sobota, 26 stycznia 2013

Rozdział 11.

Stanęłam po środku, trzymając lonżę. Próbowałam sobie przypomnieć jak było na pierwszej jeździe. Nagle zdałam sobie sprawę ile od tamtego momentu minęło czasu. "Siedem lat jazdy konnej... nawet już srebrną odznakę zaliczyłam. Tylko co było na pierwszej jeździe?!" myślałam uporczywie. "Po prostu zacznę od stępa."
- No dobra, usiądź trochę głębiej, kolana mają być przyciśnięte do siodła, pięty w dół, palce do konia, nie pochylaj się, zegnij lekko ręce - zaczęłam wymieniać, a ona wykonywała każde moje polecenie. W końcu siedziała niemal idealnie. - Okey, teraz przyciśnij łydki na popręgu. - zauważyłam, że się zawahała. - Śmiało, nie bój się jeździłam na niej, jest jednym z najspokojniejszych koni w stajni.
- Zapamiętałam ją nieco inaczej - odparła spokojnie.
- "Zapamiętałaś ją"? Skąd ty wiesz jaka ona była? - spytałam z ciekawością.
- To był koń mojej mamy, ale kiedy umarła, tata sprzedał ją na giełdzie jakiemuś znajomemu. Tamten pan sprzedał ją innemu kupcowi, ale jestem pewna, że to ona.
- Pewna? Na sto procent, to ona?
- O tak. - powiedziała odwracając się w siodle. - Widzisz tą bliznę? Tą tutaj - wskazała na długą rysę na ciele klaczy. Pokiwałam głową. - To z dnia kiedy umarła mama. Potrącił je samochód. Ma jeszcze cztery inne na brzuchu. Teraz jest o wiele spokojniejsza niż wcześniej. Trochę na niej jeździłam, ale już wszystkiego zapomniałam. Kilka razy wylądowałam na ziemi, ale nieważne. I tak jest kochana - stwierdziła pochylając się i wtulając w grzywę Niagary.
- Skoro zapomniałaś to może teraz ja poduczę cię na nowo jeździć, a potem zrobimy z niej dla ciebie konia dzierżawego.
- Naprawdę mogłabym ją dzierżawić? - zdziwiła się z entuzjazmem w głosie.
- Jasne, tylko najpierw muszę cię nauczyć jeździć. Dociskaj w końcu te łydki i ruszaj - rozkazałam delikatnie, a za razem stanowczo. Maja wykonała polecenie, siedząc pewnie w siodle oraz w wielkim skupieniu. Jak na razie szło jej całkiem nieźle. - Chcesz kłusować? - zapytałam, oceniając, że jest na to gotowa.
- Tak.
- Pamiętasz jak się anglezuje?
- Anglezowanie, to rytmiczne wstawanie i siadanie w siodle co dwa takty na zewnętrzną nogę, a przynajmniej na ujeżdżalni - wyrecytowała dziewczynka.
- Lepiej bym tego nie wyjaśniła. No to co zakłusujesz? - w odpowiedzi dostałam natychmiastowe przejście do szybszego chodu. Anglezowała idealnie, po jej ruchach zdawało się, iż jeździła konno od lat. Widziałam niejednego początkującego jeźdźca, ale ona była inna. Stanowiła z koniem jedną całość.
- Dobra i do stępa.
Zręcznie wykonała polecenie, a nawet jakby czytając mi w myślach zatrzymała się.
- Zrobiłam coś nie tak, prawda?
- W tym rzecz, że właśnie wszystko było doskonałe.
- Naprawdę?
- Tak, chciałam się tylko zapytać, kiedy sprzedaliście Niagarę?
- Z tego co pamiętam to gdzieś w maju, może trochę wcześniej.
- I do maja na niej jeździłaś?
- Tak. Nawet przeskoczyłam kilka przeszkód.
- Teraz mi to mówisz? - spytałam odpinając lonżę. - Miałam kiedyś półtoraroczną przerwę, a jednak wszystko pamiętałam. Galopowałaś na niej? - pokiwała głową. - To teraz zróbmy tak: ja sobie usiądę, a ty pojeździsz sobie po ujeżdżalni tak jak chcesz. Okey?
- Mogę?
- Jasne. Chcę zobaczyć jak trzymasz się w siodle. - dodałam z uśmiechem. "Coś czuję, że pożałuję."
Maja patrzyła na mnie jeszcze chwilę, po czym rozejrzała się wokół. Dała łydkę do stępa i jednym płynnym ruchem przeszła w galop. Z uśmiechem na twarzy gnała w kółko. Po chwili zwolniła do kłusa, a potem do stępa. Jechała tak przez kilka minut, zmieniła kierunek, znów zagalopowała.
Patrzyłam na to z nieukrywanym zaskoczeniem. "To dziecko potrafi jeździć, ona umie jeździć! Jednak nie pożałuję..." Galopowała jeszcze kilka minut.
- Chyba już będziemy kończyć, co?
- A chcesz skończyć? - "Przecież zwykle to instruktor kończy jazdę, a nie uczeń."
- Oczywiście, że nie, ale jeżdżę już godzinę. Nie chcę jej przemęczać, bo pamiętam, że jest delikatna - odparła gładząc białą szyję klaczy.
- No tak, to chodź pomogę ci ją rozsiodłać.
- Nie trzeba! W czasie jazdy wszystko sobie przypomniałam.
- A kto cię uczył wcześniej jeździć?
- Samouk.
- Aha, a wiesz gdzie zanieść sprzęt?
- Wiem, idź do domu, a ja sobie poradzę. Zaczekam na tatę w stajni.
- Okey, skoro chcesz. Jak masz ochotę to w siodlarni w szafce nad zlewem są kubki i herbata.
- O! Na herbatkę zawsze mam ochotę. Dzięki.
- To kiedy przychodzisz na następną jazdę?
- A mogę jutro?
- Jeśli chcesz...
- To świetnie! A właśnie ile płacę?
- Nic. Dzierżawę też ci darmową załatwię.
- Za darmo? Ale super! Dzięki.
- Proszę, do jutra - pożegnałam się z nią i skierowałam się do drzwi.
- Cześć! - usłyszałam po chwili za sobą. Szłam przez korytarz w zamyśleniu. "Galopowała, ona galopowała." nie dawało mi to spokoju. "Czemu od razu nie mówiła, że potrafi jeździć?" Nagle z przemyśleń wyrwał mnie fakt, iż wpadłam na Tymona. Otrząsnęłam się i już miałam iść dalej, kiedy chwycił mnie za rękę.
- Hej! Co z tobą?
- Myślę.
- Nad czym? - zapytał puszczając dłoń. Od razu skierowałam się na podwórze.
- Nad lotną zmianą nogi w galopie. - rzuciłam przez ramię.
- Jeździłaś? - i znowu jego głos wyrwał mnie z moich myśli. Zatrzymałam się.
- Maja jeździła.
- Kto?
- Ta dziewczynka, która rzekomo nie umie jeździć. - odparłam, po czym poszłam dalej. - Lotna zmiana nogi... Lotna zmiana nogi!

*************************************************************************************************
Zaskoczeni? Przepraszam, że jednak dodaję dopiero teraz, ale ze względu na fakt, iż zaginął mój pies, chodziłam przez sześć godzin po lesie -.- Wyszłam o dziesiątej wróciłam godzinę temu... Wspominałam już, że jestem jebnięta? Nie?! No to właśnie to zrobiłam ;D Mówcie, myślcie co chcecie, ja i tak wiem swoje i już. Darłam się dzisiaj po lesie "NERO!!!" przez te głupie, wspomniane wcześniej, sześć godzin... to chyba czegoś dowodzi xD Przynajmniej wiem, że żyje. Jakaś opiekunka do dzieci go dokarmia codziennie (przynajmniej tak słyszałam.) i wzięła z ogłoszenia nasz nr telefonu... DLACZEGO ONA NIE DZWONI?! Ja chcę mojego pieska T.T No dobra, nieważne podobał się rozdział? Czekam na: komentarze, dziewczyny, które gdzieś se kuźwa znowu poszły (tak, tak o Vero i Szałwii mowa) oraz mojego pegazo-jednorożca...^^

PS Wybaczcie moje roztargnienie, ale na lodzie się poślizgnęłam, przez co głowa mnie boli, a to, że rozdział jest w miarę normalny to cud prawdziwy... i tymi właśnie słowami wykorzystałam resztki normalności ^.^

5 komentarzy:

  1. Huehuehue. "Lotna zmiana nogi... Lotna zmiana nogi!". Śmiałam się jak to czytałam xD Nie spodziewałam się tego, ale czułam, że coś będzie nie tak, skoro wskoczyła tak od razu w siodło 8.8 (hehe taka minkami do głowy wpadła)
    Nie wiem co się z nimi dzieje, ale mam wrażenie że albo znowu nas zostawiły albo coś się dzieje *.*

    OdpowiedzUsuń
  2. hmm świetne;) a wracając do tego że nie wiesz kim jestem to jestem anka;) i jeśli jest coś w stylu stałych gosci to nie obraziłabym się gdybys mnie do ich wpisała ^^
    pozdrawiam anek

    OdpowiedzUsuń
  3. kiedy NN? anek;)

    OdpowiedzUsuń
  4. nero wrócił? weź napisz bo tez sie martwie anek;)

    OdpowiedzUsuń
  5. Ojej, współczuję Ci ucieczki pieska :'( Trzymam kciuki, żeby wrócił
    A rozdział bardzo mi się podobał. Moja pierwsza lekcja jazdy była jakieś... 7 miesięcy temu, więc jeszcze dobrze pamiętam jak mi tragicznie szło... Mój anglezowany miał trzy takty: raz-siedzę-dwa-siedzę-trzy-wstaję-raz-siadam... xD To nie jest takie łatwe jak się wydaje tym, którzy nigdy nie siedzieli w siodle (w tym mi jeszcze przed wakacjami ;) )

    OdpowiedzUsuń