poniedziałek, 10 czerwca 2013

Rozdział 25. Mój Boże, burza ;c

Podeszłam do ogrodzenia. Caroline i tak wiedziała, że ją zauważyłam, więc nawet się nie cofnęłam. Oparłam ręce o siatkę z uśmiechem i spojrzałam na dziewczynę z politowaniem.
- Czego tu szukasz jeśli można wiedzieć? - zapytałam oskarżycielskim tonem.
- Niczego. Zabłądziłam - odparła wymijająco. Prychnęłam śmiechem.
- No kto by pomyślał! Jechałaś sobie przez las i nagle nie wiadomo skąd znalazłaś się akurat pod naszym domem. Och, cóż za pech! - westchnęłam, kręcąc głową.
- Życie niestety lubi płatać figle. Nie moja wina, że tu jestem.
- Odpuść sobie. Obie dobrze wiemy, że po prostu chcesz zdobyć Tabuna. Tu cię zaskoczę, tego konia nigdy nie dostaniesz. Wyobraź sobie, że mój ogier to nie Ginger. Nie dzierżawię go, on jest mój. Gwarantuję ci, że cokolwiek byś nie zrobiła i tak będzie należeć do mnie. Z resztą okazji masz już nie dużo. Za maksymalnie dwa tygodnie wracam do Polski i więcej nie zobaczysz ani mnie, ani tym bardziej mojego mustanga. Napatrz się więc dobrze i na mnie i na niego, bo możliwe, że to ostatni raz kiedy się spotykamy - powiedziałam, co chwila zerkając na jej miny. Rozbawiało mnie, kiedy jej oczy zwężały się coraz bardziej, a broda pięła się jak najwyżej. Po chwili bez słowa zawróciła konia na zadzie i zerwała się w galop mamrocąc pod nosem coś w stylu "jeszcze zobaczymy".
- Przepraszam, nie dosłyszałam! - zawołałam za nią. Głupie dziecko. "Nie ma to jak kolejna osóbka, która myśli, że może wszystko."
***
Akurat skończyłam czyścić Tabuna, kiedy na zewnątrz rozpętało się prawdziwe piekło. Wbiegłam do domu cała przemoczona... a przecież musiałam pokonać zaledwie trzy metry! Burza. We wszystkie strony strzelały pioruny, a towarzyszyły im potężne grzmoty. Wyjrzałam przez okno, wykręcając włosy na podłogę.
- Czy w Anglii często jest oberwanie chmury, bo nie pamiętam - zapytałam Amy, która właśnie weszła do kuchni.
- W miarę często, za to rzadko płytki w kuchni są tak mokre, więc łaskawie weź szmatę i to wytrzyj - odparła szorstko. Spojrzałam na nią, jakbym została spoliczkowana.
- Coś się stało? Skąd u ciebie taka oschłość?
- Znikąd. Gorszy humor zdarzy się każdemu.
- Ehe... widzę, a tak na serio? - nie dawałam za wygraną. W końcu musiała powiedzieć. Ku mojemu przerażeniu, w jej oczach zebrały się łzy.
- Jezu, Amy! Co się stało? - zapytałam podchodząc i przytulając ją do mokrego ubrania.
- Will ma dziewczynę - wyłkała w moją koszulkę. Odsunęłam ją od siebie.
- To chyba dobrze - popatrzyła na mnie rozpaczliwym wzrokiem.
- Dobrze?! To wcale nie jest dobrze! - krzyknęła, a ja nagle zrozumiałam o co chodzi.
- Czemu nie mówiłaś, że ci się podoba?!
- Co? Nie podoba - odparła szybko, wycierając łzy. Zaśmiałam się.
- No wcale i w ogóle! Właśnie widzę! - machnęłam ręką przed jej twarzą. - Pogadam z nim.
- Co?! Nie! Nie możesz! Błagam, Wera, nie!
- Ale niby dlaczego?
- Nie i już. Jak będę chciała, to sama mu powiem. O, patrz, deszcz już nie pada, jedziemy na konie?
- Jasne! Nie ma to jak przejażdżka pod mokrymi drzewami! - otworzyłam drzwi, a przede mną trzasnęła ogromna błyskawica. Natychmiast wróciłam do środka i oparłam się o drzwi. - Nigdy więcej - wyszeptałam, opadając powoli na ziemię, nie wiedząc czy bardziej się śmieję, czy jestem przerażona.

********************************************************************************************************
Wszyscy czytelnicy proszeni są o minutę ciszy, dla Stasia. Był on... wspaniałą piłeczką. Niestety autobus nie dał mu nacieszyć się życiem, brutalnie przejeżdżając po nim jednym z kół.

Moi drodzy, przez pięć minut stałam na środku skrzyżowania, zbierając zwłoki Stasia i słysząc ze dwadzieścia klaksonów. Na cześć Stasia-piłeczki kauczukowej wykonałam niezwykle trudny manewr czyli... korek uliczny nazwany jego imieniem. Następnie poszłyśmy z koleżanką na podwórze i pochowaliśmy go w ogrodzie. Pamiętajmy o Stasiu-piłeczce. Amen [*]

Dobra, wyżaliłam się, to teraz do rozdziału... KUŹWA JA SIĘ BOJĘ !!! Od trzech godzin męczy mnie cholerna burza i nawet nie miałam siły wyskrobać nic dłuższego. Poza tym, śmierć Stasia mocno mnie przytłoczyła, co również wpłynęło na mą psychikę. Nigdy nie wybaczę kierowcy autobusu. Wzięłam się za obróbkę filmiku i ta dam, na yt powstała wspaniała ekranizacja mojej pierwszej jazdy na Musli :D "ju kent hold as" *.* I takim oto miłym akcentem kończę, do widzenia!...^^

PS Nikki, jutro koło 18/19 jeśli możesz ;*
PS2 Pamiętajmy [*]

SPROSTOWANIE
Wybaczcie, pomyliłyśmy z koleżanką kangurki xd Staś trafił szczęśliwie do mnie, a nie żyje Euglena.

3 komentarze:

  1. Na jej miejscu padłabym na zawał gdyby piorun uderzył tuż przede mną. Jakbyś mogła zrobić jedną, jedyną rzecz dla mnie. Zniszcz Caroline, muahahahahaha. Niech zginie marnie. Nie no żartuję, niech się tylko nie dotyka do Tabuna. Super rozdział.
    Czekam na nexta.

    OdpowiedzUsuń
  2. BIEDNA PIŁKA NA ZAWSZE POZOSTANIE W MOJEJ PAMIĘCI [*]A teraz tak na poważnie... Rozdział zajebisty! Biedna Amy zakochała się w Willu, który z kolei ma dziewczynę, och to takie romantyczne. Będę płakać tak jak na "Titanicu" i "Romeo i Julii". Wredna sucz Caroline niech sie odpierdoli od Wery i Tabuna, choć znając życie to zapewne go porwie, mam racje? Czekam na następny ;p

    OdpowiedzUsuń
  3. [milczy minutę]
    Naprawdę przyjmij najszczersze kondolencje za Stasia.

    Jak jestem w domu nie boję się burzy, ale jej nie znoszę. Komputer, telewizor, telefon, tablet... z niczego nie mogę korzystać. No, może laptopa i tableta dałoby radę, ale nie ładując i z wyłączonym wi-fi. -,-
    Pokaż Caroline, kto tu rządzi! }:)

    Obejrzałam Twoje video i polubiłam ^.^ Musli jest taka mięciutka, czy Ty tak dobrze jeździsz? Przy anglezowanym ledwo się unosiłaś nad siodło (mniej więcej jak ja na Bakalii), na galopie się nie znam

    OdpowiedzUsuń