piątek, 23 stycznia 2015

Rozdział 1.

Pierwsze kilka dni po powrocie do domu były czymś okropnym. Na początek zaznaczyć trzeba, że relacje z ciotką pogorszyły się jeszcze bardziej, gdy dowiedziała się, że chłopak, który miał się mną opiekować podczas wyjazdu, sam zrobił sobie krzywdę i nasze role się odwróciły. Dodatkowo nie pomagał fakt, że o zaręczynach dowiedziała się od Karoliny, która z kolei usłyszała to z ust Gośki, gdy ta rozmawiała z Aśką, która o wszystkim wiedziała jako pierwsza, wchodząc do sali ze łzami w oczach, zaraz po oświadczynach, więc z powrotem na korytarzu zawitała z wianuszkiem przekleństw i nagłą falą płaczu. Wracając, ciągnęło to za sobą kolejne konsekwencje, między innymi to, że wujek także nie dowiedział się tego ode mnie, czy chociażby Tymona. W sumie, nie mogłam ustalić, kto przekazał mu tą wiadomość, jednak nie było to to, co mnie najbardziej zmartwiło. Tym czymś okazała się rozmowa pomiędzy nim, a szatynem. Nie dowiedziałam się, i zapewne nie dowiem, co było jej tematem i jaki miała charakter, choć po minie chłopaka przypuszczać mogłam, że nie była szczególnie przyjemna.
Pomimo wszystko, zarówno znajomi, jak i niewielka, jedno, no dobrze, dwuosobowa rodzina, przyjęli to nad wyraz dobrze. Zresztą, oboje byliśmy dorośli, nikt nie miał w tej kwestii nic do powiedzenia. Sama co prawda nie mogłam się przyzwyczaić do tego, że z dnia na dzień Tymon z chłopaka stał się "narzeczonym". Brzmiało to co najmniej dziwnie, powiedziałabym nawet, że nieco mnie przerażało. Miałam na swoim palcu dwa pierścionki. Nadal nie mogłam się zdecydować, który z nich był dla mnie ważniejszy. Do pierwszego byłam niezwykle przywiązana, a drugi, choć wspaniały, mógł pociągnąć za sobą pasmo różnych zdarzeń. Takich, jak na przykład ślub, a o tym, co będzie potem, wolałam nawet nie myśleć.
W każdym razie, ostatni tydzień wizyty ciotki minął bezproblemowo. Okazało się, że głównym jej celem były jakieś papiery, które przypadkowo dostały się na stary, polski adres, zamiast do nowego miejsca zamieszkania. Wróciła do siebie nawet wcześniej, niż miała zamiar, co było naprawdę cudownym pomysłem z jej strony. Nie musiałam do końca tygodnia szlajać się po mieście, spędzać pół dnia w mieszkaniu Tymona, czy też chodzić po galerii w towarzystwie Justyny, Aśki lub innej osoby, która akurat się napatoczyła. Każdy z osobna na wstępie zauważał obecność pierścionka na moim palcu i zaczynał temat, kompletnie ignorując fakt, że dla mnie nie było to szczególnie komfortowe.
Marzec rozpoczął się piękną pogodą, która wciąż się utrzymywała. Deszcz, mróz, mgły, a tym bardziej śnieg, odeszły już w zapomnienie, ustępując miejsca słońcu i miejscami bezchmurnemu niebu. Temperatury były przyjemnie wysokie, jak na końcówkę zimy. Wszystko rozkwitało, budziło się do życia, a treningi stały się istną przyjemnością, podobnie do relacji z innymi. Pozbyliśmy się derek, owijek, nauszników, maści rozgrzewających, a co ważniejsze kurtek, rękawiczek, czapek, szalików i termobutów. Brak błota i pluchy sprzyjały jazdom na zewnątrz, dzięki czemu skończyły się nieustanne spory z Karoliną, która tak czy siak wiecznie zajmowała halę. Tereny stały się niemal codziennością, a kowal ciągle odwiedzał stajnię, wzywany przez Aśkę, bo, jak się okazało, Shadow był typową ciamajdą, która kochała gubić podkowy, szczególnie na leśnych śnieżkach. Śpiew ptaków nieprzerwanie rozbrzmiewał w powietrzu, ciesząc zarówno uszy jeźdźców, jak i koni, które z tej "radości" co chwilę się płoszyły, usilnie próbując pozbyć się z grzbietów każdego z nas.
Wiosna była czymś, na co czekaliśmy od listopada. Żadne z nas nie cieszyło się zbytnio na zimę, dlatego jej odejście przyjęliśmy z należytym entuzjazmem. Koniec odśnieżania, koniec posypywania chodników, koniec grupowych jazd na hali. Koniec również z pokrytą lodem rynną, a ten szczegół zdecydowanie ułatwił pewnemu szatynowi wdrapywanie się do mojego pokoju, a właściwie, na mój balkon, bo nikt nie powiedział, że zawsze musiałam go wpuszczać do środka. W końcu, zawsze mógł zejść w ten sam sposób, jak wyszedł. Pomimo wszystko, za bardzo się o niego bałam, aby mu na to pozwolić, dlatego niemal zawsze, gdy do mnie przychodził, na dół schodziliśmy razem, w cywilizowany sposób, przekomarzając się, czy następnym razem ma załatwić sobie drabinę, czy może od razu powinien zbudować schody. Osobiście byłam za tym drugim, z tym, że przy pomocy ekipy budowlanej. Najlepiej, jeśli byłyby kręcone, aby nie zajmowały zbyt dużo miejsca na podwórku.
Ponownie odnowiliśmy całą stajnię. Boksy zostały pociągnięte bejcą, betonowa podłoga dokładnie wyczyszczona, a białe ściany odmalowane. Wymieniliśmy wszystkie żłoby oraz część automatycznych poideł. Nie próżnowaliśmy również, jeśli chodzi o wygląd zewnętrzny. Przy filarach podtrzymujących niewielkie zadaszenie przed drzwiami stajni, ustawiliśmy kwiaty w kamiennych donicach, z których wydobywał się także regularnie przycinany bluszcz, oplatający szare kolumny. Dodatkowo ponownie sprawdziliśmy dachówki na całym budynku, przy okazji odnawiając i impregnując każdą po kolei. Zajęło nam to ponad tydzień, jednak patrząc na ich rdzawoczerwony kolor, można było stwierdzić, ze zdecydowanie wykonaliśmy kawał dobrej roboty. Białoszare, ceglane ściany również zostały wyczyszczone, aby cieszyć oko każdego, kto tylko na nie spojrzy. Odnowiliśmy również ganek, stawiając na nim nową ławkę, kosz na jabłka oraz stolik.

Kolejna lotna, kolejne zebranie, kolejna zmiana ustawienia, wyciągnięcie i znów zmiana nogi po przekątnej. Jazda na jednym z największych padoków w takiej pogodzie była czymś niesamowitym. Czymś, czego brakowało niemal wszystkim przez całą zimę. Tabun wydawał się zadowolony z czternastu stopni na plusie równie bardzo, jak ja. Jego kroki z chwili na chwilę stawały się coraz bardziej sprężyste, czyniąc trening czystą przyjemnością. Każdy jego ruch wydawał się dokładnie zaplanowany i wprost perfekcyjny, zmuszając mnie do twierdzenia, że gniady byłby idealnym koniem ujeżdżeniowym. Zapewne skłaniałabym się do tej teorii gdyby nie fakt, że na parkurach szło mu jeszcze lepiej. Delikatny uśmiech nie znikał z mojej twarzy, kiedy przemierzałam na grzbiecie kolejne metry, pod bacznym okiem Tymona, usadowionego wygodnie na krześle po środku wybiegu. Spoglądał na mnie spod okularów przeciwsłonecznych, co chwilę krzycząc, żebym poprawiła kontakt lub pracowała lepiej łydkami. Ostatnimi czasy stał się niezwykle czuły na każdy, nawet najmniejszy błąd, przez co nawet nie mogłam marzyć o lepszym trenerze. Sam nie mógł jeździć jeszcze przez kilka dni, więc musiał zadowolić się patrzeniem na moje jazdy i kontrolowaniem, jak idzie mi na Albatrosie. Pomimo wszystko, gdy coś mu nie pasowało i tak ignorował zakaz i sam naprawiał wszelkie niedopowiedzenia związane z jego koniem.
- Nogi - westchnął przeciągle, gdy po raz kolejny w przeciągu kilkudziesięciu minut moja łydka zaczęła uciekać w przód. Szybko skorygowałam błąd, posyłając w jego stronę dumny uśmiech, na który tylko pokręcił głową. - Skąd ty bierzesz ten pozytywizm?
- Zabieram go tobie, to dlatego często jesteś tak sceptycznie do wszystkiego nastawiony - zaśmiałam się, przysiadając głębiej w siodle i pociągając delikatnie za wodze. Tabun natychmiast zrozumiał sygnały i zwolnił do stępa. Poklepałam jego lekko spoconą szyję, a na mojej dłoni została garść sierści. Z niesmakiem otrzepałam rękę i poluzowałam wodze, dając mu całkowitą swobodę.
- To wiele wyjaśnia - skwitował, mimowolnie unosząc kąciki ust. I choć starał się zamaskować rozbawienie, nie wyszło mu to nawet w najmniejszym stopniu. Wysunęłam nogi ze strzemion, poluzowałam popręg i rzuciłam bat w kierunku chłopaka. - Mogę to uznać za zamach na moją osobę? - zapytał, w ostatniej chwili łapiąc ciśnięty w niego przedmiot. Przewróciłam oczami z ciężkim westchnieniem.
- Cholera, miałam nadzieję, że nie rozgryziesz moich zamiarów - odparłam, siląc się na powagę, choć radość rozrywała mnie od środka. Skręciłam na środek i zatrzymałam Tabuna tuż przy krześle, na którym siedział chłopak. Przerzuciłam nogę nad zadem i zeskoczyłam na ziemię. Zanim zdążyłam chociażby podwinąć puśliska, poczułam ręce oplatające moją talię, a po chwili znów straciłam grunt. Pisnęłam cicho, gdy szatyn przewiesił mnie przez ramię w taki sposób, że moje nogi znajdowały się na jego plecach, a twarz tuż przy jego policzku.
- Już planujesz, jak się mnie pozbyć? - wyszeptał do mojego ucha, a jego ciepły oddech przyprawił mnie o ciarki. - Zaskoczę cię, musisz się bardziej postarać - powiedział, po czym cmoknął mnie delikatnie w policzek i odstawił na trawę.
- Jeszcze coś wymyślę, nie martw się - zmarszczyłam lekko nos i wróciłam do konia. Szybko podciągnęłam strzemiona do góry, przerzuciłam wodze nad łbem i poprowadziłam gniadosza do bramy, którą chłopak zdążył już otworzyć. - Idę na myjkę. Przemyję mu nogi.
- Jeżeli obiecasz, że mnie nie utopisz, to bardzo chętnie dotrzymam ci towarzystwa - uśmiechnął się, wywołując taką samą reakcję z mojej strony. Wzniosłam tęczówki do góry, udając, że poważnie zastanawiam się nad tym, co powiedział.
- Myślę, że mogę obiecać, że wrócisz stamtąd żywy - stwierdziłam w końcu, na co Tymon objął mnie ramieniem i przyciągnął do siebie. Zaśmiałam się pod nosem i wtuliłam się w jego koszulkę, zaciągając się zapachem perfum. Wymarzone, wolne od obowiązków popołudnie czas zacząć w perfekcyjnie dobranym towarzystwie.

**************************************************************************************************************************
Witam serdecznie w nowym tomie! :D No i mamy widoczną, przecudowną niespodziankę, za którą serdecznie dziękuję Andelle! Jest naprawdę idealny ♥ W ogóle, długi mi ten rozdział wyszedł. Planowałam jakieś krótkie coś, ot na rozpoczęcie, a wyszła praca nie wiadomo jaka. I spoko, najważniejsze to dobrze zacząć, tak? c:
A teraz moment na użalanie, pomimo wspaniałego humoru. Nie widziałam koni od listopada XD Jest naprawdę chujowo, bo nie mam co ze sobą zrobić, siedzę przed kompem, tyję i piszę. Ewentualnie się coś tam uczę. Głównie fizyki, bo na reszcie mi nie zależy. Z polskim lepiej niż ostatnio, muszę powiedzieć, więc jest dobrze. Gorzej z religią, z której grozi mi trója, haha. Z biologii trzy, z matematyki trzy, z niemieckiego... Będzie cztery. Chyba. XD Boże, jestem głupia, tak zawalić całe półrocze... Na szczęście polski, historia, WOS i chemia ogarnięte na czwórę, a z fizuni piękna piątunia! :D Jestem z siebie tak niesamowicie dumna.
W ogóle, ostatnio słucham tylko jednej piosenki, która napawa mnie taki optymizmem... Kocham, naprawdę. Płyta Maroon 5 już do mnie sunie, więc nie pozostaje mi nic, jak udostępnić Wam moją nutę i pożegnać się. Cóż,  do następnego! ♥

PS Zaktualizowałam odtwarzacz, zakładkę z końmi i, uwaga, uwaga, zdjęcie Tymona! XD
PSS O matko, 49 obserwatorów! :o ♥

7 komentarzy:

  1. Rozdział super już nie mogę się doczekać następnych. To już siódmy tom wow, a ja siedzę tu od połowy pierwszego. Choć nie komentuje każdy rozdział jest przeczytany od początku do końca. Weny życzę

    OdpowiedzUsuń
  2. Gdyby facet ze zdjecia przedstawiającego Tymona miał brodę, to byłby moim ideałem *,* Jaki świetny ten rozdział. Podziwiam za to, że nadejście wiosny zawarłaś w tak wspaniałym opisie ( tak, teraz będę się użalać nad swoim nieudacznictwem :D ). Wow to już kolejny tom. Ciężko w to uwierzyć. Jeszcze tak niedawno Wera dostała Melodię, szukała Tabuna, albo odwiedzała Tymona w szpitalu. Maasakra. Tak ten czas leci. Tyle się wydarzyło. Ale mniejsza. Pozdrawiam ;)

    OdpowiedzUsuń
  3. O Boże, jaki piękny i cudowny rozdział, o boże.
    Zachwycam się.
    Wygląd też mi się podoba, chociaż na razie ciężko mi się przyzwyczaić xD
    No super rozdział, jest taki piękny, że nie wiem.
    Do następnego.

    OdpowiedzUsuń
  4. Tyle opisów, tyle akcji, jak jeszcze raz usłyszę wiertło, to się zabiję, tyle zwrotów, to jest wspaniałe! Nowy tom zaczyna się, jak widać, pełną parą! Cieszę się, że masz wenę, która u mnie ma już kartę stałego klienta w domu pogrzebowym. Mogę dać Ci nawet kopię aktu zgonu, chcesz? Tymuś łamie zasady, proszę, proszę, jakie nowości, jakie zwroty i impulsy! Aż mi się śmiechło, serio. No po prostu, nie zdajesz sobie z tego sprawy, stara, jak mnie rozbawiłaś XD Jest prawie pierwsza w nocy, co Ty ze mną do cholery robisz? w normalnych warunkach spałabym od 3 godzin! A jak jutro będę niewyspana, nie dość, że przez Ciebie, to jeszcze przez cholerny remont łazienki? Wstydźcie się kurde, i Ty i robotnicy! Ale przynajmniej kawy nie chcą, tyle dobrego c: Zaszyję się w swoim pokoju, czytając po raz setny rozdział z zaręczynami. Poważnie, chyba nauczę się go na pamięć. A potem, zacznę delektować się dzisiaj zakupionym Kosogłosem. Prim umrze, ej no :c Lubiłam ją, taka słodka <3 Jestem zmęczona, wszystko wina Wawki. Nie moja wina, że stolica taka wielka do zwiedzenia w jeden dzień, heloł! Ej, też chcę już marzec :c Orino woli biegać na padoku niż w hali, bo na padoku może mnie wywalić na miliony sposobów <3 Kocham go, serio. W sumie, to jestem chyba zmęczona po zajebistości tego zajebistego rozdziału, więc teraz, z czystym sumieniem i tak dalej, i tak dalej, mogę położyć się pod ciepłą pierzynką w łóżeczku i zasnąć. Jeśli będę mieć koszmary, dzwonię, nie to, żeby coś c:
    Kocham ♥
    Ps: Czemu masz piosenkę 1D w odtwarzaczu kurde ;-;-;

    OdpowiedzUsuń
  5. Skończyłam ^^ Trochę mnie tu nie było, ale przeczytałam wszystkie rozdziały, których wcześniej nie czytałam. Tj. od 33go włącznie [wstyd się przyznać, że tak długo nie zaglądałam :c ].
    Cóż, razem z zapałem pisarskim umarła nie tylko umiejętność pisania nie tylko rozdziałów, ale też komentarzy. Tyle tu przeczytałam i nie wiem, co napisać, w ogóle brak mi słów. Ktoś kiedyś powiedział, że najlepsza książka to ta, której nie da się opowiedzieć. Może w komentarzu nie trzeba nic opowiadać, ale często się podaje całe fragmenty. Wybacz więc, że nie będę się do niczego odnosić. Powiem tylko, że podoba mi się, że się zaręczyli c:
    Wybacz jeszcze raz, że minęło tyle czasu odkąd tu komentowałam, pocieszę Cię, że to nie tylko u Ciebie xd W ogóle zrezygnowałam z czytania blogów, teraz nie mogłam się powstrzymać. Zresztą od kilkunastu tygodni walczę ze sobą, żeby nie pisać. Obiecałam to sobie, ale i tak w ciężkie dni łapię zeszyt, długopis i muszę coś naskrobać. Zdecydowanie jestem za mało konsekwentna :/
    Więc obiecuję wrócić do czytania HMOL, może nie zupełnie regularnie, ale na pewno nie z 9 rozdziałami w tyle.
    Czekam na NN :*

    OdpowiedzUsuń
  6. Tamto opowiadanko skończone, nowe się kłania (na tym samym blogu), a ja serdecznie zapraszam na Konie to sens życia. Wszystko zostanie zaktualizowane, a ja proszę o opinię pod rozdziałami :) Twoja jedynka jest super :D Pozdro, Magda

    OdpowiedzUsuń
  7. Ten komentarz został usunięty przez autora.

    OdpowiedzUsuń