wtorek, 3 lutego 2015

Rozdział 6.

Śpiew ptaków raz za razem przecinał powietrze, gdy przemierzaliśmy kolejne metry, może nawet kilometry, leśnych ścieżek. Nigdzie nam się nie spieszyło, nawet nie myśleliśmy o szalonych galopach po łąkach. Po prostu cieszyliśmy się chwilą, swoją obecnością, jadąc powolnym, mozolnym wręcz, stępem. Uśmiechy nie znikały z naszych twarzy, a tematy do rozmów zdawały się nie kończyć. Zbaczaliśmy z jednej konwersacji na drugą, nawet tego nie zauważając. Co chwilę wybuchaliśmy śmiechem, by za chwilę umilknąć, znów przez jakiś czas kłócić się o byle jaką pierdołę, aby w końcu ponownie zanieść się kolejną radosną salwą i pozwolić kołu zatoczyć się na nowo.
Zieleń rozprzestrzeniająca się w każdym zakamarku, przyciągała uwagę swoją intensywną barwą i niesamowitym kontrastem, jaki tworzyła wraz ze wspomnieniem poszczególnych miejsc zimową porą. Niektóre pąki wciąż pozostawały zamknięte, podczas gdy inne postanowiły już się otworzyć, wypuszczając ze swojego wnętrza młode listki. W powietrzu wirowało mnóstwo pyłków, co jedynie przyprawiało mnie od czasu do czasu o napady kichania, z którzy oczywiście Tymon nie omieszkał w kółko żartować. Niewielkie strumyki rozsiane po całym lesie szumiały delikatnie, gdy przejeżdżaliśmy w ich pobliżu, tworząc nieziemski zespół w połączeniu ze świerszczami oraz skrzydlatymi towarzyszami, ukrytymi w koronach drzew, które poruszały się leniwie na lekkim wietrze. Co chwilę zaciągałam się świeżym powietrzem, rozkoszując się przyjemną atmosferą. Słońce zasnuły jasne chmury, rzucając na świat nieco cienia.
Przeniosłam wzrok na chłopaka, słysząc jego gromki śmiech, gdy ponownie pociągnęłam nosem. Katar - jeden z największych, najgorszych, a zarazem jednych z niewielu minusów wiosny. Rośliny budzące się do życia, w szczególności brzozy i topole, choć piękne dla oczu, sprawiały również niezwykle dużo problemów. Co prawda nie byłam jakimś wielkim alergikiem, który przez cały rok narzekał na swój los, jednak tą jedną porą roku nie mogłam się obejść bez lekarstw oraz kropli do oczu, czy też nosa.
- Śmiej się śmiej, śmiało - zmierzyłam go nieprzychylnym spojrzeniem, na co dołeczki w jego policzkach tylko się pogłębiły. Pokręciłam głową z dezaprobatą i wzniosłam oczy do nieba. W odpowiedzi podjechał bliżej i przytulił do siebie. Jak dobrze, że Melodia i Albatros byli podobnego wzrostu; przynajmniej raz nie górował nade mną. - Tak mnie nie przekupisz - mruknęłam w jego koszulkę i jakby na zaprzeczenie własnych słów, wtuliłam się w jego tors. Zaśmiał się cicho i oparł brodę na mojej głowie, wypuszczając ciężko powietrze.
- Chyba lepiej, żebym się śmiał, niż był poważny i do wszystkiego podchodził z dystansem - powiedział i wyprostował się przesadnie. Prychnęłam cicho, na co on zerknął na mnie z ukosa, wciąż prężąc dumnie pierś. Opuściłam głowę, a luźno opuszczone spod kasku włosy opadły na moje policzki. Uśmiech nie schodził z mojej twarzy, choć wewnątrz toczyłam zawziętą batalię z samą sobą, czy oraz jak zacząć rozmowę o planach wyjazdu, który, choć wciąż niepewny, zbliżał się coraz bardziej, nieubłaganie. Tymon najwyraźniej zauważył moją konsternację, ponieważ już po chwili odgarnął pasma z powrotem za ucho i schylił się, aby móc dostrzec moją minę. - Co jest? - zapytał, marszcząc brwi, gdy zamiast oczekiwanej zadumy, otrzymał uniesione kąciki.
- W sumie - zawiesiłam głos. Kolejne słowa ugrzęzły mi w gardle, ciągle zmieniając swoją kolejność, aby w końcu dojść do porozumienia, które z nich rozpocznie, a które zakończy zdanie. - W sumie, po prostu martwię się tym całym wyjazdem. To, że boję się samolotów, to jedno, co innego, że będę tęsknić - wydukałam w końcu, stopniowo ściszając głos. Troska pojawiła się w oczach szatyna, gdy ponownie na mnie spojrzał. Uśmiechnął się półgębkiem i zaplótł swoje palce pomiędzy moje, najwyraźniej próbując dodać mi otuchy. Niestety, nie udało mu się. Ścisnęłam mocniej jego dłoń, jakbym nie chciała jej nigdy puszczać.
- Przecież jadę tam na maksymalnie dwa miesiące - podniósł moją rękę i pocałował delikatnie jej wierzch. Uniosłam brew, a na moje usta wkradł się mimowolny uśmieszek. Ostatnimi czasy, Tymon nie zachowywał się jak... Tymon. Z jednej strony, podobała mi się jego opiekuńcza, urocza strona, ale z drugiej, nie byłam pewna, jak wytrzymam to na dłuższą metę. Choć w sumie, miałam wątpliwości, czy sprawi mi to jakiś kłopot. - Wyobraź sobie, że to takie wakacje. Z tym, że zamiast od szkoły, odpoczniesz sobie ode mnie. Potem znów będę twój na... W sumie, bierz mnie na ile chcesz.
- Właśnie potraktowałeś siebie jako nieprzyjemny obowiązek, idioto - uderzyłam go w ramię, puszczając na chwilę wodze, które po chwili ponownie chwyciłam, chcąc zmniejszyć ryzyko wypadku, które, w moim przypadku, było całkiem spore. Przejechałam palcami po skórzanych rzemieniach i spojrzałam na chłopaka. - Wiesz przynajmniej, kiedy wyjeżdżasz?
- Zarezerwowany bilet na piętnastego raczej cię nie pocieszy, co? - uniósł lekko brwi, a moje oczy powiększyły się co najmniej dwukrotnie. Usta uformowały się w literę "o", gdy bezskutecznie próbowałam wydobyć z nich jakiś dźwięk. W końcu odpuściłam. Pokiwałam głową, postanawiając zachować względny spokój. Cztery dni. Dokładnie tyle zostało do całego tego, absurdalnego wyjazdu.
- Właściwie, mógłbyś proszę streścić dokładniej, po co tam jedziesz? - zapytałam, na co on podrapał się po karku i spuścił wzrok na swoje kolana. Widziałam, że nie miał ochoty o tym rozmawiać; jednak nie zamierzałam odpuszczać tak łatwo. Skoro on mógł zostawić mnie na dwa miesiące, ja mogłam wiedzieć, jaki jest tego powód.
- Ojciec jest chory - mruknął pod nosem. Ledwo słyszałam jego słowa, większość musiałam wyczytywać z ruchu jego ust. Zmarszczyłam brwi, czekając, aż w końcu rozwinie wypowiedź. Podniósł spojrzenie i rozejrzał się nerwowo po otoczeniu, zanim zatrzymał go na mojej twarzy, zmuszając się do lekkiego uśmiechu. - Mukowiscydoza, nie ma dawcy - dokończył w końcu. Jego głos załamał się w połowie ostatniego słowa. Zaciągnęłam się głęboko powietrzem, nie mając pojęcia, co mogłabym powiedzieć, żeby go pocieszyć. To zawsze ja byłam tą, której inni współczuli. Biedna dziewczynka, kobieta, bez rodziców, osamotniona, zostawiona samej sobie, pod opieką wujka, który wiecznie wyjeżdżał w trasy po całym kraju. Osobiście nie narzekałam, w sumie, nie wiedziałam, co budziło w ludziach tyle empatii. Nie byłam blisko z żadnym z moich rodziców. Ba, mogłabym wręcz powiedzieć, że ich nie lubiłam, szczególnie mamy. Zawsze byłam "córeczką tatusia". Do czasu, kiedy wyszedł z domu na dwa lata. Wtedy miałam wszystkiego dość. Zarówno matki, jak i jego. Miałam dość wysłuchiwania żałosnych płaczów dniem i nocą. Chodziłam do Amy, Will'a, stajni, Mary, Susan i jeszcze raz stajni. Moje układy z właścicielką mogłam uznać za perfekcyjne, więc na terenie niewielkiego ośrodka czułam się lepiej niż w domu.
- Przepraszam - szepnęłam, wbijając wzrok gdzieś pod kopyta Melodii. Nie minęło kilka sekund, gdy Tymon ponownie oplótł mnie ramieniem, pozwalając schować głowę w jego koszulce. Zaciągnęłam się przyjemnym zapachem perfum, uświadamiając sobie, jak bardzo będę za tym tęsknić, kiedy wyjedzie. Nie miałam najmniejszej ochoty się rozstawać, pomimo, że wiedziałam, że przecież wróci. Nie chciałam znów zostawać sama. Odnosiłam wrażenie, że wszystko wróci do mnie ze zdwojoną siłą, gdy tylko chłopak przekroczy próg lotniska. Odnosiłam dziwne wrażenie, że z dnia na dzień uzależniałam się od niego coraz bardziej.

Mimo moich wzbraniań o preferencji "spokojnej przejażdżki", wyścig po obszernej łące był czymś, czego nie dało się uniknąć. Galop z chwili na chwilę stawał się coraz szybszy, gdy konie stopniowo nabierały prędkości, miarowo uderzając kopytami o twarde podłoże. Kępki ziemi wyrywane przez podkowy, z impetem lądowały kilka metrów za nami, pozostawiając w swoim dawnym miejscu płytkie zagłębienia. Uśmiech znów zawitał na mojej twarzy i nie znikał z niej od dobrych kilkunastu minut. Przejażdżka przedłużyła się do dobrych trzech godzin, więc kiedy słońce powoli zbliżało się ku linii horyzontu, ruszyliśmy w drogę powrotną, aby nie skończyć tak, jak w styczniu.
Przeszliśmy do kłusa, gdy tylko znaleźliśmy się na jednej ze ścieżek pomiędzy drzewami. Zaśmiałam się pod nosem, słysząc ciężki oddech Tymona. Miesięczna przerwa dawała się we znaki. Poklepałam pok klaczy i poluzowałam wodze, co spotkało się z jej cichym prychnięciem. Byliśmy już niedaleko bramy, więc zwolniliśmy do stępa, aby móc wstawić konie do boksów, bez oprowadzania w ręku.
- Zanim wyjadę, spodziewam się jeszcze co najmniej dwóch tego typu rozrywek - widok dołeczków na jego policzkach sprawił, że mój żołądek po raz enty tego dnia wywrócił się do góry nogami. Uniosłam delikatnie kąciki ust, starając się nie okazywać smutku na samą myśl o dwóch, cholernych miesiącach.
- Myślę, że jakoś da się to załatwić - odparłam, odwracając wzrok, byle tylko nie patrzeć w jego zielone oczy. Nachyliłam się i odsunęłam metalową zasuwę. Popchnęłam drewnianą, szeroką furtkę, która automatycznie ustąpiła, wpuszczając nas na podwórze.
Zanim skończyliśmy przekładanie ekwipunku z miejsca na miejsce i nacieranie koni słomą, słońce schowało się całkowicie za linią lasu. Pożegnałam Tymona i wróciłam do domu, gdzie machinalnie wykonałam pojedyncze czynności, takie jak nastawienie wody, zalanie herbaty i okrycie się kocem, siadając na kanapie w salonie. Byłam sama w domu. Kompletnie sama. Mogłabym zadzwonić do szatyna, aby dotrzymał mi towarzystwa, jednak nie widziałam w tym sensu. Powoli wolałam się dostosowywać do tego, że nie ma go nigdzie w pobliżu.

************************************************************************************************************************
Dłużej niż ostatnio, krócej, niż być powinno. Mam straszne problemy z internetem. Haha, żart, nie mam go wcale. Kradnę od sąsiada, mówię poważnie XD Braci się nie traci! To samo tyczy się cudownych ludzi za płotem, którym hasło do sieci wykradłam. Jestem hakerem, no bo czemu nie, tak?
W sumie, rozdział mi się podoba i, no dobra, jest długi, jak na mnie. Tak wiem, mogłabym to jeszcze przeciągnąć o jakieś niewiadomoco, ale no po co? Rymuję, szalona!
Mam dzisiaj taki dziwny humor. Bo z jednej strony - czwórka z niemieckiego ze średnią 3.51 (kocham panią coraz bardziej), a z drugiej - czwórka z angielskiego ze średnią 4.70 :))) Nienawidzę, nienawidzę, nienawidzę. Boże, tyle przekleństw się dzisiaj posypało, naprawdę. Jedyne, co mnie pociesza - piątka z fizyki. To się nazywa progress! Cała pierwsza klasa na trójach, a nagle średnia 4.60! :D Czyżbym się nagle stała umysłem ścisłym? Heh, trójka z matematyki temu przeczy. Podobnie jak rozdział wyżej; kurewsko mi się podoba i sam w sobie mówi "Ta, co mnie napisała, jest kompletnym humanem, mimo miernych ocen z polskiego". Bo mnie do nauki trzeba zmobilizować, a skoro pani polonistka nie bardzo umie...
Dobra, za długo przeciągam XD Na razie, miśki! :*

PS Wiem, że spieprzyłam drugą część, ale ćśś, udawajcie, że jest super, bo się drama zaczyna XDD

10 komentarzy:

  1. Dobra, dzisiaj tak na szybko, bo trzeba rano wstać. Zgadzam się, ten rozdział jest genialny. Te opisy są takie cudowne. Jakby naprawdę by się tam było. Te brzozy to już mnie prześladują. Mam ich już dosyć. Wera taka biedna. No ale nie ma wyjścia. Tymon musi. Dobra, pozdrawiam i dobranoc. Jutro kolejna dawka nauki -,-

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ja tam sobie ferie wzięłam na dwa terminy, więc dzięki zapaleniu krtani mam piękne cztery tygodnie wolne :D
      Ja jeszcze z brzozami mam spokój, ale zacznie się gdzieś w marcu. Uroki mieszkania przy lesie :') Przynajmniej mi wielkie, białe drzewo sprzed domu wycięli. +10 do braku alergii.

      Usuń
    2. U mnie akurat brzoza to nie powód alergii. Ale to nie znaczy, że mnie nie prześladują ;p

      Usuń
  2. Bardzo przyjemnie przyjemny rozdział.
    Ja to mam wrażenie, że coś się stanie i Tymon nie wróci po 2 miesiącach... hm...
    No nic, czekać pozostaje.
    Zazdro 5 z fizy, ja mam ledwie 3 xD W sumie u nas 3 to dobra ocena, 5 nikt nie ma xD
    Przez twój genialny opis terenu sama mam ochotę pogalopować na łąkach ;_;
    No.
    Także czekam na dalej.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Czyżbyś nawiązywała do mojego zamiłowania do wypadków? XDD
      W pierwszej klasie miałam średnią 3.12 z fizyki, więc stwierdziłam, że muszę się w końcu wziąć do roboty, haha XD Na koniec roku może będzie 6 :D
      Żebyś Ty wiedziała, jaką ja mam ochotę na teren... Teren, Boże, mam ochotę w ogóle jakiegokolwiek konia zobaczyć, bo ostatnio w stajni byłam w... eee... Na Hubertusie, czyli listopad, a teraz jeszcze choroba wzięła, więc pierdolę, ech ;-;

      Usuń
  3. Zgadzam się z Areo ;) Fajny rozdzialik i dobrze się go czytało ;) Te opisy wychodzą Ci cudownie ;) No właśnie mi też tak się wydaje, że Tymon po tych 2 miesiącach nie wróci, ale zobaczy się jeszcze ;d Ja też mam 3 z fizyki ;D Z niemca 5 ^-^ A angol 4 ;D Ferie do 16. Szybko to zleci ;c No nic pozdrawiam i czekam na kolejny ;)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ja mam od 16, ale jak wspomniałam wyżej, aktualnie dwutygodniowe zwolnienie, soł... :D
      Bardzo mnie cieszy, że tak się te opisy podobają, bo się, kurde, staram, żeby nie było czegoś na zasadzie dialog, dialog i jeszcze raz dialog. Miałam wrażenie, że miejscami się to będzie mozolnie czytało, ale skoro mówicie, że jest dobrze, nie zamierzam się sprzeczać XD
      I Jezus, uspokójcie się, nie wiem jeszcze czy go zabiję, czy nie XD

      Usuń
  4. Łołołołołoło! Patrze, Maxy wreszcie zawitała, żeby pospamić kochanej Karotce i pogratulować zajebistego rozdziału! Nie wspominając o besztaniu za wyjazd Tymka! Plus, nie mów, że Wera ma dostarczyć mu rozrywki, błagam ;_; Przecież wiesz, że ja to ja, a właściwie... Moje myśli często odbierają wszystko dwuznacznie, więc no C: + Bierz mnie, ile chcesz... PRZESTAŃ BO MNIE GŁOWA ROZBOLAŁA. Rzal. Tak, wiem. Ale mam wyjaśnienie. Tak bardzo Julia, i wszystko jasne. Najpewniej teraz czyta mój komentarz, i już planuje moją śmierć w szkole, więc, Karot, bądź tak miła i mnie zaraź XD Bo jak nie to... wątpię, czy przeżyję. KOCHAM CIĘ, JULA XDD <3
    Zabije go. Tak, mówię o tym chłopaku z dodatkowych. WYRWAŁ. MOJEMU. KONIKOWI. OCZKO. :CCCCCCCCC Będę płakać w chuj. Wybaczcie słownictwo, moja kultura dnia dzisiejszego jest równa zeru. Jula, możesz mi pomóc go zabić, z czego pewnie go nie znasz, ale ćś. Poznasz XD Kocham ten rozdział, Jezu, był supi, ale no jak zrobisz coś Tymkowi to idę do najbliższego sklepu z bronią i na peron. C: Tak więc, moja kochana, oby tak dalej, opisy pykły, zajebiste milordzie.

    PS: WRESZCIE MAM BRODZIK, JEZUSIE <3

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Masz brodzik??? OMG, Twoi sąsiedzi się przestaną skarżyć na smród? :ooo
      Nie no, wiesz, że przy mnie się nie pisze takich rzeczy, haha XD
      Ale po co będziesz na mnie nowy nóż kupować? Nie sądzisz, że nie zasługuję na śmierć z jakiegoś nowego ostrza? Myślę, że lepszym rozwiązaniem byłby taki stary jakiś, wiesz, RELIKWIA, cnie.
      Gdzie napisałam, że Wera ma mu rozrywki dostarczyć, wat XD
      A tak btw, nie besztaj mnie, skoro sama nie piszesz (D)

      Usuń
  5. Cudowny rozdział i te opisy <3.A ja mam od ponieszkołe szkołe )':

    OdpowiedzUsuń