niedziela, 18 sierpnia 2013

Rozdział 10.

Stałam w oknie obserwując pastwisko. Tabun biegał jak oszalały, a Tymon starał się go złapać. Uśmiechnęłam się. Gonił go z kantarem i uwiązem, a ogier nic sobie z tego nie robił. Upiłam łyk herbaty, nie odrywając wzroku od całej akcji. Po chwili koń się zdenerwował. Może coś go przestraszyło? Zaczął wierzgać, strzelać z zadu, stawać dęby. Tymon nie odpuszczał. Tabun kopnął ostatni raz, trafił.

Obudziłam się w środku nocy, cała zlana potem. Oddychałam ciężko, nie mogłam złapać tchu. Sięgnęłam po butelkę wody, stojącą obok łóżka. Napiłam się i ułożyłam z powrotem do snu. Przed oczami nadal miałam obraz upadającego chłopaka... Spojrzałam jeszcze na zegarek. Jego odblaskowe wskazówki pokazywały właśnie drugą. Zamknęłam oczy, chcąc spać dalej.

Budzik dzwonił jak oszalały. Uderzyłam ręką po omacku w urządzenie, aby je uciszyć. Usiadłam niechętnie i zerknęłam na świecące w ciemności wskazówki. Ułożyły się w godzinę czwartą. Wiedziałam, że już nie zasnę, więc wstałam powoli i przeszłam kilka kroków. Otrząsnęłam się dopiero wtedy, gdy moja twarz zetknęła się z podłogą. Gdzieś obok usłyszałam cichy jęk. Mój krzyk został stłumiony przez czyjąś rękę.
- Czy ty chcesz, żebym ja zawału dostała?
Przede mną siedział Tymon, najwyraźniej po całej nocy przespanej u mnie na parkiecie.

Znów obudziłam się niespodziewanie. Usiadłam na łóżku i przetarłam oczy. Od trzech dni miewałam takie sny, zdążyłam się przyzwyczaić. Zastanawiało mnie tylko, czy miało to miejsce naprawdę, czy to tylko moja wyobraźnia chce, aby w głowie zagościł jeszcze większy mętlik.

***
- Join-up. Dzisiaj zajmiemy się właśnie nim - zaczął Monty, gdy wszyscy weszli na halę. - Z tego co mi wiadomo wszyscy wiecie o co chodzi, więc nie muszę chyba wprowadzać całego tego psychologicznego "bla bla bla", prawda? - zapytał, ale odpowiedziała mu cisza. - O matko. No to tak, jak doskonale wiecie, w join-up chodzi o nawiązanie więzi z koniem. Musimy wiedzieć czego oczekujemy zarówno od siebie jak i od wierzchowca. Nie możemy powiedzieć "Ja tu rządzę, ty masz się podporządkować." Tu działamy na zasadzie partnerstwa. Ja jestem w środku, a ty na zewnątrz, dopóki sam nie zechcesz podejść. Innej możliwości nie ma. Przejdźmy na lonżownik - powiedział i wyszliśmy na zewnątrz. Wiedzieliśmy, że dzisiaj nici z pracy w środku, musieliśmy się z tym pogodzić. Ubraliśmy się ciepło, bo niestety, ale pogoda nie dopisywała. W sumie mi to nie przeszkadzało. Owszem, trzeba było się cieplej ubrać, ale przynajmniej powietrze było rześkie i dało się oddychać. Melodia szła posłusznie obok mnie ze spuszczoną głową. Wyglądaliśmy jak niewielka pielgrzymka. Wszyscy przeszliśmy na padok, aby każdy po kolei mógł spróbować sił na lonżowniku.
- Najpierw może ja, pokażę wam dokładnie na czym to pole... - uciął w połowie zdania, patrząc na sąsiedni padok. Jeździła tam turkusowowłosa Karolina, skacząc parkur. - Przywiążcie konie - polecił i podszedł do ogrodzenia. - Jak ona ma na imię? - zapytał wskazując na nią podbródkiem.
- Chyba Karolina - odparłam, a moja odpowiedź zdziwiła nawet mnie. "Przecież mi się nie przedstawiała", pomyślałam.
- Karolina! - zawołał do niej. - Chcesz sobie zafundować wstrząs mózgu, czy może już w ogóle go nie masz? - zapytał, gdy ta podjechała bliżej.
- Cztery pytania. Po pierwsze, o co chodzi? Po drugie, skąd zna pan moje imię? Po trzecie, z moim koniem mogę robić co chcę, prawda? I po czwarte, kim pan w ogóle jest, żeby mi rozkazywać?! - oburzyła się, patrząc na Monty'ego z góry.
- Cztery odpowiedzi. Po pierwsze, jeździsz bez kasku. Po drugie, zapytać się, to nie problem. Po trzecie, pewnie, ale koń pójdzie na sprzedaż, kiedy ty będziesz leżała martwa. I po czwarte, stary facet, Monty Roberts, witam - powiedział chwytając rondo kapelusza. Karolina prychnęła.
- Słyszałam o pana... "metodach". Może i jest pan szanowany w świecie takich jak oni, bez urazy Tymon, ale ja wolę pracować z moim koniem tak, jak lubię - odparła pogardliwie i odjechała. Już mieliśmy wrócić do koni, kiedy mężczyzna nas zatrzymał.
- Patrzcie teraz. Na tamtym zakręcie jest błoto. Zauważyła je, więc skupi się na ominięciu. Tuż obok ustawiła przeszkodę, ale zamiast na niej skoncentruje się na kałuży, przez co albo koń się wyłamie, albo wjedzie w stojak - powiedział, a po chwili stało się jasne, że miał racje. Pięknie ominęła błoto i wjechała wprost na metalowy słupek. Spadła na ziemię z głuchym hukiem i leżała nieruchomo.
- Jacek, pomóż mi ją zanieść do siodlarni, a któreś z was niech weźmie konia.
Wykonaliśmy polecenia i po chwili wszystko było na swoich miejscach; łącznie z Karoliną, leżącą na kanapie.

*****************************************************************************************************
Nowy rozdział, proszę bardzo. Taki średni, Monty i jego stojecki spokój rozwala nawet mnie, Karolina jest skończoną szmatą, a Weronika sobie coraz więcej przypomina. Yay. Tymona nie pamięta, a imię największej suki zna, czy to nie dziwne? Nie mam ochoty nawet na emoty, bo humoru brak. Dwa plusy, wczoraj zaczęłam uczyć Musli ustępowania od łydki i zrobiła cztery kroki, a za dwa tygodnie, w ostatni dzień wakacji, jadę w pierwszy teren na niej. Dobra, pierdolę, robię serduszko <3 Dziękuję, do jutra...^^

7 komentarzy:

  1. Rozdział świetny ^^ Karolina to szmata.. też tak sądzę xd Dobrze jej tak ! ;D Czekam na next :)

    OdpowiedzUsuń
  2. Od razu chcę przeprosić, że nie komentowałam. Jestem nad jeziorem i dopiero teraz złapałam neta. No to tak, bardzo mi się podobały poprzednie rozdziały, a szczególnie opis pracy z końmi. Ten jest również świetny. I wiem, jestem sadystką, bo cieszę się, że Karolina spadła buhahahahahahahah. No, i że Wera sobie pomału przypomina. No i mimo, że wiem, że turkusowo-włosa i Tymon nigdy nie będą razem, to i tak obawiam się, że tak będzie. Pozdrawiam ;)

    OdpowiedzUsuń
  3. Hahahah dobrze tak tej... Powiedziałabym coś gorszego ale jakieś dziecko może to czytać więc użyje pojęcia... ŚCIERCE DO PODŁOGI! Kurde ty jesteś sadystką ;c Ja owszem zniszczyłam mercedesa ale przynajmniej nie zapominam mojej głównej bohaterce chłopaka ;c Jak to brzmi xd Monty i stoicki spokój tak tak. Na tym padłam xd "Wykonaliśmy polecenia i po chwili wszystko było na swoich miejscach; łącznie z Karoliną, leżącą na kanapie." Czekam na next :*

    OdpowiedzUsuń
  4. Rozdział super. Dobrze tak tej Karolinie. Wera przypomina sobie coraz więcej, to niech przypomni sobie teraz Tymona.

    OdpowiedzUsuń
  5. Hehehehe. Dobrze tak Karolinie :D Sama się prosiła o taką glebę. Mogłaby się już nie podnieść. Albo dostać paraliżu, bo jak zginie nienbędzie miała okazji żałować
    PS a tak z ciekawości: wszyscy mówią po angielaku czy Monty przrzucił się na polski? Wiem, że Wera i większość jej przyjaciół gada po angielsku, ale Karolina też? ;)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Trzy notki wcześniej "Wszystkie rozmowy z Montym prowadzone są po angielsku, aczkolwiek nie chce mi się tłumaczyć" :D

      Usuń