wtorek, 2 lipca 2013

Rozdział 36.

Obudziłam się nad ranem. Nie wiedzieć czemu leżałam w salonie, na ziemi. Rozejrzałam się wokół, najwyraźniej wczorajsza zabawa mocno się rozkręciła. O dziwo nic nie pamiętałam, a wszyscy spali na ziemi. Zamrugałam kilkukrotnie... Na dworze słońce dopiero co wzeszło, wywnioskowałam więc, że jest około piątej. Wstałam i poczłapałam na górę się przebrać. Po dziesięciu minutach zeszłam na dół, okazało się, że dotarcie do pokoju, otworzenie szafy i wybranie kilku sensownych rzeczy wcale nie jest takie łatwe, gdy ma się zamknięte oczy. Nie byłam głodna, więc bez śniadania wybiegłam na zewnątrz. Rozglądnęłam się szukając wzrokiem koni. Z przykrością stwierdziłam, że są na drugim końcu podwórza, co prawda nie było duże, ale osobie śpiącej na stojąco nie jest łatwo dostać się nawet tam. Zebrałam trochę siły, wzięłam kantary i skierowałam się w stronę ogierów. Stanęłam przed nimi zastanawiając się, na którym pierwszym jeździć. Wybrałam Flock'a. Sprawnie założyłam kantar i poprowadziłam go do szopy, w której trzymałam siodło, ogłowie i cały sprzęt. Wyciągnęłam małą skrzyneczkę. Szybko wyczyściłam konia i zabrałam się za siodłanie. Gdy był już gotowy do jazdy wskoczyłam na jego grzbiet i zaczęłam go rozprężać. Uznałam, że dzisiaj nie ma co skakać. Podłoże było miękkie po deszczach, przez co ogier czasami zapadał się w błocie. Starałam się starannie omijać kałuże, ale niestety średnio mi to wychodziło. Przy galopie nie mogłam sobie z nim poradzić. Bez przerwy ruszał na złą nogę, strzelał baranki lub kopał z zadu. Udało mi się to wszystko wysiedzieć, ale i tak robił co chciał.
- Zmień nogę - usłyszałam za sobą. Odwróciłam się i zobaczyłam Tymka.
- Staram się, ale jest uparty.
- Mogę wsiąść? - zapytał. Zgodziłam się, więc zamieniliśmy się miejscami. "Boże, on mi konia na łydki znieczuli", westchnęłam w duchu widząc serię początkowo delikatnych i coraz mocniejszych kopnięć.
- Mógłbyś przestać? - spytałam poirytowana. Chyba nie słyszał, ale pomimo moich wątpliwości - udało się. Już po chwili Flock obniżył głowę i zebrał kroki w galopie. Tymek bez problemu wykonał lotną, po czym przeszedł do kłusa. Jedyne co zdziwiło mnie bardziej, niż swobodne lotne, to fakt, że wykonał ustępowanie.
- Typowo ujeżdżeniowy - powiedział zeskakując na ziemię - wydłuż sobie strzemiona, to zacznie słuchać.
Patrzyłam na niego oniemiała.
- Jasne. Ile dziurek?
- Najlepiej trzy, są strasznie krótkie - stwierdził przepinając puślisko. Obeszłam konia naokoło, aby wydłużyć drugie strzemię. Usiadłam w siodle i stwierdziłam, że nie pamiętam, kiedy ostatnio jeździłam z lekko zgiętymi kolanami. Zazwyczaj układały się w niemal równy kąt prosty, a teraz były prawie proste. Trudno było się przestawić. Zakłusowałam i nie mogłam anglezować.
- Ja się w ogóle podnoszę w tym siodle? - zapytałam próbując rozpoznać czy, o ile w ogóle, anglezuję na dobrą nogę.
- Tak, a czemu pytasz?
- Bo nie czuję - stwierdziłam przechodząc w galop. Rzeczywiście, teraz zachowywał się o wiele lepiej. Nie wierzgał i był posłuszny jak baranek. "Nawet nie wiedziałam, że on tak lekko nosi."

Zakończyłam jazdę po godzinie treningu ujeżdżeniowego. Tymek miał rację, Flock to koń wybitnie uzdolniony do ujeżdżenia. Wsiadłam na Tabuna z nadzieją na skoki.
- Ustawisz mi jakieś przeszkody?
- Może być prowizorka?
- A masz inne wyjście? - westchnęłam ciężko. Tęskniłam za Polską, za Melodią, za treningami na padoku, za normalnymi drągami, za Rikiem, za znajomymi, a w szczególności za Tymonem. Uśmiechnęłam się pod nosem wspominając oczojebne, zielone cinquecento.
- Coś cię bawi? - zainteresował się chłopak kładąc miotłę na oparciu krzesła.
- Życie - odparłam wymijająco i zagalopowałam najeżdżając na przeszkodę.

********************************************************************************************************
Już tęsknię za moimi klasowymi mendami :( Ja pierdzielę, chociaż mam jakieś pamiątki, typu filmik zrobiony dziś dla jaj xd Nie ma to jak kawa w dobrym towarzystwie Ba dum tss :P Czekam dzisiaj na nowy sprzęt i idę się po mieście szlajać z koleżanką :D Zapraszam na drugiego bloga, bo notkę wstawiłam. A na koniec zdjęcie ja pośrodku, a naokoło klasowa elita :) Dobranoc...^^

PS Jak miło! Boże, wróciliście! Siedem komentarzy, dziękuję! ;*

[edit. 20:20 (Mój Boże, ktoś o mnie myśli! xd) ]
Yaaay! Braciszek przyjechał z Krakowa i nie dość, że nowy sprzęt na konie przywiózł, to jeszcze internet naprawił... W takich chwilach cieszę się, że mam rodzeństwo :P Ha ha, ostatnia notka, tak mniej więcej w niedzielę, max. wtorek, bo w środę wyjeżdżam. Pomimo tego, że mam jeszcze tyle czasu, to rozdział czeka już na wciśnięcie "Opublikuj" :D Sydney, bądź ze mnie dumna, cztery strony w wordzie pisane czcionką Times New Roman rozmiar 6 xd

5 komentarzy:

  1. Fajny rozdział. Ale jakoś tak teraz dziwnie będzie jak Wera wróci do Polski. Tak... smutno? No nic. I tak wszyscy tęsknią za Tymonem xd

    OdpowiedzUsuń
  2. W moim epilogu sama opowieść o dawnym życiu Roberta i chłopaków była mniej więcej tej długości ;P Ale jak na normalną notkę to nieźle.
    Rozdział jak zwykle :D
    A zapomniałam Ci się pochwalić, (w ogóle odkąd skończyłam tamtą część KSK to jestę do tyłu z informacjami) że w sobotę po południu mam pierwszą jazdę w nowej stajni. Życz mi powodzenia :D

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. No życzę powodzenia ;) Trzeba nadrobić zaległości przed obozem :D

      Usuń
  3. Wydaję się, że jest już strasznie długo w Anglii i teraz jest to takie normalne. Niech tam zamieszka na zawsze :) Hmm... mam zbyt małą główkę, są wakacje i nie myślę :P Nic bardziej kreatywnego się tu nie pojawi.
    Czekam na następny rozdział :)

    OdpowiedzUsuń
  4. Nie napiszę nic kreatywnego, bo jestem zmęczona :D
    Więc po prostu: super rozdział i czekam na następny XD

    OdpowiedzUsuń