czwartek, 15 stycznia 2015

Rozdział 37.

Obserwowałam w skupieniu, jak ciotka krzątała się po kuchni, co chwilę wyklinając panujący wszędzie bałagan. W duchu dziękowałam wujkowi, że rzeczywiście pojechał na zakupy, dzięki czemu obeszło się bez narzekań na to, jak źle zaopatrzeni jesteśmy i jakie ubogie musimy jadać posiłki. Jak dobrze, że obyło się przynajmniej bez tego. Nadal nie docierało do mnie, jak to w ogóle możliwe, że o dziewiątej nad ranem siedziałam przy stole, popijając lekarstwa kawą. Nie miałam pewności, czy to przez chorobę, czy zmęczenie wywołane przedwczesną pobudką, w każdym razie, słowa Fiony nie docierały do mnie w żadnym stopniu. Co chwilę tylko wlatywały jednym uchem, obijały czaszkę i wylatywały z drugiej stronę, nie pozostawiając po sobie nawet najmniejszego śladu.
Poranek mijał, minuta za minutą, godzina za godziną, a ja wciąż siedziałam w jednym miejscu, udając zainteresowanie opowieściami blondyny. Z którejkolwiek strony by na to nie spojrzeć, nie uznawałam jej za członka rodziny. Tak właściwie, nawet jej nie znałam. Widziałam ją trzy razy w życiu. Więcej wiedziałam o Karolinie niż o niej, choć w sumie bez przerwy odnosiłam wrażenie, że ich charaktery są niezwykle kompatybilne. Obie dążyły do jednego - swojego szczęścia. Nie zważając na innych, po trupach do celu. Co prawda nie znałam jej zamiarów, ale byłam niemal pewna, że jednym z nich jest sprawienie przykrości wujkowi. W jaki sposób? No cóż, tego dociec nie zdołałam.
- Dzień dobry? - od strony frontu dobiegł lekko zaspany, nieco zdezorientowany głos. Odwróciłam się na krześle, wiedząc doskonale, że moim oczom ukaże się sylwetka szatyna. Uśmiechnęłam się w jego kierunku, a on tylko podszedł do mnie i przytulił ponad oparciem. Dopiero donośne odchrząknięcie z drugiego końca kuchni uświadomiło mu, że Fiona stoi z patelnią w ręce i przygląda się nam z nieukrywanym zaciekawieniem.
- Jajecznicy? - zapytała, unosząc kąciki ust nienaturalnie wysoko. Oboje przytaknęliśmy, jednak po minie Tymona widziałam, że moje obawy o zatrutym posiłku udzieliły się również jemu. Chłopak usiadł przy stole i od razu przysunął talerz bliżej siebie. Zaczęliśmy nerwowo grzebać widelcami w rozbełtanym jajku, dopóki ciotka nie zaczęła nas popędzać, krzycząc zawzięcie, że jeśli nie przestaniemy się modlić, to jedzenie wystygnie i nadawać się będzie jedynie dla świń, których przecież nie posiadamy. Niechętnie wzięliśmy pierwszy kęs. Jedyne pocieszenie, to to, że jeśli umrzemy, to przynajmniej razem i Tymon nie będzie mógł znaleźć sobie nikogo innego, więc nie będę patrzyła na niego gdzieś z góry, i zazdrościła jego nowej dziewczynie. Tuż przed, domniemanym, morderstwem przed oczami człowieka mogą przelecieć najróżniejsze rzeczy, to właśnie były te, który pojawiły się w moim przypadku. Zamknęłam oczy, jednak mając świadomość, że po przełknięciu, wciąż mogłam je otworzyć, odetchnęłam z ulgą. Zero trucizny. W sumie, całkiem dobre śniadanie. Sama nie pamiętałam, kiedy jadłam coś tak pożywnego. Prawdopodobnie, gdy Amy robiła swoje naleśniki. To ona zawsze była "kucharką". Ja w młodości robiłam za sprzątaczkę po jej eksperymentach. Wymieniłam porozumiewawcze spojrzenia z szatynem i uśmiechnęłam się lekko. Odwzajemnił gest i wrócił do posiłku. - I jak? - Fiona wciąż nie spuszczała z nas wzroku. Bez przerwy czułam na sobie jej chłodne tęczówki.
- Pyszne - powiedzieliśmy chórem, nie zdobywając się na nic więcej. Blondynka wykrzywiła usta i odwróciła się z powrotem do kuchenki, nucąc coś pod nosem. Jak na mój gust był to marsz żałobny.

- Hej, mała - szepnęłam, głaszcząc czoło Melodii opuszkami palców. Kobyła trąciła mnie lekko łbem, wyraźnie domagając się przysmaków. Wywróciłam oczami i rozłożyłam ręce, chcąc pokazać, że nic nie mam. Przekonanie, że wcale mnie nie rozumiała, zostało jedynie utwierdzone, gdy klacz znów popchnęła mnie na ścianę. - A potem to ja zbieram bury, że cię rozpuszczam - mruknęłam, podrzucając do jej boksu kawałek jabłka.
- Taka prawda, teraz się tego nie wyprzesz - Aśka oparła się o boks, patrząc na mnie z typowym dla siebie, cwanym uśmieszkiem. Westchnęłam ostentacyjnie i odsunęłam zasuwę, aby wyjść na korytarz. Zapewne udałoby się bez problemu, gdyby nie fakt, że blondynka zastawiła mi drogę. - Jak tam z ciotką?
- Naprawdę chcesz mnie zmusić do tej rozmowy? Zastanów się dwa razy - wychrypiałam, kompletnie ignorując bolące gardło, w efekcie czego odkaszlnęłam i poprawiłam szalik na szyi. Dziewczyna zmierzyła mnie wzrokiem i przeszła parę kroków dalej, dając mi możliwość opuszczenia stanowiska Melodii. Ruszyłam bez słowa w stronę domu i dopiero w połowie drogi zorientowałam się, że koleżanka wciąż za mną podąża. - O co chodzi? - zapytałam, a ona tylko wzruszyła ramionami.
- Nic, nic. Po prostu zastanawia mnie ta cała sytuacja - odparła po chwili zastanowienia. Uniosłam pytająco brwi, chcąc wysłuchać, co jeszcze ma do powiedzenia. - No wiesz - zaczęła niepewnie i ponownie zawiesiła głos. Pokręciłam głową z dezaprobatą.
- W tym rzecz, że nie wiem, a ty wcale nie pomagasz - mruknęłam i ponownie przestąpiłam z nogi na nogę, planując w końcu dostać się do ciepłego pomieszczenia.
- Chodzi o to... No bo zobacz; wyprowadziła się siedem lat temu i nigdy nawet nie dzwoniła, a co dopiero mówić o wizycie, więc czemu tak nagle zainteresowała się Polską? - Zmarszczyłam brwi, nie do końca rozumiejąc, co chce mi przekazać. Aśka okręciła się wkoło, przeczesując włosy palcami. - Pomyśl, była żona faceta, który ma stadninę, dwadzieścia koni wartych w sumie kilkanaście tysięcy i mnóstwo ziemi. Nawet własny fragment lasu. Co myśli ów była żona po rozwodzie?
- Że mogłaby zabrać wszystko - powiedziałam, zanim moje własne słowa do mnie dotarły. Dopiero po chwili zakryłam usta dłonią i czym prędzej pobiegłam w stronę domu, słysząc za sobą jedynie krótkie, zwięzłe "bingo".

***********************************************************************************
Ależ akcje, Boże, Boże. Znowu opuszczam bloga. Chociaż wcale nie chcę. A wiecie, co sprawia mi największą przykrość? Że ja się staram, a Wy znowu mnie olewacie. Tak, znowu. I ponownie, nie mówię tu do tych kilku osób. Mówię do całej reszty. Czy jeden komentarz naprawdę boli? Czekam na to całymi dniami i w końcu po trzech dobach wciąż widzę jedno, (nie)wielkie "DWA". Łał. Serio. Pomijam już fakt, że statystyki znowu lecą na łeb na szyję i z niemal 300 wyświetleń dziennie (w grudniu), ponownie schodzimy do 30. No bo czemu nie? :) Znów niepotrzebnie się bulwersuję, tak? Dobra. Trzy rozdziały do końca. Nie wiem, ile uda mi się napisać w tym tygodniu, bo, och, ach, idę na urodziny koleżanki w weekend. Potrzebuję, żeby ktoś w końcu wytargał mnie z tego domu, może mi chęć do życia wróci. Okazało się także, że jestem geniuszem fizycznym, choć nie ogarniam matematyki i dostałam opinię "Jesteś tak inteligentna, że bez problemu mogłabyś powalić całą klasę, ale ci się zwyczajnie nie chce". Kocham panią od historii, wie, jak dawać kopa w dupę. Czekam tylko na jutro, po lekcjach do galerii po jakiś prezent i bum, weekend, a jutro łyżwy, spacery i pizza z koleżanką i jej znajomymi. Znam co prawda całą trójkę, ale jednak, no... Dobra, mam nadzieję, że będzie chociaż przyzwoicie. A teraz, mogę śmiało powiedzieć, że zbliżamy się po końca tomu (prawdopodobnie wtorek zakończy wszystko), niedługa startujemy z nowym i o Jezu, mam nadzieję, iż nie przeciągnę go znów do 5 miesięcy, ale do tego potrzebuję Waszej motywacji... Dobranoc! c:

PS Wciąż zapraszam na mojego nowego bloga, aby uzyskać dostęp proszę o podanie adresu email i odebranie wiadomości z potwierdzeniem :D

7 komentarzy:

  1. Haha ja to jednak jestem geniuszem. Weszłam na pocztę, potwierdziłam i wyszłam. I już nie mogę się z powrotem dostać. No ale mniejsza. Rozdział fajny, tylko szkoda, że krótki. No ale dodajesz często, co cię usprawiedliwia. Wredna ciotka. Jak można być takim wrednym. Ona nie może tego zrobić. Głupia małpa. Dobra, już skończę swoją wypowiedź. Pozdrawiam ;)

    OdpowiedzUsuń
  2. O.O
    Jakie kryminały xD
    Lubię takie sprawy.
    Rozwijaj to jak najszybciej.
    O bosze, ale mi się końcówka spodobała <3
    Czekam na dalej.
    I nie mogę się doczekać.
    Także ten, będzie gut, nie przejmuj się.
    Czekam, bay.
    Już mam najgorsze scenariusze całej tej historii... no wiesz, że ciotce się uda wszystko zabrać, razem z końmi i ona sprzeda wszystko i konie, a Wera zostanie bez niczego razem z wujkiem i będą mieszkać w lesie ;_;
    Nie słuchaj mnie, plz.

    OdpowiedzUsuń
  3. Ejejejejejejejejej, nie masz pozwolenia, Fiono :c nie zabierzesz stajni, ani koni, ani nikogo, niczego, bo prędzej zapoznasz się z moim kolegą Bartkiem. Tak w woli ścisłości, Bartek to tasak C: Myślę, że udziela mi sie Twoja psychpatyczna natura, Car. Jeszcze pójdę do szkoły z łukiem i broszką kosogłosa, i co wtedy będzie, hę? O schizofremię mnie posądzą! Niech ta Fiona mnie nie denerwuje lepiej, dla jej własnego dobra. No. Boli mnie noga, wiesz? Kucyk potrafi dużo ważyć, jak się okazuje. Wiesz, co zrobię? Zrobię ulotki i porozwieszam po Czewie, o. A jak nie, to zaspamię ludziom hołrsa. Mam nadzieję, że rozwieszanie ulotek bez zgody urzędu nie jest karalne .-. Nie mogę się doczekać wtorku, Boziu... Mam coraz mniej weny, ale dla Ciebie postaram się napisać dzisiaj rozdział, no. Tak więc, no, kc <3

    OdpowiedzUsuń
  4. Świetny blog �� i rozdział ��

    OdpowiedzUsuń
  5. Ja dzisiaj krótko, bo nie mam wgl siły. Rozdział super ;) Ta Fiona, to tu jeszcze namiesza ;D Jestem ciekawa kolejnego rozdziału ;) A napisałabym Ci jeszcze coś... no ale dobra, mniejsza z tym. Pozdrawiam ;)

    OdpowiedzUsuń
  6. Ten komentarz został usunięty przez autora.

    OdpowiedzUsuń
  7. Wybacz, za tamtego usuniętego :c
    Aaach... Tamten mail, którego podałam, to mój prywatny. Na bloggera mam tego: marikap1997@gmail.com
    Nie komentowałam, bo w ogóle nie używałam bloggera. Niestety też nie czytałam. Teraz niby też nie powinnam, bo robię pracę na konkurs i prędzej się zesram niż skończę to do końca stycznia. Ale zobaczyłam tyle Twoich postów i nadrabiam zaległości.
    Rozdział super jak zwykle <3 Tylko nie jestem pewna, czy 20 koni kosztuje razem kilkanaście tysięcy... Wychodzi mniej niż tysiąc za konia ;)
    To ja lecę dalej nadrabiać zaległości.

    OdpowiedzUsuń