wtorek, 20 stycznia 2015

Rozdział 39.

Poranny trening był ostatnim, czego potrzebowałam. Jednak pomimo zmęczenia, musiałam się postarać, w końcu dwa tygodnie bez klaczy nie zamierzały minąć za szybko, a ja nie miałam zamiaru nie skorzystać z jazdy. Uśmiechnęłam się pod nosem, dając klaczy zdecydowany sygnał do zagalopowania ze stępa. Kilka okrążeń, dwie lotne i bezproblemowy najazd na pierwszą stacjonatę, czyli wymarzony początek bardziej wymagającej części. Ponowna zmiana, kilka foule i następne wybicie, tym razem nieco gorzej wymierzone. Przekątna, zakręt i lekkie zebranie tuż przed dwuczłonową linią, po której automatycznie zwróciłam bułaną na mniejszego od reszty przeszkód oksera. Parę kroków i kolejnie, źle odliczone wyjście. Pomimo, że drąg drgnął niebezpiecznie, nie upadł na ziemię. Parkur bez zrzutki uznać mogłam za udany. Poklepałam kobyłę po szyi, na której nawet nie zdążył pojawić się pot. Zwolniłam do kłusa, natychmiast skracając chód. Ostatnimi czasy postanowiłam więcej pracować na płaskim, lub przynajmniej starać się jakoś wplątywać poszczególne elementy. Jak dotąd, udawało się. Oddałam wodze, pozwalając Melodii na wydłużenie kroku, by po chwili usiąść głębiej w siodle, dociążyć grzbiet i przejść do wyciągniętego stępa. Odpięłam pasek kasku, wysunęłam nogi ze strzemion i poluzowałam popręg o kilka dziurek. Gęsty kurz unosił się w powietrzu, przyprawiając mnie o lekkie duszności i sprawiając, że oczy zaczęły nieprzyjemnie szczypać. Przejechałam całą halę parę razy, po czym zeskoczyłam z siodła. Podwinęłam puśliska i prowadząc klacz w ręku, skierowałam się do wyjścia na korytarz. Przeszłam między rzędami boksów, aby w końcu znaleźć się przy odpowiednim i odstawić do niego kobyłę. Odniosłam sprzęt do siodlarni, gdzie od rana siedziało kilka osób. Typowa, stajenna ekipa, wciąż nie miała ochoty opuszczać pomieszczenia, choć wnioskując po pozach, w jakich ich zastałam, pomysły co do zajęć zdecydowanie się wyczerpały. Gośka leżała na plecach w nogami na oparciu kanapy i głową zwieszoną z jej brzegu, wertując magazyn górą do dołu. Michalina i Maja wylegiwały się na podłodze, szukając czegoś ciekawego w drewnianym suficie. Z kolei Karolina siedziała na fotelu, uparcie przeglądając swój telefon. Najwyraźniej jedynie ona nie miała na tyle wyobraźni, aby wymyślić sobie jakieś nietypowe zajęcie. Przez chwilę stałam w miejscu, zerkając na każde po kolei, chcąc nacieszyć się ich widokiem. W końcu, podczas dwutygodniowego wyjazdu w góry, istniało małe prawdopodobieństwo, że utrzymam z nimi stały kontakt, chociażby telefoniczny.
- Co się tak gapisz? Chłopak na ciebie nie czeka? - Och, no tak, widokiem niebieskowłosej cieszyć się nie mogłam. Wywróciłam oczami i z ciężkim westchnieniem odwróciłam się na pięcie, z zamiarem opuszczenia pomieszczenia.
- Ja również będę tęsknić - rzuciłam przez ramię, wymuszając na sobie niezwykle przesłodzony ton, który zaskoczył swoim brzmieniem nawet mnie. Uśmiechnęłam się półgębkiem, kierując się na podwórze, gdzie Tymon powoli pakował wszystkie walizki do jednego z dwóch samochodów. Po odbyciu rozmowy z wujkiem i ciotką, oraz wyperswadowaniu jej, że nie może z nami jechać, w końcu byliśmy gotowi do wyjazdu. Dwa, dwuosobowe domki czekały na nas przy jednym z górskich stoków. Wybieraliśmy się w czwórkę - ja, Tymon, Aśka i Jacek, wraz z kupą niepotrzebnych rzeczy, które koniec końców i tak znalazły swoje miejsce w bagażnikach, i na tylnych siedzeniach. Ostatnim aspektem było sprawdzenie, czy na pewno mamy wszystko, co konieczne. Zrzucając i ten obowiązek na szatyna, bez słowa udałam się do pokoju, aby zamienić bryczesy i golf na coś nieco bardziej wygodnego, w czym przy okazji mogłabym pokazać się wśród cywilizacji. Będąc zadowolona z efektu, jaki dawały jasne, jeansowe rurki w połączeniu z bordową koszulą, zbiegłam na dół, założyłam swoje skórzane botki i zgarnęłam z przedpokoju płaszcz, szalik i czarną czapkę. Zapinając zamek pod szyję, opuściłam dom, chcąc jak najszybciej znaleźć się w miejscu docelowym, oddalonym od mojej kochanej, przecudownej wioski o przeszło pięć godzin drogi. Do przejechania mieliśmy niemal całą mapę Polski wszerz. Pożegnałam się z wujkiem, gdy tylko wyszedł na ganek. Nie szczędząc kazań, żebym na siebie uważała, w końcu wypuścił mnie ze swoich objęć, dając tym samym możliwość podejścia do ciotki. Nie umknęło mi jej nieprzyjazne spojrzenie, które po chwili zostało zastąpione sztucznym uśmiechem i radosnym wyrazem twarzy. Odwzajemniłam jej gest w równie ostentacyjny sposób i zanim zdążyłam cokolwiek zrobić, znalazłam się w jej ramionach. Ze zmarszczonym czołem i niepohamowanym zmieszaniem, objęłam delikatnie jej plecy, zastanawiając się, jak tak właściwie powinnam zareagować.
- Nie połam się, skarbie, wróć cała i zdrowa - szepnęła z teatralną troską, na dźwięk której śniadanie podeszło mi do gardła. Poklepałam lekko jej łopatki, ciesząc się w duchu, że gra aktorska szła mi tego dnia nadwyraz dobrze.
- Nawet, jeśli nie będę ostrożna, to...
- Tak, wiem, masz przy sobie osobę, która się tobą zaopiekuje, ale pomimo wszystko, nigdy nie możesz na nikim zanadto polegać, nieważne, kim ten ktoś dla ciebie jest - jej głos z chwili na chwilę stawał się coraz bardziej irytujący. Moja cierpliwość powoli dobiegała końca, tak samo, jak ta rozmowa. Dodatkowo, wcale nie miałam zamiaru wspominać o Tymonie. Planowałam raczej coś w stylu  "zawsze mogę liczyć na szczęście". Nie zamierzałam uzależniać się od innych, choć patrząc na chłopaka, miałam wrażenie, że było już za późno.

Obudziło mnie rytmiczne uderzenie w moje ramię. Otworzyłam niechętnie oczy i rozejrzałam się nieprzytomnie wokół, zupełnie nie kojarząc faktów. Dopiero widok Tymona za kierownicą po części przywrócił mi nieco świadomości. Wyjazd, no tak, zdążyłam zapomnieć.
- Zaraz będziemy na miejscu, jeszcze tylko jakieś dziesięć minut drogi - powiedział, a ja natychmiast rozbudziłam się na dobre. Wyjrzałam przez okno, a gdy moje czoło zetknęło się z lodowatą szybą, przez moje ciało przeszły dreszcze. Ze względu na przeziębienie, wciąż byłam nieco osłabiona, a mróz wcale nie stawiał mnie w dogodnej sytuacji. Pomimo wszystko, wystarczyło jedno spojrzenie, abym na dobre zakochała się w pokrytych śniegiem górskich szczytach. Moje oczy rozszerzały się coraz bardziej, gdy przejeżdżaliśmy przez kolejne, ścieżki, które z każdą chwilą stawały się węższe i węższe. Z zapartym tchem obserwowałam, jak wjeżdżamy przez wielką, drewnianą bramę z szyldem ośrodka wypoczynkowego.
- Jesteśmy na miejscu - usłyszałam po swojej lewej, co wywołało u mnie jeszcze większy uśmiech, niż do tej pory.

***********************************************************************************
Jeeezuuu, krótko w ciul, ale tak to jest, jak o 22 sobie człowiek przypomni, o kurde, przecież jutro miałam skończyć tom! No więc, plany są w dalszym ciągu aktualne :D Nawiasem mówiąc, wczoraj, a właściwie dzisiaj, parę minut po północy dostałam email, który tak cholernie mnie ucieszył, że pomyślałam sobie "o ja pierdolę, biorę się za tego bloga". I takim oto sposobem mamy przedostatni rozdział :3 Nawiasem mówiąc, w piątek startujemy z nowym tomem i mam dla Was tyle niespodzianek... Za tą najbardziej widoczną pochwały kierować musicie nie do mnie, a do autorki wcześniej wspomnianego emaila, ale, to dopiero w piątek, mam nadzieję, że do tej pory ciekawość Was nie pożre żywcem XD
W środę mam półmetek i wiecie co? Szczękę mi sparaliżowało. Każdy, najmniejszy ruch sprawia mi cholerny ból, wiec nie mogę mówić,  jeść, nawet pić. A wszystko zaczęło się od pieprzonego piernika :( Może jakoś się wyliżę, z tym, że mam przy okazji spuchniętą wargę i powiększone węzły chłonne XD
POZDRAWIAM, CZUJĘ SIĘ ŚWIETNIE :)

2 komentarze:

  1. Haha właśnie cofnęłam się do poprzedniego rozdziału i zobaczyłam komentarz "sprawdź e-mail". Od razu przed oczami mam "Masz go skończyć jutro , bo inaczej znajdę cię i zamorduję" ;p Kurde, są w górach, ja też. Oni pewnie pójdą na stok od razu, a ja najszybciej za dwa dni -.- Do tego coś czuję, że od nowa będę musiała nauczyć się skręcać -.- Świetny opis jazdy. Taki szczegółowy, jak lubię. I ta ciotka ^^ Pozdrawiam :)

    OdpowiedzUsuń
  2. Hehehehehe, hehehehe, wiesz na co czekam, prawda? No ja myślę. Jak się zawiodę, to żyletka już na mnie czeka, chyba że Bartuś, ale wiesz, Bartuś zawsze chętny na zabójstwa C:
    Ejejejejejejejejejejeje, cisnę bekę XDDDDDDDDDD Tak bardzo zazdrosna Karolina, prawie jak ja, cnie? Bartuś też jest zawsze zazdrosny :c W sumie, ma o co, jak ja mam niby z tasakiem żyć, hmm? Biedny Bartuś, zostaniesz tylko kochankiem, sorki :c Ale tym też powinieneś się nacieszyć, w końcu to jestem ja, cnie. XD Ah, to wielkie mniemanie o sobie. Ah, ten mało wyczuwalny sarkazm XD chyba ta ciotka ją chciała udusić, ok :c To przykre, że rodzina chcę Cię zabić (tu wcale nie myślę o mojej kochanej kuzynce 'ciekawe co by się stało, gdybyś spadła z tego piętra') No kurde no, rusz dupsko z tym końcem, heloł, ja tu czekam, nie? No C: Jak się nie pospieszysz, to Bartuś Cię pogoni. Uzależniłam się od niego, to mój kochany Bartuś Tasak <3 Dobra, chyba ze mną źle, czekam jeszcze trochę na ten rozdział, ale pospiesz się no :c
    KC! <333

    OdpowiedzUsuń