niedziela, 28 lipca 2013

Koniowata na urlopie, Włosań i Mazury - mieszanka wybuchowa.

Siema Miśki! Wiem, wiem, notka miała być wczoraj, ale jednak jest dopiero dzisiaj, bo wyjazd się przeciągnął i wróciłam do domu dopiero o piętnastej. Jechałam siedem godzin, bo po obozie od razu zgarnęli mnie na Mazury. Nigdy więcej do Spychowa. Takie zadupie czterdzieści kilometrów od Mikołajek. Może jednak zostawię to na później.

Przejdźmy do Włosania!

Ludzie, czyli towarzystwo wyborowe niczym wódka xd
Po pierwsze obozowicze (czyt. ekipa, dzięki której udało mi się przeżyć) na początek przedstawię osoby z pokoju.

Zuzanna - dziewczyna, którą znam od jedenastu lat. Cóż ja mogę o niej powiedzieć... hmm... może najpierw zaznaczę, że jest wyjątkowo mądrą i ładną blondynką, ona temu zaprzecza, więc mnie zabije, kiedy się dowie, że to napisałam xd Poza tym, jeździ konno jakieś dziewięć lat, ma zdany BOJ i nie lubi kiedy strzelam się o to, że mi połamała makaron w zupce chińskiej xd

Olka - ją z kolei znam od lutego i się pochwalę, że przez cały jeden dzień uczyłam ją jjeździć konno xd Prawdziwie pieprznięta osoba, ale w ten pozytywny i cudowny sposób ;* Na obozie uczyła się niemal od podstaw, ale aktualnie sama galopuje c;

Ola, duże okulary - przez to dziecko dostałam cholery. Pelęta się za tobą, nie daje ci spokoju i pyta czy może pomóc. Tak kuźwa, możesz, tylko nie przy czyszczeniu konia skoro masz rękę w szynie!

Justyna - o Justynie nie mogę nic napisać, bo bidulka się przeraziła, kiedy dostała SMS'a "Hej, jak tam". Nie ma fb, nie używa internetu, jest wielbicielką Heartlandu.

Weronika - wysoka blondynka uczęszczająca do... uwaga, uwaga... szkoły baletowej. Osobiście twierdzę, że jest zarówno nienormalna jak i w pełni zrównoważona xd

Alinka - o niej w sumie wiem tylko, że chodzi do piątej klasy, słucha rocka, jest wrażliwa i jej pluszak to brokułka Malwinka ;d

Z pokoju to tyle, teraz czas na osoby, które po prostu humor poprawiały lepiej niż komedie.

Angelika - człowiek, którego poznałam w momencie, kiedy oblał mnie tonikiem, dziękuję włosy miałam tłuste. Niezwykle lubiła żartować z mojej piżamki, mówiąc "Weronika, jaka sexi panterka, mrr..." ;p Już się umówiłyśmy na niespodziewane spotkanie za dwadzieścia lat, gdzieś na ulicy, podczas pięciominutowego misiaka na pożegnanie xd

Marie-Sophie - na koniec obozu śmiałam się, że jestem jedyną osobą, która potrafi poprawnie napisać jej imię ;p Mój misiek kochany, z Francji przyjechał na wakacje do Polski, informując mnie, iż w jej kraju mają... Sydney, uważaj po tej informacji będziemy molestować wydawnictwo... aż 35 tomów Heartlandu. Ja się przeprowadzam.

Karolina - Kolejna osoba lubująca się w żartowaniu z mojej kochanej piżamki. Ja lubię pantery! No cóż, nie ma to jak rzucać naleśnikiem podczas kolacji między dwoma stołami xd

Poza tym byli także instruktorzy, opiekunka i inni, o nich teraz :P

Pani Kasia (opiekunka) - zdania na jej temat były mocno podzielone. Z jednej strony lajtowa dziewczyna, studiuje na AWF, wypija kilka RedBulli dziennie. W przedostatni dzień pytam:
- Proszę pani, ile pani tego może wypić?
- Zależy jaki dzień ciężki. Dzisiaj na przykład były dwa, ale moje maksimum to dwanaście.

Pani Ania (instruktorka) - jedna z dwójki instruktorów. Pamiętam ją głównie przez jej teksty typu "Na Kalandorze skróć wodze." (nie pamiętała mojego imienia przez pierwsze kilka dni) "Ruda, na ścianę!" (drze się do biednej Estonki) "Dobry kłus." (tak przeciągała słowo 'dobry', że się nie da zapomnieć xd)

Pan Piotr (instruktor) - pan, który był miły na swój sposób, nie wiem czy specjalnie czy nie. Na jazdach praktycznie zawsze coś śpiewał np. "Ona tu jest i jeździ na mnie, tak Kalandor, ja wiem, że Ci to nie pasuje, ale postaraj się nie zasnąć.", do Marie-Sophie "Marysia mówią mi, on nie wart jednej łzy, on nie jest wart jednej łzy, Marysiu!", do Zuzy "Zuzia, lalka nieduża, a na dodatek niezły z niej gagatek." Jego najznakomitszy tekst na zajęciach teoretycznych "Słuchajcie, nie chce mi się Wam nic opowiadać, więc Wam film puszczę, chcecie Zebrę z klasą?" oraz jakże wspaniały dialog:
- Proszę pana, a co to jest UKKU - zapytała niczego nieświadoma Ala, po godzinie gadania pana Piotra na temat dyscyplin jeździeckich.
- Nie UKKU tylko WKKW. WKKW to Wszechstronny Konkurs Konia Wierzchowego, a UKKU to Ujeżdżę Konia, Kurde Ujeżdżę.

Pan od kateringu (chyba miał na imię Rafał xd) - facet miał z nas codziennie bekę, kiedy to z Zuzą podchodziłyśmy do wieży, włączałyśmy na fulla tak zwaną Rąbankę Czachy i tańczyłyśmy na środku jadalni króliczki xd

Konie, czyli to, po co tam przyjechałam. Opiszę jednak tylko cztery. Normalnie napisałabym o trzech, ale dla Zuzy dodam Azirę :P

Kalandor - mój Kaldek kochany, przez pana Piotra Pit-Bullem zwany xd Wałach czystej krwi arabskiej. Skarbek ma strasznie mięciutki kłus i galop, kiedy już się go do tych chodów zmusi. Straszny leń <3

Olimp - kolejny wspaniały leń, huculski tym razem ;D Na początku jeździłam tylko na nim i było zajebiście, nie ma to jak galopować na koniu, który wybija tak niemiłosiernie, że się wyglądało jak podczas anglezowania xd Mam włos z jego ogona zawiązany na lewej ręce ^^

Estonia - Estonka, czyli największy leń w całej stajni. Nie moja wina, że uwielbiam leniuszki xd Jak się ją już zmusiło do czegokolwiek, to jest naprawdę cudna :3

Azira - ulubienica Zuzy, kompletne przeciwieństwo moich ukochanych, bo na Azirkę bata nie trzeba było, bo to koń wyścigowy, jak to pięknie ujęła koleżanka po pierwszej jeździe na niej :)

Podsumowując, plusy:
- zajebiste towarzystwo
- kompletna samowolka, możliwość lania się nawzajem ze szlaufa i skakania na sianie
- świetne konie
- fajna atmosfera
- codzienne ćwiczenia rozciągające, bez koni
- dwie jazdy dziennie
- kryta i odkryta ujeżdżalnia
- możliwość pracowania z różnymi końmi
- różne gry, zabawy, atrakcje itp.

No i minusy:
- średnia opiekunka
- zbyt duży przedział wiekowy (nie każdy siedmiolatek dogada się z osiemnastką)
- skrzypiące i łamiące się (dosłownie) łóżka
- przeciekający prysznic

No, a Mazur mi się nie chce opisywać. Warunki do dupy, dziury w ścianach, cement na podłodze, pełno komarów, brak ciepłej wody i ciśnienia pod prysznicem, kuchenka dwupalnikowa z butlą gazową pod spodem. Jedyne fajne dni - trzy ostatnie. Pierwszy wycieczka do parku wodnego Tropikana w Hotelu Gołębiewski, odwiedzenie DZIKICH koników polskich i w ostatni dzień temperatura pozwoliła na kompiel w jeziorze :) Ogólnie, wakacje nawet udane, za rok do Toporzyska, a zdjęcia kiedy indziej, o ile Zuza je w ogóle prześle...^^

PS Głosowaliście, no więc chat jest na dole ;)
PS 2 Ocena bloga według Waszych głosów 5.93 WOW, dziękuję, Miśki ;*

1 komentarz:

  1. A od kiedy ,,Heartland" ma 35 części? Ja myślałam, że 25 :P
    Fajnie, że Ci się podobało, a ja już bardziej się nie rozpisuję. Bye :)

    OdpowiedzUsuń