czwartek, 26 lutego 2015

Rozdział 12.

A ponieważ świat należy postrzegać nie tylko z własnego punktu widzenia, spróbujmy ukoić Wasze nerwy owym nietypowym rozdziałem c:

***
Trzy dni. Dokładnie tyle spędziłem w Chicago i już miałem kompletnie dość. Chciałem wracać jak najszybciej; szczerze powiedziawszy, jakoś nie za bardzo interesowała mnie choroba ojca. Pół życia pił, drugie pół spał, robiąc przerwy jedynie na toaletę. Rachunki za prąd osiągały kosmiczne kwoty, a to wszystko jedynie przez telewizor, światło i sporadycznie używaną kuchenkę. Ani ja, ani Emilia nie mieszkaliśmy z nim, tylko z matką, która jednak jako przykład idealnej żony poczuwała się do obowiązku płacenia zarówno za swoje, jak i jego mieszkanie. Była prawniczką i z jakiegoś dziwnego powodu bez problemu rozwiązywała sprawy majątkowe i rozwody, jednak swojego życia nie potrafiła ustatkować. Czasem mieliśmy wrażenie, że jest swego rodzaju niewolnicą, która dodatkowo płaci za swoją rolę, jednak ona nigdy nie narzekała. I całkiem możliwe, że właśnie uległość temu konkretnemu człowiekowi zaprowadziła ją wprost pod ziemię. Dawno zakupiony, czteroosobowy rodzinny grób stał na cmentarzu z tylko jedną trumną w środku, ale wraz z siostrą ustaliliśmy już dawno, że mężczyzna potocznie nazywany naszym "tatą" zostanie skremowany, a jego prochy polecą gdzieś wraz z urną. Najprawdopodobniej nad Atlantyk, może Sahara? W każdym razie, jakiś koniec świata, gdzie nikt nigdy nie znajdzie tego, co po nim zostało.
Czas jednak porzucić marzenia, zapewne rozsypiemy jego prochy na jakiejś plaży albo na środku łąki, a urna poleci wprost do kosza. Tak, tak by się stało, gdyby zależało to ode mnie. Niestety, Em wciąż miała nadzieję, że tylko żartuję, nie pozwoliłaby zrobić tego naprawdę. A szkoda. Rzadko go odwiedzaliśmy, a kiedy już się zdarzyło albo był kompletnie pijany, albo gościł jedną z wielu koleżanek. W sumie, sam nie mogłem sobie przypomnieć, czy kiedykolwiek widziałem go na trzeźwo, a do tego w towarzystwie, któremu nie musiał płacić za nieprzyzwoite usługi. Wciąż podziwiałem te biedne dziewczyny, jak im się udawało wytrzymać z nim chociażby tę jedną noc, skoro nawet syn, tak, mówię o sobie, nie mógł go znieść.
Chicago z okazji marca postanowiło dać znać o wciąż trwającej zimie, o której w Polsce można zupełnie zapomnieć. To właśnie pierwsze zakupy opierały się na łażeniu po sklepach odzieżowych w towarzystwie pewnej upierdliwej, ciemnowłosej pierdoły, z którą, chcąc nie chcąc, mam wspólne DNA. Chyba nigdy w życiu nie kupiłem na raz tylu niepotrzebnych i nieprzyzwoicie drogich ciuchów. Tak, należy wspomnieć, że moja siostra wyszła rok temu za bogatego biznesmena, który na dodatek okazał się na tyle porządny, że udało mi się go polubić niemal od razu. Dziwna sprawa, taka sytuacja jeszcze nie miała miejsca. Nawet Weronika potrzebowała dobrych kilku tygodni, żeby mnie do siebie przekonać.
Właśnie, Weronika. Ciekawe, czy już zaczęła odchodzić od zmysłów. Nie dość, że dziwnym trafem nigdy nie mogłem zapamiętać jej numeru, w którym jak na złość nie powtarzają się żadne cyfry, to jeszcze mój telefon, który wraz ze mną przeżył dobre kilkanaście lat, jak się okazało, został przypadkowo strącony z balkonu wczorajszego wieczoru. Zapewne by to przeżył, gdyby nie fakt, że zaraz po tym, natrafiły na niego koła samochodu. Tak, to zdecydowanie nie były najlepsze dni mojego życia. I co gorsza, fakt, że osoba, którą zostawiłem w innym kraju, nawet nie żegnając się na żywo, może się niepotrzebnie martwić, wcale nie poprawiał mojego humoru.
- O czym tak myślisz, wyrodny bracie? - usłyszałem za plecami, a na moją twarz automatycznie wpełzł uśmiech. Tak, wizyta w Stanach miała też swoje pozytywy, między innymi możliwość spędzenia nieco czasu z siostrą. Choć w sumie, jeśli to liczyć jako plus, to przymus widywania ojca trzeba policzyć jako co najmniej dwa minusy. Proste równanie, cokolwiek by się nie stało, wynik i tak był ujemny. Dodatkowo straty materialne, coraz więcej argumentów za tym, żeby wracać.
- O tym, jaką mam wspaniałą siostrę, którą kocham połową swojego serca - powiedziałem, przykładając dłoń do piersi i patrząc na dziewczynę z całkowitą powagą. Wsparła ręce na biodrach i pokręciła głową.
- Wiem nawet, do kogo należy ta druga część i mam powody twierdzić, że moje "pół", zamieniłeś na, co najwyżej, jedną trzecią. Poza tym, nie próbuj mnie przekupić, wiesz doskonale, gdzie jest kuchnia, więc radzę ruszyć dupę, bo ja nie zamierzam ci robić śniadania - warknęła i wyszła z powrotem na korytarz.
- Zgubię się po drodze! - zawołałem za nią, ale jedyne, co usłyszałem, to prychnięcie. Pomylenie drogi w tym domu było wyjątkowo łatwym zadaniem. Cieszyłem się, że nie zostałem zmuszony do spania w jakimś obskurnym motelu, ale jednak w tym miejscu panował zdecydowany nadmiar drzwi do najróżniejszych pomieszczeń. I nagle w futrynie znów pojawiła się Em.
- Albo zrobisz sobie coś do żarcia, albo jesz dzisiaj przez słomkę razem z tatą. Wybieraj - uśmiechnęłam się słodko, a ja natychmiast poderwałem się na równe nogi. Jedną cechę można by uznać w naszej rodzinie za dziedziczną - impulsywność. No i agresję, ale to tylko w określonych przypadkach, kiedy wszystkie inne opcje zawodzą.

Ta sama obskurna sala, którą widywałem od dwóch dni i ten sam obskurny, obrzydliwy człowiek w środku. Aż mnie mdliło. Możliwe, że niektórzy powiedzieliby, że nie wiedziałem, co to empatia, może nawet mieliby rację. Na pewno, jeśli chodzi o niego. Jedyne uczucie, jakie względem niego odczuwałem, to czysta zawiść zmieszana z niesmakiem. Do tej pory usłyszałem z jego ust jedynie "gówniarz urósł, może znalazł nawet dziw...", nie dokończył, Emilia na to nie pozwoliła, za co mógł jej serdecznie podziękować. Gdyby nie to, byłbym gotów miłosiernie skrócić jego cierpienie. Czy to przypadkiem, czy też specjalnie, kogo to obchodziło? Ważne, że jakieś świeże zwłoki zatrzymałyby swoje płuca dla kogoś, kto byłby ich naprawdę wart.
Dobrze, że ktoś otworzył okno, możliwe, że w innym wypadku nie wytrzymałbym z tym mężczyzną ani chwili w jednym pomieszczeniu. Przesiąknął zapachem alkoholu na dobre, powoli odnosiłem wrażenie, że nawet, gdyby wylał na siebie flakon wody kolońskiej, i tak nie zmieniłoby to tego fetoru. Podziwiałem siostrę za to, jak długo wytrzymywała w jego towarzystwie.
Tak na dobrą sprawę, wciąż nie mogłem rozgryźć, jak Weronika wytrzymywała ze mną. I jakim cudem zgodziła się za mnie wyjść. Może po prostu kobiety postrzegały wszystko inaczej. Może nie widziały wszystkich męskich wad. Może to dlatego matka wytrzymała z tym pieprzonym alkoholikiem i możliwe, że jest to jedyny szczegół, który sprawił, że dziwnym trafem miałem kogoś, kogo nazwać mogłem narzeczoną. I może to dlatego jakoś udawało mi się powoli łączyć koniec z końcem. Mieszkanie odziedziczyłem po matce, kiedy przeprowadziła się do ojca, do Chicago. Wynajem pokoju zapewnił odpowiednią sumę na kilka pierwszych miesięcy. Potem straciłem pierwszych lokatorów, właściciel stadniny dobrodusznie pozwolił mi trzymać Albatrosa w jego stadninie bez pobierania opłat, wystarczyło, żebym stawiał się w pracy codziennie po szkole, a kiedy skończyłem liceum, wszystko stało się prostsze. Nowi lokatorzy okazali się wyjątkowo zabawni, towarzyscy, lubili to samo piwo co ja. Tak, Justyna i Tobiasz to bardzo dobry układ.
Właśnie, czynsz. O cholera. Wiedziałem doskonale, że nadpobudliwa brunetka starała się do mnie dodzwonić już dobre kilka razy. Co miesiąc rejestr połączeń był zalewany falą nadchodzących połączeń z jej strony, zawsze to samo. Nie potrafiła wysiedzieć w miejscu, gdy tylko nie mogłem odebrać, aby uregulować długi. Z drugiej strony, wiedziałem, że gdybym nie podnosił słuchawki zbyt długo, całą kwotę oddałaby dopiero miesiąc później. Zakupoholizm był w jej przypadku czymś naturalnym.
- Co tam u twojej dziuni? - do rzeczywistości sprowadził mnie zachrypnięty, nieprzyjemny głos. Krzywy uśmiech wykrzywił jego usta, a w oczach pojawiło się coś na wzór obrzydzenia. Jeśli ludzie, którzy w przeszłości mówili, że z wyglądu wdałem się w tatę, mieli rację... Nagle nabrałem ochoty na operację plastyczną.
- A co ciebie to obchodzi? Nie mieszaj się łaskawie w moje życie - odparłem, siląc się na uprzejmy ton. Za wszelką cenę chciałem mu udowodnić, że potrafiłem wydobyć z siebie choć odrobinę kultury, czyli czegoś, o czym on nie miał pojęcia.
- Pozdrów ją ode mnie, niech żałuje, że nigdy nie pozna teścia - zaśmiał się gardłowo, po czym nastąpił kolejny atak duszności, a Emilia przerwała dyskusję, zakładając na jego twarz maskę tlenową. Zacisnąłem mocniej szczękę i odwróciłem wzrok na drzwi. W kilku krokach, nawet nie wiedząc kiedy, znalazłem się na drugim końcu pokoju, gotów do wyjścia.
- Pozwolisz, że opuszczę ten niezaprzeczalny burdel i pójdę zaopatrzyć się w nowy telefon. Mam nadzieję, że dasz sobie radę.
- I nawzajem, braciszku - usłyszałem, gdy tylko przekroczyłem próg sali. Uniosłem lekko kąciki ust, pokręciłem głową i nie udzielając jakiejkolwiek uwagi na temat nazywania mnie "braciszkiem", skierowałem się w stronę wind, wprost marząc o opuszczeniu tego budynku.

****************************************************************************************************************************
Tym rozdziałem zawiodłam samą siebie. Zapewne jest masa błędów i jeszcze więcej pierdół, ale cóż. Oto macie okazję dowiedzieć się, że Tymon żyje i poznać go z tej nieco "ciemniejszej" strony. Ale, hej! To ciągle ten sam facet, tylko wyprowadzony z równowagi, nie zapominajmy o tym :D
Jestem strasznie zmęczona, ale uznałam, że jak nie napiszę tego dzisiaj, to w końcu odpuszczę na dobre. Może jutro uda mi się coś wyskrobać, zobaczymy c: Cieszę się z ostatnich dni ferii i korzystam, cnie? :3
Może nawet pojadę na konie w sobotę? Kto wie?
Tak w ogóle, dowiedziałam się dziś, że jestem umysłem ścisłym, a nie żadnym humanem. Jeśli nagle oduczę się pisać, pamiętajcie, to moja nauczycielka uświadomiła mi moje prawdziwe powołanie XD
Także no, mam nadzieję, że nie zawiodłam Was za bardzo, serio się starałam ;-; Dobranoc :*

2 komentarze:

  1. HAHAHA, a teraz będę pierwsza, ło, jakie zróżnicowanie! Boże, stara, na zawał o mało co nie umarłam przez te dwa rozdziały, gdy nie było wiadomo co z Tymkiem. Byłam w stanie spełnić moją groźbę, a to już coś. I nie znasz się, można być bardziej wrednym od zachowania Tymona. A tatuś miał dziwki w domu? Pf, mam auto od burdelu na parkingu, nic juz mnie nie zdziwi. Dziunia, dziunia... to mi się kojarz z takimi blondynkami, ogarniasz. I WGL, WERSJA TYMONOWSKA, RANY BOSKIE, CZY JA UMARŁAM? <3 I ma jak najszybciej zdobyć numer swojej szanownej, wspaniałej narzeczonej, bo nie ręczę za siebie i będzie foch for ever, niczym na Kalonę, kiedy macał Zo po cyckach. (CO JA CZYTAM.) I wgl, moja głowa, boli mnie brzuch, Bartuś jest kul, nie znasz się, mój wspaniały sąsiad, haha, i te imprezy. Lofki i kiski XDDDD
    Kocham Cię :*

    OdpowiedzUsuń
  2. Nie martw się, nie tylko ty okazałaś się umysłem ścisłym. Jest tutaj więcej takich ludzi. Aż ciężko uwierzyć, że to pierwsza notka napisana z perspektywy Tymona ( chyba pierwsza ). Podoba mi się. I chyba chcę więcej takich. Zawsze byłam ciekawa co w nim siedzi. No to ten, pozdrawiam i czekam na więcej :D

    OdpowiedzUsuń