sobota, 27 października 2012

Rozdział 7.

Jak dobrze, że Jacek jest już zdrowy. Gdyby nie to musiałybyśmy sobie z Aśką poradzić same... no bo w końcu Tymon przez złamaną rękę został zawieszony w wykonywaniu pracy. Nie powiem żebyśmy były z tego zachwycone. Jakoś sam zajmuje się Albatrosem, to dlaczego nie mógłby zrobić czegoś przy innych koniach? Jakby tego było mało to jeszcze rozstawia nas po kątach wmawiając nam, że musimy mu pomagać.
- Podasz mi sprzęt do czyszczenia? - Zapytał, a ja byłam na granicy nerwicy.
- Oczywiście... - Odpowiedziałam chłodno i łaskawie wręczyłam ów sprzęt.
- Eee zajmowałaś się już jakimś koniem?
- Przecież dopiero przyszłam! Niby kiedy miałam to zrobić?!
- No nie wiem... Może w między czasie. - Po tym zdaniu nie wytrzymałam. Wydarłam się na niego jak jakaś psychopatka.
- Słucham?! Gonisz mnie, Aśkę i Jacka cały ranek! Ty bezczelny egoisto! Zajmij się już swoim "pięknym" konikiem a od nas won, idioto! - Z ostatnim słowem chyba lekko przegięłam, bo popatrzył na mnie szeroko otwartymi oczami, w których czaiło się coś co mnie poniekąd przeraziło. Najwyraźniej mocno uraziłam jego dumę. Postanowiłam dokończyć i dodać jeszcze "swoje dwa grosze" - Tak, nie myślisz o nikim tylko o tym swoim narowistym, wrednym koniu i...
- Najwidoczniej się nie myliłem, jesteś dokładnie taka jak myślałem. - Przerwał mi z lekkim uśmiechem.
- To znaczy jaka?
- Nie taka jak Aśka. TY nie dasz sobie rozkazywać, jesteś... dużo silniejsza od niej.
- Słucham? - Nie mogłam w to uwierzyć! Ja się na niego drę, a on się z tego śmieje... Nie rozumiałam jego toku myślenia. Najpierw wystawia moją cierpliwość na próbę, potem daje się wyzywać, a na koniec... dowiaduję się, że on chciał tylko wiedzieć jaka jestem.
- No... to już drugi raz kiedy jestem kontuzjowany. Drugi raz przez niego - Machnął ręką w kierunku Albatrosa. - Aśka znowu robi wszystko co chcę, Jacek czasem stawia opór, a ty... Nie wytrzymałaś nawet dwóch dni.
- I tylko po to rozkazywałeś nam jak jakiś nieudany król? Chciałeś sprawdzić ile wytrzymamy?
- Dokładnie! - Powiedział z satysfakcją i wielkim uśmiechem na twarzy.
- Jesteś nienormalny... a tak w ogóle zapomniałeś, że się do mnie nie odzywasz?
- Było, minęło. Trudno, no chyba, że ty nie chcesz się do mnie odzywać...
- Chmm, kusząca propozycja, ale nie chce mi się ciągle gadać z Melodią - Odpowiedziałam przez śmiech. On również się roześmiał i staliśmy tak dopóki się nie odezwałam.
- No to rozumiem, że chcesz rozejmu? - Zapytałam trochę niepewnie. W końcu jeszcze wczoraj się do siebie nie odzywaliśmy.
- Jak najbardziej.- Potwierdził z tym samym uśmiechem, który od dłuższej chwili nie schodził z jego twarzy.
- W życiu nie pojmę twojego... umysłu. - Znów się roześmiałam.
- Nie tylko ty. Zresztą, wcale mi na tym nie zależy.
- No dobra trzeba się w końcu zająć końmi. Pomożesz mi czy mam wszystko robić... - I znowu mi przerwał:
- Sama? Nie no oczywiście, że pomogę. Czas próby się skończył.
- Cieszę się. - Dodałam z ulgą i oboje poszliśmy w głąb stajni nadal się śmiejąc.

***********************************************************************************
Mam nadzieję, że kolejny odcinek wam się spodobał choć nadal was nie widać... Moi drodzy bardzo proszę o komentarze! Ten odcinek zaliczam do jednego z najbardziej udanych... pisałam go od wtorku ;) Następny rozdział pojawi się niedługo (Dostałam weny twórczej ;D) tak więc do zobaczenia...^^

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz