Chodziłam po podwórzu nie wiedząc kompletnie co robić. Konia wziąć nie mogłam, bo przyjechał kowal, Aśka pojechała na zakupy, no a Jacek... się rozchorował. W stajni zostali tylko wujek i Tymon - Wujek, kontroluje pracę; Tymon jak zwykle odosobniony. Jednak znudzenie wzięło górę. Podeszłam do chłopaka próbując go zagadać.
- Cześć! - Powiedziałam radośnie, miałam nadzieję,że dobry humor mu się udzieli.
- O co ci chodzi? - Zapytał szorstko. Najwyraźniej miałam niezbyt przekonujący ton.
- Nic po prostu nie mam co robić to chciałam pogadać.
- Przecież masz konia.
- I co w związku z tym?
- Nie możesz pogadać z nim?
- Jak już to z nią. To w końcu klacz.
- Wspaniale a ja mam ogiera i się tym nie chwalę.
- Myślałam, że masz wałacha. - Powiedziałam powtarzając to co powiedziała Aśka.
- A ja myślałem o wykastrowniu, ale stwierdziłem, że opuści go cały temperament.
- To chyba nie możliwe - Powiedziałam pod nosem.
- Słucham?
- Nic, nieważne... A tak właściwie ile masz już Albatrosa?
- Dwa lata. A co ty taka ciekawska?
- Jestem nowa chcę się czegoś dowiedzieć o ludziach.
- No cóż w takim razie polecam wycieczkę do miasta zawsze ich tam pełno.
- To może pokarzesz mi drogę, bo nie za bardzo wiem gdzie jest to miasto skoro mieszkamy na wsi.
- Poprawka: to ty mieszkasz na wsi. Ja codziennie dojeżdżam do pracy.
- Tym lepiej. Znasz je dobrze więc masz więcej do pokazania.
- Nie mam ci nic do pokazania.
- No trudno. W takim razie może jednak pogadam z Melodią... wolę dobre towarzystwo - Dodałam zanim zdążyłam ugryźć się w język.
- To nie moja sprawa z kim rozmawiasz byle bym nie był to ja lub Albatros.
Odwróciłam się na pięcie i skierowałam do stajni. Nie chciało mi się co prawda rozmawiać z koniem, ale zawsze mogłam przeprowadzić T-touch albo Join-up w końcu alternatywne metody poznałam jeszcze jako dziecko. Poszłam do boksu, po drodze biorąc uzdę i uwiąz. Wyprowadziłam ją na lonżownik, odpięłam uwiąz po czym odpędziłam ją od siebie unosząc ręce do góry. Wyraźnie zdziwiona pobiegła na ścieżkę i zatrzymała się nie wiedząc co ma robić. Rzucając lonżę w jej stronę popędziłam ją do galopu. Biegła w koło około pół godziny robiąc przy tym zwroty kiedy jej kazałam. Po tym czasie zaczęła pokazywać pierwsze znaki. Najpierw postawiła ucho w moją stronę, a potem obniżyła głowę i zaczęła wykonywać ruchy pyskiem. Opuściłam ramiona i odwróciłam się plecami do niej. Po chwili usłyszałam za swoimi plecami kroki na piasku po czym poczułam, że klacz trąciła moją rękę pyskiem. Udało się! Znów się do niej obróciłam, i pogłaskałam po miękkich chrapach. Biegałam na piasku w każdą stronę, a ona wykonywała za mną każdy ruch... niczym cień. Odprowadziłam ją do stajni. Zdjęłam uzdę i poszłam do domu nie zapominając oczywiście dać jej wcześniej smakołyku. To był długi dzień i cieszyłam się, że nareszcie nadszedł jego koniec.
***********************************************************************************
Dziś jak widać w większości o Tymonie. Sama nie wiem dlaczego, pisałam to co mi przyszło do głowy. Dla tych co czytali serię Heartland. Nie "odgapiam" z książki. Po prostu piszę z własnego doświadczenia. Widzę, że was nie ma... nie ma komentarzy nie ma opowiadań. No i ci co czytają pewnie zauważyli, że wygląd bardzo się zmienił. Jak na razie więcej zmian nie planuję. Mam nadzieję, że pomimo braku komentarzy ktoś jednak to czyta...
Wow. Supcio. Przeczytałam wszystkie części Hertland'u i w ogóle nie uważam, że zgapiasz. Bomba
OdpowiedzUsuń