czwartek, 11 kwietnia 2013

Rozdział 10.

Chodziliśmy po okolicznych lasach w poszukiwaniu Tabuna. Niestety, ale cały teren, gdzie mógł znajdować się ogier, był na tyle duży, że oszacowaliśmy znalezienie go na około miesiąc. Dodatkowo towarzyszyły mi obawy co będzie jeżeli znowu zdziczał, jeśli znów nie będzie akceptował ludzi? Zdecydowałam, że nie będę sobie na razie zawracać tym głowy. Najwyżej znowu przeprowadzę join-up... ale co będzie, gdy nie przyniesie skutku? Nie ważne. Musiałam skupić się na czym innym. Miałam przed sobą ścieżkę i cztery kilometry lasu do przeczesania. Wzięłam głęboki wdech i ruszyłam do przodu. Moim oczom ukazała się cała gęstwina drzew, krzewów i innych runicznych roślin. Gdyby nie to, że na nogach miałam kalosze, grube spodnie i kurtkę, już na wstępie byłabym pocięta przez bluszcz i temu podobne. Odgarnęłam włosy z czoła, przedzierając się w dalszym ciągu dalej i stawiając coraz większe kroki. Jak miło, iż ścieżka skończyła się po czterech metrach. Uznałam, że albo to albo nie zobaczę Tabuna. Wybrałam oczywiście pierwszą opcję. Pomimo wszystko, każda część ciała zaczynała mnie boleć już po przejściu niecałego kilometra. Jedyne co mnie napędzało, to myśl o Tabunie. Wszystkie obawy znikną dopiero wtedy, kiedy okaże się co z nim się stało. Po jakimś czasie już nawet nie myślałam o ogierze. Teraz, nie wiedzieć czemu, myśli skupiły się na Tymonie. Nagle zaciekawiło mnie co u niego, jak tam konie, co się dzieje w stajni... wszystko. Zamknęłam oczy, przypominając sobie kilka scenek z czasów kiedy jeszcze byliśmy razem. Na samą myśl się uśmiechnęłam. Po chwili jednak otrząsnęłam się i wróciłam do priorytetów. Nagle zdałam sobie też sprawę z tego, że nie wiedzieć kiedy zatrzymałam się i stałam jak ten ostatni kołek, po kolana w paprotkach. Ogarnąwszy myśli, ruszyłam dalej. Zdawało mi się, że już dawno przeszłam cały wyznaczony dystans, ale pomimo tego brnęłam dalej. Cały czas miałam nadzieję, że w jakiś niewyjaśniony sposób zaraz znajdę Tabuna.
***
Po kolejnych godzinach, nogi odmawiały mi posłuszeństwa podobnie jak wzrok. Nie dość, że drzewa tworzyły gęstą barierę, nie przepuszczającą światła, to dodatkowo nadchodził wieczór. W pewnym momencie w kieszeni zaczęła dzwonić komórka, skutecznie przyprawiając mnie o niewielki zawał. Wypuściłam latarkę z rąk i tym samym tracąc jedyne źródło światła. Przed oczami stanęła mi gra Slenderman. Podniosłam ją szybko, z powrotem włączając, po czym odebrałam telefon.
- Halo? - zapytałam, nie sprawdzając nawet z kim rozmawiam.
- Wera?
- Tymon? - niemal krzyknęłam ze zdziwienia.
- Jak miło, że odebrałaś.
- Może i bym odrzuciła, ale ze strachu nawet nie spojrzałam na ekran.
- Co? A czego się aż tak bardzo boisz?
- Slendera. Ogólnie jestem w lesie, mam latarkę, czuję się jak ta babka, którą po jakimś czasie niemal zawsze Slendek złapie i szukam Tabuna - stwierdziłam, znów na chwilę przystając.
- A znasz drogę powrotną? Już Aśka do mnie z sześć razy dzwoniła, bo nie odbierałaś.
- Zasięgu nie ma w tym cholernym lesie! A do tego wszędzie są te szmatławe paprotki!
- Co ci paprotki przeszkadzają?
- Wszystko mi przeszkadza! Tu jest beznadziejnie, błądzę od czterech godzin po jakimś zasranym lesie, a Tabuna nigdzie nie ma! - krzyknęłam znów stając. Byłam bliska płaczu, a dodatkowo Tymon uświadomił mi, że nie mam pojęcia którędy wrócić.
- Spokojnie. Tabun się znajdzie, ale co z tobą?
- No jak to co?! Przecież mówię, że nie wiem gdzie jestem, ścieżki brak, a jedynym źródłem światła jest mała latarka!
- Wera... dziewczyny uspokójcie się! - rozkazał, przerywając zdanie.
- Do kogo ty mówisz?
- Do kochanych Archi'ego i Leo, którzy siedzą obok i drą się, żebym im dał z tobą porozmawiać.
- To daj. Chętnie z nimi porozmawiam.
- Dobra, no to cześć, jak już znajdziesz drogę, to zadzwoń.
- Jasne, pa - pożegnałam się, po czym nastała chwilowa cisza. Nie minęło dziesięć sekund kiedy usłyszałam dwa głosy, przekrzykujące się jeden przez drugi.
- Wera! Halo Wera jesteś?
- Jestem! Dziewczyny, spokój!
- Sorry - odpowiedziały dwa głosy.
- Co tam w stajni?
- Dobrze... A Archi nauczyła się już skakać!
- Już? No to gratuluję, a na kim jeździ Gośka?
- Eee... To jest na Eklerze.
- Jakim Eklerze?!
- Kupiła sobie nowego konika. Za to Black'a już nie ma. Pojechał do stadniny ujeżdżeniowej, gdzie wykupili go za niecałe dwa tysiące - odparła któraś z nich.
- Dwa tysiące?! Trzeba być idiotą, żeby sprzedać za tyle takiego konia! - krzyknęłam. Przez chwilę panowało milczenie, przerywane śmiechem, a po jakimś czasie usłyszałam kroki i krótkie "dzięki".
- Nie ma za co Gosiu. I jak ci idzie na Eklerku?
- Świetnie. Jest twardy na pysku, ale wyczulony na łydkę. Ideał.
- To się cieszę, a teraz wybaczcie, ale muszę kończyć. Tymon zapłaci fortunę za tą rozmowę. Cześć.
- Pa! - odparło kilka osób chórem. Rozłączyłam się i znów ruszyłam do przodu. Nagle, zobaczyłam przed sobą słabo oświetloną leśniczówkę oraz harcerski szałas. Przeszłam obok, myśląc, że jeżeli niczego nie znajdę to spędzę noc w szałasie, bo do leśniczówki wchodzić nie będę. Spojrzałam na niebo, które okazało się już niemal całkiem ciemne. Usiadłam na trawie, chowając twarz w dłoniach. Siedziałam tak przez chwilę, aż nagle z przemyśleń wyrwało mnie rżenie. Można by było uznać, że zwariowałam, aczkolwiek byłam niemal pewna, że to Tabun. Rozglądnęłam się niespokojnie, a do moich uszu dotarł kolejny przerażony dźwięk. Obróciłam się w miejscu i pobiegłam w kierunku, z którego dobiegał odgłos. Szczerze powiedziawszy nie byłam najlepsza w biegach na długi dystans, biegłam szybciej niż kiedykolwiek, ale dla konia wszystko, nawet gdybym miała wypluć płuca ze zmęczenia. Zwierzę coraz częściej rżało, lecz niestety leśne echo nie ułatwiało mi zadania. W końcu zaczęłam obracać się w kółko, poszukując konia. Nigdzie go nie było. Opadłam na trawę, a po twarzy powoli zaczęły płynąć łzy.
- Tabun, gdzie jesteś? - zapytałam samej siebie. Położyłam się na środku polany i patrzyłam na niebo, myśląc jaka jestem głupia. Najpierw zerwałam z Tymonem, potem zgubiłam konia, a teraz szukam czegoś co zapewne wyimaginował sobie mój zidiociały umysł. Po jakimś czasie znów rozproszyło mnie rżenie, ale tym razem dobiegało z jednej ze ścieżek i wydawało się całkiem wyraźne. Jeszcze raz wstałam i poszłam dróżką między drzewami. Nawet nie zdałam sobie sprawy z tego, że znalazłam jakąś trasę, interesowało mnie tylko to, jakie zwierzę tak uparcie starało się zwrócić na siebie uwagę. Po chwili truchtu pomieszanego z szybkim marszem, wreszcie zobaczyłam konia. Stał na środku pastwiska, obok drzewa. Nie ruszał się z miejsca. Gwizdnęłam przeciągle, a koń podniósł głowę i zarżał gardłowo. Przeskoczyłam szybko przez ogrodzenie i podbiegłam bliżej.
- Tabun! - krzyknęłam, widząc ogiera. Jak się okazało był przywiązany do wysokiej brzozy. Najwyraźniej złapał się w pułapkę. Gruby sznur prowadził w górę drzewa i obwiązany był wokół kawałka drewna, który z kolei wciśnięty był między gałęzie i skutecznie uniemożliwiał ruch. Przeniosłam światło na szyję Tabuna. Stał spokojnie, ale widząc jego podgardle aż zakryłam usta. Rana prowadziła naokoło szyi i wyraźne było zakażenie. Pogłaskałam go po grzbiecie, szepcząc uspokajająco. Wyciągnęłam z kieszeni scyzoryk i delikatnie przecięłam linę, patrząc czy drewno nie spada z góry. Przecięłam ostatnie włókno i pchając Tabuna od strony zadu, przesunęłam się dalej, pozwalając, aby głupi obciążnik spadł z góry. Gdy wszystko było już opanowane, znów skupiłam swoją uwagę na ogierze. Nawet gdybym miała przy sobie apteczkę wypchaną lekami, proszkami, maściami, bandażami i innymi suplementami, to nie udałoby mi się poprawnie opatrzyć rany. Wyciągnęłam komórkę i zadzwoniłam do Aśki.
- Halo? Wera! Co się z tobą dzieje, czemu nie odbierasz?!
- Znalazłam Tabuna, potrzebuję pomocy.

*****************************************************************************************************************
Jako rekompensatę, chwilowej nieobecności, połączyłam w jedno trzy rozdziały :D Sydney, strzeż się! Niedługo Cię dogonię pod względem długości! ;D Valeria... Przepraszam... Nikki! Jakoś jest mi się trudno przestawić xD Czemu zmieniłaś login? :P Heh, wspaniale, po prostu doskonale, koni nie widziałam od początku marca -,-* Jak już mówiłam u... Nikki w komentarzu skończyłam z dzierżawą, a klacz została sprzedana przez właściciela stajni. Teraz jeździ na niej niejaka Klaudia gdzieś na Śląsku :/ Świetnie jest wiedzieć, że wytrenowało się tak wspaniałego konia, że aż go sprzedali komuś innemu, kto zawsze może spieprzyć cała wcześniejszą pracę :'( Teraz nie jeżdżę nigdzie i szukam stadniny. Wracając jednak do opowiadania. Cieszcie się, bo Tabun (jeszcze) żyje :D Zastanowię się co z nim zrobić i dam Wam znać ;) Cóż, teraz muszę ogarnąć rolę, bo mam grać królewnę Śnieżkę w przedstawieniu xD No nic, do zobaczenia...^^

PS Hue hue hue moja obsesja na Sledusia powraca! xD

6 komentarzy:

  1. Świetny rozdział! Długi i bardzo przyjemnie się go czytało, ale ,,nas nie dogonią tarara, nas nie dogonią" xD A tak na serio to jeszcze trochę Ci do mnie brakuje ;)
    A ja koni nie widziałam od końca grudnia :'( Ale jak dobrze pójdzie to pojadę na nie w przyszłym tygodniu. ;)
    A po co Ci nowa stadnina? Nie możesz jeździć w starej?

    OdpowiedzUsuń
  2. Dziękuję, że właśnie przekonałaś mnie do powrotu do gry w Slendercia. podkład muzyczny prowadzi po pewnym czasie do zawału i zawsze boję się wchodzić do tych łazienek czy co to tam jest.
    Rozdział fajny, ja sama na razie się opuściłam i to nieźle. Wczoraj była wywiadówka więc przed powrotem mamy dobrowolnie oddałam laptopa do ich pokoju (hue hue wykradłam go) i położyłam się spać o 19. Opieprz jak nie wiem, ale jak znam rodziców to już o wszystkim zapomnieli.
    Mój tata do mnie: "Chowaj się, mama wróciła" xd

    OdpowiedzUsuń
  3. przykro mi z powodu shavii , domyślam się co czujesz ale nie martw sie na pewno jest szczęśliwa też miałam ukochaną klacz którą musiałam opóścić tylko ja teraz nawet ie wiem gdzie jest i co się z nią dzieje ;(
    notka świetna jak zwykle trzymaj sie!
    pozdrawiam,anek ;)

    OdpowiedzUsuń
  4. Świetny rozdział szkoda tylko że Wera rozstała się z Tymonem.Spróbuj coś wymyślić aby do siebie wrócili ;)

    OdpowiedzUsuń
  5. MushCarrot <3
    Widzisz nawet ja tu zawitałam, żeby za spamować w komentarzach ^.^
    Pominę fakt, że nie ogarniam co się dzieje w rozdziale.
    Masz pozdrowienia z Solniczki i od Naleśnika!

    Maudziasta Małd ;*

    OdpowiedzUsuń
  6. The shops in the nearby market sell textiles, flowers,
    rosaries, prayer mats and general merchandise.

    And in all of this, we have no choice, because we are totally
    governed by physical law. Recapturing the Holy Land was not the only reason for
    the crusades.

    Look into my site ... allah names

    OdpowiedzUsuń