piątek, 19 października 2012

Rozdział 4.


Chodziłam po podwórzu nie wiedząc kompletnie co robić. Konia wziąć nie mogłam, bo przyjechał kowal, Aśka pojechała na zakupy, no a Jacek... się rozchorował. W stajni zostali tylko wujek i Tymon - Wujek, kontroluje pracę; Tymon jak zwykle odosobniony. Jednak znudzenie wzięło górę. Podeszłam do chłopaka próbując go zagadać.
- Cześć! - Powiedziałam radośnie, miałam nadzieję,że dobry humor mu się udzieli.
- O co ci chodzi? - Zapytał szorstko. Najwyraźniej miałam niezbyt przekonujący ton.
- Nic po prostu nie mam co robić to chciałam pogadać.
- Przecież masz konia.
- I co w związku z tym?
- Nie możesz pogadać z nim?
- Jak już to z nią. To w końcu klacz.
- Wspaniale a ja mam ogiera i się tym nie chwalę.
- Myślałam, że masz wałacha. - Powiedziałam powtarzając to co powiedziała Aśka.
- A ja myślałem o wykastrowniu, ale stwierdziłem, że opuści go cały temperament.
- To chyba nie możliwe - Powiedziałam pod nosem.
- Słucham?
- Nic, nieważne... A tak właściwie ile masz już Albatrosa?
- Dwa lata. A co ty taka ciekawska?
- Jestem nowa chcę się czegoś dowiedzieć o ludziach.
- No cóż w takim razie polecam wycieczkę do miasta zawsze ich tam pełno.
- To może pokarzesz mi drogę, bo nie za bardzo wiem gdzie jest to miasto skoro mieszkamy na wsi.
- Poprawka: to ty mieszkasz na wsi. Ja codziennie dojeżdżam do pracy.
- Tym lepiej. Znasz je dobrze więc masz więcej do pokazania.
- Nie mam ci nic do pokazania.
- No trudno. W takim razie może jednak pogadam z Melodią... wolę dobre towarzystwo - Dodałam zanim zdążyłam ugryźć się w język.
- To nie moja sprawa z kim rozmawiasz byle bym nie był to ja lub Albatros.
Odwróciłam się na pięcie i skierowałam do stajni. Nie chciało mi się co prawda rozmawiać z koniem, ale zawsze mogłam przeprowadzić T-touch albo Join-up w końcu alternatywne metody poznałam jeszcze jako dziecko. Poszłam do boksu, po drodze biorąc uzdę i uwiąz. Wyprowadziłam ją na lonżownik, odpięłam uwiąz po czym odpędziłam ją od siebie unosząc ręce do góry. Wyraźnie zdziwiona pobiegła na ścieżkę i zatrzymała się nie wiedząc co ma robić. Rzucając lonżę w jej stronę popędziłam ją do galopu. Biegła w koło około pół godziny robiąc przy tym zwroty kiedy jej kazałam. Po tym czasie zaczęła pokazywać pierwsze znaki. Najpierw postawiła ucho w moją stronę, a potem obniżyła głowę i zaczęła wykonywać ruchy pyskiem. Opuściłam ramiona i odwróciłam się plecami do niej. Po chwili usłyszałam za swoimi plecami kroki na piasku po czym poczułam, że klacz trąciła moją rękę pyskiem. Udało się! Znów się do niej obróciłam, i pogłaskałam po miękkich chrapach. Biegałam na piasku w każdą stronę, a ona wykonywała za mną każdy ruch... niczym cień. Odprowadziłam ją do stajni. Zdjęłam uzdę i poszłam do domu nie zapominając oczywiście dać jej wcześniej smakołyku. To był długi dzień i cieszyłam się, że nareszcie nadszedł jego koniec.

***********************************************************************************
Dziś jak widać w większości o Tymonie. Sama nie wiem dlaczego, pisałam to co mi przyszło do głowy. Dla tych co czytali serię Heartland. Nie "odgapiam" z książki. Po prostu piszę z własnego doświadczenia. Widzę, że was nie ma... nie ma komentarzy nie ma opowiadań. No i ci co czytają pewnie zauważyli, że wygląd bardzo się zmienił. Jak na razie więcej zmian nie planuję. Mam nadzieję, że pomimo braku komentarzy ktoś jednak to czyta...

1 komentarz:

  1. Wow. Supcio. Przeczytałam wszystkie części Hertland'u i w ogóle nie uważam, że zgapiasz. Bomba

    OdpowiedzUsuń