niedziela, 28 października 2012

Rozdział 8.

Wakacje mijały szybko i zanim się spostrzegłam sierpień dobiegał końca. Oznaczało to rozpoczęcie roku szkolnego i tym samym nowe liceum. Szczerze mówiąc nie miałam pojęcia, że będę się aż tak denerwować. Tuż przed wrześniem zrobiłam duże zakupy. Książki, ciuchy i tak dalej. Stwierdziłam, że na pewno nie będzie łatwo. Trzeba będzie wcześniej wstawać, znaleźć czas na naukę, a potem dochodzi jeszcze opieka nad końmi. Nie mam pojęcia jak sobie z tym wszystkim poradzę. Jakoś jednak muszę to wszystko pogodzić. Na razie postanowiłam się tym nie zamartwiać i czerpać tyle ile się da z resztek słońca.

Weszłam do stajni i już miałam siodłać Melodię kiedy zmieniłam zdanie. Podeszłam do boksu Armagedona.
- Cześć mały. Jak ja cie dawno nie widziałam. - Powiedziałam do konika i pogłaskałam go po miękkiej szyi.
- Widzę, że wróciłaś do rozmawiania z końmi - Usłyszałam rozbawiony głos gdzieś z tyłu. Odwróciłam się i zobaczyłam roześmianego Tymona.
- Co się stało, że masz aż tak dobry humor?
- A nieważne... będziesz na nim jeździć?
- Może... a co?
- A nic. Chociaż w sumie, co powiesz na teren?
- OK tylko jesteś pewien, że to dobry pomysł? W końcu Albatros nie toleruje nawet Melodii, a Armagedon to ogier.
- Właśnie nie jestem pewien... a pozwoliłabyś mi jechać na twojej klaczy? - Rozwalił mnie tym pytaniem. Co prawda dobrze się ostatnio dogadywaliśmy, ale nie byłam pewna. - Przecież wiesz jak jeżdżę i chyba możesz mi zaufać... prawda?
- No nie wiem... albo w sumie co tam, nie zaszkodzi.
- W takim razie siodłajmy je już. Zaraz będzie za gorąco.
Oboje wzięliśmy siodła i osiodłaliśmy konie. Wyjechaliśmy praktycznie w tym samym czasie,(Tyle, że Tymon przepuścił mnie w drzwiach stajni.) dojechaliśmy do bramy i wjechaliśmy do lasu. Mocne słońce prześwitywało między drzewami tworząc piękne prześwity. Nie chcieliśmy jechać nad jezioro, więc kłusowaliśmy po urokliwych ścieżkach, które raz po raz zmieniały kierunek, prowadząc nas w najdalsze  zakamarki. Całą drogę rozmawialiśmy bez przerwy zmieniając tematy.
- A tak w ogóle to do jakiego liceum idziesz? - Zapytał chłopak po około godzinie jazdy.
- Do pierwszego.
- Też tam chodziłem, skończyłem szkołę w czerwcu.
Nagle zdałam sobie sprawę z tego co powiedział. On był rok starszy, a ja dowiaduję się tego dopiero teraz. Nie mogłam uwierzyć też w to, że się nie domyśliłam. Przez chwilę jechaliśmy w ciszy, ale nagle usłyszeliśmy za sobą tentem kopyt. Gdy się odwróciliśmy mignęły nam w oczach dwa wierzchowce. W jednym z nich rozpoznałam Cykadę. Na szczęście jechała na niej Aśka. Nie zniosłabym kolejnego pościgu. Drugiego konia rozpoznał Tymon.
- To Mozambik!
- No a ten drugi to Cykada.
- Chyba Asicy z Jackiem się nudziło.
- Asicy? - Zapytałam zdezorientowana. Czy on mówił o Aśce?
- Tak na nią mówimy. Czyżby ci się nie przedstawiła? - Dodał z szyderczym uśmiechem.
- Nie w ten sposób... jak ja mało o niej wiem - Zaczęłam zastanawiać się na głos.
- Nie ty jedna. - Westchnął chłopak. - No dobra jedźmy już, przecież weterynarz przyjeżdża.
- A co się stało?
- Inga znowu kuleje na tylną nogę. To się powtarza co jakiś czas.
- W takim razie nie ma na co czekać jedziemy.
Zawróciliśmy konie i pogalopowaliśmy w stronę domu krętymi ścieżkami.

***********************************************************************************
No jak mówiłam na kolejną notkę nie trzeba było długo czekać. Całkowicie zmieniam fabułę i wygląd... aby uniknąć nieporozumień :) Mam nadzieję, że w końcu się przebudzicie i skomentujecie. W końcu spadł śnieg więc będzie on moim natchnieniem :D Ważne żeby nie stopniał za szybko... Przesyłajcie mi pomysły na nowe zdarzenia, może coś wykorzystam. Dodatkowo można się ze mną skontaktować poprzez howrse.pl. Nazywam się Dolonga310700 zapraszam na prezentację i do znajomych ;)

1 komentarz:

  1. Cudowny rozdział, ładny wygląd bloga. Z niecierpliwością czekam na nastepny;)

    OdpowiedzUsuń