poniedziałek, 9 lutego 2015

Rozdział 8.

Stacjonata za stacjonatą, krzyżak za krzyżakiem, okser za okserem. Trening jak każdy inny. No, może z większą ilością zrzutek niż zazwyczaj. Starałam się nie patrzeć w stronę ogrodzenia. Na górnej żerdzi usadowił się Antonii, przegryzając jabłko i nieprzerwanie wlepiając we mnie swoje pełne rozbawienia spojrzenie. Miałam ochotę podejść i zmyć ten jednostronny uśmiech z jego, bądź co bądź, całkiem ładnej twarzy. Blond kłaki sterczały na wszystkie strony, jednak nie był to porządny, niezwykle artystyczny nieład, jak w przypadku, chociażby Tymona. Nie, jego włosy były nierówno przycięte, w ogóle niepoukładane i dodatkowo potraktowane skromną ilością żelu. Straszny przypadek. Jakby tego było mało, rozpraszał mnie widok jego rozpiętej koszuli, pod którą ukryte było wyrzeźbione ciało. Odnosiłam dziwne wrażenie, że sterczał tam tylko po to, aby mnie dekoncentrować. W myślach naliczyłam się dwunastu punktów karnych. Najwyraźniej cel przyszywanego kuzyna został osiągnięty.
Kolejna wolta i kolejna seria baranków ze strony Tabuna. Cholera, chyba nie dane mi było zaliczyć udaną jazdę. Długa ściana i ponowne wprowadzenie go na koło. Wygięcia do środka, pojedyncze ustępowanie i ponowny wyjazd na ślad; wszystko pod bacznym okiem Antka. Mózg co jakiś czas nawiedzało pytanie, czy nie mogłabym zamienić jego i Tymona miejscami. Och, ileż byłoby z tego pożytku! Szatyn na pewno miałby dla mnie swoje cenne uwagi, kazałby poprawić błędy i wszystko od razu stałoby się przyjemniejsze. Ale nie. Musiał się zamienić z blondasem. Jedynym dźwiękiem, jaki wydawał były ugryzienia jabłka i podgwizdywanie co jakiś czas. Jak się dowiedziałam, o zgrozo, zdobyłam towarzysza na całe cztery tygodnie! Cztery, cholernie długie tygodnie. Jeden miesiąc, mówiąc prościej. Przez ten czas towarzyszyć mi mogła odosobniona, przyjemna myśl, gdy ta katorga minie, będzie to równoznaczne z połową czasu, jaka dzieliła mnie od powrotu Tymona. Zawsze należy szukać pozytywnych aspektów.
Trzeci z kolei najazd na tą samą przeszkodę. Cud - czysto! Bez wyłamania, zatrzymania, zrzutki i wierzgania, tak jak przed dwoma ostatnimi. Uśmiechnęłam się do siebie, gdy znalazłam się po drugiej stronie. Poklepałam gniadego po szyi i mogłabym cieszyć się tą chwilą jeszcze przez jakiś czas, gdyby nie fakt, że dosłownie dwie foule dalej skręcił gwałtownie, zostawiając mnie samą. Na ziemi. W akompaniamencie salwy śmiechu. Och, jakiż uroczy dżentelmen. Wstałam, otrzepując się z piasku, z nieprzemożoną ochotą uderzenia w jeden z zaróżowionych policzków. Chwyciłam za wodze, przytrzymałam je przy łęku i w kilku zgrabnych ruchach znalazłam się z powrotem na grzbiecie.
- Zero równowagi, w końcu zrobisz sobie krzywdę, i nie będzie to coś w stylu złamania paznokcia - prychnął, a ja uniosłam brwi, uśmiechając się kpiąco w jego kierunku. Chyba naprawdę miał mnie za kogoś pokroju Karoliny. Po co w ogóle wspominał o paznokciach? Jeśli o mnie chodzi, równie dobrze mogłoby ich nie być. Jedyna ich funkcja to gromadzenie brudu. Jest jeszcze ochrona zakończeń nerwowych, ale kogo to interesuje? Błoto, piach, kurz i inne nieprzyjemne rzeczy są bardziej widoczne.
- Jeśli chcesz, możesz na niego wsiąść, zobaczymy, czy twoja równowaga będzie lepsza - mruknęłam, nie siląc się nawet na przyjemny ton. Jedna porządna bura w stylu "albo przestaniesz się wymądrzać, albo spieprzaj" dobrze by mu zrobiła i gdyby na moim miejscu była, chociażby Gośka, na pewno by się bez niej nie obyło. To znaczy, o ile wcześniej nie zakochałaby się w nim po uszy, co w jej przypadku można uznać za więcej niż prawdopodobne.
- Nie dziękuję, preferuję western - wyszczerzył zęby. - Ale nie, naprawdę uważaj, wiem jaki to ból, kiedy nadgarstek jest skręcony, albo obojczyk złamany - mówił z takim bólem w głosie, jakby wciąż odczuwał stare kontuzje. Pokiwałam głową, udając zainteresowanie jego wywodami.
- Też miałam skręcony nadgarstek - uświadomiłam sobie nagle. Uśmiechnęłam się delikatnie, widząc, jak parska śmiechem. Czyżby nadal chciał się licytować, kto więcej wycierpiał? W takim razie, zobaczymy, pomyślałam i dodałam łydki, aby zakłusować.
- A miałaś kiedykolwiek, no nie wiem, złamaną nogę? Bo tak się składa, że przez pół roku miałem pręt w łydce. Złamałem piszczel w czterech miejscach - powiedział i podwinął nogawkę do góry, aby udowodnić swoje słowa. Blizna przebiegała przez spory fragment skóry.
- Ostatni poważny wypadek miałam jakieś dwa lata temu - na moją twarz ponownie wstąpił uśmiech. - Skończyło się na złamanym żebrze, nodze, przesuniętych kręgach i pękniętej czaszce, a w efekcie przez rok byłam podłączona do aparatury, jako że pacjenta w stanie śpiączki muszą monitorować dwadzieścia cztery na siedem. W tym wypadku dwadzieścia cztery na trzysta sześćdziesiąt pięć. Ach, no tak, to wtedy skręciłam nadgarstek.
Czystą przyjemnością był widok wypadającego spomiędzy palców ogryzka. Przeturlał się kawałek dalej, bezradnie panierując się piaskiem, a ja mogłam mieć jedynie nadzieję, że dokładnie to samo stało się właśnie z pewnością siebie mojego rozmówcy, który zeskoczył z ogrodzenia, aby podnieść to, co upuścił. Odchrząknął lekko i spojrzał na mnie z nieodgadnionym błyskiem w oczach. Na jego twarzy malowała się mieszanka rozbawienia z niepewnością i czymś w rodzaju skruchy. Ogólnie mówiąc - mina na kształt niecodziennego, lekkiego szoku. Gdy już otwierał usta, aby coś powiedzieć, w mojej kieszeni rozdzwoniła się komórka.
- Nie będę przeszkadzać - usłyszałam, a po chwili mogłam jedynie delektować się widokiem jego oddalających się pleców. Przesunęłam palcem po ekranie, nie sprawdzając nawet, kto dzwoni. Jedną ręką pociągnęłam lekko za wodze, aby z powrotem przejść do stępa.
- Cześć - dobrze znany, męski głos przesłał do mojego mózgu przyjemną falę, która rozpłynęła się po całym ciele. Naprawdę się od niego uzależniłam. - Doleciałem na miejsce, odebrałem bagaż, właśnie idę do metra, a stamtąd prosto do mieszkania siostry. Obyło się bez turbulencji, beczek i czegokolwiek, co mogłoby mieć jakikolwiek wpływ na moje zdrowie psychiczne i fizyczne. Raport zdany? - zapytał, nie mogąc już powstrzymać rozbawienia w głosie.
- Uznajmy - mruknęłam. W odpowiedzi otrzymałam głębokie westchnienie i choć nie mogłam go zobaczyć, byłam pewna, że się uśmiecha. Bez problemu wyobrażałam sobie te dołeczki. Zaraz, to pierwszy dzień, nie mogłam myśleć o tym zbyt intensywnie. Przede mną dwa miesiące, a ja już tęsknię, nawiedziło mnie nagle i choć starałam się to zignorować, moja podświadomość miała rację.
- Jeździłaś dzisiaj? - najwyraźniej szukał jakiegoś tematu, który nie dotyczył jego.
- Tak, właśnie kończę trening na Tabunie, spadłam pod okiem nowego gościa, Antoniego - powiedziałam, a wyobraźnia nasunęła mi obraz szatyna marszczącego brwi. I w jednej chwili zniknęły jego dołeczki, no nie. - Chrzestny przyjechał z synem. Nie mam bladego pojęcia po co, w każdym razie zostaje tu na miesiąc, przywiózł nawet swojego konia. Wiem o nim tyle co nic, a jedyne, co udało mi się wywnioskować z wyglądu, to to, że jest stuprocentowym celem dla Karoliny. Mój drogi, czuję, że grono twoich fanek zmniejszy się w najbliższych dniach.
- Cholera, konkurencja? Dla mnie? - Udawane zdziwienie było doskonale słyszalne. Jego umiejętności aktorskie coraz bardziej mnie zaskakiwały. - Poproszę dokładny opis.
- Wysoki, dobrze zbudowany, niebieskie oczy, wpadające w szarość, dziwny uśmiech, aczkolwiek niektórzy mogliby go uznać za uroczy, blond włosy rozwalone na wszystkie strony i brutalnie potraktowane tanim żelem, a jakby tego było mało, ktoś zdążył go uświadomić, że wygląda nie najgorzej. Charakter paskudny, arogancki dupek, chociaż może jest jak ty i zyskuje przy bliższym poznaniu, ale wątpię. W każdym razie, powitał mnie tekstem "Nie szukam adoratorek, mam ich za dużo", czy coś w tym guście. - Po drugiej stronie słuchawki usłyszałam zirytowany pomruk. Któż by pomyślał? Zazdrosny Tymon?
- Już go nie lubię - warknął, a w tle rozległ się kobiecy głos poprzedzony dzwonkiem. - Muszę kończyć, nie lubię rozmawiać w publicznych środkach transportu.
- W takim razie mam nadzieję, że jeszcze się odezwiesz i nie będę skazana na nowego kolegę przez cały czas. Ratuj mnie telefonami jak najczęściej - burknęłam, na co on odpowiedział śmiechem i krótkim "obiecuję". Rozłączył się. Cholera.
- Słyszałem - dobiegł mnie rozbawiony głos gdzieś zza mnie. Wywróciłam oczami i resztkami sił postarałam się, aby nie pokazać mu środkowego palca. Zdecydowanie nie miałam ochoty tracić czasu dla kogoś takiego.
Zeskoczyłam na ziemię, podciągnęłam strzemiona i przełożyłam wodze nad łbem. Typowy rytuał "po jeździe". Powolnym krokiem skierowałam się do stajni, zupełnie ignorując obecność blondyna tuż za mną. Ewidentnie działał mi na nerwy. Chyba nadszedł najwyższy czas, aby przedstawić go Gośce.

************************************************************************************************************************
Dziś nieco krócej, a to dobry powód. Otóż - głowa mi pęka. Resztkami sił naskrobałam rozmowę telefoniczną i przysięgam, nigdy wcześniej nie miałam aż tak dość komputera. Już ozdrowiałam, dziękuję wszystkim za życzenia :*
Przepraszam, że znowu trochę nijako, ale no, sami rozumiecie. Nawet dopisek krótki, łał. Cały dzień mi kuli pod domem *robią kanalizację*, więc dodatkowo mam chyba uszkodzony słuch. Dziękuję za uwagę, do następnego! ♥

PS Ochy i achy, bo oto nadszedł, fanfary proszę... 300 post na blogu! Sporo czasu już tu siedzę XD

12 komentarzy:

  1. Łooo, czy mnie wzrok nie myli? Ever, jak miło Cię widzieć :D
    Dopadło, ale żyję XD Dziękuję i nawzajem.

    OdpowiedzUsuń
  2. Hm... Może jestem tępa, ale nie rozumiem po co przedstawiać go Gośce...

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Albo się Wera bawi w swatkę, albo chce, żeby ktoś zajął jego uwagę c:

      Usuń
  3. A może Gosia go utemperuje? Krotko, ale fajnie. Podoba mi się męska wersja Karo. Takiego jeszcze nie było. Dobra, nie wiem co napisać. Chyba pierwszy raz. Pozdrawiam i do następnego

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. "Męska wersja Karo"... Zastanawiam się, jak długo wytrzymaliby w swoim towarzystwie XD
      Co do Gośki, utemperować? Mam przypomnieć, jak bardzo była znienawidzona w pierwszych tomach? ;p

      Usuń
    2. Dlatego Gośka może na niego wpłynąć. Swoim równie upartym charakterem ;D

      Usuń
  4. Tymon doleciał w jednym kawałku! Jej. Rozdział krótki ale fajny i ta rozmowa <3
    Antek...hmm już sama nie wiem co o nim myśleć. Wracaj do zdrowia, do następnego XD. Gabii

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Nigdy nie wiadomo, czy z powrotem też doleci, cnie? I, ugh, kocham takie "ckliwe" momenty, nic na to nie poradzę :(
      I dziękuję, już jestem w pełni sprawna XD

      Usuń
  5. We tam, mnie się rozdział bardzo podoba.
    Tyle powiem, wybacz.
    Nie mam pomysłu.
    Bay.

    OdpowiedzUsuń
  6. Ja też krótko.
    Rozdział mi się podoba ;)
    Krótki, ale fajny ;)
    Nie wiem, co myśleć o Antku.
    Okaże się w następnych rozdziałach ;)
    Dzisiaj u mnie też pojawi się nowy rozdział o 19:19 zapraszam ;)

    OdpowiedzUsuń
  7. Hej, hej, hej! Ja, jak to ja, na koniec, ale cicho, wytnie się. Czytam sobie, skończyłam, haha, w 4 dni. To Twoja wina, słyszysz? Powinnam czytać Krzyżaków! Nie strasz mnie, może, co? Byłoby mi niezmiernie miło, poza tym Monika przeczytała z mojego telefonu tytuł, więc no XD Ej, znalazłam pare tekstów z PEWNEJ książki. Karot (D). A tak btw, to tak jakby niech Tymon go zabije, błagaaam. XD I,no halo, Gośka i ktoś tak wredny? Nie rozśmieszaj mnie, hahaa. (Ten sarkazm) Dobra, kończę, łeb mnie napierdala, gorączka męczy i, no halo, jak tak można żyć? ;-;-;

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ha ha, Ty uważaj, żeby to Tymona nic nie zabiło. Poza tym, Boże, to Gośka złamała nogę koniowi Jacka, halo, to ona się z Tymonem całowała. TO ONA BYŁA "TA WREDNA" PRZEZ DWA SEZONY. Może nawet trzy? W sumie w czwartym się spoko w miarę stała, soł... No. Jak miło widzieć zdania złożone w komentach, omg ;-; PEWNA książka jest cudowna, czytam drugą część :*

      Usuń