niedziela, 27 stycznia 2013

Rozdział 12.

Wchodząc do domu, w przedpokoju trafiłam na Patrycję. Dopiero to na dobre sprawiło, że zakończyłam swoje przemyślenia. "O Boże! Ona jutro wyjeżdża!"
- Przepraszam, zamyśliłam się.
- No właśnie widziałam. A o czym tak uparcie rozmyślałaś?
- Po prostu przed chwilą bawiłam się w instruktorkę jazdy konnej.
- I co jak pierwsza jazda?
- Na pewno nie można nazwać jej normalną.
- To znaczy?
- To znaczy, że dziewczynka, którą miałam nauczyć jeździć, nie potrzebuje lekcji.
- Aż się boję spytać. A co takiego ta dziewczynka zrobiła, że jesteś tym aż tak zdziwiona?
- Lotną zmianę nogi w galopie!
- Na pierwszej jeździe galopowała?
- Pierwszej? Okazało się, że Niagara należała do jej mamy, a Maja jeździła na niej po wypadku. Powiedziała nawet dokładnie ile klacz ma blizn!
- No to widzę, że miałaś dzień pełen wrażeń.
- Można tak to ująć. Nawet nie mam sił na teren.
- Ty nie masz siły? Z takim zjawiskiem się jeszcze nie spotkałam.
- Z tym czego doświadczyłam pięć minut temu także nigdy nie widziałam. Boję się tego dziecka.
- Czemu?
- Zaraz przyjedzie po nią tata. Zerknij łaskawie na jej samochód.
- Po co?
- Tak oczojebnego pojazdu w życiu nie widziałam - powiedziałam i wyszłam na górę. Głowa nadal pękała od myśli. Nagle do głowy napłynęły całkowicie odległe wspomnienia. Niektóre zapomniane całkowicie, inne tylko częściowo. Przypomniałam sobie małe wzniesienie, niemal zawsze porośnięte zieloną, bujną trawą. Przez chwilę zastanawiałam się skąd znam owe miejsce, gdzie się z tym spotkałam... W jednej chwili, wszystko wróciło. Wysoka kasztanka, kary folblut oraz siwy kucyk*.
- Akira, Black i Marrylegs. - szepnęłam, przypominając sobie ich imiona. Na Akirze zawsze jeździłam ja, Marrylegs należał do Amy, a Black dosiadany został Will'a. Z Amy przyjaźniłam się od niepamiętnych czasów, była to wysoka nastolatka, o zielonych oczach i jasno brązowych, krótkich włosach. Will zaś był dość niskim jak na swój wiek czarnookim blondynem. Zawsze jeździliśmy razem na to właśnie wzgórze, zawsze w trójkę i nikogo więcej... do czasu. Pewnego dnia, słońce chyliło się już ku zachodowi, a my wracaliśmy do domu. W lesie, przez który galopowaliśmy panowała niemal całkowita ciemność. Drzewa zasłaniały dość ciemne już niebo, a zamarznięta trawa szeleściła pod kopytami. Cokolwiek byśmy nie zrobili i tak nie zauważyliśmy, że wjechaliśmy na jezioro. Nic nie stało się aż dotarliśmy na drugi brzeg. Wtedy usłyszeliśmy za sobą chrzęst pękającego lodu. Całą trójką zatrzymaliśmy się w miejscu i patrzyliśmy jak tuż za nami gruba tafla rozpada się na kawałki ukazując pod sobą wielkie rozlewisko. Z niepokojem obserwowaliśmy to zdarzenie. Nagle kiedy wszystko ucichło, zdałam sobie sprawę ile czasu zmarnowaliśmy.
- Pamiętacie drogę?
- Jasne! Dojechałbym z zamkniętymi oczami! - żachnął się Will.
- No to masz okazję. Ciemniej być nie może. - stwierdziłam patrząc przed siebie. - Prowadź, skoroś taki mądry.
Chłopak wjechał pomiędzy drzewa, razem z Amy stępowałyśmy tuż za nim. Po trzech godzinach znaleźliśmy się w stajni. Byliśmy przemarznięci, ale cieszyliśmy się, że udało się znaleźć drogę. Na drugi dzień, gdy przyjechaliśmy na konie, okazało się, iż Will nie przykrył Black'a derką. Koń dostał zapalenia płuc. Weterynarz stwierdził, że nie można już go dosiadać ze względu na chorobę, która zapewne rozwinie się w coś gorszego oraz już nieco podeszły wiek. Jeździec zrezygnował z koni. Powiedział, że bez niego to nie będzie już to samo. Takim oto sposobem zostałyśmy we dwójkę, aż do następnego lata. Przeprowadziłam się w tedy na przedmieścia Londynu. Nigdy o nich nie zapomniałam, a teraz pamiętam każdy szczegół z każdego terenu. Zastanawiałam się czy oni kiedykolwiek tęsknili za mną tak jak ja za nimi teraz...

* Opis koni oraz imię kuca na podstawie książki "Mój Kary".

*********************************************************************************************
Trochę się rozpisałam, ale to przez to, że to ostatni dzień ferii i nie wiem kiedy dodam następny rozdział :( Może jutro, może we wtorek, a może dopiero w weekend :| Przepraszam, ale sami rozumiecie... szkoła. Głupie więzienie. Wspomnianą książkę "Mój Kary" nie wiem czy ktokolwiek czytał, lecz jestem pewna, iż niemal wszyscy oglądali "Czarnego Księcia" :D Ach Kary, Ginger i Marrylegs... Kocham tą trójkę <3 Anko droga nie ma niczego takiego jak lista stałych czytelników i nie chce mi się jej zakładać xD Nera jak nie było tak nie ma... Mam nadzieję, że w końcu się znajdzie, no ale kto to wie... Wracając jeszcze na chwilę do bloga, co prawda rozdziały będą rzadziej (postaram się trzy lub cztery tygodniowo), ale obiecuję, że nie wywinę takiego numeru jak Vero czy też Szałwia (których kuźwa ciągle nie ma!). Ja się żegnam, mówię do zobaczenia i odchodzę od komputera...^^

3 komentarze:

  1. fajny rozdział nie martw sie nero na pewno sie znajdzie
    anek;)

    OdpowiedzUsuń
  2. No
    cóż... Faktycznie troche sie rozpisałaś... Rozdział fajny, prawie
    płakałam gdy czytałam ten opis (wszak ogladalam film na którym zawsze
    becze i czytałam książke). Szałwia dodała dzisiaj nową notke, ale o
    naszych blogach, zdaje sie zapomniała... -.- Mówi sie trudno

    OdpowiedzUsuń
  3. Czytałam ,,Mojego karego" i to piękna książka. Jedna z moich ulubionych, chociaż czytałam ją tylko raz, bo psychicznie więcej bym nie wytrzymała. Za to fil oglądałam kilka razy i za każdym razem ryczę.
    Trochę się rozpisałaś, ale lubię długie rozdziały :)

    OdpowiedzUsuń