sobota, 17 stycznia 2015

Rozdział 38.

Wpadłam do domu i od razu skierowałam się do swojego pokoju, aby wszystko na spokojnie przemyśleć. Zostawiłam buty przy drzwiach, rzuciłam kurtkę na łóżko i opadłam ciężko tuż obok niej. Schowałam twarz w dłoniach, starając się skupić na każdym fakcie pojedynczo. Niestety, w głowie miałam cały natłok myśli, których nie dało się rozdzielić. Segregowałam je, a przynajmniej próbowałam je segregować w miarę chronologicznie, tak, aby móc wyciągnąć z tego jakiekolwiek wnioski. Pochopne, czy też nie, ważne, żebym w końcu do czegoś doszła. Jak na razie wiedziałam tylko, że ciotka pojawiła się nagle, nie wiadomo z jakiego powodu, a chęć odebrania wujkowi całego majątku była tylko spekulacjami Aśki. To tylko domysły, które wcale nie musiały się potwierdzić. Pomimo wszystko budziły we mnie niepokój. Z drugiej jednak strony, przyjechała tu na niecały miesiąc, a potem planowała wrócić do Australii. Kraju, w którym miała całe swoje życie. Rodzinę, dzieci, męża, dom, pracę; chyba nie zamierzała porzucić to wszystko tylko po to, by obrobić byłego partnera z jego dobytku, który znajduje się, de facto na innym kontynencie. Zmarszczyłam brwi i rozejrzałam się po pomieszczeniu. Przecież wujek sam zarobił na to wszystko, sam wybudował wraz z ekipą, którą zatrudniał w swojej firmie, więc jakie prawa do majątku mogła mieć kobieta, z którą wziął rozwód? Z którą nie podpisywał żadnej intercyzy?
- Można? - usłyszałam zza drzwi, więc podniosłam wzrok, spodziewając się, kogo zobaczę. Jak na potwierdzenie moich myśli, do pokoju wszedł Tymon. Nim zdążyłam zabrać kurtkę z materaca, ten usiadł na niej, nawet nie zawracając sobie głowy przesunięciem jej. Odchylił się do tyłu, aby położyć się na plecach. Sięgnął za siebie, chcąc znaleźć niewielką, gumową piłeczkę, umieszczoną najczęściej na parapecie. - Zabieram cię w góry. Na dwa tygodnie.
Zamrugałam kilkakrotnie, obserwując, jak kulka porusza się w górę i w dół. Dopiero po chwili dotarły do mnie jego słowa.
- Jak to w góry? Po co? - zapytałam kompletnie zbita z tropu. Chłopak spojrzał na mnie z uśmiechem, który wślizgnął się na jego twarz pomiędzy moimi słowami.
- A po co się jeździ w góry? Słyszałaś kiedyś o stokach? Nartach, desce? - W odpowiedzi zmarszczyłam czoło. Słyszeć, słyszałam, w końcu, bądź co bądź, żyłam w cywilizowanym świecie z dostępem do informacji, internetu, telewizji. Gorzej jednak z tym, że nigdy nawet nie próbowałam zbliżyć się do sprzętu tego pokroju. Nie interesowały mnie żadne sporty zimowe, wystarczał fakt, że konno mogłam jeździć przez cały rok. - Zgaduję, że nie - zaśmiał się, na co ja klepnęłam go lekko w ramię.
- Nie moja wina, że w Anglii nie miałam możliwości nauki - obruszyłam się, próbując jakoś obronić swoją dumę.
- Tak, tak się tłumacz - wyszczerzył się głupio, na co uderzyłam w niego poduszką, roztrzepując jeszcze bardziej włosy, które od samego początku ukazywały się w bezwzględnym nieładzie. Szatyn prychnął pod nosem, wyrywając mi mojego jaśka z rąk i odrzucając go na bok. Pisnęłam, kiedy chwycił mnie za ramiona i przewrócił, aby kilka sekund później oprzeć się na łokciach po moich bokach. Podkuliłam ręce do klatki piersiowej, spoglądając na niego ze zdziwieniem wymieszanym z rozbawieniem. I chorobą. - Tak się składa, że twój cudowny chłopak całkiem nieźle radzi sobie i na nartach, i na snowboardzie, więc myślę, że nie będzie problemu, jeśli chodzi o instruktora.
- A co, jeśli wolę profesjonalistę? - uniosłam pytająco brew, kręcąc się, aby założyć rękę na rękę.
- Chyba nie myślisz, że jakiś inny facet zostałby dopuszczony do jakiejkolwiek interakcji związanych z tobą, a już na pewno nie nauki jakiegoś sportu, przecież to wymaga kontaktu fizycznego - odparł z taką powagą, że wszystko, co powiedział, wydawało się niezwykle logiczne i zrozumiałe. Uniosłam lekko kąciki ust, widząc, że nawet po jego wypowiedzi jego mina się nie zmieniła i wyglądała tak samo stoicko.
- Nie zauważyłam, kiedy stałeś się aż tak zaborczy - mruknęłam, a on zbliżył twarz do mojej, w celu pocałunku. Jednak gdy tylko nasze usta się zetknęły, drzwi pokoju otworzyły się z hukiem, a w progu stanęła ciotka. Oderwaliśmy się od siebie w przeciągu niecałej sekundy, a Fiona zmierzyła nas spojrzeniem.
- W moich czasach młodzież znała więcej ograniczeń - słowa zostały rzucone bardziej w kierunku Tymona,  na którym zatrzymała swój wzrok. - Chciałam was tylko zawołać na obiad, macie pięć minut - wskazała chochlą to na jedno, to na drugie i wyszła z pomieszczenia. Zerknęłam na chłopaka z ukosa.
- Chyba mnie nie lubi - szepnął, udając całkowicie zdruzgotanego tą wiadomością. Z trudem powstrzymałam śmiech, gdy uniósł na mnie swoje zielone tęczówki, lustrując moją twarz spode łba. - Tak nawiasem mówiąc, czy tylko ja widzę coś dziwnego w tym, że wyznacza nam granice czasowe dotyczące stawienia się na dole?
- Może jeśli przyjdziemy wcześniej, zyskasz u niej kilka punktów - uśmiechnęłam się, a szatyn pokiwał głową ze zrozumieniem, mówiąc bezgłośnie "coś w tym jest".

Chwyciłam wodze w szczelniejszy uścisk, w celu zebrania kroku Melodii. Zaczęłam bawić się to jedną, to drugą, starając się przy okazji nie robić młynka w jej pysku. Kilka prób i pod wpływem moich ruchów, klacz zeszła do poprawnego ustawienia. Uśmiechnęłam się pod nosem i po kilku metrach dałam jej nieco swobody, aby ponownie wyciągnęła krok. Spojrzałam na Tymona, który stał na środku i jedynie kiwał głową z wyraźną aprobatą. Aż szkoda było zostawiać tak zdolnego konia na całe dwa tygodnie. Po obiedzie omówiliśmy szczegóły wyjazdu, na który chcąc nie chcąc musiałam się zgodzić. Wolałam nie narażać się na rozczarowanie ze strony własnego chłopaka. Gdy ponownie skupiłam się na jeździe, kobyła przeżuwała niespokojnie wędzidło. Ponownie skróciłam wodze, aby po chwili przejść z powrotem do stępa. Poklepałam ją po spoconej szyi. Byłam wyjątkowo zadowolona z treningu ujeżdżeniowego. Gośka zgodziła się pożyczyć mi swoje siodło, więc miałam możliwość porządnego treningu. Po kilku okrążeniach zeskoczyłam na ziemię, podciągnęłam strzemiona i przełożyłam wodze przez głowę.
- Rozsiodłam ją i zaczynam się pakować - uśmiechnęłam się, wyprowadzając Melodię z hali.
- Cieszę się, że się zgodziłaś - powiedział szatyn, stając koło mnie i zaplatając swoje palce między moje. - Wolisz deskę czy narty?
- Deskę - odparłam bez zastanowienia, gdy on otworzył drzwi boksu.
- Świetnie, bo kłamałem z tymi nartami.
Oboje zaśmialiśmy się w tej samej chwili. Pokręciłam głową i wstawiłam klacz na stanowisko.

***********************************************************************************
Przepraszam za ogólną chujowość tego rozdziału. Jest okropny, wiem. Nie umiałam tego napisać lepiej. Tyle się tych wszystkich wydarzeń przeplata, Jezus. Mam nadzieję, że jakoś mi to wybaczycie, jeszcze tylko dwa rozdziały. Dwa i koniec. I w sumie, chętnie niechętnie nazwałabym to końcem definytywnym, ale cóż, obiecałam osiem, będzie osiem. Chyba, że się rozmyślicie, jak coś, to mówcie XD Dobra, jestem zmęczona, mam gorączkę i beznadziejne samopoczucie, więc żegnam się. Wybaczcie, że to to takie krótkie, ale kurde, nie daję rady. No i statystyki się poprawiają, więc dziękuję, dziękuję, dziękuję ♥ Narka c:

4 komentarze:

  1. Wyczuwam zaręczyny, milordzie C: Fajny ten rozdział, nie znasz się, kurde. To ja od miesiąca nie mam weny i ślęczę nad tym cholernym rozdziałem i nic. Chyba dzisiaj nie zasnę, kolega od liżącego noża mi to załatwił ;-; Moja tętnica ma zostać tam, gdzie jest, tak samo jak aorta i krew. Bartuś gotowy do akcji, gotowy do mojej obrony <3 I za to Cię kocham stary. Wspominałam już o Bartku, nie? Mój kochany tasak, zawsze pod ręką, zawsze gotowy pomóc <3 Kocham go. Tymuś nagle taki zaborczy, no, no, czuję, że zaręczyny będą tuż-tuż. Wtorek to będzie mój najszczęśliwszy dzień w życiu <3 Zaczynam się poważnie bać tego gościa, mój Boziu ;-; Tak właśnie kończą się rozmowy z ludźmi na losowaniu gg, sama chciałam. Ej, jest druga w nocy, a ja Ci piszę koma. Jak to nie świadczy o tym, że mi zależy, to ja już nie wiem co. Dobra, muszę już skończyć, bo Monia truje dupę, że jej przeszkadzam w spaniu, gdy i tak dzisiaj ja nie zasnę, bo kolega powiedział, że w nocy zabierze mi krew. Tak więc, kckckck :* <3 ♥

    OdpowiedzUsuń
  2. Czy teraz wszyscy muszą wyjeżdżać w góry pojeździć? Kurde, ludzie. Nie róbcie mi już ochoty. Chociaż jest nadzieja, że śnieg będzie ;) No, powiem, że ciekawy pomysł z tym wyjazdem. Co cię zainspirowało? ^^ I zabierz mi już tą ciotkę, bo mnie nosi. Dobra, to by było na tyle. W końcu 3 w nocy zaraz będzie. Także pozdrawiam i czekam :))

    OdpowiedzUsuń
  3. Phi, mi tam się podoba.
    No i właśnie, niech tej ciotce coś się stanie... coż złego...
    Ja też chcę w góry :(
    Hym, czekam na dalej. Zastanawiam się, czy w górach coś się stanie, czegoś się dowiedzą czy nie? Nie wiem nawet o czym mieliby się dowiedzieć, no ale...
    Także ten, czekam na dalej i o.
    Bay.
    Znowu nie mam pomysłu na jakieś lepsze komentarze ;-;

    OdpowiedzUsuń