środa, 17 kwietnia 2013

Rozdział 11.

- Jak to znalazłaś?! Gdzie jesteś?!
- Nie wiem. Gdzieś w środku lasu... niedawno mijałam leśniczówkę - odparłam zdenerwowana.
- Leśniczówkę? Taką z szałasem?
- Tak, ale nawet nie wchodziłam do środka.
- Znasz drogę?
- Do leśniczówki? Mniej więcej.
- W takim razie przychodź, bo my tu od zmysłów odchodzimy.
- Nie rozumiesz?! Potrzebuję pomocy! - krzyknęłam, a zdziwiony Tabun odskoczył na bok.
- No to postaraj się jakoś dojść, a potem coś wymyślimy.
- Jasne, zaraz będę - powiedziałam i rozłączyłam się. Chwyciłam ogiera za pasmo grzywy, tak aby nie urazić rany. Cmokając starałam się nakłonić go do ruchu. Po chwili szedł tuż obok mnie. Był zaskakująco spokojny, wręcz nie poznawałam w nim mojego dawnego konia. Powoli szliśmy przez las. To bardziej on prowadził mnie, a nie ja jego. Zachowywał się tak, jakby dokładnie wyczuwał gdzie chcę nas doprowadzić i jak tam dojść. Przystałam na chwilę, widząc polanę oraz kilka dróg do wyboru. Westchnęłam i oparłam się na jego grzbiecie. Zbyt długo jednak nie postałam, bo już po chwili ogier postanowił, że skręcimy w lewo. Nawet jeżeli znów byśmy zabłądzili, to i tak już było mi wszystko jedno. Niech się dzieje co chce. Trzy osoby wiedzą, że jestem gdzieś w okolicach leśniczówki, a jeżeli nie dotrę tam w przeciągu najbliższej godziny, to kochani przyjaciele od razu zadzwonią po wojsko z czołgami, żeby mnie znaleźli. Jednak Tabun szedł dalej i najwyraźniej nie zamierzał się zatrzymywać. Po jakimś czasie postawił uszy do przodu, przyspieszając do kłusa. Byłam tak zmęczona, że ledwo za nim nadążałam. Martwiłam się czy czegoś dodatkowo sobie nie zrobi, ale najwyraźniej miał gdzieś swoje "małe zadrapanie". W duchu modliłam się, żeby tylko się o coś nie potknął i nie upadł. Tylko tężca mi do szczęścia brakuje. Dostałam niezłej zadyszki, ale po chwili zobaczyłam przebijające się między drzewami światło.
- Nareszcie - westchnęłam i jeszcze bardziej przyśpieszyłam krok. Tabun pobiegł za mną. Zatrzymaliśmy się dopiero pod drzwiami. Zapukałam do środka, jednak wbrew moim oczekiwaniom z leśniczówki nie wypadły nagle trzy przerażone osoby. Wręcz przeciwnie, odpowiedziała mi cisza. Ponowiłam próbę raz, drugi, trzeci i nic. Spojrzałam na ogiera. Widocznie nikt nie zamierzał nam otworzyć. Usiadłam na ziemi i pogłaskałam go po nodze. Zgiął szyję, schylając łeb i trącając mnie chrapami.
- Nie boli cię to? - zapytałam cicho. Na odpowiedź jednak nie zamierzałam czekać, a bezgraniczna cisza została przerwana wołaniem. Odwróciłam się, patrząc na szałas. Po chwili wyskoczyła z niego trójka osób, podbiegając do mnie.
- Boże! Wera! Jesteście!
- No jesteśmy, ale czy ktoś zna numer do weterynarza?
- Ja - odparła Amy, wyciągając komórkę. - Czekajcie to zadzwonię... O kuźwa! Co mu się stało?! - krzyknęła, widząc ranę Tabuna.
- Wpadł w pułapkę. No dzwoń wreszcie!
Dziewczyna wybrała numer i po kilku sygnałach usłyszeliśmy fragment rozmowy:
- Hi, we've got a wounded horse, he fell into a trap... Yes, of course we can... Excuse me... Mamy wodę utlenioną, bandaże i spirytus?
- Tak.
- Yes, we have... We're in a forester in the New Forest, Southampton. Can you come here?... Alright. Thank you. Goodnight. Mogą przyjechać z przyczepą. Powiedział, żeby spróbować odkazić ranę spirytusem albo wodą utlenioną.
- Spirytus jest mocniejszy. Woda utleniona da gorszy efekt. Macie ten bandaż?
- Nawet dwa.
- To dawaj - powiedziałam, zabierając się za odkażanie.

********************************************************************************************************
Dupa. Nie miałam pomysłu :P Hue hue hue maj inglisz isynt soł gud xD Maud! Naleśniczku, Solo moja jak miło Cię widzieć! ;* Nikki gdzie jesteś? ;( Jestę czystym złę }:D Opowiedziałam ośmiolatce o Slenderze i teraz jej mama do mnie z pretensjami przychodzi, że jej córeczka nie śpi i się w nocy poci, bo się boi jakiegoś Slendera xD Sydney, nie mogę jeździć tam gdzie jeździłam, ponieważ:
- Razem z Shavią były cztery konie.
- Jest oprócz mnie dziewięciu jeźdźców.
- Wychodzi po trzech na jednego konia.
- A na Shavii jeździłam tylko ja, bo załatwiłam sobie dzierżawę.
No i to chyba tyle. Do zobaczenia...^^

PS Bierzcie się do roboty, bo prócz bloga Nikki nie mam już czego czytać :(

5 komentarzy:

  1. fajny rozdział pozdrawiam , anek ;)

    OdpowiedzUsuń
  2. Wybacz, że tak późno ale ostatnio mam dość ciężkie chwilę. Rozdział jak to jest w zwyczaju świetny.
    W angielskiej pisowni znalazłam kilka błędów, ale nauczycielem nie jestem więc ci nie będę tego wytykać :P
    Znalazła Tabuna jestem szczęśliwa, teraz tylko weterynarz musi przyjechać, ogłosić że wszystko jest dobrze i powrót do stajni :)
    Czekam na nn.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ha ha, wiem, mój angielski jest cudooowny xD Poza polskim to mój ulubiony język :P Błędy są, bo nie za bardzo wiedziałam jak i co napisać ;D

      Usuń
  3. Kilka błędów jest, ale opowiadanie samo w sobie świetne! :) Zapraszam na mój blog: http://srebrne-wedzidlo.blog.onet.pl/

    OdpowiedzUsuń
  4. Fajny rozdział pomimo tych kilku błędów.Zapraszam na mój blog:
    jusza-love.blogspot.com

    OdpowiedzUsuń