czwartek, 19 lutego 2015

Rozdział 10.

Przewiązałam wodze przy niewielkim konarze, poluzowałam popręg, a sama oddaliłam się kilka kroków. Zamknęłam oczy i z cichym westchnieniem usiadłam na trawie. Oparłam plecy o pień drzewa i starałam się wsłuchać w odgłosy przyrody, aby zająć czymś niesforne myśli, które raz za razem wędrowały od Tymona do nowego, tymczasowego współlokatora. Wiele bym dała, żeby to szatyn był na miejscu blondyna. Zamienić irytującego, aroganckiego faceta o beznadziejnym poczuciu humoru na cudownego, uroczego, w moim mniemaniu, narzeczonego? Och tak, bardzo chętnie.
Pokręciłam głową, starając się ponownie oczyścić umysł. Za dużo niepotrzebnych rzeczy zebrało się na raz. Rozejrzałam się wokół, mając nadzieję, że natura choć na chwilę odwróci moją uwagę. Ciemne chmury powoli zasnuwały niebo, nie dając słońcu ani skrawka miejsca. Szarość niespiesznie zastępowała jaskrawe kolory, a powietrze z chwili na chwilę stawało się coraz bardziej ociężałe. Wzięłam głęboki wdech i odchyliłam głowę. Deszcz wisiał w powietrzu. Może to i dobrze? Ostatnio w ogóle nie padało, a co za tym idzie, kompletnie wysuszony piach na maneżu unosił się przy każdym kroku, spowijając całe otoczenie w kurzu i duchocie. Kąciki moich ust uniosły się mimowolnie, gdy przez głowę przemknęło wspomnienie ostatniej suszy. Co prawda letniej, nie wiosennej, ale jednak dobrze mieć świadomość, że wraz z jej końcem nastąpił początek czegoś zupełnie nowego. Czegoś, czego dowód aktualnie spoczywał na moim palcu. Tak, zdecydowanie nie mogłam się doczekać jego powrotu, a czas wcale nie miał zamiaru przyspieszyć. Ziemia wcale nie chciała obracać się ze zdwojoną prędkością. Szkoda.
- Długo zamierzasz tutaj siedzieć? - cierpki, aczkolwiek lekko rozbawiony głos wyrwał mnie z chwilowej zadumy. Bez namysłu odwróciłam się w stronę jego źródła, automatycznie napotykając spojrzenie zimnych, błękitnych tęczówek. Cóż za ironia, przyjechał za mną koleś, przed którym starałam się uciec. Ta sytuacja stawała się coraz to bardziej ciekawsza.
- Tak długo, jak będzie trzeba - stwierdziłam, siląc się na ostry ton. Znów nie wyszło. Tymon niejednokrotnie zauważył, że nie nadawałam się na aktorkę. Ja mogłam jedynie podtrzymywać jego opinię.
- W takim razie powiedz mi, ile czasu potrzebujesz. Od razu mówię, że masz maksymalnie dziesięć minut. Czeka nas jeszcze dwadzieścia drogi, a deszcz zacznie lać za jakieś czterdzieści. Pasuje ci taki układ? Jeśli nie, to siłą wsadzę cię na konia i pociągnę za sobą. - Wyszczerzył zęby w krzywym uśmiechu, a ja patrzyłam na niego z lekko przekrzywioną głową i zmarszczonymi brwiami. Za kogo się, do cholery, uważał?
- Myślę, że jednak wolę posiedzieć tutaj dłużej, niż wynika z twoich założeń i wskazań - burknęłam i ponownie zamknęłam oczy. - Nie podchodź do mnie - dodałam szybko, gdy usłyszałam, jak zeskakuje na ziemię. Kroki natychmiast ustały, a ja mogłam wyczuć wwiercany we mnie wzrok.
- Będziesz chora - powiedział, przeciągając każdą samogłoskę. - I twój chłopak będzie zły - znów to samo. - A potem mnie zabije, bo mogłem cię zaprowadzić do ciepłego domu, zamiast zostawić samą w środku lasu, w strugach deszczu.
- Poetycko to zabrzmiało - mruknęłam, po czym wstałam z ziemi. - A zabijając cię, wyświadczyłby mi przysługę, no wiesz, jednego natręta mniej.
Uniósł brew i ponownie usiadł w siodle. Poszłam w jego ślady i już po chwili byliśmy gotowi do drogi powrotnej.
- Chyba sobie ze mnie kpisz - stwierdził w końcu, posyłając mi karcące spojrzenie. - Nie znam cię. Ty mnie też, ale jako dżentelmen staram się dbać o twoje zdrowie.
- Śledząc mnie - prychnęłam, przewracając oczami.
- Możesz mnie uznać za swojego prywatnego ochroniarza, dopóki ten twój kochaś jest za granicą. Potem mogę się odczepić, bo przecież wiem, że nie będziecie mieli szczególnej ochoty na moje towarzystwo - wyrecytował, jakby miał te słowa przygotowane specjalnie na tą okazję.
- Nie mam bladego pojęcia, o czym mówisz i raczej nie będziesz miał okazji go spotkać, wraca dopiero za dwa miesiące, a ja mam szczerą nadzieję, że nie przedłużysz swojego pobytu - mój głos aż ociekał przesadną słodyczą.
- Chodzi mi o to, że jesteś jedyną osobą, z którą mogę tu w miarę normalnie porozmawiać, a ojciec nie wywiezie mnie stąd wcześniej, niż za miesiąc. Muszę mieć jakieś towarzystwo, bo się przecież zanudzę w tej dziurze - powiedział, wzruszając ramionami. Pozostawiłam jego słowa bez komentarza, obmyślając plan, jak przekazać jego osobę w ręce Gośki. Może nawet Karoliny.

Z kubkiem gorącej herbaty w dłoniach, siedziałam na parapecie i wpatrywałam się w krople, stróżkami spływające po zimnej szybie, na której opierałam głowę. Znów pochłonęła mnie melancholia, miałam ochotę na raz rozmyślać nad wyjazdem Tymona, niespodziewanym przybyciem Antka oraz co w tym wszystkim mam zrobić ja. Nie mogłam pogodzić trzech tematów na raz, a rozwodzenie się nad każdym z osobna zajęłoby mi zdecydowanie za dużo czasu.
Przenosiłam wzrok z jednego punktu, do drugiego. Ze stajni na padoki, z padoków na las, z lasu na ciemne, zachmurzone niebo. Czerwone dachówki ociekały wodą, a rynny przelewały się raz za razem, nie nadążając z jej odprowadzaniem. Podłoże, jeszcze wczoraj sypkie, dziś mogłoby robić za ruchome piaski, wciągając wszystko, co napotka na swej drodze. Drzewa kołysały się we wszystkie strony, kłaniając się przed silnym wiatrem, a chmury wciąż napływały w coraz większych ilościach, spowijając cały krajobraz w swojej szarości. Widok, można by rzecz, nieciekawy, wręcz smutny, żałosny.
Opuściłam nogi na ziemię i wyprostowałam całą resztę ciała. Przeciągnęłam się sennie i wróciłam spojrzeniem na zielono-biały pokój. Tylko jedna ściana była seledynowa, ta nad łóżkiem. Reszta spowita była sterylną, nieskazitelną bielą. No, może poza tym kątem, w którym spał Jacek; tam widoczny był zaciek po rozlanym piwie. Na podłodze ułożone były panele w odcieniu ciemnego kasztanu, a niedaleko szafy rozłożony był zielonkawy, puchaty dywan, rozciągający się aż do szafki nocnej. Znałam to pomieszczenie na pamięć, co zresztą nie powinno nikogo zaskakiwać, w końcu, mieszkałam tu od niemal pięciu lat.
I po raz kolejny zapragnęłam rozmyślać nad swoim losem. Gdyby nie wypadek rodziców, nadal mieszkałabym w błękitnym, niewielkim pokoju na poddaszu z widokiem na wiecznie deszczowy Londyn. W całym tragizmie sytuacji, bądź co bądź wyszło mi to na dobre, w końcu, znalazłam narzeczonego w zupełnie innym kraju.
Wibracje w kieszeni przywróciły mnie do rzeczywistości. Przesunęłam palcem po ekranie, nie patrząc nawet, kto dzwoni.
- Wera! - rozszalały damski głos wskazywał na to, że ku mojemu niezadowoleniu wcale nie dzwonił Tymon. Przewróciłam oczami, hamując głębokie westchnienie.
- Justyna? O co chodzi? - zapytałam automatycznie, siadając na łóżku i upijając spory łyk herbaty. Zdecydowanie nie miałam ochoty na żadną rozmowę, szczególnie, że znając ją, mogło się to sprowadzać do imprezy, wyjścia do klubu, parapetówki lub picia bez większego powodu. Dokładnie takie zdanie zdążyłam sobie o niej wyrobić przez zaledwie kilka tygodni znajomości.
- Nie wiesz może, co się dzieje z Tymonem? - wyleciało z jej ust z prędkością karabinu maszynowego, a ja z trudem rozpoznawałam każde, pojedyncze słowo. Zmarszczyłam brwi.
- A co ma się dziać? Jest, z tego, co mi wiadomo, w Chicago u ojca - powiedziałam, starając się przelać swój spokój na nią, chociaż w niewielkiej części.
- Nie o to pytam - warknęła, a ja ponownie przechyliłam kubek, rozkoszując się słodko-gorzkim smakiem - Nie odbiera telefonu od kilku godzin, a umówiliśmy się, że omówimy sprawę czynszu. Trochę trudno to zrobić, kiedy nie podnosi słuchawki.
I nagle, nie wiedzieć czemu, niezwykle smaczny płyn, nie chciał przejść przez moje gardło. Cisza z mojej strony najwyraźniej sama w sobie dała jej do zrozumienia, że nic mi na ten temat nie wiadomo.
- Może po prostu jest zajęty albo śpi, nie patrzyłam na strefy czasowe. Niepotrzebnie panikuję - jej piskliwy głos jedynie utwierdzał mnie w przekonaniu, że sama nie wierzy w swoje słowa.
- Spróbuję do niego zadzwonić, jakby coś, dam ci znać - wychrypiałam do telefonu i nim zdążyła cokolwiek dodać, przejechałam po ekranie, stukając w czerwoną słuchawkę. Zamknęłam oczy i wzięłam głęboki oddech, aby choć trochę się uspokoić. Bez pośpiechu, ociągając się najbardziej, jak potrafiłam, przeglądałam kontakty, poszukując tego jednego, konkretnego. Zatrzymałam się na chwilę i z bijącym sercem wybrałam opcję "połącz".
Poczta głosowa. Cholera.

*******************************************************************************************************************
Albo wszyscy panikują, albo zapowiada się kolejna, czwarta już, śpiączka XDDD Napisałam ten rozdział w niecałą godzinę. Nie jest źle. Ale błędów w ciul, nie chce mi się ich poprawiać. A tak serio, nie mam czasu, bo mama mi sterczy nad głową, że mam w końcu schodzić z komputera.
Dziś o czwartej nad ranem skończyłam Nowe Oblicze Grey'a, tym samym zamykając całą trylogię 50 odcieni. Cholera, najlepsze książki życia.
I, o Boże, dwa dni do koni! A tak właściwie, to już tylko dzień! Jezu, jak się cieszę, chyba muszę odkurzyć bryczesy XD Więc, no, nie zawracam Wam dłużej głów, śpijcie dobrze i bardzo, ale to bardzo, bardzo proszę, postarajcie się o więcej niż jeden komentarz, Misie :c
Dobranoc :*

PS O Jezu Chryste, 50 obserwatorów... Umarłam? Jestem w Niebie? A może to zwidy? O co chodzi, wytłumaczcie, proszę ;-; Kocham Was bardzo, bardzo :o ♥

6 komentarzy:

  1. Od razu mówię, że nie stać mnie dziś na długi i kreatywny komentarz. Napiszę tylko, że jest świetnie. Pozdrawiam, a teraz idę umierać.

    OdpowiedzUsuń
  2. Nie lubię tego kolesia.
    I WHAT?
    Tymon nie odbiera? Co?
    Co się dzieje?
    Szybko pisaj!
    SZYBKO!
    Weź walnij w ryj tego Antka, bo mi działa na nerwy...

    OdpowiedzUsuń
  3. Nie skomentowałam poprzedniego wpisu bo jakoś nie miałam czasu. Co do tego rozdziału to rozmowę Wery z Justyną czytałam z zapartym tchem. Mam nadzieję że wszyscy panikują wystarczy już tych śpiączek . Boże jak Ty świetnie opisujesz czytając Twoje rozdziały czuję się jak bym tam była. Oki to czekam na nexta (możliwe jak najszybciej) Pa,pa. Gabi

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. No heeej, śpiączek nigdy za wiele! XD Strasznie miło mi to słyszeć <3 x

      Usuń
  4. Ty dupo jedna, obrażam się na cały świat, chyba Cię zatłukę, Weronika, grabisz sobie (D) NIE WOLNO CI ZAIJAĆ TYMONA. Ręce Cię świerzbią? (heh, te nawiązania do książki) I weź zabij dla mnie tego Antka, będę cieszyć się w chuj, kiedy mi dasz na urodziny jego głowę nabitą na pal, pls. MÓJ LAPTOP WYGLĄDA TERAZ JAK GÓWNO. Konkretnie połamane, popękane, poniszczone, rozlazłe gówno. Heh, artystyczne opisy, prawie jak Twoje. Nie? To Twoje zdanie, nie znasz się XD Nie mam pomysłu na żaden super-ekstra-hiper kreatywny komentarz, którym zazwyczaj Cię raczę, więc skończę w tym momencie. I pozwól, że przypomnę: Nie waż się zrobić czegokolwiek Tymkowi (D) Wiesz, zawsze mogę Cię upić i kazać Ci zrobić coś, czego nie chcesz, innymi słowy, supi fotki na fejsa, khe, khe. Dobra, tylko żartuję, za bardzo bym się o Ciebie bała :c No UZALEŻNIAJĄCA JESTEŚ NO :C I dlatego Cię kurde kocham :*

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Upić... Tak jak ustlaliłyśmy, i tak niczego nie podpiszę, zapamiętaj. Co do Tymona, zastanowię się nad Twoją PROŚBĄ, przemyślę ją. Plus, hej, co Wy wszyscy tak na tego Antka, Dżizas XD
      I TAK, ŚWIERZBIĄ MNIE RĘCE.

      Usuń