środa, 31 lipca 2013

Rozdział 1.

Na początku nie było nic, tylko ciemność. Później, myślałam, że ból dosłownie rozerwie mnie od środka. Nagle, wszystko ustało, nic nie czułam, nic nie widziałam, zostałam sama z wszechobecną czernią.

Niespodziewanie zaczęłam, a tak mi się przynajmniej zdawało, odzyskiwać świadomość. Powoli rozróżniałam zmiany światła, a do moich uszu, docierało kilka głosów. Wzięłam głęboki oddech i spróbowałam otworzyć oczy, niestety na marne. Po chwili poczułam, że ktoś dotknął mojej ręki, a ja znów usnęłam.

Po jakimś czasie znów poczułam czyjś dotyk. Spróbowałam się poruszyć, jednak nie wyszło mi to za dobrze. W nodze zerwał się okropny ból, a ja po raz kolejny straciłam świadomość.

Przez chwilę czułam się tak, jakby ktoś przywrócił mnie do życia. Powoli, bez pośpiechu spróbowałam otworzyć oczy. Nagle, ciemność ustąpiła oślepiającej wręcz bieli, a ja zastanawiałam się, czy tak właśnie wygląda niebo. Byłam niemal pewna, że umarłam, gdy nagle nad moją głową pojawiła się zszokowana twarz jakiejś dziewczyny. Automatycznie otworzyłam szerzej oczy. Pomachała wolno ręką przed moją twarzą, a ja uważnie śledziłam każdy jej ruch. Zdjęłam maskę tlenową i rozejrzałam się wokół. Byłam w szpitalu, a naokoło mnie znajdowało się pełno urządzeń i pewna nastolatka, która nieprzerwanie na mnie patrzyła.
- Ty mnie widzisz? - zapytała drżącym głosem, powstrzymując uśmiech.
- Raczej - powiedziałam po chwili milczenia niesamowicie ochrypłym głosem. Kaszlnęłam dwukrotnie, aby przywrócić mu naturalną barwę.
- Jezus Maria... Ty żyjesz! - krzyknęła nagle i rzuciła się na mnie z uściskiem.
- Czemu... miałabym nie żyć? - zapytałam zdezorientowana.
- Miałaś wypadek w lesie - odparła, a ja nagle zaczęłam przypominać sobie szczegóły. Jechałam na bułanym koniu... Na Melodii. Usłyszałam huk, klacz się spłoszyła, a ja... spadłam. - Pamiętasz? - spytała jeszcze.
- Mniej więcej. To było w lecie, prawda?
- Tak, a pamiętasz którego?
Zastanawiałam się przez chwilę.
- Chyba... chyba siedemnasty lipca.
- Dokładnie, jest osiemnasty.
- Jestem tu od wczoraj?
- Coś ty! W jeden dzień, to oni nie zdążyliby cię poskładać. Miałaś pęknięte żebro, złamaną nogę - wyliczała, a ja patrzyłam na nią z coraz większym zszokowaniem - skręcony nadgarstek, przesunięte kręgi szyjne, pękniętą czaszkę i krwawienie do mózgu. Od tego ta śpiączka.
- Zaraz, zaraz... Jaka śpiączka? - zdziwiłam się, nie wiedząc o co jej chodzi. Prychnęła i przygryzła na chwilę dolną wargę.
- Ta, przez którą leżysz tu od roku.
Patrzyłam na nią osłupiała z otwartymi ustami. Pokręciłam głową i opadłam na poduszkę.
- Mogę prosić trochę wody?
- Jasne, już nalewam.
Podała mi plastikowy kubek i usiadła przy biurku. Zaczęła powoli wypełniać jakieś papiery, aż w pewnym momencie uśmiechnęła się.
- Praktycznie codziennie przychodzi do ciebie jakiś chłopak.
- Jaki? - zapytałam marszcząc czoło i upijając łyk zimnej wody.
- No nie wiem, chyba twój - powiedziała, a ja poderwałam się i wyplułam wszystko na kołdrę.
- Kto?
- Ja nic nie wiem. Za to teraz, dziękuję ci bardzo, będę musiała zmienić pościel.
Położyłam się i wpatrywałam w sufit. Dzięki niej niezwykle zastanawiała mnie sprawa tego chłopaka. Nie miałam bladego pojęcia kto to mógł być. Jeszcze raz rozejrzałam się wokół. Dopiero teraz zauważyłam mały stoliczek i flakon z żółtymi różami. Wyciągnęłam rękę, aby dotknąć kwiatów. Wyczułam kawałek papieru pod palcami, więc wzięłam go do ręki. Otworzyłam mały bilecik i zobaczyłam jedno, krótkie zamazane zdanie. "Zdrowiej szybko, Tymek." Może to właśnie o niego chodziło, tego jednak nie mogłam być pewna. Po chwili drzwi otworzyły się, a na salę weszła prężnym krokiem wysoka brunetka, na oko trzydziestoletnia.
- No proszę, witamy wśród żywych! Ze skali Glasgow wnioskuję, że odzyskałaś słuch, wzrok i mowę. Proszę więc o wyjaśnienia, po co stałaś na linii ognia? - zapytała, a ja spojrzałam na nią jak na idiotkę. Roześmiała się jednak, więc odetchnęłam z ulgą. - Wybrałaś sobie wspaniały moment na przejażdżkę, dokładnie przy polowaniu na jelenie - mówiła świecąc mi po oczach latarką. - Następnym razem rozważniej wybieraj tereny. Przy okazji, zadzwoniłam już do stajni, mówili, że twój wujek wyjechał, ale oni postarają się być jak najszybciej.
- Jedno pytanie, jacy oni?
- Oj, bidulko, pewnie nic nie pamiętasz, co? Zdarza się, nie przejmuj się.
- Mam się nie przejmować tym, że nie pamiętam osób, które znałam?
- Przypomnisz sobie wszystko w swoim... - przerwał jej pisk opon na parkingu. Poderwała się na równe nogi i podeszła do okna. Spojrzała na zegarek i uśmiechnęła się. - Równo trzy minuty - zaśmiała się i zwróciła się do mnie. - Masz gości. Zastanawiam się tylko jak oni w jedenaście osób zmieścili się do jednego, małego cinquecento, mają talent.
Na korytarzu rozległ się dźwięk kroków, a lekarka skoczyła do drzwi i przymknęła je.
- Co z nią? - usłyszałam zmartwiony, męski głos. Zmarszczyłam brwi. Przywodziło mi to coś na myśl, jednak nie miałam pojęcia co.
- Cóż, nie będę kłamać, po prostu pokażę wam skalę - powiedziała i na chwilę zaległa cisza.
- Zaraz... Ale to na pewno jej? Tu jest jedna czwórka i dwie pią... - urwał w połowie wyrazu i nagle do sali wbiegła cała grupka ludzi. Omiotłam ich wzrokiem, a oni patrzyli na mnie w osłupieniu. Parsknęłam śmiechem i machnęłam ręką na powitanie. Chyba jeszcze w życiu nie widziałam tak zdezorientowanej grupy nastolatków.
- Boże święty! - krzyknęła mała dziewczynka, stojąca z brzegu. - Ty się ruszasz! - ucieszyła się i rzuciła się na mnie, aby mnie uścisnąć, w ślad za nią poszli pozostali, więc byłam oblegana przez następne pięć minut. Nie odezwałam się ani słowem, najwyraźniej oni nie byli świadomi tego, że w ogóle ich nie kojarzę.

***********************************************************************************************
Koniec urlopu! Urodzinowa notka, proszę bardzo! Urodziny bloga co prawda 29 września, ale z tego co wiem, Harry Potter obchodzi dziś swoje urodziny, a z tego z kolei wynika, że ja również xd Dzisiejsza rozmowa z koleżanką w drodze na siorbety:
- Wera, a po co ty się w ogóle umówiłaś z Zuzią? Zwykle przecież się z nią nie widujesz.
- Ola, jaki dzisiaj jest dzień?
- Pierwszy?
- Debil.
- Trzydziesty pierwszy!
- No dokładnie i co w związku z tym?
- Eee... Nie wiem, jakieś święto? Tour de Pologne chcecie zobaczyć? (mieszkam w Tarnowie, tak więc obserwowałyśmy start ;d)
- Ani święto, ani wyścig. Zastanów się.
Minutę później pod kościołem.
- O kurwa! Wszystkiego najlepszego!
Postawiłam dziewczyną po kawie, wypiłyśmy siorbety i rozeszłyśmy się w swoje strony. Takim oto miłym akcentem zaczynam czwarty już tom Horses-meaning-of-life! No cóż, mam nadzieję, że wytrwacie ze mną do końca, szczególnie, że jest to najlepiej zaplanowany do tej pory sezon c; W takim razie, do zobaczenia niedługo!...^^

PS Zuzanna w końcu wysłała mi zdjęcia! Przedstawię Wam kilka ;)

Nasze buciki! Trzy pary sztybletów, zawsze spoko <3


Ja na Olisiu zgłaszam się do odpowiedzi, bo pani zorganizowała quiz c;


Zuz na Azirce ^^


I znowu ja na Olimpku tym razem śpiewając "I belive I can fly" xd


No i medytuję ;p


I dwa ostatnie zdjęcia z akcji "Wyciąganie Wery z załamanego łóżka" ;d



PS2 Po dwóch tomach, w końcu zmieniłam podtytuł xd Hmm, nawet mi się podoba c;

3 komentarze:

  1. Tak, wreszcie powróciłam do komentowania. Wszystkiego naj! Dla Harrego również^^
    A teraz ocena rozdziału... Rok... serio... rok w śpiączce... A te wszystkie złamania, pęknięcia... A myślałam, że to ja mam obsesje na temat złamań, krzywd itp. (oczywiście w moich prywatnych opowiadaniach, których nie zamieszczam na blogu, no może oprócz "Klanu Tokyo", ale to dopiero w dalekiej przyszłości). Co mam powiedzieć... rozdział fajny i szokujący (patrz: rok w śpiączce). Co do tego bulwersującego błędu. W komentarzu pod moim rozdziałem, wytłumaczyłam o co chodzi. Mam nadzieję, że wybaczysz mi ten 'fatalny' błąd.

    OdpowiedzUsuń
  2. Jej nareszcie rozdział ^^ Wow rok w śpiączce. I do tego nic nie pamięta. Ciekawe jak to będzie.

    Wszystkiego najlepszego... tak wiem, trochę za późno no ale wcześniej się nie dało.

    Czekam na następny i serdecznie pozdrawiam ;)

    OdpowiedzUsuń
  3. Czytałam już wczoraj ale jak wiesz jestem za leniwa by skomentować od razu xd Moja droga co to ma być? Początek drugiego tomu a ja sie tu dowiaduje że nasza kochana Wera w śpiączce była! Te wszystkie złamania i w ogóle, Jezu aż czułam jak mnie to wszystko boli gdy o tym czytałam... Ale ona ma sobie przypomnieć! Niby bez tego byłoby nudno (choć ja tak wcale nie sądze bo twoje opowiadanie nie może być nudne) ale... Czekam na kolejny!

    OdpowiedzUsuń