojrzałam na niego z góry.
- Słucham? Wybija się bardzo dobrze. To ty masz jakieś zwidy - odparłam udając powagę. Widziałam, że coś jest nie tak. Ledwo co przebrnęła przez pierwszego oksera. Chłopak jednak nie zauważył, że nie mówię poważnie.
- Ja? Zwidy? Raczej wątpię. Mówię ci, ona się słabo wybija. Możliwe, że to po kontuzji, ale przecież to było jakieś półtora roku temu. Może to od zastania.
- Taa, możliwe - powiedziałam zsiadając, aby obejrzeć jej nogi. Poprawiłam jej ochraniacze i przejechałam ręką po stawach skokowych. - Nie ma żadnych obrzęków, to pewnie przez długą przerwę.
- Świetnie, skoro nie umie skakać, to złaź z hali, pokażemy ci jak się to robi - usłyszałam głos Karoliny dochodzący z korytarza. Właśnie wsiadła na wałacha i stępem wjeżdżała na ujeżdżalnię.
- Melodia skacze świetnie, po prostu ma gorszy dzień - wstawił się za mną Tymon.
- Ona może tak, ale ty? - spojrzała na mnie z politowaniem i otaksowała wzrokiem.
- Pewnie, bo pierwsze miejsce na zawodach skokowych w klasie N, wygrane na mustangu nic nie zmienia, podobnie zresztą jak trening w Ameryce. Phi! Co to jest! - powiedziałam bez zastanowienia. Tymon spojrzał na mnie z niedowierzaniem.
- Mówi osoba, która nic nie pamięta - prychnęła zarzucając włosy do tyłu.
- Och, widzę, że dzisiejszy dzień dał ci nieco do myślenia. Ubrałaś kask, cóż się stało? - zapytałam, a ona zerknęła na mnie z ukosa, mrużąc oczy.
- Idź się lepiej zajmij klaczą i możesz już rozdać wieczorne pasze, przynajmniej nie będziesz musiała się później fatygować.
- Ja sobie ustalam godziny obowiązków, twoich rad i zgody nie potrzebuję, więc łaskawie siedź cicho i zajmuj się tym, co robisz aktualnie - odparłam, po czym odprowadziłam Melodię. Rozsiodłałam ją, odniosłam wszystko na miejsce i już miałam iść do domu, kiedy usłyszałam krzyk z hali.
- No rusz się, głupia szkapo! - darła się Karolina kopiąc Renesa z całej siły i lejąc go batem po bokach. Koń stał niczym nie wzruszony, a dziewczyna rzucała się po siodle z zawziętym wyrazem twarzy. Nie chciałam na to patrzeć. Chciałam odwrócić się i odejść, gdy nagle zauważyłam, że wałach chce się ruszyć, ale nie może. Wychyliłam się przed drzwi i zawołałam Tymona. Podeszłam do Renesa i chwyciłam za wodze.
- Złaź! - rozkazałam podtrzymując konia, który ledwo stał na nogach.
- Nie będziesz mi rozkazywać! - oburzyła się nadal kopiąc biedne zwierzę.
- Złaź! On się zaraz przewróci razem z tobą! - krzyknęłam, widząc, że Renes powoli ma już dość. Dziewczyna niechętnie zeszła.
- No i co, stoi jak stał - powiedziała w momencie, kiedy ja odsunęłam się na bok. Koń opadł na ziemię, a ja pobiegłam do siodlarni po telefon, mijając na korytarzu Tymona. Zadzwoniłam do weterynarza, mówiąc, że wałach prawdopodobnie dostał mięśniochwatu.

Pan Piotr przyjechał po kilku minutach. Wstrzyknął Renesowi lekarstwo, a nam kazał go jakoś rozsiodłać. Tym zajął się Tymon, a ja zapytałam co mogło spowodować nagły atak choroby.
- Całkiem możliwe, że to przez jakieś witaminy, coś nowego lub przetrenowanie, ale jest to bardzo wątpliwe, stadium jest dość wysokie.
- No, ale w tym przypadku mamy do czynienia z jednym i drugim, prawda Karolinko? - zapytałam, mrugając szybko.
- Witaminy podawałam mu sama, sama ustaliłam mu dietę i sama ją stosowałam. Nie ma możliwości, żeby coś mu się z tego powodu stało.
Pokręciłam tylko głową i odeszłam do domu, zostawiając Karolinę z weterynarzem.

*****************************************************************************************************
BOOM! Jestem w zajebiście, cudownie, wspaniale, idealnym humorze, gdyż, iż, ponieważ zaliczyłam na Musli pierwszy teren :D Mmm, galop po ściernisku, przejazd przez powalone drzewa... Me gusta <3 Musli w terenie jest fantastyczna! Jechałam za Kariną, a ona bez przerwy chciała wyprzedzać. Już wiem jak czuje się ostatni dżokej na zawodach... Jestem cała w błocie :D Okey, następny prawdopodobnie jutro, tak więc do zobaczenia ;*

5 komentarzy:

  1. Rozdział genialny jak zawsze :D Kocham Weronika !<3 Genialna jesteś .. napisze to po raz kolejny .. boże, daj mi taki talent ! No to chyba tyle xd Rozdział genialny jak zawsze :) Czekam na next !;*

    OdpowiedzUsuń
  2. Amazonka popieram Cię nic dodać nic ująć nie mam już nic więcej do napisania. Koniowata mogłabyś wpaść do mnie ;)

    OdpowiedzUsuń
  3. Z przyjemnością mogę powiedzieć, że jestem tu nową, stałą czytelniczką. Rozdział super wspaniały :D

    OdpowiedzUsuń
  4. Uhu, widzę, że jednak moje mentalne połączenie coś dało. Rozdział baaardzo fajny szczególnie wymiana zdań między dziewczynami. Szkoda tylko konia. Biedak. No i gratuluję udanego terenu i życzę takich więcej.
    Pozdrawiam ;)

    OdpowiedzUsuń
  5. Biedny Renes. Oto jak kończy dobry koń pod beznadziejnym jeźdźcem :(
    Hmm... tylko wczoraj ani raz6 nie weszłam na internet, a tu dwie nowe notki ;p i czekam na nastęone ;)

    OdpowiedzUsuń