niedziela, 1 lutego 2015

Rozdział 5.

Ze snu wyrwały mnie promienie słońca, dostające się do pomieszczenia poprzez zaciągnięte rolety. Otworzyłam niechętnie oczy i natychmiast zmrużyłam je z powrotem, oślepiona nieprzemożoną jasnością. Mruknęłam coś pod nosem, wyraźnie niezadowolona z nastania poranka. Wynurzyłam głowę spod pościeli, aby spojrzeć na zegarek. Powoli rozwierałam powieki coraz szerzej, a w mojej głowie od razu pojawiła się masa przeróżnych wymówek pod tytułem "dlaczego spałam tak długo, mając gdzieś, że inni harują od rana w stajni". Dwunasta, jasna cholera. Wyskoczyłam z łóżka jak oparzona. Podbiegłam do szafy i wyciągnęłam z niej pierwszy lepszy t-shirt, parę bryczesów i jakąś bluzę na wierzch. Wszystko gryzło się kolorystycznie, ale nie miałam czasu, żeby przejmować się takimi błahostkami. Wybiegłam na korytarz, w drzwiach przeciągając koszulkę przez głowę. Wyprostowałam materiał i schowałam jego koniec w spodniach. Weszłam do łazienki i naprędce załatwiłam wszystkie czynności związane z poranną toaletą. Opuściłam pomieszczenie, po raz kolejny poprawiając niechlujnego kucyka i skierowałam się w dół schodów, które pokonałam w kilku szybkich susach. Postanowiłam opuścić najważniejszy posiłek dnia i bez zbędnych ceregieli założyłam sztyblety na nogi i udałam się do stajni, łapiąc jabłko z kosza na ganku. Po kilku metrach truchtem, znalazłam się w drugim budynku. Machinalnie rozejrzałam się wokół, szukając kogokolwiek, z kim mogłabym zamienić słowo. Jak na złość, nie dostrzegłam żywej duszy. Westchnęłam ciężko, a nogi same poniosły mnie do siodlarni. I tutaj nie było nikogo. Zmarszczyłam brwi, patrząc na stół, gdzie leżała kartka z niezidentyfikowaną treścią, zapisaną dziwnym, koślawym pismem. Z trudem rozszyfrowywałam kolejne litery, aż w końcu mogłam odczytać całość.
Pojechaliśmy w teren, więc zostajesz sama, o ile się obudzisz. I o ile Tymon się nie zjawi, wtedy będziecie we dwójkę. Czyli żadna nowość. Ja, Jacek i Gośka będziemy w okolicach jeziora, a Karolina z samego rana zapakowała Hodita do przyczepy i wyjechała w bliżej nieokreślonym kierunku. Nie wiem, o której wróci i szczerze, gówno mnie to obchodzi.
Pozdrawiam cieplutko pieprzoną śpiącą królewnę, której koń tylko dzięki mnie nie stoi po kolana w gównie,
Twoja wspaniałomyślna, cudowna i niezastąpiona Asia :*
Przewertowałam treść kilka razy, zastanawiając się, kto uczył ją pisać. Bazgrała jak kura pazurem. Już nawet wujek miał ładniejszy charakter pisma, a jego bohomazy również niełatwo było rozczytać. Po paru minutach stania w miejscu, wreszcie dotarły do mnie słowa zapisane na kawałku papieru. Byłam tutaj całkiem sama. Nie widziałam na podjeździe samochodu, co jedynie mnie w tym upewniło. Wyciągnęłam telefon z kieszeni, zastanawiając się, czy dzwonić do niego, czy też nie. Znając życie, został wysłany na zakupy. Z tego, co zdążyłam zauważyć, zapasy paszy powoli się kończyły, a co za tym idzie, pasowało jak najszybciej zamówić nową dostawę. Odłożyłam kartkę na stół, po czym wróciłam na korytarz.
Moje kroki odbijały się echem między rzędami boksów, co napawało mnie swego rodzaju niepokojem. Zmarszczyłam brwi i bez zastanowienia wróciłam do siodlarni. Chwyciłam za niewielki magnetofon, który już po chwili znalazł swoje miejsce niedaleko paszarni. Włączyłam pierwszą z brzegu stację. Muzyka wypełniła pustą przestrzeń, a ja tanecznym krokiem przeszłam do stanowiska Melodii. Odsunęłam zasuwę w drzwiach i z uśmiechem przejechałam dłonią po jej sierści, zbierając tym samym wierzchnią warstwę kurzu. Otrzepałam rękę, po czym wychyliłam się ponad półścianką i chwyciłam za kantar, który już po chwili znalazł się na pysku klaczy. Podpięłam uzwiąz i wyprowadziłam ją z boksu. Przywiązałam pleciony sznur przez jeden z haczyków na ścianie naprzeciw i zabrałam się za czyszczenie.
Bez pośpiechu jeździłam zgrzebłem w tę i z powrotem, podśpiewując pod nosem wersy przeróżnych piosenek. Minuta mijała za minutą, a ja postanowiłam zafundować kobyle niespotykanie długie czyszczenie. Nie oszukujmy się, po prostu nie chciało mi się jeździć samej, więc przeciągałam to najbardziej, jak się dało. Stojąc tyłem do wejścia, nieustannie machałam szczotką, zachowując przy tym dziwnie dobry nastrój. Uśmiech nie znikał z mojej twarzy, choć tak naprawdę, sama nie wiedziałam, co napawa mnie taką radością. Nuciłam kolejne słowa, gdy nagle poczułam czyjeś dłonie, gwałtownie oplatające moją talię. Podskoczyłam w miejscu, a powietrze przeciął mój wysoki pisk. Momentalnie wyrwałam się z uścisku i odwróciłam w stronę wyraźnie rozbawionego Tymona.
- Nie strasz mnie - warknęłam, starając się uspokoić oddech. Schyliłam się, aby podnieść zgrzebło, które wypadło z moich rąk. Spojrzałam na chłopaka, który bacznie obserwował moje poczynania. Jego uśmiech jak zawsze opatrzony został w urocze dołeczki, a w oczach migotały radosne iskierki.
- Nie wiedziałem, że aż tak się mnie boisz - uniósł brwi i zaplótł ramiona na piersi. Zmierzyłam go nieprzychylnym wzrokiem i wróciłam do oporządzania klaczy. - Co powiesz na teren? - wraz z tymi słowami, ponownie zamknął mnie w uścisku.
- Jest trzynasta, nie wiem, czy jest sens. Poza tym, zostawilibyśmy całą stajnię bez żadnego nadzoru; Aśka, Jacek i Gośka wyjechali już jakiś czas temu - mruknęłam, wciąż udając obrażoną za chwilowy szok sprzed chwili.
- Nie krępujcie się, jedźcie śmiało - i nagle, nie wiadomo kiedy, za nami zmaterializował się blondyn. Oboje odwróciliśmy się nagle, a on wyszczerzył białe zęby. Tymon spojrzał na mnie z góry, a na jego twarzy ponownie pojawiły się dołeczki. Przewróciłam oczami, wzdychając ciężko.
- Niech będzie - burknęłam, wyrzucając ręce po bokach. Chłopak cmoknął mnie w policzek, na co skrzywiłam się ostentacyjnie, wywołując salwę śmiechu. Odłożyłam szczotki i wzięłam kopystkę. Szybko przeczyściłam kopyta i skierowałam się do siodlarni. Odłożyłam skrzynkę ze zgrzebłami do szafki, po czym chwyciłam za rząd przeznaczony dla Melodii i wróciłam między boksy. Osiodłałam klacz i wyprowadziłam ją przed stajnię. Umieściłam stopę w strzemieniu i odbiłam się od ziemi, aby przełożyć drugą nogę nad grzbietem i usiąść w siodle. W oczekiwaniu na szatyna, zaczęłam stępować po całym podjeździe, dopóki ten nie pojawił się wraz z Albatrosem.

**************************************************************************************************************************
Dzisiaj krótko, ale spoko, szykuje się opis terenu. Boże, wczoraj rano umierałam, ale wiecie co? Wyleczyłam się XDDD Skok wzwyż nigdy mnie nie ominie, no halo. Poza tym, mam przesrane. Nie zrobiłam piramidy na technikę. Chyba spierdalam z lekcji, haha. Nie moja wina, że się rozpierdoliło :c I w ogóle, szkoda, że jestem zdrowa, no XD A matematykę przeżyję tylko dzięki Nikki, która mnie nauczyła pierdolonych układów równań.
Mam dzisiaj serdecznie dość czegokolwiek, jutro po szkole wbijam busikiem do domku, więc może coś naskrobię. I znowu mnie na sentymenty wzięło, mój Boże. W grudniu żyłam z przekonaniem, że HMOL już swoje chwile ma za sobą i jest tak naprawdę na wykończeniu, a tutaj, Jezus. W grudniu było równiutkie 3500 wyświetleń, a w styczniu, łohoho, stówa więcej! :D Cieszę się jak głupia! Luty jest o wiele krótszy, ale od 16 startujemy z rozdziałami, bo ferie zaczynam! Jezu, "startujemy z rozdziałami", mówi osoba pisząca co dwa dni XDDD Spodziewajcie się kilku dziennie, hahaha XD

3 komentarze:

  1. Pierwsza! Rozdział jak zwykle świetny :-D czekam na opis terenu ;-) Gabii

    OdpowiedzUsuń
  2. Nie wiem jak napiszę ten komentarz z psem przy boku i kotem na kolanach wbijającym pazury. Dobrze, że zdrowie dopisuje. Trzeba się uczyć, a nie w domu siedzieć. Ja już po feriach. Ale jutro nie idę. Chociaż i tak czeka mnie godzinna jazda i nauka z hodowli lasu -,- A tu w domciu jest tak fajnie. Przynajmniej ominie mnie wyjazd do kina na przedstawienie :D O matko, jutro znowu zobaczę tych debili.
    Ale dobra, ogar. Czemu taki krótki?! Masz szczęście, że piszesz prawie codziennie, bo inaczej zamordowałabym cię za tą długość. I teraz przez ciebie mam cichą nadzieję, że turkusowo - kłaczana larwa nie wróci ( proszę, niech tak będzie ). Niech jej samochód ( bez przyczepy ) porwą kosmici i niech wykonują na niej bolesne testy. Za dużo telewizji. Późno już i zaczyna mi odbijać. Dobranoc.

    OdpowiedzUsuń
  3. No no, rozwijasz się, cieszę się. Wiesz, w ferie oczekuję co najmniej 10 rozdziałów, nie, żeby coś, ale jestem mendą, będę liczyć (D) hahah, szczerość Aśki tak bardzo wspierająca, huehuhuehuehuheuheu. Ej, jestem chyba zjebana, poszłam dzisiaj do reala, żeby kupić kredki. Jestem w drugiej gimbazie, a łażę po sklepach, prosząc mamę o kredki., Supi, co nie? Bardzo dorośle. A tak wgl, to ja już mam ferie B) Czuję się supi, bo jest niedziela, a właściwie już poniedziałek, pierwsza w nocy, a ja co? A ja oglądam Kosogłosa B) Kocham życie. Ale zapewne za tydzień będę mówić 'Nienawidzę życia'. Cóż. jak to mówią pewne piękne słowa, które kocham w ciul, bo są moją ulubioną wymówką, 'Kobieta zmienną jest'.Tak bardzo. Idę spać, jutro Apocalypto, spręż dupę, czekam na wtorek, tak więc, no XD Do usłyszenia, przeczytania, cholera jeszcze wie, czego, ale właśnie tego. (Tak, to zdanie miało supi składnie, nie powiem)

    OdpowiedzUsuń