niedziela, 30 czerwca 2013

Rozdział 34.

Leżąc w łóżku i czekając na sen w mojej głowie huczały tysiące myśli. Nie wiedziałam jak rozwiązać tą niezręczną sytuację, ale jakoś musiałam to zrobić...

Podpowiedź przyszła następnego dnia. Will stwierdził, że zrobimy małą, pożegnalną imprezę. Bilety czkały już na lot, który odbyć miał się trzy dni później. Wszyscy dobrze wiedzieliśmy, że jest to tylko kolejny pretekst, aby spotkać się z Monic, jednak jednogłośnie przystaliśmy na propozycję. Przygotowania zaczęliśmy tego samego dnia. Tymek nie wydawał się zły czy też smutny, o ile nie musiał rozmawiać ze mną. Dopiero wtedy zaczynały się kłopoty. Gdy tylko otworzył usta, aby coś powiedzieć słowa zamierały. Najwyraźniej nie miał ochoty rozmawiać z kimś, kto zdaniem Amy "złamał mu serce", w co osobiście nie wierzyłam. Wieczorem, kiedy impreza powoli się zaczynała, nastąpiły pewne komplikacje. Teoretycznie wszystko zaczynało się układać, do czasu, gdy przez drzwi weszła Monic. W tym momencie cała atmosfera się posypała. Amy wybiegła na górę, Tymek również, a Aśka nie wykazywała większej chęci na przebywanie w towarzystwie dwóch osób, którym najwyraźniej przeszkadzała obecność kogokolwiek innego. Idąc w ślady przyjaciół, ja także weszłam na górę, zostawiając zakochanych w samotności. "Chcą, to niech będą sami." Zapukałam i nie czekając na odpowiedź nacisnęłam na klamkę. W pokoju Amy siedziała na łóżku trójka nastolatków z kartami w rękach.
- Przyłączysz się? - Zapytała dziewczyna z lekkim uśmiechem.
- Jasne - odparłam zrezygnowana - na ich towarzystwo i tak nie mam co liczyć.

Było już późno, a my nadal graliśmy. Już nawet nie interesowało nas, co robią osoby na dole. Po ustaleniu znaków rozpoczęliśmy partie kenta, które trwały już dobre kilka godzin. Tymek najwyraźniej zapomniał o tym, że jest na mnie śmiertelnie obrażony, bo nawet on śmiał się w głos.
- Amy... - zaczęłam patrząc na dziewczynę, z którą byłam w parze.
- Tak?
- Wyświadcz mi przysługę i...
- Kent! - krzyknęła bezbłędnie rozszyfrowując moją strategię.
- Kiedy nie zauważasz znaków, to trzeba działać w inny sposób - zaśmiałam się opadając na plecy. Aśka cisnęła kartami na pościel.
- Ile jeszcze razy musimy przegrać?! Liczy ktoś w ogóle punkty?
- Tak. Jest dwieście osiemnaście, teraz już dwadzieścia do ośmiu - uśmiechnęłam się, a przyjaciele wybuchnęli śmiechem.
- Czy to w ogóle możliwe? - Zapytał Tymek.
- Owszem, miałyśmy sto pięć kentów i cztery bis kenty

CDN.

******************************************************************************
Muszę lecieć, jutro będzie ciąg dalszy, wybaczcie długość, nie mam czasu, ani internetu w domu :/

1 komentarz:

  1. BIEDNA WERONIKA NIE MA INTERNETU. Jak ty żyjesz? Ehehehe kocham kenta xd. Skomentuje dłużej ten następny ok, teraz jestem zbyt zajęta pisaniem z tobą ;p

    OdpowiedzUsuń