czwartek, 8 stycznia 2015

Rozdział 35.

Wtuliłam się mocniej w poduszkę i naciągnęłam na siebie pościel, słysząc nieznośny dźwięk budzika. Wyciągnęłam rękę spod kołdry, aby w końcu uciszyć okropne urządzenie. Dreszcz, który przeszedł przez moje ciało, nie sugerował nic dobrego. Ponownie wsunęłam się pod kołdrę w całości i skuliłam się w kłębek, podciągając nogi do brzucha. Przeziębienie. I to akurat w dzień, kiedy przyjeżdża ciotka. Cudownie, wspaniale wręcz. Brakuje tylko tego, żeby wypominała wujkowi, że nie troszczy się o mnie wystarczająco dobrze. Chwilę, czy ja nie jestem dorosła? Chyba tak. A przynajmniej fizycznie. Wiek też się zgadza, więc co też wredna kobieta mogłaby mieć do powiedzenia w mojej sprawie? Ach, no tak, to nie ona dostała prawa do opieki nade mną, a jej były mąż. Choć w sumie, czemu się dziwić? To on był bratem mojej matki, a ona tylko jego żoną, nie najmilszą w dodatku. Spotkałam ją może dwa, trzy razy w całym swoim życiu i żadnej z ów wizyt do przyjemnych zaliczyć nie mogłam. Szczerze powiedziawszy, rozwód to jeden z najlepszych pomysłów, jakie kiedykolwiek przyszły wujkowi do głowy.
Ciarki ponownie pojawiły się na moich plecach, przez co ścisnęłam kolana jeszcze mocniej. Każdy zapewne zna to uczucie, kiedy zaczyna się choroba. To nieprzyjemne mrowienie... Wszędzie. Ze szczególnym naciskiem na głowę. Pociągnęłam nosem ze względu na ciągły katar. Cholera, rozłożyło mnie w takim momencie. Jedyna nadzieja w tym, że mogło to być tylko przejściowe osłabienie. Oby.
- Jeszcze śpisz?  - usłyszałam niewyraźne pytanie. Pierzyna była świetną ochroną przeciwdźwiękową. Poruszyłam się nieznacznie, wiedząc, że Tymon zaraz zerwie ze mnie pościel. Szkoda tylko, że jego dziewczyna była w tamtym momencie kompletnie niezdatna do normalnego funkcjonowania. - Hej, co z tobą? - zapytał, a już po chwili poczułam, jak materac się ugina. Przez chwilę wodził dłonią po kołdrze, szukając mojego ramienia. Gdy tylko je znalazł, potrząsnął nim lekko, na co w odpowiedzi otrzymał ciche jęknięcie poprzedzone krótkim atakiem kaszlu. Odgarnął materiał z mojej głowy i odgarnął niesforne kosmyki z twarzy. - Płakałaś? - No tak, spuchnięte oczy nie mogły wyglądać najlepiej. Potrząsnęłam przecząco głową, a on tylko pogłaskał moje włosy.
- Wygląda na to, że tym razem to ty pójdziesz do apteki - wychrypiałam i uśmiechnęłam się półgębkiem. Chłopak nachylił się tylko po to, żeby cmoknąć mój rozgrzany policzek. Po chwili odsunął się ode mnie, pod moim uważnym spojrzeniem. - Już idziesz? - spytałam, patrząc, jak podnosi się z miejsca i rusza w stronę drzwi.
- Muszę jechać do apteki, tak? - powiedział, opierając się o futrynę. - Przeciwbólowe, na gardło, na katar, jakiś syrop... - zamilkł na chwilę, gdy rzuciłam w niego poduszką. - Tabletki na uspokojenie, coś pominąłem?
- Antykoncepcyjne - głos Aśki dobiegający zza Tymona sprawił, że szatyn automatycznie odwrócił się na pięcie, a ja wytrzeszczyłam oczy. Znowu bluźniła i tym razem nie przez alkohol. - Nie patrzcie na mnie, jakbyście nie wiedzieli co to i po co. Rany boskie, nie zamierzam wam niczego tłumaczyć - stwierdziła na odchodne i wycofała się na schody. Przeniosłam wzrok na chłopaka, wyraźnie zaniepokojona.
- Myślę, że jednak będę się trzymał swojej listy - zaśmiał się pod nosem, zamykając za sobą drzwi. Leżałam przez chwilę bez ruchu, myśląc nad tym, co mają na celu docinki blondynki, które ostatnio stawały się coraz częstsze. Pokręciłam głową, starając się pozbyć niepotrzebnych powodów do rozmyślań. Stanęłam na nogach i lekko się zataczając podeszłam do szafy, mając nadzieję, że po próbie doprowadzenia się do porządku, będę wyglądała lepiej, niż przed nią.

- Dawno pojechali? - zapytała Aśka, ponownie wstając z krzesła, aby pochodzić w kółko. Powoli doprowadzała mnie do szału. Trzy godziny temu Tymon i Jacek ruszyli na lotnisko, aby odebrać z niego moją nieszczęsną, zagubioną ciocię. Teoretycznie było to zadanie wujka, ale praktycznie postanowił zrobić wszystko, aby jak najbardziej odwlec spotkanie byłej żony. W sumie, wcale się mu nie dziwiłam.
- Powinni przyjechać lada chwila - powiedziałam, upijając łyk gorącej herbaty, aby nieco złagodzić ból gardła. Co prawda pewien nadopiekuńczy szatyn wykupił dla mnie pół apteki, więc nie mogłam narzekać na niedobór lekarstw, jednak osobiście wolałam nie truć się medykamentami, gdy na chrypę równie dobrze pomagał wrzący napój. Nie oszukujmy się, co chwilę ssałam jakąś tabletkę, pragnąc choć przez jakiś czas ograniczyć swoje katusze. Niestety efekt ich działania kończył się po kilku minutach, a ja nie mogłam przekraczać zalecanej, dziennej normy spożycia.
- Jeżeli nie odbierze w przeciągu... Ma wyłączony telefon! - krzyknęła blondynka, łapiąc mnie za ramiona, w rezultacie czego niemal wylałam na siebie całą zawartość kubka. - A co, jak mieli wypadek? Jechali za szybko, rozwalili się na jakimś drzewie, lampie, barierce... Albo przelecieli przez barierkę? I teraz leżą gdzieś na poboczu jednej z wiejskich dróg i błagają o pomoc! Ale nikt ich nie słyszy, bo to przecież cholerne zadupie! Boże, Weronika, trzeba ich znaleźć! - machała rękami na wszystkie strony, darła się, a w jej oczach pojawiły się łzy. Uniosłam brew, patrząc na nią i starając się wstrzymać od śmiechu.
- To ja jestem chora, czy jednak te leki miały być dla kogoś innego? - zapytałam, zerkając na etykietę na jednym z opakowań. "...niezastąpiony w okresie zachorowań na grypę i przeziębienie.", ach, nie, jednak były dla mnie. - Pocieszy cię fakt, że chyba ich znalazłam?
Głowa Aśki, która przez niecałą minutę utkwiona była między jej kolanami, nagle wystrzeliła w górę, obracając się na boki. Dopiero kiedy dziewczyna dostrzegła światła na podwórzu, zerwała się z miejsca i wystrzeliła w kierunku wyjścia niczym z procy, zostawiając mnie samą. Odłożyłam kubek na ławę i leniwie podniosłam się z miejsca. Gdy już miałam wychodzić, aby pomóc reszcie z bagażami, drzwi się otworzyły, a czyjeś ręce momentalnie wepchnęły mnie wgłąb pomieszczenia.
- Jeśli ktokolwiek, kiedykolwiek zakwestionuje moje wyczucie czasu, przywołam tą sytuację - mruknął Tymon, obejmując mnie w talii i przyciskając do swojej zimnej kurtki. - Tęskniłaś?
- Nie widziałam cię całe trzy i pół godziny, umierałam z tęsknoty - prychnęłam, a chłopak wypuścił mnie z uścisku, aby przepuścić Jacka, ciągnącego za sobą co najmniej pięć walizek.
- Jeżeli przy znajomych z Anglii odniosłaś wrażenie, że twój dom się zaraz zawali, to Australia zrówna go z ziemią - wysyczał przez zęby, przeciskając się dalej w stronę salonu. Z niecierpliwością obserwowałam przedpokój. Szczęściem w nieszczęściu, nie musiałam czekać długo, bo już po chwili w moim polu widzenia pojawiła się tleniona blondyna po czterdziestce z figurą modelki, którą dodatkowo podkreślały kilkunastocentymetrowe szpilki.
- Witaj, ciociu - powiedziałam, siłując się z samą sobą, aby nie nazwać jej nieco inaczej.

***********************************************************************************
Halo, nikt o Fionie nic nie wie, bo pierwszy raz się pojawia. Jezu, nie mam czasu na dopisek. Notka taka se, na szybko, wprowadzenie do tego, co będzie się działo przez następne pięć rozdziałów. Pomysł z tym babskiem miałam na tom siódmy trzymać, ale se myślę, kurde, przecież nie przeciągnę tego aż tak bardzo ;-; Wyszłoby tyle, że znowu męczyłabym się z pisaniem, a tak, no proszę, jak ładnie pyka. Mam przesrane, głupia szkoła! Trzy, może nawet cztery tróje na półrocze... Ups. Jedna z polskiego. UPS. Hehe, nienawidzę mojej polonistki. Szczerze jej nie cierpię ♥ Idę się uczyć tego zasranego trenu. Och, i jeszcze zadanie. Dziękuję pani serdecznie. Mam dość, ja pieprzę. Hellow, babe, będzie piątka z kartkówki z Romea i Julii. Chyba, że napisałam wszystko perfekcyjnie, ale pani i tak stwierdzi, że nie przeczytałam. Tak też można :) A tak w ogóle, za snapy z wczoraj przepraszam, nie myślałam trzeźwo. Dobranoc c:

4 komentarze:

  1. Fajny :)
    Już się boje co wymyślisz w związku z ciotką. Na serio.
    Ja mam chyba więcej (ale nie powiem ile, bo nie pamiętam) trójek na semestr.

    OdpowiedzUsuń
  2. Ja mam cztery trójki. W tym przedmiot zawodowy ;_; Ciotka jest, pewnie będzie ciekawie. I to Jacek znowu na lotnisku. A Aśka jak zwykle panikuje. Rozdział świetny, jak wszystkie. Pozdrawiam :)

    OdpowiedzUsuń
  3. A ja byłam przekonana, oczywiście mimo iż nie pamiętałam, że ciotka się już pojawiła ;_;
    W każdym razie już jej nie lubię i mam nadzieję, że dostanie kopytem od konia.
    No i ten, nie kończ w takich momentach, bo tylko mogę sie domyślać, co ta ciotka wymyśli i co powie. Eh.
    Czekam.
    Bay.

    OdpowiedzUsuń
  4. HAHAHAHA, ANTYKONCEPCYJNE, ROZWALIŁAŚ MI MÓZG, GRATULUJĘ XDDDDD Jezus Maria, do teraz nie mogę opanować ataku śmiechu, na serio XD Przeczytałam tą kwestię 'Witaj, ciociu' i aż przeszły mnie zimne dreszcze. Aż powiało chłodem, serio XD Podoba mi się motyw z ciotką, heh, ciekawe, co z tego wyniknie. Znam ból Wery, od przeszło 2 tygodni meczę się z przeziębieniem, ale na konie chodzę, bo dla Orina wszystko <3. Na półrocze nie będę miała żadnej trójki, co najwyżej jedną. (marzenia)
    Moja głowa powoli umiera, remont w domu dobija, a jutro zapowiada sie świetny dzień :3 Gitara zakurzona, a powinnam się uczyć grać, ale nie, bo Karolinka musi napisać komentarz dla Wery, i tak spóźniony, za co przepraszam mocno, ale muszę, żeby z tradycji stała się zadość. Rozdział mi się bardzo podoba, zresztą chyba jak każdy w Twojej wersji. To drugie opowiadanie też jest świetne, serio, beka w cholerę xD
    Nie przedłużając, albowiem wena śpi, potrzebuję snu. Dużej ilości snu.
    Kocham <3 :* ♥

    OdpowiedzUsuń